Nie dowiedziałam się niczego wartościowego, ale zawsze to jakiś początek. Zaczynałam nieco rozumieć to pismo i byłam pewna, że po krótkiej praktyce opanowałabym go.
Zdziwiło mnie jak dobrze Mordimerowi szło nauczanie. Czułam się przy nim bardzo dobrze, a on sam posiadał coś wyjątkowego, o sprawiało, że chce się go słuchać.
Ostatnie zdanie mnie poruszyło i skłoniło do głębszych przemyśleń. Zgadzałam się z nim, a jednocześnie nie do końca byłam tego pewna. Dopadły mnie wątpliwości, które jedynie spowodowały irytację. Magiczne istoty nie są dobre. Jestem pewna, że gdzieś istnieje jakaś organizacja i już niedługo nastanie kolejna wojna. Ludzie w takim obrocie spraw będą bezsilni.
Chociaż z drugiej strony ciekawie byłoby poznać kogoś takiego. Może byliby lepszymi kompanami.
Odpowiedź chłopaka na moje pytanie wydała mi się dziwnie wymijająca. Być może niepotrzebnie zabieram mu czas i ma dosyć mojego towarzystwa. Ewentualnie kryje się za tym coś więcej.
- Zgadzam się. – przytaknęłam mu i posłałam wdzięczy uśmiech. – Dziękuję za poświęcony czas.
Na jego twarz również zagościło łagodne wykrzywienie ust. Emanowała od niego dziwna aura spokoju i egzotyki. Być może to przez te niespotykane oczy.
- Do usług. – zaśmiał się.
Oboje pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę. Cały czas zastanawiałam się nad puentą księgi. Kiedy byłam mała i głupia, też pragnęłam wymyślnych mocy. Ogarniał mnie smutek na myśl, że mam pozostać zwykłym szarym człowiekiem. Wciąż przeraża mnie to, jak mało znaczę na tym świecie. Gdybym teraz umarła… Kto zwrócił by na to uwagę?
Moje przemyślenia skończyły się dopiero wtedy, kiedy stanęłam przed drzwiami szefa. Miałam przyjąć kolejne zlecenie.
Rozmowa z tym palantem nie należała do przyjemnych. Szybko zabrałam potrzebne dokumenty i ruszyłam na łowy. Dzisiejsza ofiara nie była zwyczajna. Ku mojemu zdziwieniu było to nieco starsze dziecko. Nie często się to zdarzało, a jeszcze rzadziej przypadało mi takie zadanie mojej osobie.
Udałam się w wyznaczone miejsce. Tam zastałam starą i zniszczoną ruderę. Wyglądało na to, że już dawno nikogo tu nie ma, a dom spłonął, pozostawiając niebezpieczne szczątki.
Mimo tego nie mogłam opuścić miejsca, bez wykonania zadania. Powolnym i ostrożnym krokiem ruszyłam do byłego mieszkania. Wszędzie było mokro i nieprzyjemnie przez wcześniejszą burzę.
Upewniwszy się o swoim bezpieczeństwie, obeszłam wszystkie kąty i zakamarki. Nie było tutaj nic, dosłownie. Niesamowicie irytował nie fakt, że straciłam tylko czas.
Postanowiłam wracać do miejsca pracy, gdzie miałam złożyć raport, a raczej jego brak. Nagle za plecami usłyszałam szmer, a kiedy się odwróciła zobaczyłam mój dzisiejszy cel.
Była to drobna, około czternastoletnia blondynka. Jej zielone oczy wyrażały strach, a ciało pokrywały blizny i niemal bezużyteczne ubrania. Chyba ona sama nie spodziewała się, że mnie spotka, bo stanęła i nawet nie mrugnęła. Jakby to w ogóle miało jej w czymś pomóc.
Nie mogłam uwierzyć, że to ktoś kto może mieć związek z magicznymi istotami. Wiedziałam jednak , że wygląd wcale nie świadczy o braku mocy. Kiedy tak stała wyglądała jak czysta niewinność.
Zacisnęłam dłoń na sztylecie, ale pozostawiłam go w pochwie, ukrytej na moich plecach.
- Zostaw mnie! – krzyknęła, przybierając wściekły wzrok.
Uśmiechnęłam się lekko i przymrużyłam oczy.
- Był tu ktoś inny? – zapytałam, obserwując uważnie jej wątłe ciało.
Jeśli miałaby szansę normalnie żyć i dojrzewać z pewnością byłaby piękną kobietą. Na tyle, aby swoją urodą kraść męskie i damskie serca. Przez chwilę w moim sercu pojawiło się współczucie, które następnie zastąpiła zazdrość. Sama nie wiem dlaczego, po prostu nie mogłam pozwolić, aby była tą dziewczyną z przyszłości. Zaiste egoistyczne podejście, ale trudne do opanowania.
- Idź stąd. – rozkazała, a jej postawa zmieniła się na bardziej pewną siebie.
Nagle poczułam dziwny zapach, a potem nie rozpoznawałam czasu i miejsca. Ogarnęło mnie przerażenie i poczucie winy. Poczułam się mała i bezbronna.
Próbowałam się uwolnić z niewidzialnego uścisku, ale nie potrafiłam. Moje szarpania przynosiły przeciwny do zamierzonego efekt. Za chwilę nastąpiła rażąca jasność i znalazłam się w dobrze znanym mi miejscu.
Przede mną stała moja mama, a obok obcy mężczyzna. Jego ruda czupryna falowała na wietrze, aby zaraz zniknąć za pagórkiem. Widziałam jedynie jego masywne plecy, a potem pojawiła się przede mną zmartwiona twarz rodzicielki. Jej mocno niebieskie oczy i łagodne rysy mocno we mnie uderzyły. Blond włosy, które miała długie i zadbane, dotykały jej ostrych kości policzkowych.
- Nie wie co traci. – pogłaskała moją pulchną twarz, aby następnie złożyć słodki pocałunek na czole.
Kolejny rozbłysk, a za chwilę ta sama twarz, tym razem cała okaleczona. Włosy zmieniły barwę na krwisty, a oczy pusto patrzyły w moje. Nie reagowała na mój płacz, na mój dotyk. Pozostawała niewzruszona. Jej ciało pozostało pustym naczyniem.
Wizja się urwała, a ja ponownie stałam pośrodku spalonej rudery. Przez dłuższy czas łapałam oddech i powracałam do rzeczywistości. Dlaczego te sceny tak mną poruszyły?
Dziewczyna zbiegła, a ja pozostałam z kołatającym sercem.
Na następny dzień obudziłam się z niesamowitym bólem głowy i beznadziejnym humorem. Nadal nie zakończyłam swojego zadania, które teraz wydawało mi się dziwnie ciężkie. Z nieznanego mi powodu nie chciałam zabijać blondynki. Może to była jej moc?
W południe znalazłam się w mieście. Nie mogłam się na niczym skupić, a wrzask panując na ulicach dodatkowo mnie irytował. Szłam przed siebie nie pacząc na nikogo i często wpadając na nieznajomych.
w pewnym momencie dostrzegłam twarz niedoszłej ofiary. Cel poruszał się szybko, ale zauważyłam, że się uśmiecha. Nie czekając długo ruszyłam za nią.
Niedługo potem okazało się, że skręciła do szkoły, w której nigdy nie byłam. Powróciły dziecięce marzenia o chodzeniu z rówieśnikami i spędzaniu wspólnie czasu.
Ruszyłam za dziewczyną, ale bardzo ostrożnie. Było tutaj dużo ludzi, ale większość nie zwracała na mnie uwagi. Niestety straciłam ją z widzenia, kiedy weszła do budynku szkoły.
Bałam się tam wejść. Nie mogłam się poruszyć. Po prostu stałam i patrzyłam na zamknięte drzwi.
- Witaj. – wystraszyłam się głosu dochodzącego gdzieś obok. – Nie widziałem cię nigdy na zajęciach.
Odwróciłam nerwowo głowę, ale szybko poznałam osobę mówiącą. Przede mną stał elegancko ubrany Mordimer, trzymając w ręce jakieś zapisane papiery. Jego spokojna twarz nieco mnie uspokoiła.
- Hej. – odpowiedziałam szerokim uśmiechem, ale równie nerwowym. – Chciałam tylko coś zobaczyć. Nigdy się nie uczyłam. Nie w typowej szkole.
Wzruszyłam ramionami.
- Rozumiem. Na pewno bywa tutaj… głośno.
Zauważyłam, że mijający nas uczniowie skłaniają mu się i mówią stosowne powitanie.
- Oh, jesteś nauczycielem? – uniosłam brwi, a co on przytaknął. – Zazdroszczę cierpliwości.
Nagle w drzwiach pojawiła się osoba, której szukam i zaczęła nerwowo zerkać to na mnie to na Mordimera.
- Uczysz ją? – zapytałam szybko w nadziei, że dowiem się o niej więcej.
Przy okazji mam okazję poznać uczonego, co nieco mi imponowało. To wyjaśniało jego znajomość tamtego języka.
<Mordimer? Wybacz za błędy, ale sprawdzane na szybko ^^’>
Liczba słów: 1060
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz