niedziela, 7 lipca 2019

Od Mordimera - Misja 7

Zebrałem prace od uczniów i schowałem je do torby. Dzisiejszy wieczór zapowiadał się bardzo nudnie; zamiast spaceru, miałem siedzieć nad stosem papieru i starać się rozczytać moich kochanych uczniów, jednak plany się zmieniły, kiedy doszedłem do targu, mając zamiar kupić pieczywo do domu. Moją uwagę przykuła kartka papieru, wisząca na tablicy ogłoszeń. Chociaż przechodziłem obok każdego dnia ani razu nie rzuciłem okiem na to, czego ludzie chcą, poszukują, ale tym razem napis „Kto zabije jednorożca”, wypisany dużymi, czerwonymi literami, aż promieniował, by na niego spojrzeć. Podszedłem do drewnianej tablicy i przeczytałem resztę zdań:
„Wasz czcigodny Król Elzebiusz II Ceuzer oświadcza, że ten, kto pozbędzie się jednorożca z pobliskiego lasu, zostanie wynagrodzony tysiącem złotych monet.”
Przełknąłem ślinę, nie wierząc w to, co czytałem. Szybko zdarłem kartkę papieru z tablicy i wepchałem ją do torby, a następnie szybko się ulotniłem, by nikt mnie nie zauważył. Zrobiłem to, aby nikt nie mógł przyjąć zlecenia prócz mnie; i nie chodziło tu o pieniądze, którymi można by kupić dom i mieć jeszcze za co żyć, ale o konia. Jako wygnaniec wiedziałem, co mi grozi za ujawnienie się, to samo tyczyło się innych magicznych istot, w tym zwierząt. Nie mogłem pozwolić, by te szlachetne i piękne stworzenie zostało zamordowane przez jakieś widzimisię króla. Natychmiast zrezygnowałem z dzisiejszego planu i wychodząc z ukrycia z powrotem na targ, kupiłem obiad w postaci pieczonego udka, by mieć jako tako zapełniony brzuch. Wiedziałem, ile w mieście jest łowców, morderców, kolekcjonerów i innych osób, które z chęcią podejmą się tego wyzwania. Co gorsze, mogłem mieć tylko nadzieję, że nie wiele osób wie o tym zadaniu, ale to było niemożliwe. Po pierwsze, na pewno w innych miejscu także wisi ta informacja. Po drugie, nawet gdyby mój egzemplarz w torbie był jedyny, wystarczy jedna osoba, a ona już rozgada się na forum. Jednak mnie to nie obchodziło, zależało mi na tym, by jak najszybciej odnaleźć jednorożca i kazać mu stąd odejść, bo co zrobić? Morderstwo całkowicie odpada, a nie mógłbym go wiecznie ukrywać, tylko po to, by został na tych terenach. Musiał uciekać, a ktoś musi go poinformować, że jego życie jest zagrożone. Nawet jeśli nie będzie chciał słuchać.
Nim wybrałem się do lasu, musiałem zdobyć informacje, gdzie szukać konia, w końcu był jeden na dziesiątki hektarów, to jak szukanie igły, w stogu siana. Wybrałem się do karczmy, w końcu od takich miejsc zaczynają się największe przygody. Mnie jednak chodziło o jednego człowieka, który zawsze przesiadywał tam po pracy, by się napić piwa. Tak jak zawsze, siedział w najciemniejszej części budynku, jakby chciał się odgrodzić od reszty świata. Zamówiłem kufel piwa, a kiedy go dostałem, ruszyłem do jego pustego stolika, z którego emanowało strachem i złem; tak się tylko wydawało, w końcu jako nekromanta, ciągle miał do czynienia z podziemnym światem, przynajmniej ten gość.
- Jak ci dzień mija? - zagadałem Kostucha, który spojrzał na mnie spode łba. Na początku wydawał się nie w humorze, a nawet obrzydzony, ale po chwili, na jego strasznej twarzy, przeciętej blizną, zawitał szeroki i szczery uśmieszek.
- Mordimer, jak zawsze, gdy czegoś chcesz – odezwał się i stuknął się ze mną kuflem. Przewróciłem oczami.
- Nie zawsze – poprawiłem go.
- No ta – wypił trunek. - czasem mnie odwiedzasz w tych moich czarnych ścianach pod ziemią – przytaknąłem. Kostuch uwielbiał w ten sposób nazywać swoje mieszkanie, które było piwnicą, w starym, nieczynnym budynku. - A więc? Znudziła cię własna osoba, czy czegoś chcesz konkretnego? - zapytał.
- Potrzebuje informacji na temat jednorożca z lasu – jego mina nagle się zmieniła, przestał się uśmiechać, za to rozejrzał się podejrzliwie, a potem przysunął się do mnie. Jego oddech zawsze śmierdział trunkiem.
- Znam cię, nie zabijesz go, przynajmniej dlatego, że boisz się klątwy – przytaknąłem, to też była prawda. - I nie robisz tego po to, by ochronić innych.
- Jak ty mnie dobrze znasz.
- Co zamierzasz z nim zrobić? - wzruszyłem ramionami.
- Chyba kazać mu ciekać – zaśmiał się cicho.
- Jasne, jednorożce to szlachetne, ale uparte stworzenia. Nie uwierzą ci.
- Jakoś sobie poradzę, tylko powiedz mi, gdzie go szukać.
- Skąd wiesz, że mogę to wiedzieć? - w jego oczach zobaczyłem błysk. Sięgnąłem do torby i wyjąłem z niej parę monet, które położyłem na stole, schowane pod ręką.
- Za dużo siedzisz w karczmach, byś nie wiedział o tak banalnych rzeczach – uśmiechnął się, a potem schował do płachty monety. Mimo iż byliśmy dobrymi znajomymi, za wszystko sobie płaciliśmy, jakbyśmy byli obcy.
- Ostatnio go widziano przy Posągach Ochronnych, ale ty idź do Doliny Wodospadów – skinąłem głową. Wypiłem do końca kufel, mając zamiar postąpić tak, jak mi kazał. Nim jednak wstałem od stołu, zatrzymał mnie. - Niech idzie do Lasu Ciszy – ponownie skinąłem głową.
I tak zaczęła się moja wędrówka. Drogę do Doliny Wodospadów znałem na pamięć, było to miejsce mojego dzieciństwa. Starałem się nie myśleć o tym, chociaż szczerze miałem dość tego miejsca. Podczas drogi ani razu się nie zatrzymałem, nie mogłem się spóźnić, a dzięki mojej orientacji i pamięci, potrafiłem nieźle skracać drogę. Niestety to nie mogło być takie proste. Nagle przed moją twarzą przeleciała strzała, która wbiła się w drzewo. Uniosłem głowę, a drzewie siedziała zakapturzona postać, a po chwili zza drzew wyszły cztery osoby.
- Chyba nie myślisz, że zgarniesz nagrodę nam sprzed nosa? - usłyszałem damski głos, należący do zakapturzonej postaci, która po chwili zeskoczyła z drzewa i dołączyła do towarzyszy. Wszyscy podnieśli broń. Jeden łuk, dwa miecze, jeden topór i jedne podwójne ostrze.
- Atakowanie bezbronnego to nie czysta walka – zauważyłem.
- Nie boimy się zgrzeszyć.
- To źle, Bóg wam nie przebaczy – w tej chwili bez zbędnych ceregieli, jeden z mieczy ruszył na mnie. Był to nieco niższy, ale barczysty mężczyzna. Przygotowałem się i kiedy ciął, skoczyłem do góry i stanąłem za nim. Następnie wymierzyłem mu silnego kopniaka w twarz. Odwrócił się i upadł na trawę, a ja wziąłem sobie jego broń. Zaatakował topór i drugi miecz, uniknąłem dwóch ciosów, a następnie ciąłem jednego w brzuch. Uskoczyłem, kiedy topór się zamachnął i przypadkiem trafił w swego przyjaciela. Kiedy miałem mu wbić miecz w plecy, zostałem uderzony w głowę, raz, a mocno. To wystarczyło, upadłem na ziemię i widziałem jak przez mgłę. Nie straciłem przytomności, a oni nie atakowali. Widziałem tylko, jak jeden z nich do mnie podchodzi i podnosi za włosy.
- Zostaw go – powiedział kobiecy głos. - Dużo dadzą za takiego na targu.
Zabrali do swojego obozu, zajmując się także okaleczonymi towarzyszami. Słyszałem, jak miecz krzyczy na topór, że pociął mu ramię, a obcy głos chciał mnie zabić. Kobieta także krzyczała i tego zabraniała, mówiąc, że większa pula po sprzedaży trafi do niego. Na chwilę otworzyłem oczy, zobaczyłem przed sobą twarz barczystego mężczyzny, którego kopnąłem w twarz. Miał spuchnięty policzek i ślady krwi, uśmiechnąłem się w duszy na ten widok. Kiedy starałem się poruszyć, okazało się, że mnie związali i przymocowali do drzewa. Wtedy facet przede mną kopnął mnie w brzuch, na tyle mocno, by zrobiło mi się słabo i wypluł trochę krwi.
- Roger! Ty idioto! - kiedy znowu zostałem uderzony, widziałem jak przez mgłę. Kobieta zaczęła się z nim szamotać, a potem straciłem przytomność.
Ciężko mi było się wybudzić, ale gdy już otworzyłem oczy, zobaczyłem, że zbliżała się noc, a przede mną, przy ognisku siedziało dwóch mężczyzn. Jeden miecz, którego kopnąłem w twarz i drugi, któremu ciąłem brzuch. Rozejrzałem się, czyli pozostali ruszyli na jednorożca. Poruszyłem rękoma, były mocno ściśnięte, ale na moje szczęście, nie sprawdzili mojego arsenału. Mężczyźni byli zajęci sobą, dlatego zacząłem się wiercić w taki sposób, by torba przedostała się na moje plecy. Tam sięgnąłem rękoma do noża i przeciąłem liny. Starałem się być cicho, wrogowie mnie nie słyszeli, dlatego pomału zakradłem się do jednego z nich. Siedzieli, obydwoje tyłem, dlatego jednemu szybko poderżnąłem gardło, kiedy jego towarzysz się odsunął i chwycił broń. Niestety ramię, które przypadkiem pociął jego kumpel, dało się we znaki i wykonał niezręczny cios, które odparowałem i uderzyłem go w grdykę, a potem w skroń, tak dla pewności. Teraz oboje spali Wiecznym Snem.
Spojrzałem w bok i podziękowałem im za konie, które stały przy wozie. Natychmiast zabrałem karego ogiera, który posłużył mi za transport. Cwałem ruszyliśmy do Doliny Wodospadów, ja oczywiście korzystałem z ukrytych ścieżek, które udało mi się odkryć w dzieciństwie.
Dotarłem na czas. Usłyszałem rżenie konia i ludzkie krzyki. Wypadłem przez krzaki i zeskoczyłem z konia. Kobieta celowała w zwierzę łukiem, ale nim strzeliła, skoczyłem na nią. Szybko się ogarnęła w tej sytuacji, wyciągnęła nóż i zaczęła się nim bronić, kiedy jej towarzysz z podwójnym ostrzem próbował zabić konia. Odsunąłem się do tyłu, kiedy cięła, zrobiłem kolejny krok, a wtedy złapałem jej rękę i wykręciłem do tyłu. Krzyknęła, ale uderzyła mnie drugim łokciem w brzuch. Skuliłem się i wtedy dostałem głową w twarz. Upadłem na ziemię, przewróciłem się na bok, gdy chciała mnie uderzyć nogą. Złapałem jej kończynę i pociągnąłem do siebie, wywalając ją, a następnie szybkim ruchem wbijając w jej klatkę piersiową nóż. Wstałem i ruszyłem na drugiego przeciwnika, który postanowił zająć się najpierw mną, kiedy zwierzę upadło na ziemię. Był dwa razy niższy, ale szybki i zręczny. Nawet nie zauważyłem, kiedy ciął dwoma mieczami naraz. Dostałem w policzek i uda, następne uniknąłem. Odskoczyłem do tyłu, zablokowałem jeden cios i przyjmując ten drugi na brzuch, wbiłem mu sztylet kobiety w szyję. Odsunął się, mocno krwawiąc i wyciągając z mojego brzucha miecz. Szukałem trzeciego wojownika i zauważyłem go leżącego na ziemi, jednorożec musiał sobie z nim poradzić.
Wszyscy wrogowie leżeli na ziemi, powoli umierając. Trzymając się krwawiącej rany, podszedłem do leżącego konia. Nie był ranny, ale wyczerpany.
- Ty też chcesz mnie zabić? - usłyszałem jego głos w głowie. Czyli posługiwały się telepatią.
- Wręcz przeciwnie – usiadłem obok niego i zdjąłem narzutę, zatrzymując nią krwawienie. - Musisz stąd odejść.
- Dlaczego?
- Król chce twojej śmierci. Po nich zjawią się następni i następni, a ty nigdy nie będziesz mógł zaznać spokoju – przez chwilę milczał.
- Przybliż się – podsunąłem się do niego, tak jak chciał. Podniósł łeb i nachylił nad moją raną. Zobaczyłem, że z jego oczu wypływają łzy, które po kontakcie z moją raną, leczyły ją. Krew zniknęła, z razem z nią szrama.
- Dziękuje – odezwałem się.
- To za ratunek. Jednak stąd nie odejdę, bo dokąd? Skoro chcą mnie upolować, mogą to zrobić wszędzie – pokręciłem głową.
- Pokażę ci drogę do Lasu Ciszy. Tam cię nikt nie znajdzie.
W Dolinie spędziliśmy resztę dnia, zbierając siły. Potem cały dzień i noc szliśmy, aż nie dotarliśmy do wyznaczonego celu. Nim się pożegnaliśmy, jednorożec zadał ostatnie pytanie.
- Dlaczego mi pomogłeś? - przez chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią, aż wzruszyłem ramionami.
- Bo tak należało – ukłoniłem się przed szlachetnym stworzeniem i ruszyłem do domu.

Liczba słów: 1716

ZADANIE ZALICZONE

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz