Rzuciłem rozbawione spojrzenie wydrze, która rozłożyła się na całej długości grzbietu konia. Chyba było mu troszeczkę za dobrze. Podszedłem do niego i zacząłem delikatnie drapać go po plecach, na co Mikleo wyciągnął wszystkie łapki, nawet te, w których chował łebek. Słowo „urocze” aż samo ciśnie się na usta, ale nie mogę tego powiedzieć, bo zaraz mi się dostanie. Nie chciałbym kończyć jak Zavied.
- Jeszcze nie zasypiaj, będę musiał osiodłać konie – powiedziałem cicho, gładząc go po karku.
~ To osiodłaj jednego, ten jest mój – jego głos wskazywał na to, że nie za bardzo go to obchodzi.
- Skoro ten koń ma być dla zwierząt, to będziesz musiał dzielić go z Codim – zacząłem niewinnie obserwując z rozbawieniem, jak rozleniwiona wydra podnosi się do pionu i rzuca mi przerażone spojrzenie. – Myślę, że Zaveid także pasuje do kategorii.
~ Nie zrobisz mi tego – słysząc strach w jego głosie aż zrobiło mi się go żal. Ta dwójka naprawdę dała mu w kość, skoro pomyślał, że byłbym do tego zdolny. Pocałowałem go delikatnie w czubek łebka, chcąc jakoś go uspokoić.
- Oczywiście, że nie – powiedziałem z delikatnym uśmiechem. – Ale sam jechać na pewno nie będziesz.
Wydra wydała z siebie ciche prychnięcie i na powrót położyła się na koniu. Ja z kolei ruszyłem w stronę reszty towarzystwa, by w końcu coś zjeść. Wczoraj zrezygnowałem z kolacji na rzecz treningu i kończących się powoli zapasów. W końcu, dzisiaj wieczorem znajdziemy się w zamku i nic się nie stanie, jeżeli przez dzień czy dwa nic nie zjem.
Dziwnie było jeść, kiedy nie musisz odpowiadać na idiotyczne pytania Zaveida, naprawdę. Serafin powietrza chyba był na mnie obrażony, bo odzywał się do każdego, tylko nie do mnie; jeżeli według niego była to kara, to mogłem zostawać tak karany codziennie, taka kara to jak zbawienie. Zresztą, podobnie było z Yukim, który nadal miał mi za złe to, że próbowałem utemperować Codi’ego. Dobrze, że chłopiec nie widział, jak zwracałem się do szczeniaka wieczorem.
Po niecałych trzydziestu minutach mogliśmy już wyruszyć. Z serafinów na „wolności” została tylko Lailah; Zaveida jak zwykle musiałem zamknąć, by nie sprawiał zbędnych problemów, a Edna sama chciała się schować, bo stwierdziła, że słońce będzie świecić za mocno. Zatem Mikleo wcale nie miał tak źle, dzielił wierzchowca tylko ze mną.
Ku mojemu zadowoleniu, droga minęła nam bez problemów. Co prawda podczas przerwy Edna i Zaveid trochę żartowali z „fretki”, ale byłem zadowolony z reakcji mojego przyjaciela. Zamiast wywoływać niepotrzebne zamieszki, jedynie ostrzegawczo wyszczerzył kły w ich stronę, po czym odwrócił się do nich tyłem. Byłem przekonany, że gdyby rzucił się na nich z pazurami, minęłoby trochę czasu, aby ich rozdzielić.
Tak jak wcześniej liczyłem, wieczorem znaleźliśmy się w zamku. Mimo wszystko poczułem ulgę, kiedy na dziedzińcu czekała na nas wcześniej poinformowana przez straże o naszym przybyciu księżniczka. Moim zdaniem, wyglądała tylko trochę lepiej niż kiedy ją ostatni raz widziałem. Kiedy tylko zszedłem z konia poczułem, jak dziewczyna oplata ręce wokół mojego pasa i przytula się do mnie. Poczułem się z tym trochę niezręcznie, w końcu byłem przez kilka dni w podróży i przydałoby mi się trochę odświeżyć. Mimo tego niepewnie odwzajemniłem gest czując, że tego potrzebuje. Już czułem nieprzyjemny wzrok Mikleo na sobie, mały zazdrośnik.
- Udało ci się? I gdzie Mikleo? – spytała Alisha, kiedy tylko się ode mnie odsunęła. Poczułem, jak wydra wskakuje mi na ramiona i lekko ociera się łebkiem o mój policzek.
- Po kolei – uśmiechnąłem się do niej lekko. – Więc Alisha, poznaj Zaveida i Ednę. Zaveid, Edna, to Alisha, opowiadałem wam o niej – przedstawiłem ich sobie z lekką obawą. Bałem się, że serafin powietrza zrobi za chwilę coś głupiego. – A to jest Codi – kontynuowałem, wskazując na trzymanego przez chłopca szczeniaka. Pies szczeknął, słysząc swoje imię. – A to jest Mikleo, który może wkrótce wróci do swojej postaci.
- Nie może, ale na pewno – usłyszałem za sobą ciepły glos Lailah.
- Widzę, że trochę się u was działo – powiedziała skołowana Alisha, z niepewnością wpatrując się w niezadowoloną wydrę. – Musicie być zmęczeni, chodźcie.
Krótko porozmawialiśmy o tym, co się stało w międzyczasie u niej. Dowiedziałem się, że doszło do bitwy, którą wygrało wojsko Alishy, ale za niemałą cenę. Gdzieś z tylu głowy pojawiła mi się myśl, że gdybym tam był, nie dopuściłbym do tego, ale teraz jest już za późno. Jedyne, co mogłem zrobić w najbliższym czasie, to zapobiec kolejnym bitwom poprzez oczyszczenie tego potwora.
Umówiłem się z księżniczką, że porozmawiamy rano, bo oboje, zarówno ja i ona, byliśmy zmęczeni. Powiedziałem dziewczynie na ucho, że gdyby Zaveid bardzo się jej naprzykrzał, może zastosować wobec niego delikatną przemoc. Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem nie za bardzo rozumiejąc, o co mi chodzi, więc puściłem jej oczko. W duchu życzyłem jej tego, żeby Zaveid siedział cicho.
Yuki miał spać z Lailah, księżniczka odprowadziła nowopoznanych jej serafinów do nowego pokoju, a ja ruszyłem z nadąsaną o nie wiadomo co wydrą do siebie. Marzyła mi się gorąca kąpiel i sen. Byłem przekonany, że z balii wypełnionej gorącą wodą nie wyjdę przez godzinę.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz