Jęknąłem niezadowolony na jego słowa. Potrzebowałem jeszcze trochę snu. Jeszcze pięć minutek. Albo piętnaście. Albo godzinkę. A nawet i kilka. Oczy piekły mnie z powodu niewyspania, a powieki praktycznie same się zamykały. Mimo wszystko nie żałowałem tego, co zrobiłem tej nocy i nawet gdybym wiedział, że będę musiał wstawać skoro świt, zrobiłbym to ponownie.
- Miki? Mógłbyś mnie oblać wodą? – poprosiłem przyjaciela. – Najlepiej lodowatą, muszę się obudzić.
- A jak po tym zachorujesz? – spytał Mikleo, nie za bardzo przekonany do mojego pomysłu.
- To będę miał najlepszą opiekę pod słońcem – uśmiechnąłem się radośnie do przyjaciela. – Nic mi nie będzie, Mikleo. A coś czuję, że zaraz usnę, nawet na stojąco.
Chłopak spojrzał na mnie niepewnie, ale finalnie spełnił moją prośbę. Po kilku sekundach poczułem, jak lodowata woda oblewa moje ciało. Poczułem, jak nieprzyjemny dreszcz przebiega po moim kręgosłupie, a chęć snu odchodzi w niepamięć. Zamiast tego najchętniej skuliłbym się pod kocem i nie wychodziłbym spod niego, dopóki moje ciało by się nie nagrzało. Albo przytuliłbym się do mojego anioła i okrył nas obu kocem. Ta druga opcja jest bardzo kusząca.
Już po chwili nadmiar wody z moich włosów i ubrań zniknęła, pozostawiając po sobie wspomnienie i nieprzyjemny chłód. Potarłem swoje ramiona i zarzuciłem na siebie płaszcz pasterza, który dawno temu podarowała mi Alisha. Nie nosiłem go ostatnio za często, ponieważ pogoda była wspaniała i po prostu było mi w nim zwyczajnie za gorąco. W końcu się na coś przydał.
- Żebyś później nie narzekał – burknął Mikleo, kładąc mi dłoń na policzku. Jego dotyk był tak przyjemny i ciepły, że bez zastanowienia się wtuliłem się w nią.
- Zaraz mi przejdzie – uśmiechnąłem się do niego łagodnie, próbując go uspokoić. – Tak właściwie, co zrobisz z bukietem? – spytałem zaciekawiony, wskazując na mały podarunek od chłopca.
Nie widziałem żadnego zastosowania, jeżeli chodzi o lawendy. Chyba, że mogłem upleść z nich wianek, a następnie włożyć go na głowę przyjaciela: w takiej lawendowej, kwiecistej koronie wyglądałby cudownie. Albo jeszcze lepiej – wplotę je w jego włosy. O tak, to jeszcze lepszy pomysł od poprzedniego.
- Po prostu go wezmę – powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy, przyglądając się bukietowi. – I nie zgadzam się na żaden z twoich pomysłów – dodał zaraz, kiedy uniósł wzrok i napotkał moje spojrzenie.
- Ale nawet nie wiesz, jaki mam pomysł – burknąłem, pusząc policzki. Czułem się lekko ugodzony, przecież nie wie, co mi w głowie siedzi. Może mieć tylko podejrzenia, ale nie pewność.
- Oczy ci się błyszczą, to nigdy nie wróży nic dobrego – odparł, niespecjalnie przejmując się moim oburzeniem, po czym zaczął pakować nasze rzeczy.
Zagryzłem dolną wargę zastanawiając się, jak go podejść. Nie odpuszczę mu z tymi kwiatami, wyglądałby naprawdę pięknie. Musiałem go jakoś przekonać do mojego genialnego pomysłu, ale jak miałem to zrobić, jeżeli on nawet nie chce mnie słuchać? Słowa nie podziałają, czyny też odpadają z powodu obecności Yuki’ego… Właśnie, Yuki. Może, gdyby było nas dwóch, finalnie by się zgodził.
- Długo jeszcze? – usłyszałem zniecierpliwiony głos chłopca. Kątem oka zauważyłem, jak Mikleo już otwiera usta, aby mu odpowiedzieć, więc postanowiłem go wyprzedzić.
- Chcę wpleść we włosy Mikleo kwiaty, które mu podarowałeś, ale on nie chce się zgodzić – odpowiedziałem chłopcu, nawet nie kryjąc oburzenia w głosie. Już czułem na sobie palący wzrok mojego anioła, ale postanowiłem go zignorować.
- Chcę pomóc! – odetchnąłem z ulgą na radosne słowa chłopca. – Mogę?
- To wszystko zależy do Mikleo – odparłem, posyłając mojemu przyjacielowi błagalne spojrzenie. Yuki poszedł w moje ślady.
Mikleo patrzył to na mnie, to na chłopca. Z początku twardo trzymał przy swoim twierdząc, że to głupi pomysł oraz że jego włosy nie nadają się do takich „zabaw”. W końcu uległ pod naszymi błagalnymi spojrzeniami oraz naleganiami. Po kilku minutach cała nasza trójka – w sumie czwórka, jeżeli brać pod uwagę szczeniaka – siedziała na niezłożonym kocu. Mikleo wyrażał swoje niezadowolenie cichymi pomrukami pod nosem, ja plotłem jego włosy w piękny, długi warkocz, a Yuki siedział obok mnie, trzymając kwiaty i podawał mi je, kiedy go o to poprosiłem. Kątem oka zauważyłem, że nie spuszczał wzroku z moich palców. Uczył się w ten sposób? To było całkiem urocze.
- Skończyłem – obwieściłem zadowolony, patrząc z dumą na swoją pracę. To był mój drugi raz, jeżeli chodzi o wplatanie kwiatów we włosy i poszło mi naprawdę dobrze. – Wyglądasz cudownie – powiedziałem, po czym delikatnie pocałowałem go w to samo ucho, do którego przypiąłem mu kolczyk. Nadal byłem zaskoczony, że ozdoba jeszcze tam była.
- Świetnie. Jesteście zadowoleni? – spytał, odwracając się do nas. Zgodnie pokiwaliśmy głową, nie mieliśmy się do czego przyczepiać. – Więc idziemy, ruiny czekają.
Podekscytowany chłopczyk podniósł się z koca i nie mógł się doczekać. Ja z kolei byłem trochę bardziej spokojniejszy, a może raczej niewyspany. Lodowata woda podziałała tylko na chwilę, teraz znów najchętniej położyłbym się z powrotem spać.
- Wiesz więcej ode mnie – przybliżyłem się do Mikleo, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Jest tam jakieś miejsce, które musimy zwiedzić? – spytałem, patrząc na niego z uwagą. Ruiny wydawały się naprawdę spore i w dodatku prowadziły głęboko pod ziemię. Nie ma mowy, abyśmy zdołali zwiedzić je całe, mając do dyspozycji jeden dzień, albo dwa. Ale na pewno znaleźlibyśmy czas na odwiedzenie i przestudiowanie najważniejszych punktów, o ile te były wymienione w księdze, którą tak namiętnie czytał mój przyjaciel.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz