Nie byłem pewien, czy chłopak się za coś mścił, czy po prostu nieustający deszcz i nieprzyjemny wiatr robiły swoje, ale dzisiejszy trening był długi, intensywny i męczący. Byłem wykończony, najchętniej schowałbym się w ciepłej pościeli i nie wychodził z łóżka aż do poprawy pogody.
Przytuliłem się do chłopaka i przymknąłem oczy, cicho wzdychając. W przeciwieństwie do mnie, mój anioł był suchy i przyjemnie ciepły. Nie rozumiałem, czemu nie pozbył się nadmiaru wody z moich ubrań i włosów, ale pozwalałem mu na wycieranie mojej głowy, było to całkiem przyjemne. Mimo wszystko chciałem się przebrać jak najszybciej, mokre ubranie nieprzyjemnie przylegały do mojego ciała i powodowały lekki dyskomfort, nie mówiąc już o tym, że było mi zwyczajnie zimno.
- Ty mi w pełni wystarczasz - wymamrotałem, wtulając twarz w brzuch przyjaciela i mocniej go obejmując.
Usłyszałem, jak anioł śmieje się cicho jednocześnie czochrając moje włosy. Coś czułem, że kiedy wyschną, będą w jeszcze większym bałaganie niż dotychczas. Po chwili pocałował mnie w czoło i odsunął się ode mnie, z czego nie byłem specjalnie zadowolony. Chciałem się jeszcze trochę poprzytulać i ogrzać chłodne ciało, w końcu to przez niego byłem teraz przemoknięty oraz zmarznięty.
- Przyniosę ci obiad i coś gorącego do picia – odparł, uśmiechając się do mnie ciepło. – A ty się przebierz w suche ubrania.
- A nie możesz użyć swoich mocy i je wysuszyć? – spytałem, patrząc na niego błagalnie, ale ten się nie ugiął. Pokręcił jedynie przecząco głową i złożył na czubku mojego nosa szybki pocałunek.
- Nie mogę cię za bardzo rozpieszczać. Przebierz się, a ja zaraz wrócę – powiedział słodko.
Kiedy chłopak wyszedł z pokoju, niechętnie powłóczyłem się w stronę łazienki. Nie chciało mi się nic robić, nawet obietnica późniejszej nagrody jakoś bardzo mnie nie motywowała do dalszego funkcjonowania. Aktualnie w pełni usatysfakcjonuje mnie zwykłe przytulanie… to chyba znak, że się starzeje, muszę się ogarnąć, przecież jeszcze młody jestem.
Wyszedłem z łazienki już w suchych rzeczach i od razu rzuciłem się na łóżko. Przytuliłem się do kota, którego ciałko było pokryte przyjemnie miękkim futerkiem. Przynajmniej on się ode mnie nie odsuwa.
- Biedaku, wyglądasz na padniętego – usłyszałem Mikleo, który najwidoczniej już wszedł do pokoju. Kiedy tylko poczułem, jak materac ugina się pod jego ciężarem, podniosłem głowę i otworzyłem oczy. Już chciałem się odezwać, ale wtedy zauważyłem, że anioł nie zwraca się do mnie, a do kota. – Biedny kotek, pewnie pogoda tak na ciebie wpływa.
Prychnąłem głośno oburzony zachowaniem mojego przyjaciela i ostentacyjnie odwróciłem się do niego plecami, zamykając oczy. Skoro tak bardzo się przejmuje Lucjuszem, niech się nim teraz zajmuje, ja sobie doskonale dam radę sam. W tej chwili wystarczy mi jedynie kołdra, wcale nie potrzebuję przytulenia się do jego smukłego i przyjemnie ciepłego ciała, absolutnie.
- Nie wierzę, że cię to ruszyło – usłyszałem dziwnie wesoły głos anioła i otworzyłem oczy. Uśmiechał się do mnie uroczo, a ja znowu nie potrafiłem zrozumieć jego zachowania. Zwykle był bardzo oszczędny w uczuciach, nawet przy mnie, ale dzisiaj najwidoczniej trzyma go bardzo dobry humor. – Przyniosłem jedzenie, wstawaj i się nie fochaj.
Burknąłem coś cicho, ale wstałem nie chcąc denerwować przyjaciela. Skoro był wesoły, nie chciałem mu psuć humoru. Musiałem cieszyć się i radować każdym jego uśmiechem, które pojawiały się na jego twarzy coraz częściej, z czego byłem bardzo dumny. Mikleo uważał, że emocje, a zwłaszcza strach, nie są dla aniołów, ale gdyby tak faktycznie było, nie byłby w stanie czuć nic. A przecież tak nie było. Chłopak niepotrzebnie się tym wszystkim przejmował i był zdecydowanie zbyt surowy wobec siebie.
Mój anioł ostrożnie położył tacę na łóżku i usiadł naprzeciwko mnie. Kot, zaciekawiony przyjemnymi zapachami, przybliżył się do mnie i zaczął się o mnie ocierać, cicho mrucząc. Wziąłem w dłonie jeden z parujących kubków, ciesząc skostniałe dłonie. Z kolei Mikleo zaczął z chęcią jeść, wzbudzając we mnie kolejne poczucie zdziwienia. To naprawdę nie było częstym widokiem, ale nie powinienem narzekać.
- Co? – spytał, zauważając moje zdziwienie.
- Nic, jedz sobie – uśmiechnąłem się do niego ciepło, po czym upiłem łyk przyjemnie ciepłego napoju.
- Jak chcesz, to mogę przestać – burknął, krzyżując ręce na piersi.
- Nie, nie, jedz śmiało. Bardzo się cieszę, że jesteś tak chętny na jedzenie.
Chłopak napuszył policzki, ale nie tknął żadnego posiłku. Westchnąłem cicho i postanowiłem wziąć sprawy we własne ręce. Odstawiłem oba kubki z ciepłą cieczą na stolik, który był bardziej stabilny i bezpieczniejszy niż taca na łóżku, i przysunąłem się do chłopaka. Teraz, już rozgrzany, czułem się znacznie lepiej i odzyskałem trochę wigoru, chociaż zdania nie zmieniam – dalej chciałem spędzić resztę dnia w łóżku.
Usiadłem za Mikleo i objąłem go w pasie jedną ręką, a drugą sięgnąłem po jedną z truskawek leżących na półmisku. Niby był na mnie lekko obrażony, ale posłusznie jadł owoc za owocem, który podtykałem mu pod nos. Kiedy truskawki się skończyły, pocałowałem go w policzek. Skoro chce, niech je ile dusza zapragnie, ja mu tego nie będę zabraniał.
- Myślisz, że jestem gotowy, aby stawić czoło złemu panu? – spytałem go, przytulając go od tyłu i kładąc podbródek na jego ramieniu. Osobiście uważałem, że dałbym radę oczyścić władcę nieczystości, a im dłużej zwlekamy, tym bardziej ten potwór bardziej rośnie w siłę. Ale moje wrażenie może być mylne, dlatego bardzo ważne było dla mnie zdanie mojego ukochanego anioła.
<Mikleo? c:>