niedziela, 28 lipca 2019

Od Yuri'ego CD Victora

Stałem w miejscu nie wiedząc przez chwilę czy czuję bardziej względem mężczyzny złość, czy może rozczarowanie. Na pewno nie popierałem jego działań, ale to były tylko i wyłącznie jego decyzje. Nie powinienem się w nie wtrącać i zaakceptować kroki jakie podjął mój pan... Mimo to nie mogłem się wysilić na to, żeby podążyć za nim. Chyba potrzebowałem chwili na przyswojenie sobie tego wszystkiego. Naprawdę miałem nadzieję, że chociaż spróbuje zażegnać ten spór. A może ja zrobiłem lub powiedziałem coś nieodpowiedniego przez co postanowił nie interweniować?
Westchnąłem cicho i przestałem zagłębiać się w te skomplikowane myśli. Spojrzałem jeszcze ostatni raz na kłócącą się dwójkę i dopiero w tej chwili zauważyłem, że mężczyźni zniknęli. Być może zakończyli swój spór i rozeszli się w swoje strony, a może rozpłynęli się w powietrzu? Nie, dość już myślenia o tym.
Potrząsnąłem lekko głową i ruszyłem za Victorem, nie chcąc go zgubić w tym tłumie. Fakt przez ten cały czas, który stałem w miejscu, zdążył się trochę ode mnie oddalić, ale ja szybko go dogoniłem. Dalej nie był w humorze, dlatego wolałem nie zaczynać żadnego tematu, ze względu na to, że wiem jak to może się skończyć. Lepiej puścić to w niepamięć, choć coś tak czuję, że niedługo ta decyzja odbije się na nas wszystkich.

~~*~~

Dwa dni później Victor dalej kontynuował swoją naukę i zbliżał się wielkimi krokami do opanowania swoich mocy. Cieszyłem się, że mężczyzna jak na razie dobrze sobie radzi. Nie wracałem już ponownie do tamtej kłótni i nie zaprzątałem tym głowy jasnowłosego. Wciąż mnie to trochę dręczy, jednak postanowiłem zostawić to dla własnej informacji. Nikt poza mną nie musi o tym przecież wiedzieć.
- List dla ciebie - podczas gdy kierowałem się z powrotem do biblioteki po krótkim spacerze po posiadłości, jedna ze służących zaczepiła mnie i wręczyła list. Od razu rozpoznałem pismo zapisane na kopercie i nie czekając nawet na to aż kobieta wystarczająco się oddali lub znajdę się w jakimś spokojnym miejscu, otworzyłem list. Chciałem jak najszybciej poznać jego zawartość, która niestety nie okazała się zbyt dobra. Moje najgorsze przypuszczenia czy tego chciałem czy nie, niestety się spełniły. Ta dwójka kłócących się mężczyzn okazała się kolejną próbą, którą Victor oblał. Z tego powodu do królestwa znowu wróciła susza i pozostałe kataklizmy. Poczułem się z tego powodu źle. Ludzie znowu cierpią, tylko dlatego, że nie dopilnowałem odpowiednio tego czasem zbyt dziecinnego Księcia. Teraz jednak już było pozamiatane, a test oblany.
Sfrustrowany aż zgniotłem list trzymany przeze mnie w dłoni. W jednej krótkiej chwili moją głowę zalały niemożliwie wiele myśli. Każda z nich dotyczyła tego, jak wyjść z tego bagna, w którym akurat tkwi całe królestwo. Nie miałem chyba innego wyjścia, jak spotkać się osobiście ze Strażnikiem Jednorożców i uprosić go o kolejną szansę dla Victora.

~~*~~

Nie było aż trudno znaleźć staruszka. My istoty magiczne jakoś mamy to do siebie, że w razie czego potrafimy odnaleźć jeden drugiego.
- Co cię do mnie sprowadza? - zapytał lekko ochrypłym głosem. Obok niego stały dwa jednorożce, które zaciekawione wpatrywały się w moją osobę. Byłem niemalże pewny, że oni dobrze wiedzieli kim jestem.
- Chciałbym cię, żebyś dał Księciu ostatnią szansę - spojrzałem pokornie na starca, który zmarszczył lekko brwi, dotykając w zamyśleniu swojej długiej brody.
- Dlaczego miałbym to zrobić? Miał już swoje szanse... - odparł spokojnie, a ja nie traciłem wiary, że uda nam się dojść do porozumienia. W końcu Strażnik nie był zły, nie chciał specjalnie cierpienia tych wszystkich ludzi.
- Jestem tego świadom, jednak popełnił błąd, a ja nie chcę by ten błąd prześladował go do końca życia. Nie jest złym człowiekiem i ty też dobrze o tym wiesz - wejrzałem głęboko w oczy mężczyzny, a ten zamilknął na chwilę. Jednorożce nagle podeszły do mnie bliżej, węsząc przy tym w powietrzu. Spokojnie ich obserwowałem, wciąż oczekując odpowiedzi od starca.
- Niech ci będzie, Skoll - oznajmił nagle, a ja aż się wzdrygnąłem, kiedy usłyszałem, jak się do mnie zwrócił. Spodziewałem, że będzie wiedział, iż nie jestem człowiekiem, ale nie spodziewałem się, że będzie znał to imię. Czyżbyśmy się kiedyś spotkali, tylko o tym zapomniałem? A może po prostu tylko o mnie słyszał? Jednak to nie jest ani trochę ważne w tym momencie i w ogóle. Uśmiechnąłem się lekko i wsunąłem palce w grzywę jednego z jednorożców.
- Przyprowadź swojego Księcia jutrzejszego dnia na nieznaną zwykłym śmiertelnikom plażę, gdy słońce będzie już się chylić ku zachodowi. Wtedy dokonamy ostatniej próby, która pokaże, czy jest godny bycia w przyszłości samym Królem - dodałem do krótkiej chwili, a ja schyliłem delikatnie głową w geście wdzięczności, za jego łaskawość. Gdy ponownie podniosłem głowę Strażnika już nie było, tak samo jego czteronogich towarzyszy. Usatysfakcjonowany uśmiechnąłem się sam do siebie i postanowiłem zacząć wracać z powrotem do posiadłości, a także rozpocząć przygotowania do jutrzejszej wyprawy. Musiałem dokładnie rozpracować słowa starca, aby wiedzieć gdzie mamy się konkretnie udać.

~~*~~

- Gdzie ty mnie ciągniesz? - mężczyzna ziewnął leniwe, a ja doszedłem do wnioski, że przez ten cały czas, tylko udawał, że mnie słuchał. - Jest tak wcześnie...
- Jest po już po dziesiątej i już ci mówiłem... - wywróciłem poirytowany oczami i zacisnąłem usta w wąską linię. Starałem nie pokazywać po sobie rozdrażnienia, ale było już za późno. Niestety Książę zauważył grymas na mojej twarzy i zmrużył lekko powieki. No cóż on to może się na mnie obrażać i takie tam, ale jak ja się skrzywię...to już zupełnie inna bajka...
- Strażnik Jednorożców postanowił dać ci jeszcze jedną szansę, po tym jak zawaliłeś swoją ostatnią próbę - mruknąłem pod nosem, wracając do szykowania koni na dość długą wyprawę. Mężczyzna przez ten cały czas opierał się o słomę i jakoś sam nie pomyślał, żeby trochę mi pomóc. Najwyraźniej jeszcze do końca się nie obudził.
- Aha - skwitował krótko, jakby nie wiedział co do niego mówię, ale miałem nadzieję, że weźmie to sobie do serca i tym razem się postara i nie będzie się zachowywał, jak małe, rozwydrzone dziecko. Nie... Czasem nawet dzieci są lepsze od niego...
Westchnąłem ciężko i skończyłem siodłać ostatniego konia. Już wszystko miałem gotowe, więc mogliśmy już zaraz ruszać w drogę. 
- Wsiadaj i ruszamy, po drodze opowiem ci więcej - odparłem i spojrzałem na mężczyznę wyczekującym wzrokiem. Ten dopiero po chwili ruszył się z miejsca i wszedł na konia. Po kilkunastu minutach ruszyliśmy w drogę. Na początku nic do niego nie mówiłem, dopiero gdy minęła pierwsza godzina, a potem druga, zacząłem opowiadać o wszystkim Victorowi. Przedtem mnie nie słuchał to przynajmniej teraz mu wszystko wyjaśnię na spokojnie, w końcu mamy czas...
Tak więc godziny mijały, Victor ciągle marudził coś pod nosem, a ja musiałem go znosić przez ten cały czas. Mimo to cieszyłem się, że kiedy już dotarliśmy do celu naszej podróży, mężczyzna nagle spoważniał i zrobił się aż dziwnie cichy.  Aktualnie znajdowaliśmy się na magicznej plaży, na którą nie każdy śmiertelnik potrafi trafić.
Tak, więc zeskoczyliśmy z naszych koni i ruszyliśmy w stronę starca, który czekał na nas na tle zachodzącego słońca. Można powiedzieć, że przybyliśmy w idealnym momencie, a może po prostu on wiedział kiedy przybędziemy? Nie zdziwiłbym się, w końcu jest potężną istotą. 
- Witajcie - przywitał się z nami i wskazał dłonią, abyśmy podeszli bliżej. - Dostaniesz młodzieńcze ostatnią szansę. Teraz na twoich barkach spoczywają losy twoje królestwa. 
- Co mam zrobić? - Victor zapytał wprost, stojąc dumnie i patrząc na starca bez zawahania ani strachu w oczach. Nagle wokół nas pojawił się świecący okrąg na piasku, a ja zdziwiony próbowałem odszyfrować słowa zapisane wymarłym językiem. Starzec poinstruował nas, że nie możemy pod żadnym pozorem opuścić okręgu, dopóki test nie zostanie zakończony.
- Musisz złożyć ofiarę - odparł krótko, a ja poczułem dreszcz na plecach, kiedy nagle w dłoni starca pojawił się dobrze mi znany miecz. - Ofiara musi być istotą magiczną, bardzo potężną istotą magiczną - specjalnie zrobił pauzę i spojrzał na mnie znaczącym wzrokiem. - Ten miecz potrafi odebrać życie istotom takim, jak twój sługa - wręczył broń Księciu, a ja z szeroko otwartymi oczami wpatrywałem się w jasnowłosego. Dobrze wiedziałem, co chciał wyciągnąć z Victora Strażnik. Jednak czy mężczyzna podejmie właściwą decyzję? Eh, nie powinienem w niego wątpić... Wierzę, że postąpi słusznie, zgodnie ze swoim sercem...

<Victor? Ba dum! XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz