poniedziałek, 29 czerwca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Nie byłem pewien, czy chłopak się za coś mścił, czy po prostu nieustający deszcz i nieprzyjemny wiatr robiły swoje, ale dzisiejszy trening był długi, intensywny i męczący. Byłem wykończony, najchętniej schowałbym się w ciepłej pościeli i nie wychodził z łóżka aż do poprawy pogody.
Przytuliłem się do chłopaka i przymknąłem oczy, cicho wzdychając. W przeciwieństwie do mnie, mój anioł był suchy i przyjemnie ciepły. Nie rozumiałem, czemu nie pozbył się nadmiaru wody z moich ubrań i włosów, ale pozwalałem mu na wycieranie mojej głowy, było to całkiem przyjemne. Mimo wszystko chciałem się przebrać jak najszybciej, mokre ubranie nieprzyjemnie przylegały do mojego ciała i powodowały lekki dyskomfort, nie mówiąc już o tym, że było mi zwyczajnie zimno.
- Ty mi w pełni wystarczasz - wymamrotałem, wtulając twarz w brzuch przyjaciela i mocniej go obejmując.
Usłyszałem, jak anioł śmieje się cicho jednocześnie czochrając moje włosy. Coś czułem, że kiedy wyschną, będą w jeszcze większym bałaganie niż dotychczas. Po chwili pocałował mnie w czoło i odsunął się ode mnie, z czego nie byłem specjalnie zadowolony. Chciałem się jeszcze trochę poprzytulać i ogrzać chłodne ciało, w końcu to przez niego byłem teraz przemoknięty oraz zmarznięty.
- Przyniosę ci obiad i coś gorącego do picia – odparł, uśmiechając się do mnie ciepło. – A ty się przebierz w suche ubrania.
- A nie możesz użyć swoich mocy i je wysuszyć? – spytałem, patrząc na niego błagalnie, ale ten się nie ugiął. Pokręcił jedynie przecząco głową i złożył na czubku mojego nosa szybki pocałunek.
- Nie mogę cię za bardzo rozpieszczać. Przebierz się, a ja zaraz wrócę – powiedział słodko.
Kiedy chłopak wyszedł z pokoju, niechętnie powłóczyłem się w stronę łazienki. Nie chciało mi się nic robić, nawet obietnica późniejszej nagrody jakoś bardzo mnie nie motywowała do dalszego funkcjonowania. Aktualnie w pełni usatysfakcjonuje mnie zwykłe przytulanie… to chyba znak, że się starzeje, muszę się ogarnąć, przecież jeszcze młody jestem.
Wyszedłem z łazienki już w suchych rzeczach i od razu rzuciłem się na łóżko. Przytuliłem się do kota, którego ciałko było pokryte przyjemnie miękkim futerkiem. Przynajmniej on się ode mnie nie odsuwa.
- Biedaku, wyglądasz na padniętego – usłyszałem Mikleo, który najwidoczniej już wszedł do pokoju. Kiedy tylko poczułem, jak materac ugina się pod jego ciężarem, podniosłem głowę i otworzyłem oczy. Już chciałem się odezwać, ale wtedy zauważyłem, że anioł nie zwraca się do mnie, a do kota. – Biedny kotek, pewnie pogoda tak na ciebie wpływa.
Prychnąłem głośno oburzony zachowaniem mojego przyjaciela i ostentacyjnie odwróciłem się do niego plecami, zamykając oczy. Skoro tak bardzo się przejmuje Lucjuszem, niech się nim teraz zajmuje, ja sobie doskonale dam radę sam. W tej chwili wystarczy mi jedynie kołdra, wcale nie potrzebuję przytulenia się do jego smukłego i przyjemnie ciepłego ciała, absolutnie.
- Nie wierzę, że cię to ruszyło – usłyszałem dziwnie wesoły głos anioła i otworzyłem oczy. Uśmiechał się do mnie uroczo, a ja znowu nie potrafiłem zrozumieć jego zachowania. Zwykle był bardzo oszczędny w uczuciach, nawet przy mnie, ale dzisiaj najwidoczniej trzyma go bardzo dobry humor. – Przyniosłem jedzenie, wstawaj i się nie fochaj.
Burknąłem coś cicho, ale wstałem nie chcąc denerwować przyjaciela. Skoro był wesoły, nie chciałem mu psuć humoru. Musiałem cieszyć się i radować każdym jego uśmiechem, które pojawiały się na jego twarzy coraz częściej, z czego byłem bardzo dumny. Mikleo uważał, że emocje, a zwłaszcza strach, nie są dla aniołów, ale gdyby tak faktycznie było, nie byłby w stanie czuć nic. A przecież tak nie było. Chłopak niepotrzebnie się tym wszystkim przejmował i był zdecydowanie zbyt surowy wobec siebie.
Mój anioł ostrożnie położył tacę na łóżku i usiadł naprzeciwko mnie. Kot, zaciekawiony przyjemnymi zapachami, przybliżył się do mnie i zaczął się o mnie ocierać, cicho mrucząc. Wziąłem w dłonie jeden z parujących kubków, ciesząc skostniałe dłonie. Z kolei Mikleo zaczął z chęcią jeść, wzbudzając we mnie kolejne poczucie zdziwienia. To naprawdę nie było częstym widokiem, ale nie powinienem narzekać.
- Co? – spytał, zauważając moje zdziwienie.
- Nic, jedz sobie – uśmiechnąłem się do niego ciepło, po czym upiłem łyk przyjemnie ciepłego napoju.
- Jak chcesz, to mogę przestać – burknął, krzyżując ręce na piersi.
- Nie, nie, jedz śmiało. Bardzo się cieszę, że jesteś tak chętny na jedzenie.
Chłopak napuszył policzki, ale nie tknął żadnego posiłku. Westchnąłem cicho i postanowiłem wziąć sprawy we własne ręce. Odstawiłem oba kubki z ciepłą cieczą na stolik, który był bardziej stabilny i bezpieczniejszy niż taca na łóżku, i przysunąłem się do chłopaka. Teraz, już rozgrzany, czułem się znacznie lepiej i odzyskałem trochę wigoru, chociaż zdania nie zmieniam – dalej chciałem spędzić resztę dnia w łóżku.
Usiadłem za Mikleo i objąłem go w pasie jedną ręką, a drugą sięgnąłem po jedną z truskawek leżących na półmisku. Niby był na mnie lekko obrażony, ale posłusznie jadł owoc za owocem, który podtykałem mu pod nos. Kiedy truskawki się skończyły, pocałowałem go w policzek. Skoro chce, niech je ile dusza zapragnie, ja mu tego nie będę zabraniał.
- Myślisz, że jestem gotowy, aby stawić czoło złemu panu? – spytałem go, przytulając go od tyłu i kładąc podbródek na jego ramieniu. Osobiście uważałem, że dałbym radę oczyścić władcę nieczystości, a im dłużej zwlekamy, tym bardziej ten potwór bardziej rośnie w siłę. Ale moje wrażenie może być mylne, dlatego bardzo ważne było dla mnie zdanie mojego ukochanego anioła.

<Mikleo? c:>

niedziela, 28 czerwca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Wyjątkowo dzisiaj miałem ochotę coś zjeść, zazwyczaj uciekałem lub unikałem jedzenia na różny sposób, tym razem jednak było zupełnie inaczej, sam chętnie zaciągnąłem przyjaciela do jadalni, jedząc oczywiście tylko to, co było mi znane i lubiane, nie znosiłem próbować nowych rzeczy, chyba że koniecznie byłem do tego zmuszany, sam z siebie jednakże nie byłem tak chętny, jakbym mógł.
Po przednim nakarmieniu kota mogliśmy i my zasiąść do stołu jedząc pyszne śniadanie, przyniesione przez służbę mając chwilę spokoju. Podejrzewając, że i za chwilę zbierze się tu cała reszta serafinów, a kto wie może i sama księżniczka.
- Już wystarczy - Lekko kręcąc nosem, odwróciłem głowę, to fakt byłem głodny i fakt sam chciałem jeść, ale z umiarem nie będę przesadzał to i tak w żadnym wypadku niczego u mnie nie zmieni. Nie jestem dzieckiem, wiem ile jeść.
- Wyglądasz marnie zjedź jeszcze - Sorey uśmiechnął się cwanie, próbując mimo wszystko wepchać we mnie trochę więcej jedzenia.
- Nie - Odsunąłem go od siebie, doskonale wiedząc, o co mu chodzi, ostatnimi czasy bardzo go kontrolowałem, sprawdzając, czy na pewno zjadł, teraz panicz raczy mi pokazać jak to irytujące, choć w inny sposób.
- Przyjemne co? - Całując mnie w policzek, zaprzestał swoich działań, nie przestając się uśmiechać dumny z siebie. Ja mu dam będzie miał taki trening, że przez tydzień mu się wszystkiego odechce. 
Już chciałem mu coś nawet powiedzieć jednak wchodzące serafiny i mały szczeniak wszystko zepsuły, westchnąłem cicho zirytowany, ale co mogłem zrobić, mieli prawo tu być i korzystać ze wszystkich pyszności, które oferowała księżniczka. Oczywiście jak zawsze Edna i Zaveid głupio nam docinali, kociak i psiak jak zawsze nie potrafiły się dogadać i tylko Lailah w tym wszystkim zachowywała się normalnie, nie licząc małego Yuki'ego, który skupił się na jedzeniu, mając nas totalnie gdzieś.
- To my już pójdziemy - Stwierdziłem, wstając od stołu, razem z moim przyjacielem chcąc już odejść od stołu.
- Tylko wiecie trening to nie zabawa - Serafin powietrza ewidentnie coś nam insynuuje, czym lekko mnie ruszył, czy on naprawdę musi być taki głupi?
- A co zazdrościsz? - Odwróciłem się w jego stronę, pierwszy raz w życiu mając już dość tych głupich docinków z ich strony. Mężczyzna bronił się. Tłumacząc, że nie chociaż ja doskonale wiedziałem, że jednak tak. Może nigdy nie chciałby spać z mężczyzną, ale z kobietą już tak i nie ukryje tego, bez względu na to, jak bardzo by chciał. Prychnąłem, jedynie cicho zauważając jego zakłopotanie, głupek ze mną nie wygra, nawet jeśli bardzo by chciał, prędzej czy później i tak bym mu się odwinął.
- Nie spodziewałem się tego po tobie - Sorey ewidentnie zaskoczony jednocześnie zadowolony patrzył na mnie, nie spodziewając się jakiego zachowania z mojej strony. No cóż, czasem i mnie się zdarza powiedzieć to, co na język ślina przyniesie.
- Jeszcze wielu rzeczy się po mnie możesz nie spodziewać - Powiedziałem to bardzo poważnie, a jednocześnie tajemniczo, czym lekko może nawet zaskoczony jednocześnie zaciekawiając mojego przyjaciela.
- Aż jestem ciekaw, co jeszcze kryjesz - Uśmiech Soreya pojawił się na twarzy, nie znikając przez długi, długi czas, przynajmniej dopóki nie wyszliśmy na dwór, gdzie było naprawdę nieprzyjemnie. No cóż, pasterz musi być gotowy na wszystko.
- Skup się, nie będzie taryfy ulgowej - Mogłem z nim robić wszystko, mógł mi mówić wszystko, jednak na treningu to ja mam władze, a on musi się dostosować, jeden jedyny czas, gdy nie on dominuje nade mną.
Trening był dość męczący, pogoda nie sprzyjała, a nadchodząca burza wszystko nam utrudniała, mimo to nie mogłem mu odpuścić. Trening to trening później rozgrzeje się ciepłą herbatą.Czy innym ciepłym napojem.
Męczyłem go kilka dobrych godzin, nie dając mu chwili wytchnienia, jego przeciwnik nie da mu szans dlatego i teraz nie mógł sobie pobłażać, nawet jeśli bardzo chciał. Zlitowałem się nad nim, dopiero gdy zerwał się ostry wiatr, wraz z burzą wolałem nie ryzykować, pozwalając zmarzniętemu i może nawet zmęczonemu chłopakowi wrócić do zamku. Gdzie było zdecydowanie przyjemniej.
- Dziś naprawdę się spisałeś zasłużyłeś na nagrodę - Stwierdziłem, gdy weszliśmy do pokoju, biorąc ręcznik do rąk, sadzając go na łóżku, aby wytrzeć jego włosy, mógłbym zrobić to szybciej, używając swoich mocy to prawda, kto jednak powiedział, że zrobić to muszę. Proszę, nie słyszałem, z resztą to dużo zabawniejsze zajęcie. -  To, co chcesz coś ciepłego na rozgrzanie? - Dodałem, po chwili w końcu obiecałem mu nagrodę, coś do picia chyba na razie wystarczy, w końcu jest zmęczony i może nawet głodny, pewnie zaraz sam powie, czego chce. Pozostaje tylko czekać.

<Sorey? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Mogłem śmiało przyznać, że nie stresowałem się walką ze złym panem. W porównaniu do pasterza ciemności, wiem, gdzie on jest i wiem, czego się po nim spodziewać. Owszem, oczyszczenie władcy nieczystości nie będzie należało do najprostszych, ale wierzyłem, że dam radę. Mam przy sobie swojego ukochanego anioła, z nim jestem w stanie zrobić wszystko.
- A nie miałem treningu z tobą przypadkiem wczoraj wieczorem? – spytałem zadziornie, jednocześnie wślizgując dłonie pod koszulę, w którą był ubrany. Miałem bardzo dobry humor, w końcu ja byłem wypoczęty, mój anioł był wypoczęty, czego chcieć więcej.
- Chodzi mi o inny rodzaj treningu, ten mniej przyjemny – wymruczał, zarzucając mi ręce na szyję.
- Z tobą zawsze jest przyjemnie – odparłem, zbliżając swoje usta do tych jego, chcąc połączyć je w namiętnym pocałunku, ale tuż przed tym poczułem, jak chłopak kładzie palec na moich wargach.
- Najpierw śniadanie, potem trening, a później zobaczymy – wyszeptał uroczo, dając mi całusa w nos.
Chłopak zsunął się z moich kolan, na co jęknąłem z niezadowolenia. Nie rozumiałem, czemu teraz się tak wzbraniał przed dotykiem, w końcu doskonale wyczuwałem jego podniecenie. Poza tym, co jest złego w seksie na dobry początek dnia? Przez resztę dnia on będzie zadowolony, ja będę zadowolony, i życie stanie się o wiele piękniejsze.
Podczas, kiedy chłopak się ubierał, nie spuszczałem z niego wzroku. Ja nie miałem takich problemów, miałem na sobie pełen komplet ubrań, a nie byłem ubrany w jedynie przydużą koszulę mojego ukochanego. Taka obserwacja lekko peszyła Mikleo, który w końcu kazał mi się odwrócić. Z niechęcia opadłem na poduszki, wpatrując się w sufit. Nie rozumiałem, czemu chłopak tak bardzo się wstydził, przecież już go widziałem całego nagiego.
Poczułem, jak kot wskakuje mi na brzuch i zaczyna głośno mruczeć, domagając się uwagi. Zacząłem od niechcenia drapać go pod bródką i przymknąłem oczy. Nie miałem dzisiaj ochoty na robienie czegokolwiek. Pogoda była okropna, nad ziemią widniały ciężkie i ciemne chmury, które groziły oberwaniem się w każdej chwili. Zresztą, od samego ranka padał nieprzyjemny deszcz, ale coś czułem, że to nie są pełne możliwości. Najchętniej przeleżałbym cały dzień w łóżku, wtulony w przyjemnie ciepłe ciało mojego małego anioła.
Poczułem, jak materac ugina się pod kolejnym ciężarem. Nie otwierając oczu przekręciłem się na bok i przytuliłem się do mojego przyjaciela. Zrzuciłem przy tym niezadowolonego kota, ale nie za bardzo się tym przejąłem, w końcu miałem przy sobie mojego anioła i to było dla mnie zdecydowanie ważniejsze niż zwierzak.
- Idziemy na śniadanie – powiedział Mikleo, zaczynając bawić się moimi przydługimi włosami.
Wymruczałem pod nosem cichą odpowiedź twierdzącą, ale nie wykonałem żadnego ruchu świadczącego o mojej chęci do wstania. A powinienem się ruszyć, w końcu Mikleo ma sam z siebie ochotę na jedzenie, a wcale mu się to tak często nie zdarzało.
- A możemy dzisiaj poleżeć cały dzień w łóżku? – spytałem niemrawo, podnosząc się do pionu.
- No proszę, wymęczony? Słabo z twoją kondycją – odparł, a moje sprawne ucho wychwyciło rozbawienie w jego głowie.
- To wszystko przez pogodę – wyburczałem, pusząc policzki.
- Tak sobie tłumacz – wstał z łóżka, a następnie pocałował mnie w czoło i chwycił mój nadgarstek. – Nie wymigasz się od treningu, a teraz chodź.
Westchnąłem ciężko, ale się mu poddałem. Pozwoliłem mu się poprowadzić do jadalni, niespecjalnie widząc sensu w opieraniu się. Ja byłem trochę głodny, i on miał ochotę na jedzenie, co mnie bardzo dziwiło, ale nie mogłem narzekać. Ciągle namawiałem go do jedzenia, a teraz sam chce, więc to bardzo dobrze. Poza tym, chyba nawet Lucjusz był głodny, bo szedł przed nami, wyraźnie zadowolony. Ciekawe, czy będzie równie zadowolony, jak spotka Codi’ego… chociaż, z tego co zauważyłem, to szczeniak bardziej bał się kota niż kot jego.
Wiedziałem, że nie powinienem sobie odpuszczać treningów, ale dzisiaj wyjątkowo nie miałem ochoty na ćwiczenia, w dodatku podczas deszczu. Pogoda nie powinna być dla mnie wymówką, nikt nie powiedział, że będę walczył z władcą nieczystości w piękny, słoneczny dzień. Dlatego miałem nadzieję, że po treningu resztę czasu spędzę leniwie w łóżku z moim aniołem, musiałem korzystać z tych przyjemnych chwil sam na sam, których liczba już wkrótce drastycznie spadnie.

<Mikleo? c:>

sobota, 27 czerwca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Westchnąłem cicho, potrzebując kilku chwil, aby przemyśle sobie moją wypowiedź mając nieprzyjemne wrażenie, że zwykłe „Wszystko okej” Tu nie pomoże. Wypada rozwinąć temat i powiedzieć co mi leży na sercu, gdyby to jeszcze było takie łatwe.
- Zwykle nic mi nie jest, nie usatysfakcjonuje cię prawda? - Spytałem, dostając po chwili w łeb, nie było to zbyt przyjemne uczucie, ale zasłużyłem sobie na to, zadając to absurdalne pytanie. - Czyli nie - Pomasowałem obolałą głowę, prostując się.
- Oczywiście, że nie - Burknął, gdy zbyt długo nie mówiłem ani słowa.
- Miałem znów koszmar, tym razem był bardziej realny, otworzyłem oczy i widziałem go nad sobą, byłem przekonany, że tam był. Dałbym sobie rękę uciąć, gdy jednak podniosłem się, uwalniając ciało z koszmaru, go nie było, to musiało mi się przyśnić, za dużo czytałem o nim, sny pokazują mi ukryte lekki, sam sobie na to zapracowałem - Mówiłem spokojnie, tak jakbym już pogodził się z tym koszmarem, moim większym problemem było oczyszczenie, nie potrafiąc poddać się oczyszczeniu, z jakiegoś powodu nie potrafiłem tego zrobić, strach przejął zbyt dużą kontrolę nade mną? Sam już nie wiedziałem co o tym myśleć, staje się bezużyteczny, a nie tak miało przecież być. Miałem być jeszcze silniejszy, miałem pokonać każde zło a teraz? Teraz boje się, że nie będę w stanie mu pomóc, stając się ciężarem, moje ciało źle reaguje na władne nieszczęścia i na pasterza ja więc mam do cholery walczyć z nimi? To takie frustrujące.
- Oj Miki każdy się czegoś boi tak jesteśmy już stworzeni - Wyszeptał, głaszcząc moją głowę, nie uspokoiło mnie to jednak. Wręcz przeciwnie nie to chciałem usłyszeć. 
- Nie, Sorey. Tak stworzeni są ludzie, anioł nie powinien się bać, nie powinienem mieć koszmarów, jak mam ci pomagać, kiedy paraliżuje mnie strach, gdy tylko myślę o tym człowieku, nie jestem użyteczny, a właśnie taki powinienem być. Pakt każe mi cię chronić za cenę własnego życia, a moje chore lęki w głupi sposób mi to uniemożliwiają - Wyrzuciłem wszystko z siebie, unosząc głowę ku niebu, zauważając nadchodzące ciemne chmury, zbliżała się burza, czego nie dało się nie zaważyć.
- Nie masz się czym przejmować, jeśli zabraknie ci sił, masz mnie, ja będę twoim oparcie i ochronię cię przed każdym złem - Wyszeptał, kładąc dłonie na moich policzkach, odwracając mnie w swoją stronę, aby nasze oczy się spotkały. W duchu poczułem radość. Wiedząc, że mają go przy sobie, mogę mieć wszystko, a jednak mimo to bardzo się martwiłem, w końcu to ja mam chronić go nie on mnie.
- To ja powinienem - Zacząłem kiedy to uciszył mnie pocałunkiem. Poskutkowało, na chwilę nie wiedziałem co miałem mówić, co miałem myśleć oddając się całkowicie chwili. - No wiesz - Rozbawiony pokręciłem głową, patrząc w jego oczy, ten zwyczajny człowiek ma mnie w garści, a ja nawet nie próbuję się uwolnić, pragnąc go jeszcze bardziej. O ile bardziej w ogóle się da.
- Musiałem cię jakoś uciszyć - Stwierdził rozbawiony, uśmiechając się do mnie czule. Kręcąc delikatnie głową, przytuliłem się do niego mocno, na chwilę zamykając oczy, ciesząc się jego wspaniałą bliskością.
- Kocham cię - Szepnąłem, rzadko to mówię i doskonale o tym wiem, wciąż mam problemy ze zrozumieniem uczuć dlatego potrzebuję czasu, aby zrobić lub powiedzieć coś, co siedzi mi na sercu.
- I ja ciebie kocham - Wymruczał zadowolony, głaszcząc mnie po plecach.
Trwaliśmy tak kilka długich chwil, ciesząc się sobą i pewnie trwałoby to jeszcze dłużej, gdyby nie pierwsze błyskawice pojawiające się na froncie, to był znak, byśmy wracali do zamku, co uczyniliśmy, nie chcąc, aby dopadła nas burza co i tak nie do końca się udało. Mokrzy, ale i rozbawieni wróciliśmy do naszej sypialni. Nie czekając zbyt długo, osuszyłem nas z wody, nie chcąc, aby Sorey był chory, to nigdy nie może skończyć się za dobrze.
- To, co idziemy spać? - Stojąc przed lustrem, rozwiązałem włosy, które chciałem poprawić, co uniemożliwiało mi ciało chłopaka przylegające do mojego.
- Jeśli chcesz możemy - Zabrał mi gumkę z dłoni, aby zapewne delikatnie mnie podenerwować, odwróciłem się więc w jego stronę, kładąc mu dłonie na ramionach, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, jedną ręką chcąc zabrać mu gumę, co w żadnym wypadku nie było możliwe. Postanawiając zagrać inaczej, włożyłem mu rękę pod koszulkę, chcąc odwrócić jego uwagę. - A więc mój aniołek ma ochotę na więcej - Wymruczał mi do ucha, z tego powodu zrobiłem się czerwony, nie to miałem na myśli, chciałem odwrócić jego uwagę i zabrać gumkę.
- Nie, nie prawda - W burczałem, gdy oboje wylądowaliśmy w łóżku.
- Jeśli tylko chcesz, mieć mnie więcej powiedź, ja chętnie spełnię twoje życzenie - Ucałował moją dłoń, uśmiechając się zadziornie, kiwnąłem na to wszystko jedynie głową, zbyt się wstydząc, aby prosić, mój przyjaciel nie był jednak głupi, czuł drżenie mojego ciała i już wiedział, czego chcę, po darowując mi wspaniałe wspólne chwile.

***

Rano jak nigdy obudziłem się bardzo późno, rozciągając się leniwie, Sorey już nie spał, bawiąc się z kociakiem, no proszę, wrócił nasz mały poszukiwacz.
- Dzień dobry - Wesoły jak zawsze podszedł do mnie, składając na moich ustach delikatny pocałunek. - Wyspany? - Siadając obok, zaczął głaskać mój policzek, co muszę przyznać, było bardzo przyjemne. 
- Dzień dobry, wiesz jak nigdy - Przyznałem, po tak przyjemnej nocy i wcześniejszej rozmowie z chłopakiem wszystkie moje obawy zniknęły, uspokoiłem się, przestając martwić na zapas. To w żaden sposób mi nie pomaga, a jedynie szkodzi. 
- W takim razie może muszę cię bardziej męczyć - Oboje cicho zaśmialiśmy się z jego słów, oj ten Sorey on zawsze wie co zrobić, aby mnie uspokoić, nic się nie zmieniło, od dziecka tylko przy nim potrafiłem ukazywać jakiekolwiek emocje, chowając je przed światem, teraz gdy powoli zaczynam, znów na powrót się z nimi zaznaj omywać, czuję się naprawdę dobrze, nawet jeśli niektóre z nich są przerażające.
- Zobaczymy, co da się zrobić - Ucałowałem jego usta, poprawiając koszulę, którą jak zwykle miałem założoną, gdy byliśmy sami. - Zjadłeś śniadanie? - Spytałem, co spotkało się z delikatnym oburzeniem na jego twarzy.
- Miki naprawdę? Teraz? - Burknął, niezadowolony kręcąc nosem, w który go ucałowałem. 
- Teraz, teraz mam również ochotę coś zjeść dlatego pytam, nie wszystko kręci się wokół ciebie mój panie - Stwierdziłem, uśmiechając się złośliwie do niego, siadając na jego kolanach, patrząc mu w oczy. - Poza tym dziś znów trenujesz zemną, przegnamy się jak wiele nauczyłeś się od ostatniego razu. - Pan nieszczęścia nadchodzi, nie mamy już za wiele czasu - Dodałem, nie chcąc go straszyć, absolutnie chciałem tylko przypomnieć mu, co już niedługo na nas czeka, boją się tego chyba bardziej niż on sam.

<Sorey? C:>

piątek, 26 czerwca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Obudziłem się sam i kiedy tylko w pełni zdałem sobie z tego sprawę, od razu zerwałem się z łóżka. Rozejrzałem się nerwowo po pokoju mając nadzieję, że zobaczę Mikleo na łóżku czy fotelu, gdzie spokojnie czyta jedną z ksiąg, ale wcale tak nie było. Zauważyłem za to moją niebieską koszulę, która leżała porzucona na fotelu. Ubrania chłopaka również zniknęły.
- Mikleo? – rzuciłem mając nadzieję, że może jest w łazience, ale odpowiedziała mi jedynie głucha cisza.
Jeszcze raz uważnie rozejrzałem się po pomieszczeniu i dopiero wtedy dostrzegłem leżącą na stoliku karteczkę. Przeczytawszy zdanie westchnąłem ciężko, czując lekkie zdenerwowanie. Zwykle udawał się nad wodę, aby się wyciszyć i uspokoić. Co takiego się musiało stać, że potrzebował spokoju?
Koszmar. Kolejny koszmar. Chłopak przeżywał to straszne uczucie w samotności, podczas kiedy ja spałem sobie w najlepsze. Jestem naprawdę beznadziejnym partnerem, powinienem się zorientować, że coś jest nie tak, nawet, jeżeli śpię. Przecież byłem w niego wtulony, musiałem poczuć, jak jego oddech staje się płytszy i nieregularny, a ciało paraliżuje strach.
Zacząłem pospiesznie ubierać czarny podkoszulek, na szczęście dół ubrałem wcześniej. Na szybko zacząłem ścielać łóżko, chcąc jak najszybciej wyruszyć na poszukiwania chłopaka. Nie powinien być w tej chwili sam, nie po tym, czego dowiedzieliśmy się o pasterzu ciemności. Podczas poprawiania pościeli znalazłem zaginioną gumkę, którą natychmiast naciągnąłem na nadgarstek. Biorąc pod uwagę to, jak szybko się one gubią, zawsze należało mieć jakąś przy sobie.
W chwili, w której skończyłem ścielać łóżko, rozległo się ciche pukanie do drzwi. Zamarłem na moment, przez chwilę mając nadzieję, że to Mikleo – ale przecież on wchodziłby normalnie, bez pukania. Już po kilku sekundach do pokoju nieśmiało weszła Alisha. Uśmiechnąłem się do niej lekko, odruchowo poprawiając swoje włosy, chociaż pewnie zaowocowało tylko większym bałaganem na mojej głowie.
- Wszystko w porządku? Nie byłeś na obiedzie – spytała ze zmartwieniem, siadając na krześle przy niewielkim stoliku.
- Nie byłem głodny, zresztą teraz też nie jestem, muszę iść poszukać Mikleo – powiedziałem przepraszająco podejrzewając, że chce mnie zabrać na kolację.
Już kierowałem się w stronę drzwi, ale w tym samym momencie do pokoju weszła służąca, niosąc, jak mniemałem, kolację. Młoda dziewczyna położyła tacę z jedzeniem na niewielkim stole, a następnie ukłoniła się w stronę księżniczki oraz moją, a następnie wyszła. Alisha musiała przewidzieć moją odpowiedź i poprosiła o przyniesienie kolacji prosto do mojego pokoju. Spojrzałem na blondynkę z niedowierzaniem, a ona uśmiechnęła się do mnie ciepło i wskazała na krzesło naprzeciwko niej. Westchnąłem ciężko wiedząc, że już się nie wymigam od posiłku i wysłałem przyjacielowi telepatyczna wiadomość z zapytaniem, czy wszystko w porządku.
- Nie martw się o Mikleo, nic mu się nie stanie – powiedziała uspokajająco, nakładając sobie trochę jedzenia na talerz.
- Nie byłbym co do tego taki pewien – burknąłem cicho, martwiąc się nie na żarty. Mikleo mi nie odpowiedział, co ponownie podsuwało mi najgorsze scenariusze. W dodatku podejrzewałem, że chłopak nie wybrał sobie małego jeziorka w strzeżonych, królewskich ogrodach, a leniwie płynącą rzekę za murami miasta. Rzekę, nad którą każdy mógł przyjść, i gdzie zdecydowanie nie jest bezpiecznie dla niego.
- Mikleo jest silnym aniołem, da sobie radę w każdej sytuacji – kontynuowała, ale wcale nie czułem się uspokojony. Nie wątpiłem w jej słowa, Mikleo był naprawdę potężny, ale postać pasterza ciemności przerażała go. Widziałem to, nie musiał mi się do tego przyznawać. Poza tym wiedziałem, jak strach wpływa na ciało; albo działasz, albo jesteś sparaliżowany. – Poza tym, kazał mi cię pilnować, jeżeli chodzi o jedzenie. Słusznie się o ciebie martwi, mam wrażenie, że schudłeś.
Westchnąłem cicho, czemu ta dwójka musiała się dogadać akurat w tej sprawie? Przecież Mikleo za nią nie przepadał, czemu musiał za poprosić ją o taką prośbę?
Powoli zaczęliśmy jeść kolację, rozmawiając o błahych sprawach. Dzięki tej rozmowie trochę się uspokoiłem, chociaż nadal bardzo się martwiłem o mojego anioła. Miałem także cichą nadzieję, że chłopak wróci tak jak obiecał, po kolacji. Ale tak się nie stało.
Po skończeniu posiłku od razu ruszyłem na poszukiwania Mikleo. Kiedy szedłem ciemnymi ulicami miasta kierując się w stronę bramy wyjściowej miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Wtedy uważnie rozejrzałem się dookoła, ale nie zauważyłem nikogo wokół, więc po prostu uznałem to za głupie wyobrażenie mojego umysłu. Było ciemno, a historie o pasterzu wcale mnie nie uspokajały.
Znalazłem Mikleo tam, gdzie spodziewałem się go znaleźć. Całe szczęście, że nie zdecydował się wybrać nad inny zbiornik wodny. Podejrzewałem, że chłopak wyczuje natychmiast moją obecność, ale tak się nie stało, co tylko bardziej mnie zaniepokoiło. Przecież zawsze był czujny, a teraz, z dłońmi zanurzonymi w wodzie i z przymkniętymi oczami wydawał się nieobecny. I jeszcze te sińce pod jego oczami… naprawdę musiał go znowu dręczyć koszmar. Dopiero kiedy znalazłem się bardzo blisko niego, chłopak uniósł powieki i już po chwili moje nogi były przykute do ziemi za pomocą lodu. Jednak nie stracił całkowicie czujności, to bardzo dobrze.
- O Boże, Sorey, przepraszam… - usłyszałem i zaraz lód okalający moje nogi zniknął. Uśmiechnąłem się do niego ciepło i przysiadłem obok niego, przytulając go do siebie. Chłopak nie oponował i położył głowę na mojej klatce piersiowej, cicho wzdychając.
- Nic się nie stało – wyszeptałem, całując go lekko w skroń. Co prawda, nadal czułem przeraźliwy chłód rozchodzący się po całym moim ciele, ale nic się przecież nie stało.
- Zjadłeś kolację? – spytał, na co wywróciłem oczami.
- To jest twój najmniejszy problem, ale tak, zjadłem – burknąłem, zaczynając kreślić na wierzchu jego dłoni małe kółeczka. – Próbowałem się z tobą kontaktować telepatycznie, ale mi nie odpowiadałeś. Wszystko w porządku? – spytałem, zaniepokojony jego stanem. Wyglądał okropnie, nie był czujny, nie odpowiadał na moje wiadomości. Jeżeli zaraz mi powie, że wszystko jest w porządku przysięgam, że go walnę w ten pusty łeb. Nic nie jest w porządku i doskonale to widzę. A najgorsze było to, że nie mogłem mu pomóc, a bardzo chciałem zrobić coś, co pomogłoby mu zapomnieć o tych koszmarach i przyniosło spokój jego duchowi.

<Mikleo? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Zmienił temat świetnie, bo czemu by nie skończyć tej rozmowy, kogo to obchodzi, że się martwię, no nic najwidoczniej to nie jest takie istotne jego zdaniem.
Podnosząc się do siadu, rozciągnąłem leniwie swoje ciało, wyciągając za koszuli włosy, których było pełno i na niej i za nią nic nowego. Chwyciłem drugą ręką dłoń przyjaciela, z której zdjąłem gumkę, związując włosy w prowizoryczny kok, aby tylko przestały mi przeszkadzać, dopóki leżymy w łóżku.
- Sam zobacz tu i tu można się o nim trochę dowiedzieć - Pokazałem mu strony, na których znajdowały się stare opowieści dotyczące pasterza.
- Nie rozumiem tego języka - Burknął, całkowicie zapominałem, w końcu z jakiegoś powodu co druga strona zawierająca jakąkolwiek informacje o pasterzu pisana była w starożytnym języku i sam nie wiem, dlaczego tak było. Opierając rękę na ramieniu chłopaka, patrzyłem na strony, czytając na głos, co było w nich zawarte. Znajdowała się tam bowiem historia pasterza schodzącego na złą ścieżkę, opowiadając o jego złych czynach i marzeniach, ten człowiek, nie, nie, ten powrót chcąc żyć wiecznie, nie tylko zabijał anioły dla ich krwi, torturował i bawił się nimi. Twierdząc, że przez ból krew anioła staje się lepszą, ponadto sądził, iż anioł musi być dojrzały emocjonalnie, aby posiąść jego ciało, krew i moc. Teraz gdy czytałem to na głos, wydawało się znacznie gorszej, już wcześniej nienawidziłem tego człowieka, ale teraz pragnę jego śmieci.- Napisali tu jeszcze, że to jego rodzinne miasto, a więc tak naprawdę może ukrywać się właśnie tutaj - Dodałem, po przeczytaniu mu kilku stron książki.
Sorey zamknął księgę, myśląc nad czymś kilka chwil, nie chcąc mu przeszkadzać, położyłem się na poduszce, przymykając na kilka chwil oczy, gdy już przeczytałem tę księgę, mogłem spokojne odpocząć, po naszej zabawie w końcu nic innego już nam dziś nie pozostało.
- To znaczy, że może chodzić i obserwować nas, nie da się go wyczuć? - Pokiwałem przecząco głową, nie chcąc otwierać nawet oczu.
- Krew anioła maskuje jego złą energię, poza tym czytałem ci o jego przebiegłości, mogliśmy już go spotkać na drodze i nawet o tym nie wiedzieć, mógł bowiem udawać, że mnie nie widzi albo nawet to on mógłby dać ci tę miksturę „Wiecznego szczęścia” - Objaśniłem, aby rozwiać wszelaką niepewność, chowając twarz w poduszkę, słuchając przyjaciela, który mówił do mnie trochę zmartwiony trochę niepewny, najwidoczniej bardzo przejął się mordercą. Myśl, że może być tak blisko i mnie troszeczkę niepokoiła, choć w żaden sposób tego nie okazywałem.
Chłopak coś jeszcze do mnie mówił, ale szczerze nie słuchałem, wtulony w poduszkę miałem ochotę na krótką drzemkę, poczułem jedynie owijające się ręce wokół moich bioder i przyjemny pocałunek złożony na moich ustach nim spokojnie zasnąłem.

***


Wybudzony z nieprzyjemnego snu otworzyłem oczy, nie mogą się poruszyć, miałem wrażenie, że sen się nie skończył, a ja wciąż jestem w tym strasznym koszmarze. Potrzebowałem kilku chwil, nim moje ciało pozwoliło mi na powrót się ruszać, a mózg doszedł do wniosku, że nic się nie dzieje.
Przestraszony podniosłem się do siadu, przykładając dłoń do klatki, serce waliło mi jak szalone, spojrzałem kątem oka na twarz śpiącego Soreya, ciesząc się z braku krzyku z mojej strony, nie chciałem go obudzić, po treningu i naszej wspólnej zabawie na pewno i tak był już wykończony. Po cuchu wstałem więc z łóżka, nie budząc przy tym przyjaciela, przebierając się w swoje ubrania, nie mogłem w końcu wyjść w jego koszuli, to zostałoby od razu zauważone przez dwa głupie serafiny, ostatnio mieliśmy szanse unikać „moich przyjaciół”, z czego bardzo się cieszyłem, nie chcąc nawet za bardzo spędzać z nimi czasu, oni z resztą nie potrafili przebywać w zamku, co chwilę gdzie znikali, pojawiając się jedynie na wezwanie i to nam w zupełności wystarczało.
Odkładając koszulę chłopaka na fotelu, napisałem mu krótki liścik z informacją „Jestem nad wodą, wrócę po kolacji” Odkładając liścik na szafce nocnej, poprawiłem swoje włosy, aby jakoś się prezentowały, gorzej było z moją twarzą i oczami wyglądałem fatalnie. Westchnąłem zrezygnowany, po czym wyszedłem z pokoju, idąc nad spokojnie płynącą rzeczkę za wodą, oczywiście po tym, co się dowiedziałem o pasterzu, nie powinienem chodzić sam, jednakże mam wrażenie, że nie zaatakuje, nie teraz pewnie nawet nie wie o moim istnieniu, a ja jak niczego innego potrzebowałem teraz wody, musząc pozbyć się przerażających obrazów męczących mnie kolejny raz, musiałem oczyścić umysł, co nie było wcale takie proste. Oczyścić pomóc komuś a sobie to wielka różnica, to zdecydowanie trudniejsze gdy chcesz oczyścić sam, siebie z koszmarów lub innych strasznych myśli.
Myśląc nad sensem mojego snu, nawet nie wiem, kiedy znalazłem się nad wodą, jak zawsze panowała tu cisza i spokój, nie rozumiałem tylko dlaczego teraz mój mózg zaczyna się tego bać, lubię ciszę i spokój, ta jednak panująca tutaj jest znacznie gorsza, przyprawiała mnie o nieprzyjemne dreszcze.
- Spokojnie Mikleo, spokojnie nic się nie dzieje - Uspokajałem samego siebie, siadając nad wodą, zanurzając w niej swoje dłonie, chociaż na kilka chwil zapominając o koszmarach i innych meczących mnie myślach, całkowicie oddając się wodzie, którą tak kochałem.

<Sorey? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Udałem, że zacząłem się zastanawiać nad jego propozycją, chociaż doskonale znałem swoją odpowiedź. Kompletnie nie rozumiałem, czemu tak bardzo udaje, że wcale nie ma ochoty na chwilę zbliżenia? Także nie wiedziałem, czemu nalega na to, abym poszedł do jadalni na obiad. Po pierwsze, nie byłem głodny, a po drugie nic się nie stanie, jeżeli pójdę coś zjeść trochę później. Aktualnie mam w planach bardziej przyjemne i ważniejsze rzeczy, niż jakiś tam posiłek.
- Ale ja nie chcę jeść, ja chcę ciebie – wymruczałem, szczerząc się w jego stronę i chowając jednocześnie książkę za plecy.
- Na deser jest pora dopiero po obiedzie – odparł chłopak, krzyżując ręce na piersi. Może i wydawał się nieugięty, ale doskonale widziałem, jak kąciki jego ust delikatnie zadrżały. Ewidentnie powstrzymywał się od uśmieszku.
- Ale ja chcę zacząć od deseru – chwyciłem go za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie, sadzając go na swoich kolanach. Chłopak nie oponował, a wręcz przeciwnie. Położył mi dłonie na karku i patrzył na mnie wyczekująco. – I nie będziesz żałował.
- Czyżby? Już raz się zawiodłem – przypomniał mi, zaczynając się bawić moimi włosami.
- Przepraszam, ale wynagrodzę ci to – wyszeptałem, po czym zacząłem obdarowywać jego szyję delikatnymi pocałunkami. Z piersi chłopaka wydostało się głębokie westchnięcie, a jego ciało delikatnie zadrżało. Dzięki temu już wiedziałem, że jest mój.
Zacząłem schodzić pocałunkami coraz to niżej i już po chwili Mikleo popchnął mnie na poduszki. Jęknąłem cicho z bólu, w końcu trafiłem plecami na księgę i nie należało to do najprzyjemniejszych uczuć. Jedną ręką wyjąłem książkę spod swojego ciała i odłożyłem ją na bok, a drugą zacząłem pospiesznie odpinać guziki jego koszuli. Usłyszałem, jak chłopak cicho się śmieje z mojego pośpiech i przez jeden straszny moment naszło mnie poczucie, że zaraz chwyci książkę i się ode mnie odsunie. Na szczęście tak się nie stało, mój anioł postanowił korzystać w pełni z tej chwili przyjemności, którą go obdarowywałem.

***

Po tym wszystkim nie za bardzo miałem ochoty na ruszanie się z łóżka, więc po prostu leżałem przytulony do mojego anioła i bawiłem się końcówkami jego włosów. Mikleo, ubrany w moją niebieską koszulę, wykorzystał chwilę mojego zmęczenia i kontynuował swoją lekturę. Z tego co widziałem, chłopak już powoli kończył księgę, zostało mu raptem kilka stron, które namiętnie teraz czytał. Co prawda wcześniej przypominał mi, że mam iść na obiad, ale odpowiedziałem mu, że najpierw trochę odpocznę. W rzeczywistości nawet nie chciałem się stąd ruszać przez resztę dnia.
- Miałeś chyba iść na obiad – zaczął po dłuższej chwili, odkładając przeczytaną książkę na bok.
Uśmiechnąłem się niewinnie na jego słowa i ukryłem twarz w jego włosach. Kucyk, w który upiął kosmyki podczas przerwy w moim treningu, już dawno przestał egzystować, a gumka leżała gdzieś w pościeli. Jak dobrze, że miałem jeszcze zapasową na nadgarstku.
- Nie jestem głodny, deser w zupełności mi wystarczył – wymruczałem, wsuwając dłonie pod koszulę, którą miał na sobie.
Usłyszałem, jak chłopak wzdycha cicho, niespecjalnie zadowolony z mojej wypowiedzi. Mikleo odwrócił się w moją stronę, patrząc mi tym samym prosto w oczy. Uśmiechnąłem się do niego niewinnie i delikatnie ucałowałem jego usta, chcąc go choć troszkę udobruchać.
- Musisz jeść, by nabrać siły i pokonać złego pana – wypowiedział to zdanie spokojnie i dosadnie, jakby mówił do małego dziecka. Napuszyłem policzki, przecież doskonale o tym wiedziałem, po prostu nie byłem głodny i tyle.
- Pora obiadowa już minęła – uśmiechnąłem się chytrze. – Ale pójdę na kolację.
Widziałem, jak chłopak wywraca zirytowany oczami. Kompletnie nie rozumiałem, czemu tak bardzo przejmuje kwestią przyjmowania przeze mnie posiłków. Nie dość, że to moja sprawa, to przecież ja sam doskonale wiedziałem, czy byłem głodny czy nie. Wtuliłem twarz w zagłębienie jego szyi i mocniej przytuliłem się do jego drobnego ciałka.
- Nie gniewaj się, po prostu nie jestem głodny – wymamrotałem, przymykając oczy. Nie mogliśmy po prostu nacieszyć się swoją bliskością bez zbędnych komentarzy na temat ilości posiłków zjadanych przeze mnie. Nie umrę przecież, jak odpuszczę sobie ten jeden posiłek.
- Martwię się o ciebie, ostatnio mało jesz – powiedział cicho, zaczynając bawić się od niechcenia moimi włosami.
- Tylko dzisiaj sobie odpuściłem, przecież nic się nie stało – mruknąłem, odsuwając się od niego i chwytając księgę, którą przeczytał kilka minut temu. – Dowiedziałeś się czegoś więcej o tym pasterzu? – spytałem, zaczynając kartkować strony. Chciałem jak najszybciej zmienić temat, miałem trochę dość mówienia o jednym i tym samym. Mamy ważniejsze rzeczy na głowie, na przykład oczyszczenie złego pana. Oraz pokonanie pasterza ciemności.

<Mikleo? c:>

czwartek, 25 czerwca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Nie odpowiedziałem na jego pytanie, śledząc wzrokiem tekst w książce, byłem troszeczkę zły nie za to drażnienie mnie a bardziej za zabranie mi gumki, te włosy naprawdę mi przeszkadzały, a ich grubość nie ułatwiała mi życia, było mi gorąco, nawet siedząc w cieniu.
- Oddaj mi gumkę - Burknąłem, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem, nie mogąc oderwać wzroku od linijki, która była przeze mnie czytana.
- Ale przestaniesz się gniewać?
- Zastanowię się - Odparłem, niewzruszony jego osobą przewracając kartkę na następną stronę, słysząc ciche westchniecie przyjaciela, który finalnie oddał mi gumkę. Dzięki bogu pozwoliło mi to związać włosy w wysoki kucyk, już nie sprawiały kłopotu, co wywołało poczucie ulgi.
- To, co zgoda? - Spytał, składając na moim karku delikatny pocałunek.
Chciałem odpowiedzieć na jego pytanie, krótki może jednak nie udało mi się to ze względu na chłopca. Yuki przybiegł do mnie, prosząc o kolejne zadanie, czując znudzenie tym które dostał, a więc musiałem poświęcić dziecku uwagę, odłożyłem księgę na bok, zajmując się dzieckiem, w tym czasie Lailah poinformowała o końcu przerwy, a więc Sorey musiał wrócić do treningu i nie było mowy o rozmowie. Może później, gdy już wrócimy do sypialni, może kto wie, wciąż będę obrażony, może już nie muszę to koniecznie przemyśleć.
Wróciłem do czytania książki, co jakiś czas rozmawiając z Lailah, kobieta dużo wiedziała, dlatego tak ważne było dla mnie jej zdanie.
- Powinniście tam wrócić, księgi nie wiele powiedzą - Odparła, podchodząc do mnie, tak abym słyszał to tylko ja.
Westchnąłem cicho, na dźwięk jej słów pewnie miała rację, tylko tak można dowiedzieć się prawdy, w końcu w księgach nie ma wszystkiego, ewidentnie w starych ruinach znajdowało się więcej tajemnic do odkrycia.
- Podejrzewałem, że mi to powiesz, wolałbym jednak tę opcję wziąć pod uwagę jako ostatnią - Przyznałem, nie bardzo mając ochotę na powrót do tego miejsca, może kiedyś teraz musimy skupić się na złym panu, pasterz może jeszcze poczekać.
Zamieniłem z Lailah jeszcze kilka słów, gdy Sorey był zajęty treningiem, nie trwało to jednak długo, bo i jemu wypadało dać nowe zadanie, kobieta wróciła więc do chłopaka, a ja mogłem zagłębić się w książce, aby ją czytać i czytać.
Nie zwróciłem nawet najmniejszej uwagi na koniec treningu, pochłonięty całkowicie książką jak dla mnie wszyscy mogli sobie iść, ja mógłbym zostać tu całkiem sam z moją lekturą.
- Mikleo hej słyszysz mnie? - Książka nagle zniknęła z moich rąk, a ja zaskoczony uniosłem wzrok, nie wiedząc, czego mój przyjaciel może ode mnie chcieć. - Trening skończony idziemy - Dodał, na co kiwnąłem głową, niepocieszony, dopóki ćwiczył, mogłem sobie spokojnie czytać, a byłem na tak istotnym temacie, nie mógł jeszcze poczekać kilku chwil?
Westchnąłem ciężko, wstając z ziemi, chcąc zabrać książkę, oczywiście Sorey nie chciał jej oddać, jak zwykle robiąc mi na złość, tym razem jednak nie miałem zamiaru się z nim bawić i tak nie wygram tej głupiej wojny, wolałem poświęcić swoją energię na powrocie do zamku i rozmyślaniu o zawartych ciekawostkach znajdujących się w księdze.
- Nareszcie padam na twarz - Zmęczony chłopak padł na łóżko, mając już wszystkiego dość, cóż nic dziwnego kilka dni przerwy i mięśnie od razu zaczynają boleć.
- A widzisz, przerwa nigdy nie przynosi niczego dobrego - Zauważyłem, siadając w fotelu, odwracając głowę w stronę okna, bawiąc się końcówkami moich włosów.
- Sam to zaproponowałeś - Zauważył, czego się nawet nie wyparłem w końcu to szczera prawda, chciałem tam jechać, a teraz żałuje, im bardziej się w to wgłębiam, tym bardziej boję się o nawrót koszmaru, śnił mi się tylko jedną noc, ale to wystarczy, aby wywołać w moim sercu lęk przed następnym takim snem.
- Nigdy nie powiedziałem, że nie - Wzdychając cicho, wstałem z fotela, podchodząc do przyjaciela, aby odebrać mu moją chwilową własność.
- A może jednak odłożymy księżnę na bok - Uśmiechnął się zadziornie, na co prychnąłem, kręcąc głową.
- Żebyś znów mnie zachęcił, a potem zrobił na złość? Nie. Wiesz, w tej chwili nie mam czasu, terminy gonią umów się w następnym tygodniu - Udałem bardzo zapracowanego, chwytając książkę, którą mocno trzymał, nie chcąc mi oddać. Co prawda chęci na zbliżenie wcale mi nie odeszły, ale kto powiedział, że od razu muszę mu to powiedzieć lub pokazać. Szczerze powiedziawszy, nie byłem już zły za tamto, choć miałem sporą ochotę, trening rzecz święta sam w końcu raz zrobiłem to samo, jednak ja w porównaniu do niego miałem powód, po pierwsze musi ćwiczyć, po drugie dostał coś w zamian, ja natomiast dostałem wielkie nic i to właśnie trochę mnie ugodziło. Teraz gdy już sobie potrenował, powinien odpocząć, a ja nie będę mu w tym przeszkadzać, muszę w końcu wyciągnąć jak najwięcej informacji z książki, nim będę musiał ją oddać, kto jak kto, ale ja muszę być przygotowany na przybycie złego pasterza jak nikt inny z nas. - Czy z łaski swojej możesz to puścić? Chce wrócić do czytania, tak niewiele mi zostało, poza tym powinieneś iść na obiad, Alisha pewnie chętnie z tobą zje - Poprosiłem, jednocześnie przypominając o posiłku, najładniej jak tylko potrafiłem, wszystko wszystkim, ale on powinien teraz dużo jeść, przy treningach nie wolno zaniedbywać prawidłowej diety źle by się stało, gdyby nam z powodu głodu padł. Nie mogę więc do tego dopuścić.
- Nie jestem głodny - Burknął, nie chcąc oddać mi książki, pusząc przy tym policzki.
- A może jednak jest coś, na co masz ochotę, ale o tym nie wiesz? - Spytałem, na chwilę przestając wyrywać mu książkę, jeśli to jakaś zemsta z jego strony to dam mu w łeb, musi jeść, przecież straci siły, a wtedy nikogo już nie pokona. Naprawdę muszę zwrócić chyba na niego większą uwagę, na chwilę zaczytałem się, a on już ostawia takie numery.
- No nie wiem - Zastanowił się udając głupiego nic nowego.
- Mam cię jakoś zachęcić? Może wziąć za rączkę i zaprowadzić do jadalni? - Spytałem, unosząc jedną brew, w końcu, jeśli moje zachęcanie poskutkuję, to cóż mogę sprawić mu tę przyjemność.

<Sorey? C:> 

Od Soreya CD Mikleo

Uśmiechnąłem się zadziornie na jego słowa. Nie powiem, jego propozycja brzmiała naprawdę kusząco, ale… nie miałem na to tak wielkiej ochoty. W mojej głowie wrzało wręcz przez informacje, których się niedawno dowierzałem. Nie sądziłem, aby to był odpowiednia chwila na przyjemności, już wystarczająco czasu spędziliśmy w bibliotece na szukaniu księgi, która mogłaby odpowiedzieć na nasze pytania. Powinienem się skupić na treningu, by móc oczyścić pana nieczystości, a potem zająć się tym pasterzem. Może i był osłabiony, ale właśnie to byłby idealny moment, aby się nim zająć. Przecież nie będziemy czekać, aż znajdzie kolejnego anioła i urośnie w siłę.
Chwyciłem chłopaka w pasie i przekręciłem się tak, by ten leżał pode mną. Czułem, jak jego ciało drżało z oczekiwania i aż poczułem się źle. Cóż, kiedyś on sam tak perfidnie mnie rozpalił, a potem stwierdził, że nagrodę dostanę później. Mogę powiedzieć, że teraz postępuję podobnie.
Ucałowałem delikatnie jego usta, a następnie zacząłem schodzić pocałunkami na jego szyję. Zacząłem powoli rozpinać pierwsze guziki jego koszuli. Niespecjalnie się z tym spieszyłem, w końcu chciałem, aby myślał, że do czegoś dojdzie. Kiedy zostawiłem na jego obojczyku piękną, czerwoną malinkę, wróciłem ustami do jego ucha, aby mu wyszeptać:
- Wybieram trening.
Korzystając z jego chwilowego szoku, zsunąłem z jego włosów gumkę i zszedłem z łóżka. Poczułem się naprawdę okropnie, kiedy chłopak podniósł się do pionu i rzucił mi pełne wyrzutów sumienie. Sądząc po jego napuszonych, czerwonych policzkach, był na mnie trochę zły. Zaczął zapinać guziki swojej koszuli, uparcie omijając moje spojrzenie. Usiadłem obok niego i przytuliłem się do niego, kładąc głowę na jego ramieniu. Musiałem go chociaż troszkę udobruchać, anioł wydawał się być naprawdę chętny na chwilę zbliżenia.
- Miki, nie gniewaj się – wyszeptałem, przenosząc dłonie na jego podbrzusze i zaczynając kreślić na nim nieregularne wzorki, tym samym jedynie bardziej go drażniąc. Byłem tego świadomy, chciałem go troszeczkę pomęczyć. Byłem chętny na takie zabawy wczoraj wieczorem, dzisiaj rano oraz późniejszym rankiem, ale on skutecznie się wymigiwał. Teraz pora na mnie, przecież chłopak nie może dostać wszystkiego, czego chce i kiedy tylko chce.
- Nie gniewam się – odparł, ale ton jego głosu wskazywał na coś zupełnie innego.
- Dzień się jeszcze nie skończył, jeszcze zdążysz spełnić swoją obietnicę – wymruczałem, po czym delikatnie przygryzłem płatek jego ucha.
- Później mogę nie mieć czasu – burknął, ale niespecjalnie się przejąłem jego słowami. Domyślałem się, że tylko chce mnie trochę postraszyć, ponieważ nadal jest na mnie obrażony za to paskudne zagranie. – Przynajmniej teraz zdążę przestudiować książkę. Możesz mi oddać gumkę?
- Miki, ale ty idziesz ze mną – powiedziałem, uśmiechając się do niego niewinnie.
Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem; ja byłem z siebie bardzo zadowolony, a Mikleo najwidoczniej zastanawiał się nad moimi słowami. Po chwili rzuciliśmy się w stronę szafki nocnej, na której znajdowała się książka. Oczywiście wygrałem i zaraz wybiegłem z pokoju z lekturą przyciśniętą do piersi, a chłopak pobiegł za mną. Nie wiedziałem, co miałem w głowie, zabierając mu księgę. Po prostu chciałem, aby był blisko mnie, kiedy będę trenował.
Już wcześniej poinformowałem Lailah o treningu, więc już czekała na nas wraz z Yukim i psiakiem w królewskich ogrodach. Dopiero tam zatrzymałem się i wysoko uniosłem dłoń z książką tak, by mój anioł nie mógł ich dosięgnąć. Uśmiechałem się do niego szeroko, podczas gdy on próbował dosięgnąć i książkę, i gumki znajdujące się na moim nadgarstku.
- Sorey, oddaj mi to! – powiedział w końcu, krzyżując ręce na piersi i rzucając mi oburzone spojrzenie.
- Pod jednym warunkiem – powiedziałem chytrze, nie przestając się uśmiechać. – Zostaniesz na treningu.
Chłopak pokiwał głową, więc nie widząc żadnych przeciwskazań, oddałem mu księgę i zacząłem kierować się w stronę Lailah. Usłyszałem za sobą pełne wyrzutów „a co z gumką?”, które zignorowałem. Nie była mowa, co mam mu dokładnie oddać, więc nie powinien mieć do mnie żadnych wyrzutów. Gdyby lepiej sformułował swoją prośbę, nie miałbym z tym żadnego problemu.
Podczas treningu kątem oka cały czas obserwowałem mojego anioła. Na początku wyznaczył zadanie Yuki’emu, a później zaczął czytać księgę. Nie rzucił mi ani jednego przelotnego spojrzenie, czyli był bardziej niż zły.
- Nie rozmawiam z tobą – usłyszałem, kiedy tylko do niego podszedłem. Lailah już zarządziła przerwę, więc miałem chwilę, aby odpocząć i troszkę pomęczyć anioła. Albo go udobruchać.
- Ale czemu, Miki? Co mam zrobić, abyś mi wybaczył – wymamrotałem, przytulając się do niego i kładąc brodę na jego ramieniu. Uważałem, że troszeczkę przesadzał, przecież nie zrobiłem niczego złego. Trochę się z nim podroczyłem, ale to wszystko, to nie powód, aby się na mnie obrażać.

<Mikleo? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Kiwnąłem delikatnie głową, biorąc do rąk jedną z ksiąg, skupiając się na kartkach, które mogłyby zawierać jakieś informacje, o których nie miałem pojęcia. Lailah powiedziała mi wszystko, co wiedziała, byłem jej za to wdzięczny, dzięki niej miałem większą wiedzę na temat pasterza, oczywiście mając świadomość, że i przyjacielowi powinienem to wszystko powiedzieć, zrobię to, ale to potem najpierw muszę wszystko ułożyć sobie w głowie, nie chce zmuszać się do rozmowy, która nie jest wcale taka prosta i przyjemna jakby się wydawało, potrzebuje trochę czasu, gdy wszystko sobie poukładam na pewno i jemu zdradzę całą prawdę, jaką znam.
Skupiając całą swoją uwagę na książkach, przewracałem stronę po stronie, szukając najciekawszych informacji, których jak na razie nie było, troszeczkę tym niepocieszony nie poddawałem się, Sorey tak jak i ja niczego nie znalazł, przynajmniej niczego nowego czego już nie wiedzieliśmy, będąc w ruinach.
Westchnąłem cicho, wstając z krzesła, kładąc dłonie na głowie, bawiąc się grzywką, rozwalając przy tym swoje włosy, nawet na chwilę nie zwracając na to uwagi.
- Nie ma tu nic - Niezadowolony podszedłem do regałów, ze starymi księgami przeglądając ich nazwy, może kto wie, coś w nich będzie. Nie myliłem się, na samym końcu wśród zapomnianych ksiąg znalazłem coś, co mogło być odpowiedzią na wszystkie moje pytania. Bez zastanowienia wziąłem księgę do ręki, przyglądając się jej uważnie, zniszczona okładka mówiła o czasie, jaki musiała już tu przeleżeć cała skurzona, ale wciąż czytelna, przetarłem dłonią kurzu, z okładki wracając do stolika, otwierając pierwszą stronę, gdzie ku mojemu zaskoczeniu znajdował się posąg stojący w ruinach, już teraz doskonale wiedziałem, że mam to, czego szukam.
- Mam - Z entuzjazmem w głosie przyglądając się pierwszej stronie, Sorey wstając z krzesła, staną za mną, aby przyjrzeć się stroną, wyczytując najważniejsze ciekawostki, które znajdowały się na starych stronach. - Więc Lailah miała rację - Mruknąłem cicho pod nosem.
- Z czym miała racje? - Słysząc głos przyjaciela, westchnąłem cicho. Prosząc, aby usiadł sobie na krześle, skoro już upewniłem się, że wszystko jest tak ja powiedziała mi kobieta, mogłem spokojnie opowiedzieć wszystko chłopakowi, to prawda na początku nie chciałem tego robić, ale teraz uważam, że to najlepszy moment, aby dowiedział się wszystkiego. - Wcześniej powiedziałem ci tylko to, co powiedzieć chciałem - Zacząłem spokojnie, gdy zajął swoje miejsce powoli i ostrożnie tłumacząc mu wszystko, co powiedziała mi kobieta, sam pasterz nie jest teraz zagrożeniem, przynajmniej dopóki jest osłabiony, problem w tym, że nie mamy pojęcia, kim jest, jak teraz wygląda i gdzie może się ukrywać. Te informacje byłyby bardzo pomocne.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś o tym wcześniej, okłamując mnie? - Spytał, delikatnie poruszony moją historią, którą my opowiedziałem.
- Sorey nie okłamałem cię, powiedziałem ci tylko to, co powiedzieć chciałem, ty też nie jesteś święty, kiedy zamierzałeś mi powiedzieć o tym kretynie Aleksandrze? - Sorey spojrzał na mnie zaskoczony, nie wiedząc, skąd o nim wiem. - Lailah mi powiedziała - Dodałem, aby rozwiać wszystkie niepewności.
- Nie chciałem cię martwić - Odparł, zakłopotany. Podejrzewałem, że właśnie o to chodzi, Sorey wie, że nienawidzę gościa i źle czułbym się wiedząc o nim, jednak nie ominęła mnie ta informacja czy tego chciałem, czy nie.
- Wiem, nie mam ci tego za złe, wolałbym nie wiedzieć - Machnąłem ręką, wstając z krzesła. - Chodźmy, mamy to, co szukaliśmy nic tu po nas - Posprzątaliśmy szybko inne książki, odkładając je na swoje miejsca, wychodząc z biblioteki, nie potrzebując już niczego, więcej mogąc spokojnie wrócić do pokoju, gdzie odłożyłem lekturę na szafce nocnej, siadając na łóżku.
- Nie będziesz teraz czytał? - Spytał, zaskoczony Sorey siadając obok mnie na łóżku, pokiwałem przecząco głową, siadają na jego nagi. - Popsułeś sobie fryzurę - Zauważył, dotykając moich włosów, cóż w tej chwili nie bardzo mnie to interesowało, położyłem dłonie na jego ramionach, uśmiechając się delikatnie.
- Tak sobie myślę, skoro mam już księgę i dostęp do wiedzy możemy zrobić teraz dwie rzeczy. Pójść na trening, który jest bardzo ważny lub zostać tu i spełnić obietnicę, którą ci wczoraj złożyłem - Wyszeptałem, łącząc nasze usta w długim pocałunku.
- No nie wiem, chyba muszę to przemyśleć - Usłyszałem, gdy nasze usta oderwały się od siebie. Rozbawiony jego słowami pokręciłem głową, całując jego policzek. 
- Bylebyś odpowiedział jeszcze dziś, terminy gonią trening i księga czekają - Wyszeptałem, do jego ucha. Doskonale wiedziałem, że trening jest dla niego teraz najważniejszy, nie mogłem jednak oprzeć się pokusie, aby spędzić z nim kilka przyjemnych chwil, nawet kosztem treningu i książki, ostatnimi czasy zrobiłem się naprawdę zachłanny i choć wciąż kusi mnie ta książę chcę dać mu, choć kilka chwil przyjemności, której oboje zawsze tak pragniemy. 

<Sorey? c:>

Od Soreya CD Mikleo

Westchnąłem ciężko na jego słowa i napuszyłem obrażony policzki. Naprawdę musiał w takiej chwili o to pytać? Nie mógłby choć troszkę zaczekać? Przecież nie stałoby się nic złego, gdyby zapytał mnie o te rzeczy troszkę później. W dodatku czułem, że nie mówi mi całej prawdy: ruiny nie były głównym tematem rozmowy między nim, a Lailah. Miałem podejrzenia, że spytał ją o pasterza ciemności, w końcu to on go najbardziej przeraża i zajmuje aktualnie jego umysł. Sądząc po tym, jak długo go nie było, dowiedział się czegoś nowego o tym potworze. Czemu zatem mi tego nie mówi? Postanowiłem nie naciskać i poczekać, może kiedyś powie mi prawdę, w końcu musi być jakiś powód, dla którego mi jej nie mówi.
Wysunąłem dłonie spod jego koszuli i przytuliłem się do niego, tym razem kładąc ręce na materiale jego ubrania. Skoro chce iść do biblioteki koniecznie w tym momencie, pewnie nie ma ochoty na chwilę zbliżenia. Nie będę go do tego zmuszał, poczekam, aż sam będzie dawał mi jasne sygnały.
- Więcej pytań nie mogłeś na raz zadać? – burknąłem, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Zaraz mogę jeszcze coś wymyślić – wymruczał, zaczynając głaskać mnie po włosach.
- Nie, tyle mi wystarczy – odsunąłem się od niego, aby uważnie się mu przyjrzeć. – Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Patrz – podwinąłem rękaw koszuli, ukazując tym samym na swoim nadgarstku nie jedną, a dwie czarne gumki. – Siadaj, uczeszę cię.
Chłopak wydawał się bardzo zadowolony z takiej wiadomości. Nim zszedł z moich kolan, uśmiechnął się do mnie uroczo i złożył na moich ustach krótki pocałunek. Wziąłem z szafki nocnej wcześniej przygotowany dla niego grzebień. Co prawda, chciałem powiedzieć chłopakowi o gumkach i użyć grzebienia dużo później, ale skoro za moment ruszamy do biblioteki lepiej, aby jego włosy były ogarnięte i mu nie przeszkadzały.
- Więc, jak możesz się domyślać, byłem u Alishi. I zjadłem śniadanie wraz z nią, więc może potwierdzić. Mam też dostęp do biblioteki, o to się martwić nie musisz. Tak właściwie… - i zacząłem opowiadać o wszystkim, o czym rozmawiałem z księżniczką.
Mówiłem mu, jak przebiegała odnowa zniszczonych części miasta oraz o tym, że sytuacja z wojną powoli się zaczyna się uspokajać. Co do tego drugiego chłopak nie był przekonany, z czym się ze mną podzielił, a ja popierałem jego zdanie. Miałem jednak cichą nadzieję, że uda mi się oczyścić złego pana zanim wojna ponownie przybierze na sile. Oczywiście podczas mojej wcześniejszej rozmowy z księżniczką przedstawiłem jej swoje obawy; lepiej, aby była przygotowana na najgorsze. Nie mówiłem także chłopakowi na temat występków Aleksandra, przez które ten został wtrącony do lochów na jedną noc; w końcu nie stało się nic złego, a po jednonocnym areszcie czarnowłosy uspokoił się i od tamtego czasu nie wychylał.
- Skończyłem! – obwieściłem zadowolony, przyglądając się swojemu dziełu. Ot, zwyczajny warkocz pleciony z boku i zakończony kucykiem, ale tęskniłem za tą zabawą jego włosami. – Możemy teraz iść do biblioteki.
- Chcesz tego? – spytał lekko zaskoczony Mikleo, odwracając się w moją stronę. Uśmiechnąłem się do niego szeroko, nie za bardzo rozumiejąc jego szoku. Może wcześniej byłem nastawiony na inny sposób spędzenia wspólnego czasu, ale przecież to może poczekać.
- Spędzenie kilku godzin na żmudnym przeglądaniu ksiąg brzmi naprawdę podniecająco – wymruczałem, a następnie ucałowałem czubek jego nosa. – Chodźmy, nie traćmy czasu –  dodałem, chwytając jego nadgarstek i ciągnąc go w stronę biblioteki.
Droga do pomieszczenia pełnego ksiąg nie była specjalnie skomplikowana. Alisha wcześniej mi ją wytłumaczyła, ale poprosiłem ją jeszcze o pokazanie. Znając mnie, sam opis nie wystarczyłby mi i pewne zgubiłbym się, pomimo prostych i jasnych wskazówek.
Kiedy chłopak wszedł do biblioteki, był oniemiały. Doskonale znałem to uczucie, sam byłem zszokowany wielkością pomieszczenia i ilością znajdujących się w nim książek. Uśmiechnąłem się do wcześniej poznanego bibliotekarza, a następnie pociągnąłem chłopaka do jednego z dalszych stolików, w końcu nie chcieliśmy być na widoku. Następnie powoli zaczęliśmy poszukiwania książek, w których może znajdziemy odpowiedzi. Po dłuższym czasie na stole zajmowanym przez nas pojawiło się sześć sporych wież stworzonych z książek mówiących o legendach, ruinach czy też historii.
- Może pójdziesz potrenować z Lailah, a ja to przejrzę… - zaczął niepewnie Mikleo, widząc stosy książek. Uśmiechnąłem się do przyjaciela, a następnie pocałowałem go w policzek i usiadłem przy stole.
- Nie zostawię cię z tym samego. Poza tym, ten pasterz dotyczy troszkę i mnie – powiedziałem, biorąc do ręki jedną z książek. – Ale dasz mi znać, jeżeli coś znajdziesz? – spytałem, kiedy chłopak usiadł naprzeciwko mnie. Nie chciałem pozostać w tyle z informacjami, a sądząc po jego wcześniejszym kłamstwie, już byłem. Jeżeli miałem mu pomóc, musiałem być na bieżąco z faktami nieważne, jak straszne by one nie były.

<Mikleo? c:>

środa, 24 czerwca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Bardzo chciałem się mu poddać, oddając się całkowicie tej chwili, nie mogłem jednak się na to zgodzić. Moje ciało drżało pod wpływem jego dotyku, cholerne zmysły zawsze zdradziecko poddają się jego pokusą. Wygrywa zemną, a ja nic na to nie mogę poradzić. Tym razem jednak musiałem popsuć tę chwilę przyjemności, skupiając się przede wszystkim na jego zdrowiu, musi jeść, a ja muszę spotkać się z Lailah, jeszcze będzie czas na spełnienie swojej obietnicy.
- Sorey zaczekaj - Odsunąłem się od przyjaciela, łagodnie uśmiechając się do niego, całując czoło. - Musisz coś zjeść, poza tym Alisha na ciebie czeka, chciała o czymś porozmawiać - Poinformowałem, przypominając sobie o obecności dziewczyny przed niecałą godziną, zapewne będzie chciała wypytać o szczegóły naszej wyprawy. Informując o przebiegu naprawy miasta, o wojnie i o tym kolesiu, z którym spał, może nikt mnie tu o niczym nie informuję, jednak ja czuję co się święci, jeszcze przyniesie nieszczęście. Czuję to w kościach, nie zdziwiłbym się, gdyby już coś kombinował.
- To wszystko może poczekać, obiecałeś mi coś - Burknął, niezadowolony moim zachowaniem no cóż, obiecałem, ale i na to przyjdzie czas, jedzenie najważniejsze na przyjemności tez przyjdzie czas.
- Nie pamiętam, może potem sobie przypomnę - Uśmiechając się zadziornie, złożyłem szybki pocałunek na jego usta, biorąc do rąk jedną z ksiąg. - Zjedz i załatw sprawę z Alishą, ja w tym czasie porozmawiam z Lailah, później może kto wie, coś mi się przypomni - Dodałem na odchodnym, wychodząc z pokoju, pozostawiając mojego przyjaciela samego, miałem tylko nadzieję, że pójdzie grzecznie zjeść posiłek, tak jak go o to prosiłem i zajrzy do Alishy, w innym wypadku bardzo się pogniewamy.
Odwiedzając Lailah, zależało mi bardzo na poważnej rozmowie, dlatego, gdy już znalazłem się w jej pokoju, postanowiłem z nią porozmawiać, o wszystkim, co się wydarzyło, chcąc poznać jej opinię, oczywiście rozmowę musieliśmy prowadzić w starożytnym języku, aby Yuki będący w pokoju nie mógł nic zrozumieć, on nie musiał być w to wciągnięty. Był na to zdecydowanie za mały.
Rozmowa z kobietą trwała naprawdę długo dowiedziałem się kilku ciekawych faktów, pasterz wciąż żył był jednak znacząco osłabiony ze względu, na których wojny się dopuszczał, aby utrzymać swoją nieśmiertelność, musiał raz na kilka lat zdobyć krew anioła, problem polegał na tym, że już ich nie było, nie licząc naszej dwójki. Pasterz ukrywał się wśród ludzi, czekając na odpowiedni moment. Był słaby ze względu na brak krwi, przynajmniej tak podejrzewała Lailah, która miała kiedyś okazje spotkać się oko w oko z potworem. Opowiedziała mi ona bowiem historię młodego człowieka i jego anioła wody była nim młoda kobieta poświęcająca własne życie dla ratowania człowieka, anioł zniżył się do czynów śmiertelnych, by chronić to, co kochał. Pasterz bowiem chciał zabić nieznanego z imienia młodzieńca, gdyż ten mógł w przyszłości mu zagrozić. Chłopak jednak uratował się, zsyłając potwora w otchłani, z której wrócił, nie zamierzając opuścić tego świata.
Po tej rozmowie poczułem ulgę, a jednocześnie niepokój. Pasterz był słaby, nie zaatakuje pewności, że wygra, jednocześnie może nie mieć zielonego pojęcia o istnieniu swoich serafinów lub wręcz przeciwnie doskonale o tym wie i tylko czeka, aby zrobić ten ostateczny krok.
- Nie martw się, musimy być dobrej myśli, przy obecności tylu serafinów nie odważy się zbliżyć - Lailah znacznie mnie uspokoiła dobrze, że z nią rozmawiałem, to naprawdę pomoże mi spokojnie przespać kolejne noce, co nie oznacza, z przestane szukać informacji o nim i tych ruinach może gdyby jeszcze raz tam wrócić i dowiedzieć się czegoś więcej. Nie, nie to głupi pomysł znów będę się bał, a przecież tego najbardziej na świecie nie chce, muszę pomyśleć co dalej mam z tym zrobić, jednak to zostawię na później, na tę chwilę miałem dość informacji, aby odetchnąć z ulgą.
Podziękowałem Lailah za pomoc w moim małym problemie, postanawiając wrócić wreszcie do pokoju, gdzie jak się okazało, siedział już Sorey, rzucając mi wymowne spojrzenie.
- No nareszcie - Burknął, czyżby aż tak długo siedział u pani jeziora? Możliwe wyciąganie informacji trochę trwa, trzeba się z tym pogodzić.
- Już się stęskniłeś? - Rozbawiony podszedłem do niego, siadając na kolanach, łącząc nasze usta w zachłannym pocałunku.
- Jeszcze jak - Wymruczał zadowolony, wkładając dłonie pod moją koszulkę, czym mnie lekko rozbawił. - Gdzie byłeś tak długo? - Dopytywał, składając pocałunki na mojej szyi.
- Mówiłem ci, że idę do Lailah, musiałem z nią porozmawiać, no wiesz dowiedzieć się czegoś o ruinach nic specjalnego, a ty jak załatwiłeś wszystko z Alishą? I zjadłeś śniadanie prawda? - Spytałem, odsuwając go na chwilę od siebie. Wiem, że nie spodobają mu się teraz takie rozmowy, ale musiałem się upewnić, że zrobił to, o co go poprosiłem, bez tego nie może liczyć na nagrodę. - Poza tym pytałeś Alishę o bibliotekę? Chciałbym w miarę możliwości jak najszybciej się tam udać, nawet jeszcze teraz muszę znaleźć coś tych ruinach i samym pasterzu - Dodałem, przypominając sobie, że przecież miał o tym rozmawiać z księżniczką, dobrze by było, aby się zgodziła, potrzebuje czasu, aby odnaleźć to, czego szukam.

<Sorey? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Prychnąłem na jego słowa, będąc nimi trochę oburzony. Owszem, byłem może troszkę zmęczony, ale znalazłbym trochę energii, aby poświęcić mu nieco uwagi. Może dzięki temu nie będzie tak bardzo myślał o tamtym pasterzu. W tej chwili powinien odpoczywać, nie zadręczać się myślami o tym potworze. Tutaj jest całkowicie bezpieczny.
Przysunąłem się bliżej chłopaka i przytuliłem się od niego delikatnie. Ucałowałem jego kark, a następnie wsunąłem swoje dłonie pod jego ubranie. Kiedy czułem, jak jego ciało zadrżało, uśmiechnąłem się zwycięsko. A jednak nie przywidziała mi się ta wcześniejsza iskierka podniecenia w jego oczach. Zsunąłem dłoń na jego podbrzusze, ale nim znalazła się ona jeszcze niżej poczułem, jak chłopak łapie mnie za nadgarstek, czego kompletnie nie rozumiałem. Przecież on tego chciał, ja tego chciałem, więc w czym problem?
- Spać – usłyszałem stanowczy głos mojego anioła, na co jęknąłem z niezadowolenia.
- Ale Miki… dla ciebie zawsze mogę się poświęcać – wymruczałem mu prosto do ucha, a następnie delikatnie podgryzłem jego płatek.
- Ależ ja wiem, dlatego muszę cię kontrolować – odparł, odwracając się w moją stronę. Jedną ze swoich dłoni położył na moim policzku, delikatnie gładząc skórę pod moimi oczami. W sumie, nie widziałem się w lustrze, ale na pewno nie wyglądałem aż tak źle. Przecież trochę spałem w nocy. – Idź spać, potrzebujesz odpoczynku. A jutro, kiedy już będziesz wypoczęty… - na chwilę złączył nasze usta w subtelnym pocałunku. Zamruczałem z zadowolenia na ten gest i nie byłem szczęśliwy, kiedy się ode mnie odsunął.
- Trzymam cię za słowo – wymamrotałem, przytulając się do jego drobnego ciałka. Jutro przypomnę o jego obietnicy w najmniej spodziewającym się przez niego momencie. – Ale ty też masz się przespać – dodałem, po czym ucałowałem czubek jego nosa. W końcu, on także potrzebował odpoczynku, nawet jeżeli jest niepotrzebującym wiele snu aniołem.
- Martw się o siebie – powiedział zadziornie, sprzedając mi delikatnego pstryczka w nos.
Prychnąłem cicho na jego słowa, ale już nie odpowiedziałem. Mocniej wtuliłem się w jego ciało i wsunąłem nos w jego włosy, napawając się jego zapachem. Właśnie, jego włosy. Trzeba będzie znaleźć dla nich gumkę, by wreszcie przestał się z nimi męczyć. Może Alisha będzie miała parę na stanie, ale znając życie, to ja będę musiał ją o nie poprosić, bo Mikleo tego nie zrobi. Ale to wszystko załatwię jutro, księżniczka na pewno spała, a i ja byłem już na granicy między snem a rzeczywistością.

***

Obudziły mnie promienie słońca padające prosto na moje powieki. Mruczałem ciche przekleństwa pod nosem i odwróciłem się tyłem do okna. Chciałem jeszcze się troszeczkę przespać, ale szybko zorientowałem się, że Mikleo nie było obok mnie. Przetarłem zaspane powieki i rozejrzałem się nieprzytomnym wzrokiem po pokoju. Mikleo siedział przy stoliku z księgami i uważnie je kartkował. Obok nich leżała zniszczona przez wodę lektura o ruinach różnych żywiołów.
Zsunąłem się z łóżka i podszedłem do przyjaciela. Położyłem mu dłonie na brzuchu, a następnie nachyliłem się nad nim i pocałowałem go delikatnie w kącik ust.
- Dzień dobry – wymruczałem, uśmiechając się do niego ciepło. Chłopak zerknął na mnie, odwzajemnił gest i zaraz wrócił do czytania. – Co robisz?
- Szukam informacji o tamtych ruinach – odparł, po czym ciężko westchnął i zamknął księgę. – Ale te książki o niczym nie mówią.
Nie podobało mi się to, że „zafascynowanie” chłopaka nie minęło. Jak wybudził się z koszmaru, jedną z pierwszych czynności było otworzenie księgi, teraz kartkował inne książki. Powinien przestać się tym zadręczać, to nie wpływało dobrze na jego psychikę. Jednak skoro było to dla niego takie ważne, pomogę mu znaleźć informację, których tak namiętnie poszukuje. Tylko najpierw musiał mi powiedzieć, czego szukał, abym mógł mu pomóc.
- Może znajdziemy coś w bibliotece, jestem przekonany, że Alisha pozwoli nam ją odwiedzić – położyłem brodę na jego ramieniu. Trochę żałowałem, że w tej chwili dzieliło nas oparcie od krzesła.
Anioł westchnął ciężko i zdjął moje dłonie z jego brzucha tylko po to, aby wstać. Kiedy podniósł się do pionu, przytulił się do mojego ciała. Oczywiście odwzajemniłem ten gest, dodatkowo wślizgując dłonie pod jego koszulkę. Chciałem tym samym jedynie go trochę podrażnić, chociaż bym się nie obraził, gdyby doprowadziło to do poważniejszej sytuacji. W dodatku nadal pamiętałem o jego obietnicy.
- Nic wczoraj nie jadłeś – zauważył, unosząc jedną brew w geście niezadowolenia.
- Nie psuj chwili – wymruczałem, składając delikatny pocałunek na jego szyi. Jakby nie patrzeć, miał rację. Wczoraj chciałem jak najszybciej oddalić się od przeklętych ruin, niespecjalnie przejmując się odpoczynkiem czy pożywieniem, a wieczorem byłem już na tyle zmęczony, że nie miałem ochoty na kolację. Teraz zresztą też nie odczuwałem głodu, w końcu miałem ciekawsze i znacznie przyjemniejsze rzeczy do roboty niż jedzenie.

<Mikleo? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Nie odpowiedziałem, kiwając jedynie delikatnie głową, pusząc przy tym policzki, ukazując swoje niezadowolenie.
Przewróciłem oczami, poprawiając swoje włosy, sprawiały mi mnóstwo problemów, a ten głupek jeszcze na złość mi poczochrał je, co spowodowało jeszcze większy nie łat na głowie, odwracając moją uwagę, chociaż na chwilę od całej reszty świata, musiałem skupić się na włosach, aby mi nie przeszkadzały, dopiero później zwracając uwagę na przyjaciela, dziecko i psa. W czasie gdy siłowałem się z tymi długimi włosami, Sorey zdążył wszystko spakować, czyżbym aż tak długo je układał? A miałem nadzieję, że nie jest zemną, aż tak źle, najwidoczniej te koszmary robiły swoje, czułem się lekko nieobecny i przestraszony, kiedyś już poczułem jak smakuje strach. Gdy Sorey stał się zły, bałem się go nie na żarty choć i wtedy nie na tyle, abym miał z nim koszmary, mimo wszystko wiem, że to mój człowiek, mój przyjaciel dobry czy zły nigdy nie pozbawi mnie życia, nawet jeśli skrzywdzi.
- Możemy ruszać - Sorey uśmiechał się delikatnie, tak jakby chciał poprawić mi nastrój, nie musiał, czułem się w miarę dobrze, wciąż z tyłu głowy pamiętałem o pasterzu, nie koniecznie mogąc o nim zapomnieć, ale to przecież nie powód, aby się litować, lub użalać nad sobą musiałem się wziąć w garść, jakoś radząc sobie z nocnymi koszmarami.
Kiwnąłem głową, ciesząc się w duchu nawet z opuszczenia tego miejsca, wejście do ruin strasznie mnie przerażało, wciąż miałem dziwne wrażenie, że gdy tylko dłużej na nie popatrzę, ten potwór wyjdzie stamtąd, chcąc splamić swoje dłonie krwią.
Spokojnie bez większego pośpiechu podszedłem do konia, sadzając chłopca, aby następnie samemu zrobić to samo. Wszystko spakowane i gotowe do podróży na nic więcej nie musieliśmy czekać, wyruszając w drogę powrotną.

Podczas powrotu do królestwa Yuki ciągle mówił, dziś to on gadał i gadał, tak jak robił to zazwyczaj Sorey, nie żeby był on w tym gorszy, absolutnie tym razem jednak zmęczony przez moje koszmary był znacznie mniej obecny, oczywiście odpowiadał chłopcy, gdy ten zadawał jakieś pytania lub sam zaczynał jakoś temat, mimo to widać po nim było, że najlepiej uciąłby sobie króciutką drzemkę.
Westchnąłem cicho, kątem oka uważnie mu się przyglądając, czułem się troszeczkę winien jego zmęczenia, gdyby nie ja przespałby całą noc, a tak będzie się męczył aż do wieczora, co gorsza nie chcąc zrobić żadnej przerwy dla siebie samego, powinien coś zjeść i chociaż na chwilę odpocząć nic się nie stanie jak wrócimy kilka godzin później. Nie miałem jednak siły na dyskusję, na ten temat większość czasu milcząc, czułem się w miarę dobrze, ale nie specjalnie byłem skłonny do rozmów, jedynie uważnie się przyglądając otoczeniu, znów tak jak kiedyś poświęcałem mu uwagę, odcinając się od problemów, zauważając jeden malutki szczegół, jadąc w stronę ruin, zajęło nam to więcej czasu niż teraz gdy z nich wracamy, znalezienie krótszej drogi na mapie pomogło nam poświęcić tylko jeden dzień na powrót, liczyło się to jednak z brakiem postojów, nie licząc momentów, gdy było to wręcz konieczne.
- Jesteśmy - Słysząc radosny głos przyjaciela, spojrzałem na zamek, cicho wzdychając. Co było w nim ekscytującego? Pojęcia nie miałem, budził we mnie lekki, niesmak i złość, to tu znajdował się człowiek, który był całym moim problemem, związanym ze zdradzą mojego przyjaciela, to, że wybaczyłem, nie znaczy, że zapomniałem o tym, co mi zrobił.
Yuki ucieszył się na powrót do zamku, było już późno, a chłopiec nie miał swojej południowej drzemki, więc robił się markotny, co w żadnym wypadku mnie nie zaskakiwało, na jego miejscu też pewnie bym taki był.
- Wróciliście jak dobrze cali i zdrowi - Lailah przywitała nas przed wejściem do zamku, podejrzewałem, że wszyscy już śpią, było w końcu bardzo późno, ona jednak wytrwale czekała na nasz powrót wiedząc o nim przez kontaktowanie się z pasterzem, telepatia dobra sprawa, dopóki ktoś zna umiar przesyłanych wiadomości.
Z Lailah zamieniliśmy kilka zdań, zanosząc chłopca i zmęczonego pieska do jej pokoju gdzie oboje spali ostatnimi czasy.
- Nareszcie - Zadowolony Sorey położył się na łóżku, wtulając twarz w poduszkę, teraz mógł spokojnie pójść spać, a ja nie miałem zamiaru mu w tym przeszkadzać, zasłużył sobie na długi i spokojny sen.
Kręcąc rozbawiony głową, usiadłem na łóżku, przyglądając mu się uważnie.
- No chodź, połóż się obok, idziemy spać - Pociągnął mnie za rękę, zmuszając do położenia się obok niego.
- Nie chcę spać - Burknąłem, kręcąc nosem. - Nie jestem zmęczony - Dodałem, widząc jego minę.
- W takim razie może zrobimy coś, co obu nas może zmeczyć - Uśmiechając się zadziornie, położył dłoń na moim udzie, wywołując u mnie poczucie wstydu.
To nie pierwszy raz, gdy składa mi takie propozycje słownie lub gestem, a jednak zawsze delikatnie mnie to wstydzi, a jednocześnie podnieca.
- Nie poświęcaj się tak, bo na złe ci to wyjście - Rozbawiony jego zachowaniem pocałowałem go w czoło, przewracając się na drugi bok. - I bez tego się obejście, idź spać, musisz być wypoczęty, jutro czeka cię ciężki trening - Mruknąłem cicho, wtulając twarz w poduszkę, starając się zasnąć, nie takie proste jak się wydaje, strach robił swoje, wolałem poleżeć i pomyśleć niż spać budząc się z krzykiem, zdecydowanie muszę się wewnętrznie uspokoić, aby znów wszystko wróciło do normy.

<Sorey?C:>

wtorek, 23 czerwca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Te ruiny wpłynęły na jego psychikę bardziej niż podejrzewałem, i to nie w ten pozytywny sposób. Przybyliśmy tutaj w celu odprężenia się i spędzenia trochę więcej czasu z Yukim, by wrócić wypoczęci i zacząć trenować jeszcze ciężej, niż dotychczas. Zamiast tego wrócimy jeszcze bardziej zestresowani oraz z myślą krążącą zawsze z tyłu głowy, że gdzieś tam czyha na nasze życie coś o wiele, wiele gorszego niż władca nieczystości. Mikleo miał prawo być przerażony, sam czułem się bardzo nieswojo z tą myślą. W końcu, kto byłby spokojny wiedząc, że gdzieś tam jest potwór, który na ciebie poluje i łaknie twojej krwi?
Ucałowałem czubek jego głowy, chcąc go chociaż troszkę pocieszyć.
- Ale dzisiaj ci się udało, i jestem z ciebie bardzo dumny – wyszeptałem, uśmiechając się do niego ciepło. Chłopak niepewnie odwzajemnił gest, co znacznie mnie uspokoiło. – Spróbujesz się jeszcze troszkę przespać? Do świtu zostało jeszcze parę godzin.
- Nie chcę – wymamrotał, mocniej się wtulając w moje ciało.
Doskonale rozumiałem i to uczucie: strach przed powtórzeniem się koszmaru. Sam, po wybudzeniu się z przerażającego snu, nie chciałem iść spać z powrotem. Nawet nie bałem się, że jak zamknę oczy, ten koszmar się powtórzy, tylko że ujrzę jego znacznie gorszą kontynuację. Obecność Mikleo zawsze pomagała mi się uspokoić, ale nie zawsze byłem na tyle spokojny, aby zasnąć.
- Spokojnie, nie zmuszam cię do niczego – uspokoiłem go, delikatnie gładząc wierzch jego dłoni.
Chłopak nic nie odpowiedział, a jedynie westchnął ciężko i trochę bardziej wtulił się w moje ciało, co nawet nie sądziłem, że było możliwe. Tak wtuleni w siebie spędziliśmy kilka długich minut, nic już nie mówiąc. Czułem, że Mikleo potrzebował tej chwili milczenia bardziej, niż bezsensownego mówienia. Najwyraźniej moja obecność wystarczała mu na tyle, by się uspokoić. Szkoda, że nie mogłem mu pomóc w bardziej efektywny sposób. Moja bliskość to było jedyne, co mogłem mu zaoferować w takiej sytuacji.
W pewnym momencie wychwyciłem, że oddech chłopaka stał się spokojny i regularny. Zerknąłem na niego i zauważyłem, że mimo swoich wcześniejszych słów, zasnął. Najwidoczniej zmęczenie wzięło nad nim górę. Z jednej strony to dobrze, miałem nadzieję, że chociaż uda mu się choć troszkę wypocząć przed podróżą powrotną. Z drugiej, bardzo się o niego martwiłem i chciałem wierzyć w to, że już więcej nie będzie dręczony koszmarami. Jednak miałem nieprzyjemne wrażenie, że tak się nie stanie.
Nakryłem nas obu kocem, w końcu noce bywały chłodne i nie chciałem, aby chłopak zmarznął. Oparłem policzek o jego głowę i westchnąłem cicho. Postanowiłem, że zrezygnuję ze snu i będę trzymał wartę przez resztę nocy. Wczoraj dużo spałem, więc powinienem dać sobie radę. Poza tym, odeśpię to, jak wrócę do zamku. Najważniejsze było zapewnienie poczucia bezpieczeństwa oraz komfortu mojemu aniołowi.
Tym razem to ja czuwałem nad snem przyjaciela. Kiedy tylko chłopak drżał lub nerwowo poruszał się przez sen, przytulałem go trochę mocniej i szeptałem uspokajające regułki. Takie proste gesty działały i sen chłopaka pozostawał spokojny. Sam czasem przysypiałem, ale zaraz gwałtownie podnosiłem głowę. Nie mogłem sobie pozwolić choćby na chwilę nieuwagi.
Miałem bardzo dużo czasu na przemyślenia i moje myśli krążyły wokół złego pasterza i historii o nim. Kiedy nad tym dłużej myślałem, tym bardziej miałem nadzieję, że to jedynie zwykła legenda. Albo, że tego potwora nie ma wśród nas, że już ktoś się nim zajął. Nie wyobrażam sobie, abym dał radę sam takiemu złu, ale stawiłbym mu czoło i zrobiłbym wszystko, aby nie pozwolić mu dotknąć mojego anioła. Finalnie postanowiłem zapytać o niego Lailah, była najstarszą osobą, którą znałem. Może ona coś o nim wiedziała, bo wracać do ruin, by zdobyć o nim informacje, nie zamierzałem, a przynajmniej nie z Mikleo.
Wraz ze wschodem słońca wstał Yuki wraz ze szczeniakiem. Uznałem to za dobry znak; skoro dziecko się obudziło, można było się zbierać. Chciałem odjechać stąd jak najszybciej, im dalej od tych przeklętych ruin, tym lepiej. Liczyłem także, że Mikleo się poprawi, jeżeli się stąd oddalimy. Już miałem budzić delikatnie mojego anioła, ale ten obudził się sam. Rozglądał się niepewnie po otoczeniu, aż jego spojrzenie zatrzymało się na wejściu do ruin. Od razu przykułem jego uwagę, całując go delikatnie w czubek nosa.
- Czujesz się lepiej? – spytałem, kiedy jego wzrok wylądował na mnie. Chłopak zmarszczył brwi, po czym niepewnie pokiwał głową.
- Nie spałeś całą noc – stwierdził, obdarzając mnie krytycznym spojrzeniem. Uśmiechnąłem się do niego niewinnie, a następne złożyłem na jego policzku delikatny pocałunek.
- Wyśpię się w zamku – wymruczałem, czochrając jego włosy. – Zbieramy się i jedziemy, dobrze?

<Mikleo? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Naprawdę się bałem, w moim śnie byłem sam, zupełnie sam wtedy właśnie pojawił się i on człowiek, którego twarzy nigdy nie zapomnę, ten obrzydliwy uśmiech i krew na jego rękach, pragnął mojej śmierci, czego nie ukrywał. Nagle poznając ukrytą przeszłość aniołów, doznaję nowych emocji, sam nie wiem, czy to dobrze, czy też źle, poznawanie emocji ludzkich pozwoli mi bardziej zrozumieć, co czasem czuję mój przyjaciel, z drugiej strony nie chce więcej śnić o pasterzu, to kosztuje mnie zbyt wiele.
Westchnąłem cicho, kręcąc przecząco głową, nie chciałem mówić o tym śnie, Sorey sam miał kiedyś problemy z koszmarami, nie chce, aby moje koszmary dopadły i jego muszę się wyciszyć i wszystko będzie dobrze, nic się nie dzieje, nikt mnie nie zabije. Dlaczego więc aż tak się boje? To straszne bać się własnego snu, który nigdy nie powinien mnie ruszyć, nie jestem człowiekiem, muszę być silny, zwykły koszmar nie powinien tak na mnie zadziałać, czasem żałuję poznania wielu emocji ludzkich, sam zaczynam zachowywać się jak człowiek, a to nie jest dla mnie dobre, miło jest poznać radość, miłość, nawet smutek i ból strach jednak to najgorsze uczucie, które wręcz paraliżowało ciało.
Zamykając powieki, odetchnąłem cicho, trwaliśmy w ciszy, nie chciałem rozmawiać, a Sorey nie zmuszał mnie do tego, za co byłem mu strasznie wdzięczny, potrzebując czasu, aby wszystko ułożyć sobie w głowie.
Po dosyć sporym okresie czasowym byłem już całkowicie wyciszony, spokojnie zbierając myśli, odsuwając się od przyjaciela. Byłem dorosłą istotą, jakiś głupi koszmar nie powinien mnie ruszyć, muszę wziąć się w garść, na co dzień czuje i widzę wielkie zło, nie mogę bać się zwykłego snu to głupie, a ja muszę wbić sobie to do tego tępego łba. Gdyby to jednak było takie proste, jak sobie myślę, wtedy wszystko byłoby łatwiejsze, ciężko jest czasem być aniołem, żyjącym na ziemi wśród ludzi nie rozumiejąc ich uczuć, gdybym tylko lepiej je rozumiał, na pewno nie czułbym się aż tak źle, nadszedł czas, aby nauczyć się odróżniać emocje nie pomoże mi to w moim problemie, ale dzięki temu łatwej będzie mi postrzegać rzeczywistość.
Otworzyłem powoli oczy, odwracając głowę w stronę ruin, wpatrywałem się tępo w miejsce, w którym wcześniej był pasterz, miałem nieodparte wrażenie, że koszmar, który dziś mi się przyśnił był prawdą, a więc to w taki sposób Sorey postrzegał koszmary, świat realny a koszmar nie ma różnicy, wyglądając identycznie, z łatwością można się pomylić.
- Miki nie patrz tam - Usłyszałem, odruchowo odwracając głowę w stronę chłopaka.
Byłem już spokojniejszy a mimo to wciąż delikatnie przerażony, ten mrok panujący do koła w żadnym wypadku mi nie pomagał, blask księżyca rzucał odrobinę światła na ziemię, lecz zbyt mało, abym czuł się bezpiecznie. Musiałem więc zgodzić się na rozpalenie ogniska nie spuszczając wzroku z przyjaciela, upewniając się, że zaraz nie zniknie. To nie jest tak, że mu nie ufam, raczej nie ufam sam sobie, w tej chwili mam problemy ze zrozumieniem tego, co się wydarzyło, wciąż śpię czy już nie te myśli krążyły mi po głowie, przebijając się przez koszmar, który dziś mi się przyśnił.
- Proszę - Sorey podał mi gorący napój, który spokojnie wziąłem do rąk, moje ciało już nie drżało, a umysł wyciszył się, potrzebowałem spokoju, aby wszystko sobie przemyśleć, dopiero teraz doszło do mnie coś bardzo ważnego, w mig wyjąłem księgę, którą tak namiętnie czytałem, pilnując jak oka w głowie, aby otworzyć jedną ze stron.
Mój przyjaciel lekko zaskoczony przyglądał mi się uważnie, chyba myślał, że chce czytać książkę, a raczej odratowane strony w książce, nic z tych rzeczy chciałem jedynie znaleźć jedną ze stron opisujących ruiny, było tam coś o klątwie, nie podejrzewałem, że mój koszmar był skutkiem ubocznym klątwy nic z tych rzeczy, chciałem raczej dowiedzieć się skąd ten koszmar i głosy, które słyszałem w ruinach, będąc sam. Nic jednak znaleźć nie mogłem, książka była zbyt zniszczona, aby wyczytać z niej coś jeszcze, a więc to był koszmar, musiałem się z tym w końcu pogodzić, pierwszy raz w życiu zaznałem ludzkiego strachu spowodowanego snem.
Odłożyłem książkę na bok, biorąc łyk gorącego napoju, uspokojony zbierałem myśli, kryjąc w sobie kolejne uczucia, nie potrafiłem, a i jednocześnie nie chciałem rozmawiać o swoich słabościach, to zbyt ludzkie anioły nie powinny ich mieć, muszą być silne bez względu na to, co się z nimi dzieje.
Spojrzałem na twarz przyjaciela, zauważając zmartwienie na jego twarzy, niepotrzebnie przecież muszę sobie radzić w każdej sytuacji, nawet jeśli sytuacja mnie przeraża.
Położyłem się spokojnie na kocu bez słowa, po przebudzeniu się z koszmaru nie mówiłem zbyt wiele, nie wiedziałem nawet, co miałbym powiedzieć, czułem się żałośnie, a jednocześnie nieswojo, nie umiałem wyprzeć z pamięci twarzy tego człowieka, starając się zamknąć oczy, znów go widziałem.
- Może jednak spróbujesz ze mną porozmawiać? Poczujesz się lepiej, sam kiedyś mi to powiedziałeś - W milczeniu przyglądałem się chłopakowi, wracając do pozycji siedzącej, starając się znów upić chociaż trochę ciepłego napoju, nie miałem na niego ochoty, jednak nie chciałem martwić przyjaciela jeszcze bardziej, dlatego grzecznie piłem.
- Pasterz nawiedził mnie w śnie, pragnąc krwi, nie było was tu, jego zakrwawione dłonie zbliżały się do mnie, nie mogłem nic zrobić ból, który czułem we śnie, był bardzo ludzki, nie rozumiem tego.. - Mówiłem spokojnie, wpatrując się w napój, opowiadając mu wszystko, co słyszałem i widziałem, nie chciałem być zbyt wylewny, a jednak gdy już zacząłem mówić, nie potrafiłem skończyć, pierwszy raz otwierając się całkowicie, przed kimś zaskakując tym przyjaciela, jak i siebie samego.
- I jak lepiej się czujesz? - Spytał, łagodnie się uśmiechając, głaszcząc moje włosy. Pokiwałem twierdząco głową, choć ciężko było się przyznać przed kimś, jak i przed sobą samym, że zwykła rozmowa potrafi tak uspokoić. - Mój głupiutki aniołku mówiłem ci już kiedyś, jeśli coś jest, nie tak powiedz mi to, zawsze ci pomogę, jak tylko będę mógł - Uśmiechnął się szeroko, w duchu zrobiłem to samo, ciesząc się z obecności tak ważnej dla mnie osoby, gdyby nie on naprawdę nie wiem, co bym zrobił w takiej chwili.
Sorey przytulił mnie mocno, a ja czując jego bliskości. Wiedziałem, że wszystko będzie dobrze, choć w duchu bałem się kolejnego takiego koszmaru.
- Oboje wiemy, że nie potrafię - Szepnąłem, wtulony w jego ciało znalazłem spokój i poczucie bezpieczeństwa, którego tak potrzebowałem..

<Sorey? C: >

poniedziałek, 22 czerwca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Minęło kilka długich sekund zanim zorientowałem się, o co mu w ogóle chodzi. Chłopak był naprawdę przerażony, jego klatka piersiowa unosiła się szybko i nieregularnie, a wzrok utkwił w wejściu do ruin. Ująłem delikatnie jego podbródek i zmusiłem go, aby na mnie spojrzał. Doskonale znałem to przerażenie i poczucie dezorientacji tuż po wybudzeniu z koszmaru. To samo w sobie nie należało do najprzyjemniejszych uczuć, ale obserwowanie ukochanego, który przechodzi przez to samo, było jeszcze gorsze.
- Nikogo tutaj nie było, Miki, jesteś bezpieczny – wyszeptałem łagodnie, swoje dłonie na jego policzki i posyłając mu najcieplejszy uśmiech, na jaki było mnie stać. W tej chwili najważniejsze było to, aby go uspokoić. – To był tylko zły sen.
- Nie, o-on stał tam i… - wymamrotał przerażony i chyba nadal nie do końca rozbudzony.
Oparłem swoje czoło o te należące do jego. Mikleo zaczął być nieswój, kiedy tylko znaleźliśmy go w przy posągu pasterza. Coś, co było w tamtym korytarzu, ewidentnie mu zaszkodziło. Zacząłem się zastanawiać, w którym momencie popełniłem błąd: wtedy, kiedy zgodziłem się na tę wyprawę, w momencie w którym namówiłem na kolejną eksplorację po tym, jak wyszliśmy z pułapki, czy może w chwili, w której się odłączyliśmy? Teraz, przez moje niedopatrzenie, anioł cierpiał.
- Spokojnie, Miki – szepnąłem, delikatnie gładząc jego policzek. – Jestem przy tobie i nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić.
W spojrzeniu chłopaka wychwyciłem iskierkę paniki, niespecjalnie uwierzył w moje słowa, ale finalnie pokiwał głową. Zdjąłem dłonie z jego policzków i delikatnie objąłem jego, jak po chwili poczułem, drżące ciało mając nadzieję, że ten gest choć odrobinkę go uspokoi. Mój anioł mocno wtulił się w moje ciało i wbił palce w moje ramiona, jakby bał się, że zaraz zniknę. Zacząłem gładzić go po plecach w pokrzepiającym geście i szeptać uspokajające słowa.
Po kilku naprawdę długich minutach jego ciało przestało drżeć, a oddech wrócił do normy. Powoli zaczął się uspokajać, dzięki czemu i ja byłem nieco spokojniejszy. Mimo tego jeszcze przez chwili milczeliśmy i trwaliśmy w szczelnym uścisku czując, że to mu pomaga.
Zdałem sobie sprawę, że to tak właściwie pierwszy raz, kiedy mój przyjaciel wybudził się z koszmaru. Odkąd tylko pamiętał, zwykle to ja budziłem się z nieprzyjemnego snu z krzykiem na ustach, a on mnie uspokajał. Nawet za dzieciaka, chociaż wtedy moje koszmary występowały rzadko i były dość trywialne. Przez ten fakt poczułem się jeszcze gorzej. Skoro po raz pierwszy dręczył go koszmar, musiał być jeszcze bardzie przerażony i zdezorientowany.
- Już się czujesz lepiej? – spytałem, po czym pocałowałem go lekko w czubek głowy. Chłopak nie odpowiedział werbalnie, a jedynie kiwnął głową. Coś czułem, że przez resztę nocy chłopak nie zmruży oka, a ja będę mu dotrzymywał towarzystwa, którego zapewne bardzo w tej chwili potrzebował, nawet jeżeli się tego wypierał. – Rozpalę ognisko i przygotuję coś gorącego do picia, dobrze?
Już zamierzałem wstać, aby spełnić obie te dwie rzeczy, ale Mikleo jedynie mocniej wbił palce w moją skórę. Zmarszczyłem brwi na jego gest, ale posłusznie zostałem na miejscu. Jeszcze nie wyszedł z szoku, co nie wróżyło dobrze, jak wcześniej podejrzewałem.
- Nie odchodź – wyszeptał bardzo cicho. Gdybym nie znajdował się tak blisko niego, na pewno nie usłyszałbym jego słów. – Nie chcę zostać sam.
- Nie zostaniesz – powiedziałem łagodnie, nawet nie wiedząc, skąd w ogóle pojawiła się taka myśl w jego głowie. – Chcesz porozmawiać o tym śnie? – spytałem ostrożnie po dłuższej chwili. Bardzo chciałem mu pomóc, ale nie wiedziałem jak. Nie miałem żadnych mocy, dzięki którym uspokoiłbym jego chaotyczny umysł. Mogłem jedynie go przytulać i szeptać uspokajające słowa, ale to nie da mu takiej samej ulgi, jak jego moc. Byłem kompletnie bezsilny. Miałem jedynie cichą nadzieję, że wygadanie się choć trochę mu pomoże; może kiedy powie to wszystko na głos zda sobie sprawę z absurdalności tego snu. Jeżeli jednak nie będzie chciał mówić, uszanuję to i zrobię wszystko, o co tylko mnie poprosi.

<Mikleo? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Na dźwięk jego słów poczułem nieprzyjemny dreszcz, przebiegając przez moje ciało, nie byłem przekonany do tego pomysłu historia tego człowieka i to jak potraktował inne anioły, przerażało mnie, nigdy nie chciałbym chyba stanąć twarzą w twarz z tym potworem, już w jaskini nie umiałem się oprzeć pokusie odkrycia prawdy na jego temat, mój umysł odcięty od ciała sam decydował co w danym momencie zrobić. Straciłem kontakt z przyjacielem, z powodu głosu dudniącego w mojej głowie nie chciałbym, aby to znów się powtórzyło, jeśli ten pasterz łaknie krwi anioła, na niewiele mogę mu się przydać, zapewne nawet nie mogąc się przednim bronić.
- Nie jestem pewien czy to dobry pomysł - Mruknąłem cicho, wtulony w ciepłe ciało przyjaciela odczuwając przy nim błogi spokój, który znikał, gdy tylko myślami wracałem do przeklętych ruin, wciąż czułem to dziwne nawoływanie, mój umysł pragnął tam wrócić, pragnął dowiedzieć się czegoś więcej, ciało natomiast odczuwało słabość, czułem upływającą zemnie energię, nie wspominałem o tym przyjacielowi, nie chcąc, aby zaczął się martwić, nie ma przecież, o co dam sobie radę jutro rano wyruszymy w drogę powrotną, muszę się trzymać, tak niewiele zostało.
- Dlaczego nie? Jeśli jest zagrożeniem dla aniołów w szczególności dla ciebie i Yukiego to.. - Zaczął, kiedy to przerwałem mu, odsuwając głowę od jego ciała.
- To nie powinniśmy się narażać, pokonajmy pana nieczystości, później zastanówmy się co robić dalej - Odparłem, czując narastającą irytację budzącą się w mojej głowie, nie chciałem tak reagować, to wszystko było znacznie silniejsze ode mnie, tamto miejsce stanowczo odbiło się na mojej psychice, a ja nie potrafiłem sobie z tym poradzić.
- Miki, ale spokojnie przecież dobrze o tym wiem, nie naraziłbym was na niebezpieczeństwo, aby nie poradzę sobie sam - Starał się uspokoić mnie odrobinkę, co słabo mu szło, gdy tylko mówił o pasterzu, czułem złość, podświadomie moje ciało chciało się chronić, jednocześnie walcząc z zagrożeniem, nie wiedziałem co myśleć, byłem zmęczony, zarzekałem się, że dam radę całą noc pilnować nas przed zagrożeniem koniec końców nie mając na to siły.
- Stworzę dziś na noc tarczę, wszyscy powinniśmy się porządnie wyspać - Zmieniłem temat, całkowicie uciekłem od problemu, nie mając siły o nim rozmawiać. Stworzyłem więc tarcze, wracając na swój koc, nie przepadałem za takim sposobem bezpieczeństwa, tarcza pobierała moc, której może zabraknąć po przekroczeniu pewnego limitu, jeśli stałoby się to w nocy, podczas snu moglibyśmy stracić życie, czego zawsze najbardziej się obawiałem.
Zmęczony a do tego zirytowany poczułem ciało Soreya przytulające się do mnie od tyłu, położyłem odruchowo dłonie na jego dłoniach, odrobinkę się uspokajając, jeszcze przed chwilą czułem się tak dobrze, a teraz nie miałem siły zupełnie na nic, pragnąc spokojnego snu.
- Nie gniewaj się - Wyszeptał, całując mój kark, mocniej wtulając się w moje ciało, nakrywając nas ciepłym kocem.
- Nie gniewam, muszę odpocząć - Przyznałem, zamykając swoje oczy, dość szybko odpływając, pogrążony w swoim własnym świecie.

***

Obudziłem się w nocy, czując narastający ból w klatce piersiowej, nie mogąc oddychać, z trudem podniosłem się do siadu, unosząc głowę w stronę ruin. W ciemnościach dostrzec mogłem człowieka, ludzkie stworzenie stało niedaleko, szczerząc się do mnie swoim obrzydliwym uśmiechem.
Z jego dłoni ciekła świeża krew, oblizał palce zadowolony z siebie, zrobił dwa kroki w moją stronę, stając w blasku księżyca. Moje ciało zastygło, nie wiedziałem, co się dzieje, przede mną stał pasterz ten sam którego posąg widziałem. Chcąc coś powiedzieć, poruszyć się zerknąłem kątem oka na przyjaciela, nie było go, nikogo nie było, byłem tylko on i ja, nie mogłem nic zrobić, patrząc na podchodzącą coraz to bliżej mnie istotę. Z moich ust popłynęła krew, zaskoczony próbowałem się poruszyć, czując ostry ból przebicia ciała na wylot. 
- Ty będziesz następny - Głos zadudniał w moich uszach, uśmiech nie znikał, a ja nie mogąc nic zrobić, opadłem na ziemię, tracąc kontakt z rzeczywistością.
Krzyknąłem głośno, podrywając się do siadu, szybko zakrywając sobie usta, nie obudziłem Yuki'ego, z czego się cieszyłem. Obudziłem natomiast Soreya, który podniósł się gwałtownie. Nie wiedząc, co się dzieje.
- Mikleo? - Wypowiedział zmartwiony moje imię, dotykając mojego policzka.
Zagryzłem dolną wargę, starając się uspokoić, jeszcze nigdy nie przeżyłem na własnej skórze koszmaru, z jednej strony to, coś nowego czego nie chce już nigdy czuć. Moja bariera znikła, przez strach straciłem nad nią kontrolę, potrzebując czasu, aby znów się uspokoić. - Koszmar? - Starał się, nawiązać zemną kontrakt wzrokowy, tu dzierż słowny. Teraz rozumiałem, jak strasznie się czuł, gdy śniły mu się koszmary to coś naprawdę strasznego.
- On tu był - Jedyne co potrafiłem powiedzieć, moje serce waliło jak szalone, pierwszy raz w życiu to ja nie wiedziałem co się dokoła dzieje, pogrążony w strachu i niezrozumieniu, nigdy już nie chce czuć się w ten sposób..Już nigdy. 

<Sorey? C:>