środa, 24 lipca 2019

Od Lucid'a cd Samuela (Neithara )

Musiałem sobie radzić. Jego nicie losu, stawały się kruche. To na pewno nie potrwa długo, ale w końcu to przecież jego wina. Tyle razy mówiłem, ostrzegałem, ale oczywiście nie. Przecież wie lepiej. Aż chce się takiego starego dziadka zostawić i odejść. Musiałem dać mu trochę nici i utrzymać jego żywot. Może to średnio pomaga, ale przynajmniej nie cierpi, aż tak oraz może się ruszać. Powinien być wdzięczny za taka wspaniała pomoc, ale nic nie mam w zamian.
- Król się na wszystko zgadza. Możesz go zabrać. - powiedziałem. - Nów, tym razem będzie przepełniony krwią oraz duszami, czekają, aż zostanie przebudzony. - powiedziałem do siebie, choć młody zielarz mógł słyszeć.
Zniknęli z obu, ale też dzięki temu, mogłem się skupić i ponownie zajrzeć. Patrzyłem na piękno księżyca, a gdy już miała pojawić się wizja. Zjawiły się zabłąkane, duszę.
- To dla ciebie młody człowieku. - usłyszał głos kobiety. Spojrzał na nią i ujął kubek z naparem.
- Dobrze, że jesteś przesadna. Inaczej twój syn, mógłby stać się pokarmem dla dusz. Tych, którym nie udało się przejść na drugą stronę. - rzekłem, upijając łyk. Smakowała dobrze, jednak wibracje z jej nici były wyjątkowo źle.
- Choroba cię zabija powoli, nie możesz się pogodzić ze stratą męża. Jego duch jest z wami, nie pozwalacie mu odejść. - westchnąłem i rzuciłem jej nic. Mała, o krwisto czerwonej barwie. Wyglądała jak żyła, jak krew... Mogła w niej dojrzeć, to co chciała, bądź pragnęła.
- Czym jesteś? - spytała, patrząc na mnie. Jej oczy były z tą iskrą, tą, która już nie raz widziałem. Będzie chciała go wezwać, jednak to będzie kosztować.
- Mam zdolność, której zwykli ludzie nie. Król ich nienawidzi, ale są użyteczni, gdy tego mu potrzeba. Kryją się wśród nas oraz są częścią rodzin. Taka odpowiedź cię satysfakcjonuje? - spytałem, przechylając głowę na bok. Piłem powoli, patrząc na zbierające się duchy, na to, jak patrzą i gdzie. Kierowały się tam, gdzie zawsze.
- Jesteś jednym z nich. - wypowiedziała te słowa z taką ostrożnością. Jakby się obawiała, tego, co mogę powiedzieć, albo zrobić. Może powinna, a może też nie.
Bardziej się liczy to, co mogę zyskać.
- Twoje życie skończy się za cztery lata. Chyba że.. - przerwałem. Nie dokończyłem, gdyż wiedziałem, że złapie przynętę. Zawsze tak jest, nikt nie ucieknie przed losem.
- Dokończ, powiedz, jak mogę przeżyć więcej. - zbliżyła się o dwa kroki bliżej. Mimo zmarszczek wciąż była młoda.
- Dasz mi coś, co było związane z twoim mężem, coś, co wasza rodzina ceniła najbardziej, a gdy to dasz. Pozwolę ci się spotkać z mężem ten jeden raz, byście porozmawiali. Jednak po tym będziesz musiała pozwolić mu odejść. Twój syn także może się z nim spotkać. - powiedziałem. Czekać tylko na odpowiedź, zresztą wszystko zawsze jest jedynie, potrzeba soli, oraz troszkę krwi jego rodziny. Jego matka gdzieś poszła, ja jednak mogłem patrzeć na księżyc i duszę. Przyglądały mi się, a ich głosy były tak ciche, jak modły bądź błagania. Może jednak to zły pomysł, ale on chce się pożegnać i powiedzieć im parę słów.
Gdy przyszedł Sam, zbliżył się do mnie, a tuż po chwili jego plecy dotykały ściany.
- Twoja nić jest długa, przesłana życie, ale też śmiercią. Król ma szczęście, że trafił na ciebie. Jednak ty borykasz się z bólem, czymś, czego nie potrafisz się pogodzić. Przez to cierpicie. - powiedziałem i przejechałem dłonią wzdłuż jego ciała. Moje długie kościste palce kreśliły drogę, a wargi spoczęły na jego szyi. - W końcu i tak przyjdziesz, by dokonać zapłaty, za życzenie, które spełnię. Pamiętaj, lepiej dla ciebie, gdy to zrobisz, inaczej twój los się skróci. - mruknąłem, robiąc ślad na jego szyi. By pamiętał, o naszej drobnej zabawie, zapłacie i darze, który otrzymał. Puściłem go, by przejechać dłonią po włosach. Jego rumieńce, wystarczyły, by wiedzieć, że to mu się podobało. Pewnie przez długi czas nikogo nie miał, a może to byłby jego pierwszy. Przygryzłem wargę, gdyż taka myśl, była wręcz kusząca, a serce o zapłacie w taki sposób, była wręcz przepyszna.
Ruszyłem w głąb mieszkania, znalazło się piękne miejsce, wiele cennych pamiątek i skarbów. Jego matka, była tak piękna. Jednak to wciąż mało.
- Przynieś proch, zmieszany z solą. Wraz z nią kilka kropel krwi, twojej, syna oraz córki. Wówczas, będę mógł dokonać tego. - powiedziałem to, co trzeba zrobić. Proch wydłuży pobyt, a sól przyzwie tylko jego. Dobrze, że mam księgę przy sobie oraz świeczki są. Teraz tylko wszystko ułożyć, a potem można przyznać go.
Zostałem sam, mogłem poczytać w języku martwym słowa, by wzmocnić ochronę tegoż domu, by nikt nie godny, się nie zbliżył. Choć wizja, zdobycia takiej zapłaty, jaką da mi Sammy, stała się zniewalająca. Można więc rzec, iż chce go dla siebie, może tak zresztą być, łączyć się z nim noc w noc. Może nawet, specjalnie go zaczepiać, by zobaczyć jego reakcje tak po prostu zniewalająca opcja.
- Proszę mi wybaczyć, że tak długo czekałeś. Mam wszystko. - wpadła kobieta. Odłożyłem księgę, zamknięta na sofę, by po chwili podejść do niej. Zabrałem to, co przyniosła, a tuż za nią zobaczyłem jego. Posłałem mu tajemniczy uśmiech. Odwrócił wzrok, takiej reakcji się spodziewałem.
- Dobrze, usiądźcie na sofie i opowiadajcie o swoim mężu, ojcu oraz tym którym straciliście. - rzekłem. Wrzuciłem do naczynia dwa sekretne dodatki, po czym zacząłem go rozsypywać, oraz wypowiadać słowa w martwym języku. Słyszałem ich głos, ich opowieści. Chłopak miał moją księgę, ale go spojrzał na mnie, niemal od razu znalazłem się za nim, szepcząc mu na uszko.
- Sammy, nie daj się wciągnąć, tak czy inaczej będziesz mój, pragnąc jeszcze. Obawa może być jedna, to co nosisz, w swoim wnętrzu da ci siłę. - moja dłoń znalazła się na jego kroczu, to było dość nieoczekiwane, słysząc jego zduszone, sapniecie. Czyżby nie mógł się już doczekać? Jednak nie teraz.
Zabrałem księgę z jego gładkich dłoni, by dokończyć wywoływanie duszy. Pojawiła się natychmiast. Mężczyzna wyglądał tak dobrze, ale jednak będzie trzeba im powiedzieć, ile mają czasu.
- Macie czas do wschodu słońca, a potem jego dusza uda się na spoczynek. Tam mam na myśli to, że pójdzie do nieba, czy jak to wy tam nazywacie. Uważajcie, a resztę powie wam duch. - rzekłem, opuszczając pokój. Moje stopy, skierowały mnie do pomieszczenia, w którym odpoczywał król.
Nicie były tak przejrzyste, a księżyc, jak i noc powoli znikała i nastawał tym samym nowy dzień.
Odpoczynek nie był dla mnie, jeszcze się naspie i naciesze nocą. Przekąsiłem sobie coś, gdy tylko matka chłopaka, przyniosła nam posiłki, oraz nawet dostałem swój pokój. Król, jednak ma odpoczywać i to dużo, by nabrać sił oraz wyzbyć się tego cholerstwa z siebie.
Po prysznicu znalazłem się po niedługim czasie w pokoju, który został mi przydzielony. Wygodne łóżko, jak i pościel. Gdy mam to mogę wszyscy. Przeglądałem się nici, gdy zapukał, a po chwili wszedł Sammy.
- Jestem, moja matka odpoczywa i zajmie się królem. Ile ty masz lat? Nie chce wyjść na pedofila. - powiedział chłopak, powoli się zbliżając.
- Mam 24 lata i młody wygląd tak to wygląda. Więc nie wyjdziesz na pedofila. Rozbierz się i przyłącz się do mnie. - powiedziałem.
- Mój ojciec dziękuję za to, że mogliśmy się spotkać. - przerwał.
- Chyba, coś jeszcze chcesz powiedzieć. - mruknąłem.

Samuel?
Liczba słów: 1149

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz