środa, 31 lipca 2019

Od Sarethe CD. Johena

Powędrowałam korytarzem dla służby nie mogąc się skupić na jednej myśli. W głowie huczało mi od pytań i wątpliwości, jakie nasuwały się po dzisiejszym dniu. Nie sądziłam, że humor naszego księcia tak diametralnie się zmieni i odpuści sobie mój wybryk z wyścigiem. Zaadoptowane szczenie to strzał w dziesiątkę dla naszego samotnego chłoptasia. Teraz będzie miał z kim czas spędzać, choć miewa go niezbyt wiele. Będzie mógł mu wszystko powiedzieć, co od strony osób 3 będzie wyglądać dziwnie to za to o wiele lżej robi się na serduszku. Nie raz i nie dwa tak spróbowałam. Czułam się wówczas zażenowana, bo i tak nigdy nie była sama choćbym bardzo tego chciała. Matka mnie słuchała. A potem ten kretyn, który każe siebie nazywać demonem.
Weszłam do kuchni z pupilkiem na rękach i początkowo nie zwrócił on niczyjej uwagi. Zgrabnie wyminęłam parę osób znajdując się przy znajomym kucharzu. Stanęłam obok niego przyglądając się w ciszy jego staraniom w gotowaniu. W głębi siebie bardzo chciałam choć trochę umieć gotować jak on. Odchrząknęłam orientując się, że jest tak pochłonięty, iż równie dobrze mógłby na mnie wpaść i nawet tego nie zauważyć. Chłopak złapał się za miejsce gdzie teoretycznie znajduje się serce podpierając się o blat stołu.
-Na bogów! Czym sobie zasłużyłem na takie traktowanie? -zapytał uspakajając swój oddech.
-A bo ja wiem... -wzruszyłam ramionami głaszcząc brudne futerko zwierzątka.
-A skąd masz...- na chwilę przerwał. -Czyj jest? Przybłęda? Jak się wabi? Książę ma pojęcie, że przywlekłaś szczeniaczka do zamku? -zaczął zasypywać mnie toną pytań, na które odpowiadać mi się nie chciało.
-Wie o nim, należy do Jego Wysokości Księcia Johena Ceuzera. I przyrządź mu coś do jedzenia. Z jego rozkazu oczywiście -uśmiechnęłam się niewinnie.
-Umiem gotować dla ludzi ale nie mam pojęcia jak obchodzić się z żołądkiem uroczego pieska -podrapał się po karku z zakłopotaniem.
-To raczej nic trudnego. Ważne żeby było mięso? Jest na takim etapie, że raczej wcina mięso czy resztki z obiadu aniżeli miał się żywić bardziej płynnymi posiłkami -służyłam pomocą sama do końca nie wiedząc jaką opieką obdarzyć psa Johena.
Bo właśnie tu rodził się kolejny problem. Mamy kogokolwiek kto się na tym zna na tym dworze? Odpowiednia tresura, posiłki, pielęgnacja. Kto mu to zapewni? Długo też nie dali mi pogrążyć w myśleniu ponieważ część służby zleciała się zobaczyć szczeniaka. Logicznym więc było, że kiedy został nakarmiony, niezwłocznie zabrałam go z rąk służby. Czułam na sobie dwojakie spojrzenia mieszkańców, co z lekka wprawiało w dyskomfort. Stanęłam przed drzwiami do komnat Johena i zapukałam grzecznie zachowując się tak jak służba zachować się powinna. Weszłam do środka oświadczając, że powierzone mi zadanie wykonałam należycie.
-Usiądź nie musisz tak stać -te słowa trochę mnie zaskoczyły choć może nie powinny? A może faktycznie jeszcze nie znam go na tyle na ile uważam. Ze zmarszczonymi brwiami przyglądam się jak mężczyzna bawi się z psem. -Nadajemy mu jakieś imię -choć zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie, ja wiem, że to było pytanie. Otwieram usta i na chwilę je zamykam.
-Myślę, że tak, panie. Choć tak naprawdę nie mam najmniejszego pojęcia jakie. To twoja decyzja, panie -stwierdzam dość wymijająco, bo naprawdę jestem beznadziejna w wymyślaniu imion czy nazw.
-Chciałbym usłyszeć twoją propozycję. W końcu razem go znaleźliśmy, tego potwora -zakpił sobie z tej sytuacji. Odchrząkuję.
-W takim razie Bestia, choć prawdę mówiąc dla mnie może i być Kajtek -staram się nie zabrzmieć wrednie, choć moja odpowiedź miała charakter uszczypliwy. Johen na chwilę przerywa zerkając w moją stronę.
-Dobrze, dobrze. A teraz poważnie ? -zapytał odczytując bezbłędnie intencję mojej wypowiedzi, która niestety na moją niekorzyść również w połowie była poważna.
-Bestia, Kajtek... nie mam totalnie głowy do nadawaniu imion, panie. Choć zapowiada się na dużego psiaka, to zostałabym przy Bestii - kiwam zachowując powagę na twarzy.
Korzystając z nieuwagi Johena i małym zainteresowaniem moją osobą, sprawdzam stan mojej nogi. Medycy są świetni, mimo że zostanie blizna to wcale nie boli i pozwala normalnie funkcjonować.
-I jak? -podskakuje na krześle. Nogawkę spodni nadal mam podwiniętą odsłaniając dość nieładną bliznę.
-Zostanie ślad, ale tak jak zapewniałam. Nie przeszkadza mi w normalnym funkcjonowaniu. Dziękuję za troskę, Panie -kiwam głową i patrzę na merdający ogonek. - A książę? Książę jakie chce nadać mu imię? -pytam żeby oddalić rozmowę od mojej rany.

Johen?

Liczba słów: 692

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz