czwartek, 25 lipca 2019

Od Yuri'ego CD Victor

Uśmiechnąłem się lekko na jego słowa, czując że to co mówi stanie się kiedyś prawdą. Nie wątpię w jego przyszłe możliwości jako króla. Jego ojciec również mógłby wprowadzić dobre zmiany, ale zawsze myślałem, że to Victor zakończy tą całą tyranię, która się już ciągnie wiekami. Jednak nim to nastąpi, Elzebiusz musi zostać usunięty ze sceny, aby zrobić miejsce następnemu pokoleniu. Może to trochę potrwać, ale warto poczekać, na te dobre zmiany, które kiedyś w końcu muszą nadejść. Musi w końcu przyjść kres tych wszystkich męk. Na pewno nie będzie to łatwe i ludziom nie tak szybko przyzwyczają się do nowych zasad. Będą potrzebowali czasu, tak jak wszystko wokół, kiedy nadejdą w naszym kraju zmiany.
- Nie wątpię - odpowiedziałem po chwili, uśmiechając się przy tym lekko. Wstałem zaraz po swojej wypowiedzi z ławki i spojrzałem na mężczyznę z miejsca, w którym stałem. Jeszcze niedawno był małym gówniarzem, latającym wszystkim pod nogami, a teraz młody mężczyzna, planujący już zmiany w swoim królestwie. Może nie jest to jeszcze jego kraj, ale płynie w nim krew władców, więc jakby nie patrzeć, stoi on w kolejce do tronu.
- Wracajmy już, masz jeszcze trochę do nauki dzisiaj - oznajmiłem, czekając aż podniesie swój czasami leniwy tyłek.
Victor westchnął ciężko, jakby miał zaraz wyruszyć na największe męki swojego życia. Rozbawiony pokręciłem głową i złapałem go za rękę, ciągnąc go w górę.
- Im szybciej skończysz, tym szybciej będziesz miał czas dla siebie - odparłem z delikatnym uśmiechem na ustach, klepiąc dodatkowo mojego pana po plecach. - Łatwo ci mówić - mruknął niechętnie, patrząc na mnie spod byka, jakbym co najmniej mu jakąś krzywdę wyrządził. No miał rację, ja nie musiałem się w tej chwili uczyć od nowa o tym kim jestem, ale w końcu ja od samego początku wiedziałem kim jestem, a jego od samego początku okłamywali. W sumie to sam nie byłem lepszy i ukrywałem przed nim swoją prawdziwą tożsamość, ale po prostu chciałem poczekać na odpowiedni moment, aby mu o tym powiedzieć.
- Wiem, ale czy masz inne wyjście? - zapytałem, zerkając na niego z zaciekawieniem. Jak dla mnie to nie miał wyboru i musiał wrócić do biblioteki, do swojej ciotki, która już tak na niego czeka. Pewnie się już nie cierpliwi, że tak długo nam zajmuje powrót do środka.
- Zawsze mogę sobie pójść na małe wagary - uśmiechnął się pod nosem, a ja zmarszczyłem brwi na ten jego aż głupi pomysł. Złapałem go mocno za nadgarstek i stanowczo pociągnąłem go w stronę wejścia do posiadłości.
- Nie ma takiej opcji, mój panie - prychnąłem głośno, nie puszczając go, tak na wszelki wypadek, gdyby jednak chciałby mi zwiać.
- Oj daj spokój, przecież tylko żartowałem - wywrócił oczami, a ja trochę uspokojony, puściłem jego nadgarstek, nie mając już potrzeby trzymania go blisko siebie.
- Z tobą to nigdy nie wiadomo - mruknąłem cicho, żeby mnie przypadkiem nie usłyszał. Na szczęście chyba jest częściowo głuchy lub naprawdę powiedziałem to na tyle cicho, że moje słowa nie dotarły do jego uszu.
Odetchnąłem cicho i patrzyłem, jak mężczyzna szuka w sobie chyba bardziej siły psychicznej, aby wrócić z powrotem do środka. Koniec końców jakoś chyba się przekonał, bo ruszył bez słowa w stronę drzwi prowadzących z ogrodu prosto do biblioteki. Bardzo fajne miejsce na odpoczynek, które jest również połączone z przytulnym pomieszczeniem w rezydencji jakim jest biblioteka.
Nie chcąc tracić więcej czasu, poszedłem w ślady jasnowłosego, nie chcąc w końcu pozostać w tyle. W dalszym ciągu, chcę być przy jego nauce i pokazać mu w ten sposób, że nie jest z tym sam. Ma mnie i swoją rodzinę, którą niedawno poznał, ale widać, że nieważne jest to kiedy się kogoś spotkało na swojej drodze życia. Mimo, że tak dobrze się nie znają to i tak wspierają się, jak rodzina. Pewnie Victor nie jest do tego przyzwyczajony, ale mam nadzieję, że z czasem wszystko mu się poukłada w głowie. 
Już po chwili znowu znaleźliśmy się w domowej bibliotece ciotki Victora. Ponownie zająłem swoje miejsce z boku i obserwowałem tę dwójkę, która po  krótkiej wymianie zdań przeszła do dalszej nauki. 

~~*~~

Następnego dnia udało mi się załatwić trochę więcej czasu wolnego dla młodego mężczyzny. Wystarczyło tylko trochę porozmawiać z jego ciotką i po wielu namowach, a także argumentach, w końcu się zgodziła. Ten czas, który udało mi się wyprosić postanowiłem przeznaczyć na spacer do pobliskiego miasteczka. Miałem nadzieję, że nam obojgu dobrze to zrobi i trochę chociaż odpręży. Dlatego zaraz po śniadaniu wybrałem ubrania na przebranie dla Księcia, po czym oznajmiłem mu, że idziemy się przejść do pobliskiego miasteczka. Na początku był zaskoczony, ale szybko mu minęło i chyba się cieszył, że dzisiaj będzie miał mało nauki. Nie pokazał radości po sobie, ale zauważyłem to po błysku w jego oczach i wyprostowanej, pewnej siebie sylwetce. 
Nie ociągając się ruszyliśmy wnet do miasteczka, które niewiele różniło się od miast w naszym królestwie. Dużo stoisk i oczywiście co za tym idzie wiele ludzi. Z tego co zauważyłem przybyły tutaj rożne warstwy społeczne. Począwszy od tych klepiących biedę po tych najbogatszych panów ziem i pól. Nietrudno było odróżnić jednego od drugiego. W końcu zwykły chłop a milord zupełnie inaczej się zachowują i wyglądają. Ja na szczęście wygrzebałem dla Victora dość zwyczajne ubrania, dzięki czemu nie wyróżnialiśmy się z tłumu. Nie chciałem by przypadkiem ktoś go rozpoznał i zrobiło się z tego zamieszanie. 
- Może rozejrzymy się po straganach? - zaproponowałem od razu, gdy zostaliśmy otoczeni przez sporą ilość ludzi. Ku mojemu zadowoleniu mój towarzysz przystał na moją propozycję, a ja od razu zapałem go za rękę i zaciągnąłem go między ludzi, szukając czegoś fajnego i godnego uwagi. 
Niedługo chodziliśmy kiedy dało się usłyszeć dość głośną kłótnię dwóch osób. Zaskoczony przystanąłem na chwilę i spojrzałem w stronę dwóch mężczyzn, którzy wyzywali się najgorszymi możliwymi wyzwiskami. Po szybkiej analizie zrozumiałem, że jeden z nich to zwyczajny mieszkaniec wsi, a ten drugi, który był dostojnie ubrany najwyraźniej pochodził z jakiejś szlachty. 
- Nie masz prawa brać za darmo moich towarów! Pracowałem na to cały rok, aby móc wyżywić rodzinę - krzyczał ten biedniejszy, wskazując energicznie na worek najwyraźniej z jakimiś ziołami, które trzymał szlachcic. Dopiero po chwili zrozumiałem, że jest to nie tylko kłótnia między dwoma warstwami społecznymi, ale i między sprzedawcą a klientem. 
- Hodujesz te marne roślinki na mojej ziemi, więc mogę sobie to wziąć nawet bez pytania - odpowiedział drugi, wypinając dumnie pierś do przodu. Zmarszczyłem lekko brwi na jego próżniackie zachowanie. Już gościa nie lubiłem i jego tłumaczenie nie miało sensu. Po prostu nadużywał swojej władzy...
- Przecież płacę za użytkowanie ziemi - zaczął ten pierwszy, ale ten drugi szybko go odciął.
- To nie ma znaczenia - prychnął i już miał odchodzić, ale chłop złapał go za rękaw drogiej szaty.
- To niesprawiedliwe - biedniejszy mężczyzna krzyknął temu drugiemu prosto w twarz, a we mnie aż się zagotowało. Sam bym wyjaśnił parę spraw z tym próżniakiem, ale nikt nie posłucha kogoś takiego, jak ja. Spojrzałem na Księcia, ciekaw jego reakcji na tą sytuację.

<Victor? XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz