czwartek, 11 lipca 2019

Od Mordimera CD. Samuela

Balansowałem na przepaści, między życiem, a śmiercią. Nigdy nie podawaj swej prawdziwej natury – ta myśl gdzieś kołatała mi się z tyłu głowy, ale zbyt cicho. Chłopak brzmiał nawet prawdziwie, ale czy większość ludzi, którzy szukają takich jak ja, nie są idealnymi aktorami, by w podobnej sytuacji zmylić przeciwnika? Wszystko ze sobą walczyło, ale czy nie należało mu wytłumaczyć przyczynę tak szybkiej regeneracji? A może mu wystarczy wiadomość, że jestem o prostu Wygnańcem? Chociaż tego już sam się domyślił. Zaryzykować i zaufać C Z Ł O W I E K O W I? Komuś, kto nas bez mrugnięcia okiem wybija, zdradza i prześladuje?
Zerknąłem na książkę. W każdej historii jest jakiś odmieniec, niezgadzający się z panującymi zasadami na świecie. Mały buntownik, który nie boi się o siebie, tylko innych. Potem spojrzałem na Samuela, czy był tym małym wyjątkiem, któremu można było zaufać?
„I tak już to zaszło za daleko, wie, że jestem wygnańcem, więc jaka to będzie różnica, jeśli będzie wiedział którym?”
- Zawsze byłeś taki uparty? - zapytałem cicho, gdy podjąłem decyzję. Chłopak po chwili ciszy pokiwał twierdząco głową. „No to trafił mi się przeciwnik”, pomyślałem sarkastycznie. - Ale jesteś świadom, że jeśli coś wyjdzie na jaw, to pierwszym podejrzanym i być może zamordowanym z tego powodu, będziesz ty? - upewniłem go. Zobaczyłem, jak przełyka ślinę.
- Wiem. Tylko… nie ruszaj mojej matki – uśmiechnąłem się.
- Jasne – odpowiedziałem. - Jestem hybrydą lisa, ale na twoje szczęście, nie pokażę ci mojej prawdziwej formy – Samuel wyglądał przez chwilę, jakby tę informację powoli przetwarzał w głowie, dlatego dałem mu chwilę, by ją przyswoił.
- Dlaczego? - zapytał po chwili ciszy.
- Przestałem panować nad mocą i nie umiem jej „wyłączyć” - powiedziałem szczerze. Nie było mi z tego powodu przykro czy głupio. Cieszyłem się, że nie musiałem się wysilać, by cały czas działała. Najgorsze jest tylko, gdy sama się wyłącza… dalej nie wiem kiedy. - Właśnie, powiedz mi jedną rzecz. W jaki sposób się domyśliłeś, że nie jestem człowiekiem? - to pytanie najwidoczniej go zaskoczyło, ale odpowiedział od razu.
- W pierwszy dzień, kiedy, można powiedzieć, cię napadłem, zobaczyłem rudy ogon, o który się wywrócił złodziej. Później gdy byłeś u mnie z raną, na ułamek sekundy znowu go zobaczyłem oraz twoje uszy – siedziałem i milczałem przez chwilę. To musiało oznaczać, że moja moc się wyłączała wtedy, gdy byłem bardzo słaby oraz kiedy używałem danego atrybutu. Dobrze, teraz wiem, kiedy uważać, bym nie natrafił na kogoś podobnego do zielarza, nie potrzebuje tłumów, którzy będą wiedzieli, kim jestem. Po chwili uderzyła we mnie jedna myśl.
- Ej, nie jestem rudy – powiedziałem oburzony. - I dzięki za te informacje, teraz wiem jak unikać takich jak ty – stwierdziłem i chociaż w moim głosie nie było słychać złości czy irytacji, musiało to tak zabrzmieć, ponieważ uśmiech zszedł z twarzy chłopaka. Zmarszczyłem brwi, przecież nie o to mi chodziło. - Nie ważne… - mruknąłem i wstałem od stołu. - Lepiej będzie, jeśli wrócisz do domu, jest już ciemno – powiedziałem, zerkając na okno. Idealną sobie porę na odwiedziny wybrał, naprawdę. Ludzie by nawet nie zobaczyli, jak wyciągam jego martwe truchło z domu i zakopuje w ogródku.
- No właśnie… jest już ciemno – powiedział zakłopotany po czym wstał.
- Zapomniałem, że boisz się ciemności – stwierdziłem lekko rozbawiony.
- Nawet męski mężczyzna może bać się ciemności – powiedział urażony, przewróciłem oczami.
- Odprowadzę cię – zaproponowałem, gdyż wiedziałem, że sam się nie ruszy z mojego domu, a jeśli już, padnie na zawał przy pierwszym lepszym zakręcie.
- Dziękuje – powiedział szczęśliwy i zaraz znalazł się obok mnie przy drzwiach. Na chwilę się zatrzymałem i mu się przyjrzałem. Był uśmiechnięty, w oczach tańczyły iskry i nie przeszkadzał mu fakt, że nie byłem człowiekiem.
- Coś mam na twarzy? - zapytał, gdy przyglądałem mu się zbyt długo.
- Na prawdę nie boisz się mnie? Pomimo, że nie jestem człowiekiem? - zapytałem od razu.
- Nie bałem się ciebie na starcie, kiedy uważałem cię za człowieka. Czemu teraz miałbym? W dalszym ciągu jesteś tą samą osoba – jego odpowiedź mnie zdziwiła, ale i wywołała na mojej twarzy lekki uśmiech.
Wyszliśmy z domu, zamknąłem go na klucz, na wypadek, gdyby jakiś rabuś nas właśnie obserwował i czekał, aż opuścimy moje lokum. Drogi nic nie oświetlało, nawet księżyc w połowie ukrywał się za chmurami, dlatego naszym jedynym źródłem światła była lampa naftowa, jaką ze sobą zabrałem.
- Wiesz co? - odezwał się nagle Samuel, brzmiał w tej chwili jak małe dziecko. - Uwielbiam koty – spojrzał na mnie, dając mi do zrozumienia, że to ja byłem tym kotem. Momentalnie położyłem po sobie uszy, a ręce mi opadły. Poczułem się tak zażenowany i urażony, że dałem mu pstryczka w nos. Jęknąłem i złapał się za niego. - Za co to… - powiedział zduszonym głosem, gdy masował swój obolały nos.
- Jestem lisem, nie kotem. Lis zjada koty – powiedziałem ponuro, a towarzysz nie drążył już tego tematu, zamiast tego przeszedł a inny tor.
- Czy wygnańcy maja swój własny, uniwersalny język? - pokręciłem przecząco głową, czując, że to nie jego ostatnie pytanie. Szykowała się długa noc. - A potrafisz rozmawiać z lisami?
- Tak.
- Potrafisz syczeć jak lis? - cicho się zaśmiałem.
- Kiedyś, jak byłem mniejszy, teraz nie próbowałem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, przypominając sobie, że kiedy kłóciłem się z siostrą, syczeliśmy i warczeliśmy na siebie.
- Czy hybryda owcy je trawę? - cicho się zaśmiałem, niektóre pytania były zabawne.
- Jeszcze się z taką nie spotkałem, ale według mnie ograniczają się tylko do warzyw.
- Czy jako pół-zwierzęta macie dziki instynkt?
- Po części, to zależy. Jeśli ktoś mieszka całe życie w lesie, ma lepszy instynkt niż taki mieszczuch jak ja.
- Czy twoje zmysły też są nadnaturalne? - pokiwałem twierdząco głową. - Czy masz zapędy zoofilistyczne – zatrzymałem się, nie mogą uwierzyć w to, co usłyszałem. To zdecydowanie za daleko poszło, a nawet nie przeszliśmy połowy drogi! Patrzyłem na niego jak na idiotę, ale on cierpliwie czekał na odpowiedź.
- Jeśli masz na myśli inne hybrydy, to może – odpowiedziałem i tu na chwilę pytania się zakończyły.
- Mordimer – odezwał się po trzech minutach ciszy. - Co myślisz o ludziach? - jego pytanie mnie zdziwiło, ale postanowiłem na nie odpowiedzieć.
- Nie zdziw się, ale człowiek, wygnaniec, jeden pies – skorzystałem z jego słów, zerknąłem na niego. - Wszyscy czują, mówią, żyją, mają rodziny, przyjaciół, pracują… tak samo się mordują, gwałcą, poniżają – dodałem trochę mniej entuzjastycznie. - Chociaż szczerze uważam, że wasza rasa jest głupsza od wygnańców – dodałem z małym uśmieszkiem.
- Co? Dlaczego? - czy w jego głosie mogłem usłyszeć oburzenie?
- Bo wy wierzycie we wszystko, co usłyszycie o nas. A my lepiej znamy prawdę – wytłumaczyłem, na co ten wzruszył ramionami.
- Może masz racje – mruknął. Oczywiście, że ją miałem.
- Usłyszałeś coś kiedyś o hybrydach? - zapytałem po krótkiej chwili ciszy.
- Szczerze, niewiele. Wiem tylko tyle, że ogólnie uważane są za niebezpieczne. I jeśli jakiegoś spotkamy, powinniśmy zgłosić to królewskim.
- Póki mnie nie spotkałeś, wierzyłeś w to? - przez chwilę się zastanawiał.
- Po części tak. W sumie i teraz uważam, że możesz być niebezpieczny. Jednak nie sądzę, że jesteś potworem – uśmiechnąłem się, to było miłe.
- Racja, ale powiem ci, że każdy może być niebezpieczny, nawet twoja matka czy ty sam. A co do bycia potworem, to wiem, że czasem ludzie są gorsi od nas – stwierdziłem dość posępnie. Nasłuchałem się wielu historii, w których ludzi potrafili zamordować innego, z myślą, że jest wygnańcem, nie zastanawiając się, że osierocą tym samym niewinne dziecko. - Wiesz co moja babka całe życie mówiła? Mniej więcej to, co ludzcy rodzice swoim dzieciom, chociaż moja jeszcze lubiła straszyć, że wy zjadacie oczy jak jajka, a z wątroby robicie rękawiczki – na ostatnie oboje się cicho zaśmialiśmy.
- Chciała cię chronić.
- Nawet za bardzo.
Doszliśmy do domu Samuela, droga minęła mi jednak szybciej, niż sądziłem. Nawet przyjemnie mi się z nim rozmawiało. Śmieszne, że wystarczyło się wyzbyć strachu o tym, że może się dowiedzieć kim jestem, bym przestał się czymkolwiek przejmować.

<Samuel? Dumna z tego jestem xd>

Liczba słów: 1248

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz