środa, 10 lipca 2019

Od Mordimera CD Keyi

Reszta miała minąć bez zbędnych zakłóceń. Zamiast wyjść na spacer, sprawdziłem testy, jakie dzisiaj moi uczniowie pisali. Spodziewałem się gorszych wyników, a tu mnie pozytywnie zaskoczyli, dlatego wiedziałem, że nie zmarnowałem tego dnia. Jednak to, co się zdarzyło przed zmrokiem, miało zmienić moje następne dni. 
Siedziałem na krześle i piłem herbatę, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Było ono słabe, ale powtarzało się, dopóki ich nie otwarłem. W progu stała mała blondynka o zielonych oczkach. Miała porwane ubranie, pozwalające zobaczyć masę blizn na jej ciele.
- Maddie? - zapytałem bardziej sam siebie i kucnąłem, gdyż małe dziecko przy dwumetrowym mężczyźnie wyglądało komicznie. - Co tu robisz? - zapytałem łagodnie. Miała brudną i zapłakaną twarz, w rączkach trzymała jakiś skrawek papieru, owinięty wokół jakiegoś przedmiotu. - Wejdź do środka – powiedziałem, gdy zobaczyłem, że nie miała butów, ani skarpet. Powoli weszła do środka, wciągając nosem katar. Zamknąłem drzwi i zaprowadziłem ją do kuchni, gdzie zaparzyłem herbatę. Cały czas milczała i była skulona, ale już nie płakała. Patrzyła się pustym wzrokiem na szafkę. Kiedy napój był gotowy, znowu przed nią kucnąłem i podałem jej ciepły kubek. - Wypij, poczujesz się lepiej – pokiwała powoli głową i wzięła w małe rączki naczynie. Ogrzewała się nim, kiedy przyłożyłem dłoń do jej czoła. Na szczęście nie miała gorączki. Na razie nie pytałem co się stało, widocznie była strasznie roztrzęsiona… czymś. Wstałem i poszedłem po ręcznik dla niej, aby się umyła. Kiedy go przyniosłem, zaprowadziłem ją do łazienki, dając jej także mój sweter, który przykryje całe jej ciało. Jej ubranie nadawało się tylko do śmieci. Kiedy zniknęła w łazience, usiadłem przy stole i zobaczyłem, że zostawiła na nim papier, który trzymała w rączkach. Chwyciłem i rozwinąłem go, na zużytym pergaminie widniał mój adres. Był jeszcze mały naszyjnik, schowany w kartce papieru. Co się mogło wydarzyć?
Kiedy dziewczynka wyszła, miała czystą twarz, rozczesane włosy i topiła się w moim ubraniu. Przyszła do kuchni, podziękowała za wszystko i usiadła na krześle.
- To naszyjnik mamy – powiedziała cicho, sięgając po srebrny łańcuszek z zawieszką gołębia.
- Maddie, możesz powiedzieć, co się stało? - zapytałem. Blondynka popatrzyła na mnie i pokiwała głową. Zaczęła mówić spokojnie, jednak z czasem głos zaczynał jej drżeć, a na końcu się rozpłakała.
Ogólnie rzecz mówiąc; jej rodzice zostali wczoraj zamordowani. Znałem jej rodzinę, byli aniołami, naprawdę miłymi ludźmi, temu też nie wiedziałem, w jaki sposób mogli narobić sobie wrogów. Oczywiście były tam jakieś możliwości, zawsze są, ale o nich się nie myśli. Wieczorem napadli na ich dom, razem z matką zdołała uciec, ojca niestety zabili na miejscu, kiedy bronił żony i dziecka. Odleciały i ukryły się u ciotki. Niestety z samego rana dom zaczął płonąć, Maddie akurat wyszła na spacer, a zaczęła wracać, gdy poczuła w kieszeni naszyjnik i kartkę. Niestety ciało jej matki i jej siostry leżały spalone w zamkniętym pokoju, które ktoś musiał zamknąć od zewnątrz. Jasnym było, że życie małej anielicy było zagrożone i się nie myliła. W południe musiała uciekać przed mężczyzną, a o zachodzie przyszła kobieta. 
I co ja miałem z nią zrobić? 
- Chodź, położysz się – powiedziałem wychodząc z kuchni, by przygotować jej pościel. Miała spać na moim łóżku, ja zaś wygodnie się usadowiłem na kanapie.
- Proszę pana – odezwała się cicho. - Co ja mam zrobić? - gdy się odwróciłem w jej stronę, zobaczyłem łzy.
- Nie myśl o tym, zajmę się rozwiązaniem – zapewniłem ją.

(...)

Zrobiłem śniadanie i przygotowałem się na lekcje. Maddie także wstała, chociaż na wyspaną nie wyglądała. 
- Dzień dobry – ziewnęła i usiadła przy stole. - Muszę dzisiaj iść do szkoły? - pokiwałem głową. - Nawet nie mam w czym – jęknęła i zaczęła jeść jajecznicę.
- Sąsiadka ma córkę twojego wzrostu, pożyczyła komplet ubrań – dziewczyna spojrzała na mnie.
- Znam ją? - pokręciłem głową.
- Jest prawie dorosła.
- I jest mojego wzrostu?! - przytaknąłem.
- Wyjdziesz pierwsza z domu – pokiwała głową, nie pytając czemu. - A potem zaraz po szkole pójdziesz do mojego przyjaciela, tylko się go nie wystrasz. Powiedz mu, że przychodzisz ode mnie i ma cię ukryć na jakiś czas. A jak ci nie uwierzy, to zapytaj się, kto go uratował, jak przypadkiem podpalił stodołę – słysząc końcówkę dziewczynka się zaśmiała i pokiwała głową.
Tak jak powiedziała, wyszła kwadrans przede mną, dzięki czemu zauważyłem bardzo ciekawą rzecz; podążała za nią ta sama osoba, aż do szkoły. Z początku nie rozpoznałem jasnych włosów i smukłej sylwetki. 

(…)

- Uczysz ją? - zapytała Keya. Pokiwałem głową.
- Mała jest całkiem niezła – stwierdziłem.
- Jej rodzice też się tu uczyli? - zapytała, na co wzruszyłem ramionami.
- Taki stary nie jestem – powiedziałem z uśmiechem. - A teraz wybacz, zaraz lekcja się zacznie.

(...)

- Maddie, poczekaj chwilę – zatrzymałem małą. - Lepiej będziesz, jeśli pójdziesz do lasu i tam się ukryjesz.
- Do lasu? - pokiwałem głową, dziewczyna wyglądała na wystraszoną.
- Nie martw, będzie dobrze – puściłem jej oczko. - I jeszcze coś, nie odwracaj się, ktoś cię będzie śledził.
- S-słucham? - głos jej się załamał. - Pan chce mi pomóc, czy mnie zabić? - jęknęła.
- Chce zobaczyć, kto cie śledzi. W końcu trzeba od czegoś zacząć.

<Keya?>

Liczba słów: 794

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz