poniedziałek, 22 lipca 2019

Od Mordimera CD. Samuela

Mógł mieć rację, biorąc pod uwagę, że to druga noc, podczas której mnie napadnięto. Chociaż może się wydawać, że zabiłem wszystkich wrogów, co jeśli ich jest więcej? Za jakiś czas może się zdarzyć, że ktoś znajdzie te ciała, informacja obiegnie kogo trzeba, a ci, którzy znali cel martwych ludzi, będą chcieli się zemścić. Czy było mi to potrzebne? Za trzecim razem może nie pójść tak gładko, tym bardziej, jeśli będą chcieli zaatakować z innej strony. Temu nie miałem nic przeciwko nocowaniu w motelu, tym bardziej, jeśli chłopak go poleca.
- Rzeczywiście – przytaknąłem mu. - Dobrze, że jutro zajęć nie mam – powiedziałem z lekką ulgą. Nie wyobrażałem sobie wstawania dwie godziny wcześniej, aby wrócić do domu i się przygotować. Przysunąłem naczynie do ust i dopiłem do końca czekoladę, która już wystygła, podczas opowieści Samuela. Podziwiałem go, że z taką łatwością potrafił opowiadać o swej przeszłości, ja natomiast kiedy miałem to robić, ogarniało mnie dziwne, nieprzyjemne uczucie, że tym samym stanę się bezbronny jak młody lisek, a tym bardziej przed człowiekiem. Nawet dla Kostucha miałem problem z opowiedzeniem o śmierci rodzicach, wrednej babce i nienawidzącej mnie siostrze. Popadałem wtedy w uczucie melancholii, bo mimo wszystko tęskniłem za tamtymi czasami.
- Może ty coś o sobie powiesz? - usłyszałem chłopaka, zerknąłem na niego, jak zjadał ostatnie ciastko, które swoją drogą, bardzo mi posmakowały i zaplanowałem, że jutro przed powrotem zajdę tu i kupie je na drogę.
- Za to, ze rozgadałeś się o swoim życiu? - zapytałem, a chłopak niepewnie pokiwał głową, biorąc to za dobry argument. Delikatnie się uśmiechnąłem, coś w tym było. Rozejrzałem się, jak na późną godzinę było tu dość sporo ludzi, a lokal nie wyglądał, jakby szykował się do zamknięcia. - Może później – oświadczyłem, spoglądając na chłopaka, który dobił swój kubek. Było tu za dużo ludzi, by opowiadać o życiu hybrydy, który jakimś cudem wplątał się w ludzkie społeczeństwo, zawsze ktoś może podsłuchiwać. Samuel skinął głową, nie naciskał, co mi się spodobało. Już dawno nie rozmawiałem z kimś spokojnym, który nie obrzuca cię pytaniami i nie zmusza do odpowiedzi.
Po zapłaceniu kelnerce za pyszne smakołyki, chłopak wskazał drogę do budynku. Znajdował się on raptem dwie minuty drogi od kawiarni, był to wysoki budynek o szarych ścianach. Nie najładniejszy, ale mi wystarczy, jeśli w środku będzie wygodne łóżko i cicho. Weszliśmy do środka, z początku wydawało mi się, że wszedłem do karczmy; ludzie siedzieli przy stołach, pili piwo lub zajadali się ziemniakami ze skwarkami. Różnica, między tym motelem, a prawdziwą karczmą, była taka, że tutaj było cicho, podłoga nie kleiła się od trunku, a goście wyglądali na spokojniejszych i bardziej ułożonych. Podeszliśmy do lady, za którą stał otyły mężczyzna, właśnie coś bazgrzący na papierze.
- Dzień dobry – odezwał się młodszy. Mężczyzna spojrzał na niego, postawił kropkę na końcu zdania, odłożył pióro i szeroko się do nas uśmiechnął.
- W czym mogę pomóc?
- Są dwa wolne pokoje? - facet pokręcił głową i wskazał na ludzi, siedzących przy stołach.
- Jakaś wycieczka nam tu się zjechała, czy coś – pomachał ręką. - Zajęli wszystkie osobne pokoje, został tylko jeden – wytłumaczył i spojrzał to na mnie, to na Samuela, który nie wiedział co zrobić.
- Niech będzie – odezwałem się, zdziwiony towarzysz spojrzał na mnie. - Będę spał na podłodze – oświadczyłem, kiedy właściciel wypisywał coś na papierze. Podał nam klucz, a my zapłaciliśmy wspólnie za jedną noc.
- Coś podać na kolacje? - zaproponował.
- Miskę ziemniaków ze skwarkami do pokoju – oświadczyłem, Samuel mi zawtórował, a facet pokiwał głową, znowu coś napisał i krzyknął do kuchni, aby zrobili kolejną porcję. W tym czasie ja z Samuelem weszliśmy po schodach na trzecie piętro i znaleźliśmy pokój na samym końcu z numerem 311. Przez chwile się do siebie nie odzywaliśmy, ja się zastanawiałem, czy rano nie wstanę zmęczony i przy okazji, czy nie będę się czuł połamany. Wątpiłem, by zapewnili nam dodatkowe koce czy coś podobnego, aby wygodnie się ułożyć na drewnianych deskach. Chyba stodoła wydaje się lepsza, siano jest miękkie, chociaż włazi wszędzie i kuje, nawet, jeśli przekryjesz je płachtą. Jednak po drodze nie widziałem niczego podobnego i już zapłaciłem za nocleg, nie będę marudzić. Lepiej spać na twardym, niż dać się ponownie napaść w środku nocy.
Weszliśmy do naszego pokoju, który składał się z jednego stołu i trzech krzeseł przy prawej ścianie, naprzeciwko nas znajdowały się dwa okna, a po lewej dość spore łóżko, przy którym stała jeszcze komoda. Ściany były jasnego koloru, podłoga zrobiona z ciemnych desek, a wszystko to oświetlały ostatnie promienie słońca, wpadające przez szyby. Podszedłem do komody, na której stał świecznik, zapaliłem go i postawiłem na stole.
- Całkiem ładnie – stwierdził Samuel, przytaknąłem mu. Podszedł do łóżka i na nie usiadł, ja zająłem miejsce na krześle, czekając na swoją kolację. Mimo, iż nie czułem głodu po słodkościach, wiedziałem, że facet moich rozmiarów obudzi się w nocy z burczącym brzuchem, jeśli nie zje czegoś porządnego.
- I cicho – dodałem i spojrzałem na chłopaka. - Nie chciałem ci nic opowiadać w kawiarni, bo byli ludzie. Teraz jesteśmy sami, dalej chcesz coś usłyszeć o mnie? - zapytałem, Samuelowi nagle oczy się rozszerzył i pokiwał energicznie głową.
- Mów co chcesz, z chęcią wysłucham – odparł miło, odwzajemniłem jego uśmiech.
- Wiesz gdzie jest Dolina Wodospadów? - chłopak pokręcił głową. - To piękne miejsce, z każdej strony spadają wodospady. W dzień słychać tylko ptaki i szum wody, a w nocy gwiazdy odbijają się od tafli wody – rozmarzyłem się. Nidy nie zapomniałem tego miejsca, było zbyt piękne i idealne, by to zrobić. - Stamtąd pochodzę. Mieszkałem tam od małego z rodzicami i… - na chwilę zamilkłem. - ...młodszą siostrą – dokończyłem. - Ojciec zawsze powtarzał, że nie można okazywać litości, bo sami jej nie zaznamy. Samoobrona była dla mnie niczym nauka chodzenia i mówienia, zaczął od najmłodszych lat. Matka była spokojniejsza, dużo tłumaczyła i zawsze kazała szukać innych rozwiązań niż przemoc, chociaż oboje opowiadali mi masę historii, jak uciekali, walczyli, a nawet byli torturowani. Oczywiście w wieku pięciu lat miałem od tego koszmary, ale jakoś to nie było podstawą do zaprzestania tych opowieści – zaśmiałem się sam do siebie. - Bardzo dobrze ich wspominam, chociaż jak miałem sześć lat umarli – po tych słowach usłyszeliśmy pukanie. Do pokoju weszła wysoka blondynka niosąca dwa talerze z łyżkami. Postawiła na stole i wyszła bez słowa. Także się nie odzywając, wziąłem do ręki talerz i zacząłem jeść, po chwili chłopak zrobił to samo, siadając przy stole.
- Na co umarli? - zerknąłem na chłopaka i wzruszyłem ramionami.
- Nie mam pojęcia, leżeli w łóżku i nie mogli mówić. Mieli gorączkę, wszystko ich bolało, chociaż mówili, że wydobrzeją. Zanim umarli, babka zabrała mnie i siostrę do siebie. Do dziś chowam do niej urazę, że nie dała mi się z nimi pożegnać – wziąłem do ust ziemniaka i mocno go zagryzłem. Miałem ochotę płakać, znowu, jednak tego nie zrobiłem. Nie przy kimś. Blado się uśmiechnąłem i odetchnąłem. - Starczy ci na razie tyle – oznajmiłem dość chłodno i zająłem się kolacją.

<Samuel?>

Liczba słów: 1110

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz