piątek, 26 lipca 2019

Od Samuela CD Lucid'a

Gdy obudziłem się następnego dnia, brutalnie wyrwany ze snu przez
nachalne promienie wschodzącego słońca, zarówno Króla jak i Lucida nie
było już w moim domu. Przekonałem się o tym w zasadzie szybko, a
dokładniej gdy tylko przekroczyłem próg przeznaczonych dla nich,
gościnnych pokoi. Tam, zamiast chorowitego starca tymczasowo
pozbawionego korony oraz niedożywionego mężczyzny z nadmiarem
cholernego testosteronu, zastałem jedynie puste, niepościelone łóżka
oraz drobną, skórzaną sakwę. Jak wkrótce miałem się przekonać, w jej
wnętrzu znajdowały się pozłacane monety o wysokich nominałach, których
wartość równała się z moim rocznym dorobkiem.
     - Królewscy naprawdę nie mają na co wydawać pieniędzy… -
mruknąłem, chowając pieniądze do kieszeni spodni. Następnie posłałem
łóżka, pozamiatałem podłogi i sprzątnąłem porozrzucane po kątach,
puste fiolki po różnego rodzaju specyfikach, tym samym doprowadzając
sypialnie do stanu, w którym zastali go przyjezdni. Gdy stan czystości
pokoi był dla mnie satysfakcjonujący, ruszyłem z zamiarem
przeprowadzenia poważnej rozmowy z matką. Wiedziałem, że będę musiał
dość szczegółowo wytłumaczyć jej zaistniałą sytuację.
Szczerze mówiąc, odejście mężczyzn było dla mnie ogromną ulgą. Chociaż
czułem pewne rozczarowanie z powodu tego, że nie udało mi się w żaden
sposób pomóc choremu Władcy, wiedziałem jednocześnie, że zniknięcie
tej dwójki niosło za sobą same plusy. Nie byłem już odpowiedzialny za
stan zdrowia Króla, przez co nie musiałem odpowiadać za ewentualne
powikłania. Dodatkowo uniknąłem problemów, których mógłbym sobie
narobić, gdyby kuracja w jakimkolwiek stopniu nie spodobała się opinii
publicznej. Jednocześnie nie musiałem użerać się z Lucidem, który od
samego początku działał mi na nerwach. Jego sposób bycia doprowadzał
mnie do szału. Pomijając już kwestię dobierania się do mnie– chyba nie
musze tłumaczyć, że w takich okolicznościach,, nieco kulawy plan
zawładnięcia moim ciałem i duszą nie miał prawa się powieść?
     - Dzień dobry – przywitała mnie ciepło matka gdy tylko
przekroczyłem próg salonu. Kobieta siedziała wygodnie w fotelu,
popijając aromatyczną, zieloną herbatę. – Jak spałeś? Co z naszymi
gośćmi?
Nerwowo przełknąłem ślinę. W duchu pokrzepiałem się myślami, że
decyzja o odejściu nie została podjęta przeze mnie, a przez samego
doradcę Króla. Tylko to, choć minimalnie, podnosiło mnie na duchu.
Wiedziałem, że tej rozmowy, tak samo jak tamtej wczorajszej, nie byłem
w stanie pominąć.
     - W nocy odeszli. Dzięki naszym lekom stan Króla był na tyle
stabilny, żeby mogli wpakować go do wcześniej przygotowanej bryczki.
Lucid zadecydował, że mimo skuteczności, nie mają czasu czekać na
wyniki naszych badań. W takich okolicznościach wolą zaufać twardszemu
sposobowi działania. Z rana zabierają Króla do lekarza, który mieszka
poza murami. Ten poda mu antybiotyki, które rzekomo mają magicznie
ozdrowić Ceuzera – skłamałem, ostrożnie kładąc na stole wypełnioną po
brzegi sakwę. – Zapłacili nam. I to dość solidnie. Wychodzi na to że
nasza rola tu się kończy.
Kobieta spojrzała na mnie z dezaprobatą wypisaną na twarzy. Mimo
uprzednich założeń, poczułem, że na starcie ma nade mną sporą
przewagę. Cała ta rozmowa nie mogła skończyć się dobrze.

~~

     - Co tu robisz? – spytał oschle mężczyzna, powoli wynurzając się
z wody. – Albo inaczej, czego tu szukasz? – jego ton, jak zwykle,
przepełniony był nadmierną pewnością siebie. Błękitne oczy, jak i
wcześniej, ciskały we mnie świadomością, że w tej chorej hierarchii
jestem jedynie osobnikiem omega. – Nie jesteś tu potrzebny, dostałeś
zapłatę. Sam doskonale sobie poradzę.
Głęboko nabrałem powietrza. Z trudem przełknąłem ślinę, siląc się na twardy ton.
     - Razem z matką stwierdziliśmy, że mimo wszystko jesteśmy
zobowiązani, aby pomóc Jego Królewskiej Mości jak tylko potrafimy. W
końcu to właśnie do nas przyszliście z prośbą o pomoc – powiedziałem,
z trudem nie uginając się pod naporem spojrzenia rozmówcy. – Mam przy
sobie kilka ziół, które pomogą Królowi zostać przy siłach na czas
podróży. Mogę codziennie dbać o to, żeby fizycznie jego stan się nie
pogarszał. Będę wam towarzyszyć, dopóki Władca nie wyzdrowieje. Jak
twierdzi moja matka, to leży w naszym obowiązku, zwłaszcza po tym, co
dla nas zrobiłeś… Chociaż ona nie wie, że najpewniej preferowałbyś
inny sposób zapłaty – to ostatnie dodałem po chwili nieco ciszej.
Lucid zamilkł. Ostrożnie wyszedł z wody, aby następnie okryć się
pozostawionymi przy brzegu ubraniami. Te niedbale oplotły jego ciało,
gdzieniegdzie przesiąkając wilgocią. Następnie podszedł bliżej,
opierając zimne dłonie na mojej klatce piersiowej. Poczułem, jak jego
palce wbijają się w moją skórę.
     - W takim razie co z moim wynagrodzeniem? Nie dość, że pomogłem
wam wyzbyć się traumy rodzinnej, darowałem nieumiejętne obchodzenie
się z Królem, które miało spowodować jego śmierć, a do tego zapłaciłem
za to wszystko sumą, którą wcześniej mogłeś widzieć jedynie w
wyobrażeniach, to jeszcze mam wziąć cię na tę wyprawę, narażając całą
akcję na niepowodzenie i sromotną porażkę? – spytał cynicznie, po raz
kolejny miażdżąc mnie zimnym wzrokiem. – Jesteś śmieszny, Samuelu. Po
tym wszystkim mógłbyś mieć choć tyle klasy, żeby siedzieć cicho i nie
wchodzić w moje interesy.
Mężczyzna wysyczał ostatnie zdanie wprost do mojego ucha, po czym
odszedł w kierunku prowizorycznego obozowiska. Tam, tuz obok kilku
niewielkich pakunków, odpoczywał król. Jego blada, wychudzona twarz
wyglądała jeszcze gorzej niż wtedy, gdy ostatnio go widziałem.
     - Po wszystkim zrobię to, co będziesz chciał – odparłem twardo,
przekrzykując tumany pędzącego wiatru. Mężczyzna zatrzymał się w pół
kroku, po chwili obracając głowę w moim kierunku. – Jeśli król będzie
bezpieczny, a ja będę miał tego namacalny dowód, który będę w stanie
przedstawić matce, oddam ci się na jedną noc. Do wschodu słońca
zrobisz ze mną co dusza zapragnie. Nie ważne, czy będę pleść warkocze,
czy z tobą spać – syknąłem, nawiązując do jego wcześniejszych słów. –
Jednak do tego momentu nie możesz nawet tknąć mnie palcem, o ile
wyraźnie ci na to nie pozwolę.
     - Myślisz, że jestem skłonny zgodzić się na twoje idiotyczne
zasady? – prychnął retorycznie.
     - Nie wiem, dlatego czekam na odpowiedź. Czy jesteś w stanie
chwilowo opuścić gardę i zgodzić się na te idiotyczne warunki?

(?)

Liczba słów: 918

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz