Postać Keyi nie przypadła mi do gustu, zaczynałem nią gardzić, aż dała mi karteczkę z rzekomym zleceniodawcą. Zgniotłem ją w palcach i schowałem do kieszeni, przyglądając jej się. Jej postawa mnie bawiła, nie różniła się niczym od większości ludzi. Mieli gdzieś czyjekolwiek życie, a wszystko to było przyczyną ich nieprzyjemnej przeszłości. To egoistyczne z ich strony, zawsze myślą, że mają najgorzej, tak, jakby ktoś się na nich uwziął, jakby tylko oni cierpieli, a reszta nie i żeby istniała sprawiedliwość, należy sprawić, by oni też cierpieli. Tak jak myślałem, dla tego świata nie ma ratunku, wszyscy zataczają błędne koło. Wystarczy jedna osoba pokroju tej dziewczyny i wszyscy nawzajem się będą wybijać, bo nie potrafią pogodzić się z przeszłością. Babka w jednym miała racja: są strasznie pamiętliwi i czuli na swój ból.
Odwróciłem się i jakby dziewczyna nie istniała, poszedłem w swoją stroną. Czułem na sobie jeszcze jej wzrok, który zniknął, gdy ja wtopił się w tłum. Po drodze zajrzałem do ulubionej piekarni i kupiłem kawałek ciasta dla osłodzenia swojego nudnego dnia. Kiedy zaszedłem do domu, przygotowałem obiad, a po jego zjedzeniu, usiadłem wygodnie w fotelu i rozwinąłem papierek.
„Michaił ‘Red’ Daimon, ulica Ruthefil, mieszkanie 12”.
Kilka chwil przyglądałem się literom, zastanawiając się, dlaczego mi to dała. Może to był podstęp? Ja tam pójdę, a oni mnie złapią i będą torturować, aż nie powiem, gdzie jest dziewczynka. A może to zwykł żart? Keya chciała się mnie na jakiś czas pobyć? Ewentualnie może to być prawda, wtedy zastanawiałbym się nad jej celem. Chciała się go pozbyć? Nie chciał zapłacić? A może była ciekawa, co zrobię?
Wypiłem herbatę, po czym się przygotowałem i wyszedłem z domu. Musiałem się przejść, dlatego wybrałem się znowu do pobliskiego lasu. Zastanawiałem się, co teraz zrobić. Najpierw musiałem sprawdzić, czy ta informacja jest prawdziwa. Jeśli nie będzie, prawdopodobnie wpadnę w jakiś kłopoty, z których wyciągnie mnie pewnie rozlew krwi, nie ważne czyjej. Ale załóżmy, że informacja jest prawdziwa, co wtedy? Moim zadaniem jest ochrona dziewczyny, aby przeżyła swe lata nienękana przez morderców, w tym celu musiałem wyeliminować źródło, a potem pobocznych idiotów, którzy ze chcą ją zabić tylko dlatego, że nie jest jedną z nich. Morderstwo byłoby jednocześnie za proste, jak i za trudne. Nie chciałem przecież robić sobie wrogów. To może jakiś inny podstęp?
Chodziłem bez celu do wieczora, potem wróciłem do siebie. Przez dwa dni nic nie robiłem, musiałem na razie odczekać tę sprawę. Dopiero na trzeci dzień spotkałem się z moim przyjacielem u mnie w domu. Kostuch zjawił się w samą porę, przygotowałem coś do picia, pogadaliśmy kilka minut na bezsensowne tematy, aż przeszedłem do rzeczy. Nie pytałem, gdzie jest dziewczynka, wiedziałem, że w bezpiecznym miejscu. Podałem mężczyźnie zwitek papieru, przeczytał go i schował do kieszeni.
- Popytam kogo trzeba – to było na tyle z naszej rozmowy na temat zleceniodawcy, wróciliśmy do błahym rzeczy. Dowiedziałem się przy okazji, że mężczyźnie wpadła w oko jakaś kobieta, ale nie chciał nic więcej zdradzić. Życzyłem mu tylko, by wszystko poszło po jego myśli i się pożegnaliśmy.
Przez kolejne trzy dni żyłem rutyną, jakbym nią przesiąkł. Czasami widziałem gdzieś posturę Keyi, ale się nie wychylała, a ja się nie zastanawiałem, czego chciała. Nie mogła znaleźć Maddie, była dobrze ukryta, wierzyłem w nekromantę. Teraz zostało mi tylko czekać na informacje, z która przyszedł pod koniec tygodnia. Tym razem spotkaliśmy się u niego w domu.
- Czegoś się dowiedziałeś? - zapytałem popijając herbatę z miętą.
- To on. Zabił paru innych wygnańców, a nawet ludzi. Typowy zleceniodawca, zabij tego i tamtego, bo mi przeszkadzają.
- Wiesz, czego chciał od aniołów? - skinął głową.
- Łatwo było się porozumieć z jej rodzicami. Siedzą w czyśćcu i pilnują córeczki, nie chcą przejść na drugą stronę. Za darmo udzielili mi informacji i kazali mi przekazać, że mają nadzieję, iż spłacisz dług – skinąłem głową i nagle nabrałem zgorzkniałej miny. Jakoś nie widziało mi się, by mnie obserwowały martwe anioły, może nawet siedziały w tym pokoju?
- Postaram się – powiedziałem z myślą, że są gdzieś obok mnie. - Co powiedzieli?
- Powiem od początku. Najpierw myślałem, że ich zabił, bo byli Wygnańcami, ale wtedy zwykli martwi ludzie by nie pasowali. No to skontaktowałem się z nimi, a oni mi mówią, że nie chcieli mu dać klucza.
- Klucza? - zdziwiłem się. Kostuch przytaknął.
- Klucza. Nie mam pojęcia o co z nim chodzi, ale najwidoczniej ich córka musi mieć ten klucz przy sobie – wyjaśnił.
- Ale to głupie – stwierdziłem. - Po co mu to?
- Ponoć ten klucz otwiera wszystkie drzwi i może prowadzić do każdego miejsca na świecie – wyjaśnił. Przez chwilę milczałem zastanawiając się, co to ma do rzeczy, aż zdałem sobie sprawę, że taki Klucz może być bardzo przydatny.
- A ten Michaił to kim w ogóle jest? - zapytałem, ale mężczyzna wzruszył ramionami.
- Nikt nie wie, podejrzewam że jakiś przestępca.
- To na pewno – stwierdziłem. Przez chwilę panowała cisza.
- Wspominałeś, że dziewczyna nazwiskiem Reed została przez niego wynajęta? - pokiwałem głową, chociaż nie rozumiałem, dlaczego o niej mówi. - Wiesz? Może to rozwiąże ten problem – zasugerował, a ja uważnie mu się przyglądałem. - Martwi powiedzieli, że zlecił śmierć jej matki.
<Keya? Nareszcie napisałam>
Liczba słów: 824
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz