piątek, 26 lipca 2019

Od Samuela CD Mordimera

Kolejny cichy, spokojny poranek. Zza otwartego okna słychać melodyjny ćwierkot rannych ptaków. Te, nie zniechęcone wczesną porą, energicznie przelatują pomiędzy gałęziami pobliskich drzew, dumnie wygwizdując swoje pieśni. Za ich sprawą do życia budzą się kolejne zwierzęta, w tym i ludzie. Do tego grona zaliczam się również ja. Nie otwieram jednak oczu, chcąc jeszcze chwilę pozostać w stanie absolutnego zadowolenia. Leżąc w akompaniamencie ptasich śpiewów, czuję się błogo jak chyba nigdy wcześniej. Przebijające się przez niedomknięte okiennice, gorące promienie nieśpiesznie wschodzącego na niebo słońca nieśmiało oświetlają wnętrze mojej sypialni. Płynące od nich ciepło przyjemnie ogrzewają splątane ze sobą ciała. Delikatnie wtulam się w jego bark, z rozkoszą wdychając zapach leżącego obok mężczyzny. Jego miękkie, opadające na poduszkę włosy figlarnie łaskoczą mój kark. W dalszym ciągu nie otwieram oczu, delektując się każdym centymetrem, w którym nasze ciała dotykają się. Oddechy łączą się w jedno, splecione ze sobą dłonie wygodnie ułożone są na miarowo unoszącej się klatce piersiowej mego partnera. Czuję, jak jego serce bije powoli, wskazując na to, że mężczyzna w dalszym ciągu zatopiony jest we śnie. Oddycham głęboko, a na moich ustach ukazuje się lekki uśmiech. Naprawdę go kocham…
A później przypominam sobie, że tak właściwie, to od roku jestem singlem. 
Zazwyczaj nie sypiam w ubraniu przeznaczonym do chodzenia za dnia.
Stare posłanie ustawione w moim pokoju jest przynajmniej dwa razy mniejsze.
A moją ostatnią partnerką była Suzie, która bynajmniej nie należała do grona przedstawicieli płci męskiej. 
_._

     - Matko kurwa Boska – ryknąłem, gwałtownie podnosząc się do pozycji siedzącej, o mało co nie wybijając leżącej obok osobie szczęki. Wyrwałem swoją dłoń z niezbyt silnego uścisku, przy okazji o mało nie uderzając nią o twarde wezgłowie. Szybko okręciłem się, sprzedając mężczyźnie potężnego kopniaka w żebra, po czym, z zamiarem wykonania jak najszybszego odwrotu, podniosłem się z łóżka. Przy okazji moja lewa noga zaplątała się w porozrzucaną w nieładzie pościel, przez co zamiast uciec, wywinąłem kozła, z głuchym trzaśnięciem spadając na ziemię. Nagłe uderzenie wytoczyło z moich płuc całą ich zawartość. Przez chwilę zamarłem w bezruchu, z trudem łapiąc powietrze. W tym samym momencie usłyszałem pełne niezadowolenia jęki mężczyzny.
     - Co ty wyprawiasz – syknął zwijający się na łóżku człowiek. Ze zdziwieniem odkryłem, że skądś znałem ten głos. Właśnie wtedy dotarło do mnie, że wczorajszego wieczoru wykupiłem hotelowy pokój razem z Mordimerem, aby nie musieć wracać do domu po nocy. 
     - Cholera – jęknąłem, szybko wyplątując się z pościelowego uścisku. Wstałem ostrożnie, z przerażeniem spoglądając na wściekłego towarzysza. Jedno spojrzenie mężczyzny wystarczyło, żebym zaczął bać się o swoje życie. – Przepraszam! Przepraszam, o matko, nie chciałem – wydukałem, ponownie wskakując na łóżko. Mordimer, który już zdążył podnieść się do pozycji siedzącej, patrzył na mnie gniewnie. – Naprawdę przepraszam! Byłem zaspany i nie do końca ogarnąłem, co się dzieje.
Okropnie przepraszam. Przepraszam, przepraszam! Boże, przepraszam, bardzo boli? 

(?)

Liczba słów: 454

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz