wtorek, 30 lipca 2019

Od Cerise do Keyi

Cerise wiedziała, kiedy ma zniknąć. Wiedziała także, że już czas, by pokonać kolejnych złodziejaszków, by reszta była bezpieczna. Tym razem także, po zniesieniu koszyka. Gdy nikogo nie było w pobliżu, przyodziała swą maskę. Taka, która zasłaniała jej twarz, oraz naciągnęła kaptur, by nikt nie mógł go z niej ściągnąć. Nawet gdyby spróbował, jej szybkość, by uniemożliwiła, zobaczenie im kim jest.
Wybyła z domu i wybrała się na dachy pobliskich budynków. Tak mogła się przemierzać, jednak po paru chwilach musiała zejść i chować w mroku, nasłuchiwać i czekać na wezwanie pomocy. Może jest samozwańca, ale ludziom to nie przeszkadza, gdy mogą być bezpieczni tylko "Kaptur" jest im to zapewnić. Nie potrzebuje nagrody, jedynie wystarczy jej, iż nikt nie został zabity, bądź też napadnięty. Ludzie, czy też wygnańcy mogą żyć, nie obawiając się o swoje życie. Nie muszą się bać, bo przecież mają swojego obrońcę. Ona znajdzie się wszędzie tam, gdzie słyszy, widzi zagrożenie. Obezwładnia i podrzuca strażom bądź też lokalnej "policji". Jej dłonie są na wpół ludzkie, to znaczy jedna dłoń ludzka, albo ręką przysłonięta przez krótkie futerko, jakby próbowała zmienić się w wilkołaka. Natomiast drugą ręką wilkołaka.
Wiedzą, kim jest, a mimo tego nie boją się jej. Wręcz przeciwnie, lubią i dziękują za pomoc, dając różne prezenty, smakołyki. Nie zadają pytań, bo przecież wystarczy im to, że mogą wierzyć w ochronę, że nikt nie zginie. Ona temu zapobiegnie.
Złe gangi, mordercy i inni przestępcy, polują na nią. Niszczy im łowy, zabiera zwierzynę (czyt. Ludzi). Jednak nie udaje im się złapać obrońcy. Zastanawiają się, kim jest, jednak ci, którym się ujawniła, zmieniając w wilka i strasząc. Zmienili się bądź popadli w strach i przerażenie. Przecież może ich znaleźć i zjeść, zabić, bądź też ponownie nastraszyć. Tak też i tym razem było i jest i tak będzie, dopóki ona żyje. Nie pozwoli na przelanie krwi oraz uczucie paraliżu i obawy o siebie bądź bliźnich.
To zaledwie szczyt góry, to co się dzieje niżej, jest o wiele bardziej zawiłe. Tym razem też znalazła rodzinę, która miała paść w ręce morderców. Znalazła ich w okamgnieniu i szybko się pozbyła. Uratowała ich, ale ostatecznie wpadła w pułapkę. Przez takie durne pomysły pojawia się jej wilcza postać. Tym razem jednak powstrzymała to i czekała, aż wykonają ruch. Wykonali, a ona jedynie sprawnie ich pokonała. Nawet nie wiedzieli kiedy, leżeli związani i nie mogli się ruszyć. Nawet gdyby spróbowali uciec ponownie, by ich złapała. Jeden wyskoczył z nożem. Myślał, że to mu pomoże, to jednak był błąd, ten nóż wylądował w jego nodze i chojrakowanie się szybko i sprawnie skończyło. Na koniec nawet opatrzyła mu ranę, a po chwili zniknęła owiana cieniem. Jakby jej tam nie było, a tuż po niech wpadła straż, by zabrać ich. Tak się to kończy. Taka prawda.
Kolejna osoba obserwowała małą dziewczynkę, zgubiła się, płakała. Podeszła do niej kucnęła i pogłaskała po głowie.
- Czerwony kapturek. - zawołała, łkając cicho.
- Pomogę Ci odnaleźć rodzinę. - powiedziała i wyjęła z kieszeni kaptura cukierka. Podała go dziecku, a ono je wzięło. Przestało płakać, gdy już miała z nią ruszać, spostrzegła, że ktoś się zbliża. To była Keya.
- To ty. - zawołała. Spojrzała na nią i się lekko skłoniła.
- Witaj, jam jest Kaptur, mam zadanie innym razem się spotkamy. - rzekła. Po chwili zniknęła, jakby rozpłynęła się z dzieckiem w powietrzu. Odnalazła rodzinę dziewczynki. Także jej szukali. Skłoniła się, dostała dar, nawet uścisk. Po czym mogła ponownie zniknąć, by pilnować do wschodu słońca. Po wschodzie słońca może zniknąć i udać się do domu na spoczynek. Jedynie jej babcia, wie. Nie raz ani nie dwa ją widziała albo też uratowała. Kaptur, obrońca uciśnionych i tych, którzy nie mogą sami się bronic.
Kolejny dzień, Cerise mogła odespać tego, jej było trzeba. Sen i jedzenie tak idealne połączenie. Dziś nie musiała nigdzie wychodzić, ale Kaptur i tak miała na sobie. Chociaż podczas snu, kąpieli może go nie mieć. Podczas tych dwóch czynności, a tak ma go mieć. Ma pełno czerwonych kapturów oraz kilka bordowych na specjalne okazje. Dziś takiej jeszcze nie było.
Cerise po śniadaniu bawiła się ze swoim wilkiem, przy stawię nieopodal domu, biegały między drzewami, oraz przeskakiwały korzenie i inne przeszkody. Gdy w końcu znaleźli piękną łąkę, mogli odpocząć. Czerwony Kapturek usiadł wśród kwiatów, by następnie zacząć pleść korony i wianki, czy też inne ciekawe ozdoby, które będzie mogła później sprzedać. Jej wilk, leżał obok niej, miałam pyszczek na jej kolanach. Uśmiechnęła się i pogłaskała zwierzaka. Tuż przed nią po kilku długich za może nawet jeszcze później zjawiła się jej babcia wraz z Keya. Babcia przyniosła wiklinowy koszyk oraz dostała wianuszek, usiadła tuż obok swojej wnuczki i razem pletły.
- Spotkałam twoja babcie, wiedziała, gdzie jesteś, więc przyszłam wraz z nią. - powiedziała. Kiwnęłam głową i posłała jej uśmiech. Carmine nie była jakoś zadowolona, ale jak miła mnie przy swoim boku mogła to znieść.

Keya?

Liczba słów: 791

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz