Uśmiechnąłem się półgębkiem na ten widok. Osóbka, która jeszcze kilkanaście minut temu bez większych problemów zdjęła wyższego i potężniejszego przeciwnika, aktualnie zarumieniona i zawstydzona daje się spokojnie prowadzić za rączkę. Nikt nie powinien powiązać nas z tym incydentem.
- Dobrze ci idzie – powiedziałem ciepło, chcąc dodać jej otuchy. Nie byłem za bardzo przekonany do tego pomysłu, czułem się nieswojo w tej roli, może dlatego, że nie nigdy miałem żadnego konkretnego wzorca do naśladowania . Skoro jednak była to jedna z najpewniejszych wersji, która odgoni od nas wszelkie podejrzenia, trochę poświęcenia z naszej strony to nic.
Obrączka nieprzyjemnie ciążyła mi na palcu. Nie jestem przyzwyczajony do noszenia tego typu błyskotek, chłód metalu lekko mnie dekoncentrował i pewnie minie trochę czasu, zanim się do tego przyzwyczają. Przez to mimowolnie przypomniał mi się obraz taty i zdałem sobie sprawę, że on nigdy nie nosił obrączki; ani na palcu ani na zawieszonym łańcuszku na szyi, jak to robią wdowcy. Pewnie moi rodzice w ogóle nie byli małżeństwem.
Jak już wcześniej wywnioskowałem, faktycznie wszyscy się już zebrali. Obok stolika, przy którym jeszcze nie tak dawno jedliśmy, pojawiło się spore kółeczko gapiów. Wszyscy goście z przerażeniem szeptali między sobą i skutecznie zasłaniali nam widok. Westchnąłem cicho i jeszcze raz, tym razem już bardziej dyskretniej, zerknąłem na moją towarzyszkę. Zdecydowanie muszę zakodować w umyśle, że jej wygląd uległ zmianie, bo odczuwam lekkie zaskoczenie za każdym razem, kiedy tylko na nią patrzyłem. Add odwzajemniła moje spojrzenie i miałem wrażenie, że była spokojniejsza i bardziej opanowana ode mnie, albo tak dobrze ukrywała swoje emocje.
Przedstawienie czas zacząć.
Ruszyliśmy w stronę tłumu, z niepokojem wymalowanym na twarzach i nadal ze splecionymi dłońmi. Z panującego szumu mogłem wyodrębnić już pojedyncze zdania. Każdy miał swoją własną wersję na temat tego całego zajścia. Miałem nadzieję, że nikt wcześniej nie zauważył Add stojącej nad ciałem, potencjalnych świadków było całkiem sporo. Co prawda, ja sam zarejestrowałem to tylko dlatego, że Add nagle zniknęła sprzed moich oczu. Możliwe, że dojdzie do samosądu – zajazd znajduje się całkiem daleko od jakichkolwiek większych zabudowań, jeżeli znajdą „winnego”, komu chciałoby się iść po strażników, skoro samemu można wymierzyć sprawiedliwość.
- Co się stało? – spytałem najbliżej stojącego gościa, przybierając postawę zaniepokojonego całą tą sytuacją.
Mężczyzna, do którego się odezwałem, spojrzał na mnie z pewną rezerwą. Był postawny, łysy i przynajmniej o głowę wyższy ode mnie. Zdawałem sobie sprawę, że do najwyższych raczej nie należę, ale ten tutaj zdecydowanie przekraczał normy.
- Najprawdopodobniej morderstwo – odpowiedział krótko, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- O bogowie – Add teatralnie przyłożyła dłoń do ust. Nadeszła mnie wielka ochota na to, by parsknąć śmiechem, ale zamiast tego objąłem moją towarzyszkę ramieniem i delikatnie przysunąłem ją do siebie, po czym przytuliłem ją ostrożnie. Miałem nadzieję, że nie naruszam za bardzo jej strefy osobistej nie będzie miała mi tego za złe.
- Medyk dopiero ogląda ciało, ale jestem przekonany, że to sprawka wygnańców – kontynuował mężczyzna, a druga część jego wypowiedzi była przesiąknięta nienawiścią.
No tak, pomyślałem z goryczą. O każdą złą rzecz należy posądzać wygnańców. Może i tym razem było w tym trochę racji, ale moim zdaniem był to zbyt pochopny osąd. Ukradkiem zerknąłem na tłum, najprawdopodobniej większość z nich ma podobne zdanie do mojego rozmówcy. Trzeba będzie się wpasować, nieważne, czy nam się to podoba czy też nie.
<Add? ^^>
Liczba słów: 534
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz