czwartek, 4 lipca 2019

Od Mordimera CD Samuela

Czułem napływającą wściekłość, a wypite piwo wcale mi nie pomogło. Z początku sądziłem, że chłopak sobie sam poradzi, nie chciałem się niepotrzebnie mieszać i robić sobie wrogów, ale kiedy mężczyzna stał się bardziej nachalny, nie wytrzymałem. Facet był ohydny i nie mówię tu tylko o jego zębach, był aż napuchnięty od alkoholu, palce miał żółte od papierosów, a on sam cuchnął, jakby ktoś go zakopał żywcem w ziemi, umarł, a potem ożył i wylazł na powierzchnie. Tak, śmierdział rozkładającym się trupem, chociaż pewnie była to tylko mieszkanka potu, papierosów, piwa i metalu, jednak mój nos zadziałał inaczej. Myśl, że taki obleśny typ, może siłą skrzywdzić Samuela, sprawiła, że poczułem się za niego odpowiedzialny. Jakim cudem? A takim, ze chłopak nie potrafił się wyrwać z jego uścisku, chociaż nie dziwiłem się. Tacy ludzie zawsze mają więcej siły, niż mogłoby się wydawać. Szybko pojawiłem się między nimi, łapiąc nieznajomego za rękę i wyswobadzając towarzysza z opresji. Chłopak szybko stanął za mną, a kiedy niezadowolony pijak chciał mnie uderzyć, wykręciłem mu rękę do tyłu, a potem złapałem za kołnierz i podniosłem do góry, co wyglądało dość fenomenalnie. Mężczyzna był ode mnie niższym o jakieś pięć centymetrów, a ja go podniosłem, jakby był dzieckiem. 
- Co robisz? Puszczaj mnie! - krzyczał i machał nogami, kiedy uniosłem go na tyle, by nie dotykał ziemi. - Przecież nic mu nie zrobiłem! Chciałem się tylko pobawić! - tłumaczył się przez następne minuty, kiedy ja się zastanawiałem, co zrobić. Ludzie zaciekawieni rozwojem zdarzeń uważnie nam się przyglądali, kompani pijaka siedzieli przy stoliku i udawali, że nic nie widzą, a gospodarz i obie kelnerki mierzyli mnie podejrzliwym wzrokiem, czy aby nie doprowadzę do bójki, która po części rozwali im lokal. Nawet grupa mięśniaków, którzy w drugiej sali lali się po mordach za pieniądze, teraz przestała i spoglądała na nas.
- Za dużo świadków – mruknąłem sam do siebie, na tyle cicho, by tylko Samuel mógł mnie usłyszeć. Nie mogłem typa zlać, zaraz by ktoś strażników wezwał, że bójka w karczmie i kto by poszedł odsiedzieć za karę? Cała nasza trójka, a tego nie potrzebowałem. W końcu zdecydowałem się na coś spokojnego.
Z ciągle uniesionym do góry facetem ruszyłem do drzwi, otworzyłem je z hukiem, postąpiłem w wprzód parę kroków, a następnie cisnąłem wrogiem na kupę łajna, która leżała z boku. Wylądował perfidnie twarzą, a ja się czułem, jakbym właśnie zrobił coś ważnego dla świata. Potem wróciłem do środka, Samuel stał dalej roztrzęsiony tym, co się stało, a kiedy wróciłem, powoli usiadł na swoje miejsce, dokładnie się rozglądając. Gdy usiadłem naprzeciw niego i opróżniłem kufel, wyciągnąłem sakiewkę i zapłaciłem, kładąc monety na stół. 
- Chyba nam wystarczy – odezwałem się, zielarz powoli pokiwał głową, gdy nagle obok niego pojawiła się jego koleżanka. Chłopak wystraszył się jej dotyku, ale zaraz się dał przytulić.
- Boże, jak dobrze, że nic ci nie jest. Wiedziałam, że takie miejsca nie są dla ciebie, mógł ci zrobić krzywdę – zaczęła nad wszystkim ubolewać, kiedy ja sięgnąłem po jego kufel i zobaczyłem, ze został łyk. Nie zawracając głowy towarzyszowi, wypiłem jego porcje, po czym wstałem. Wtedy Marie zwróciła się do mnie. - Bardzo ci dziękuje – powiedziała z uśmiechem i złapała moją dłoń, potrząsając nią. - Gdyby to była moja karczma, nie musiałbyś płacić – delikatnie się uśmiechnąłem na jej słowa i pokiwałem głową. Nagle została wezwana przez gospodarza do pracy, dlatego szybko zabrała nasze naczynia i pieniądze, po czym się ulotniła, jeszcze raz dziękując.
Stanąłem obok Samuela, który właśnie dochodził do siebie, po próbie gwałtu. 
- Mam dość tego miejsca, wychodzimy? - zaproponowałem.

<Samuel? Twój dzielny rycerz cię uratował xd>

Liczba słów: 572

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz