środa, 3 czerwca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Westchnąłem cicho, słysząc jego myśli. Domyślałem się, że to nie jest uczucie zostać „zaatakowanym” przez szczeniaka, w porównaniu do wydry Codi wydawał się naprawdę duży. Dobrze, że chociaż go nie zranił. Domyślałem się, że pies chciał się bawić i był pewnie podekscytowany nowym stworzonkiem, ale nie powinien używać do tego pazurów i zębów.
Ani szczekać, jak to teraz miało miejsce. Już się spakowaliśmy, Edna i Zaveid znajdowali się w środku, a psiak uporczywie ujadał na biednego Mikleo. Yuki próbował go odciągnąć, ale marnie mu to wychodziło. Dodatkowo szczekanie denerwowało również konie, które rżały i nerwowo uderzały kopytami o ziemię.
- Codi, spokój! – krzyknąłem w końcu stanowczo, a szczeniak przestał i położył po sobie uszy. Kątem oka widziałem, jak wydra leżąca na moich ramionach uniosła łeb z wyższością. Żeby nie poczuł się za pewnie, pacnąłem małego ssaka w nos, na co zareagował cichym prychnięciem.
- Nie krzycz na niego – burknął chłopczyk, podchodząc do swojego zwierzaka i biorąc go na ręce. Szczeniakowi od razu poprawił się humor, zaczął radośnie machać swoim króciutkim ogonkiem i lizać dziecko po policzkach.
- Zwierzaka trzeba wychować – powiedziałem spokojnie do chłopca. – I trzeba być stanowczym. Codi musi się nauczyć, że nie może szczekać na Mikleo, ani go atakować.
- To nie powód, aby na niego krzyczeć, bał się ciebie – chłopiec uparcie trzymał się swego.
Posłał mi nienawistne spojrzenie, po czym odszedł do Lailah, która już czekała na niego przy koniu. Nie dość, że już wychowujemy dziecko, to jeszcze trzeba wychować psa. Westchnąłem ciężko i wsiadłem na swojego wierzchowca. Musieliśmy dzisiaj nadrobić drogi, im szybciej znajdziemy się w zamku, tym lepiej.
~ Witaj w klubie znienawidzonych – usłyszałem lekko rozbawiony głos Mikleo. Wywróciłem oczami i popędziłem konia.
- Następnym razem pozwolę mu cię oszczekać – powiedziałem uszczypliwie i zaraz poczułem, jak wydra gryzie mnie w ucho. I to wcale nie było przyjemnie.
Pierwsza część drogi była względnie spokojna. Mikleo drzemał sobie spokojnie na moich ramionach, Yuki rozmawiał z Lailah o szczeniaku, a ja, nie mając za bardzo z kim rozmawiać, siedziałem cicho. Szczerze, wolałem już milczeć, niż słuchać niekończących się złośliwości ze strony Edny i Zaveida. Niestety, w końcu nadszedł czas na rozprostowanie obolałych kości i wypuszczenie tych złośników. Poza tym, Mikleo chyba znowu zgłodniał, bo zaczął kręcić się przy plecaku i uroczo poruszać noskiem. Mogło mu się wydawać, że ani trochę nie jest słodki, ale prawda jest zupełnie inna; już jako anioł był przeuroczy, a co dopiero jako mała wydra. Nie chciałem jednak zostać pogryziony, jak to miało miejsce z Zaveidem, więc trzymałem język za zębami.
- To jest mały dzikus, ja bym go próbował wytrenować – odezwał się nagle serafin powietrza, podchodząc do nas. Wydra, która siedziała sama na grzbiecie konia i najspokojniej na świecie się posilała, prychnęła pod nosem.
- To jest nadal Mikleo i doskonale cię rozumie – powiedziałem do mężczyzny, unosząc jedną brew.
- I dobrze. Trzeba się nim zająć, zanim odezwie się w nim dzika bestia, bo jeszcze mu to zostanie na zawsze – odparł dumnie Zaveid i zabrał mojemu biednemu aniołowi jedzenie.
Przyłożyłem dłoń do czoła już przeczuwając, że to się nie skończy dobrze. Już miałem zareagować i powiedzieć Zaveidowi, by się opanował, ale stwierdziłem, że nie miałem po co. Mikleo poradzi sobie doskonale sam. Może nie miał już swoich cudownych mocy, ale miał za to ostre ząbki i pazurki. To mu w zupełności wystarczy, prędzej to przemówi serafinowi do rozumu, już moje marne gadanie.
- Poproś – powiedział Zaveid, unosząc wysoko mięso.
Gdyby wydra miała brwi, na pewno by je gniewnie zmarszczyła. Niestety, Mikleo mógł jedynie posyłać mężczyźnie najbardziej nienawistne spojrzenia, na jakie było go stać pod tą postacią. Mogłem tylko domyślać się, jakie obelgi kieruje w jego stronę w myślach. Dodatkowo, ten obrazek wyglądał tak komicznie i jednocześnie żenująco, że nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem. Czułem, że to zaraz się na mnie odbije, ale naprawdę nie mogłem się powstrzymać.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz