Byłem oburzony jego zachowaniem. Dobrze, śmiałem się, ale nie z niego, a z głupoty serafina powietrza. Mogłem zareagować, ale mój przyjaciel naprawdę dobrze sobie poradził. Podałem mu jedzenie i ze skruszonym wyrazem twarzy patrzyłem, jak je.
- Miki, przepraszam – powiedziałem cicho kiedy już w spokoju zjadł, posyłając mu najbardziej smutne spojrzenie na jakie tylko było mnie stać. Wydra prychnęła gniewnie, niespecjalnie do mnie przekonana.
~ Trzeba było mi pomóc, kiedy mnie bił – burknął w myślach, a ja poczułem nieprzyjemne ciarki na plecach i zmarszczyłem brwi.
Jak to bił? Czy coś mi umknęło? Przez większość czasu starałem się uspokoić przestraszonego konia, by przypadkiem nie uciekł, bo wtedy mogłoby być ciężko. Zwróciłem większą uwagę na tę dwójkę, kiedy wydra ugryzła go w nos, a on ją zrzucił. Całkowicie umknął mi moment, w którym Zaveid podniósł na mojego anioła rękę.
- Zabiję go – warknąłem, patrząc na narzekającego w oddali serafina. Poczułem, jak wydra wskakuje na moje ramię i ociera się łebkiem o mój policzek.
~ Nie, też chcę się zemścić – usłyszałem zirytowany głos przyjaciela.
Westchnąłem ciężko, próbując się uspokoić. W końcu, przemoc nie jest rozwiązaniem. Zatem dlaczego ten idiota uderzył niewinną nikomu wydrę… nawet nie wydrę, własnego przyjaciela. Zirytowany do granic możliwości, ruszyłem w stronę obolałego Zaveida. Oj, jak dobrze, że Miki go podrapał i pogryzł.
- Zwariowałeś? Co ci uderzyło do głowy, żeby go bić? – warknąłem, kiedy znalazłem się wystarczająco blisko. Lailah, usłyszawszy moje słowa, wyraźnie się oburzyła, Edna nie wydawała się jakoś specjalnie przejęta, a Zaveid… myślałem, że mnie zaraz krew zaleje.
- Tresura takiego dzikusa wymaga radykalnych środków – powiedział dumnie, a ja ostatkiem sił powstrzymałem się, żeby go nie uderzyć.
Nie mogłem dać ponieść się takiej emocji, jak gniew. Od wcale nie tak dawna pokonałem zło w swoim sercu i nadal w głębi duszy bałem się nawrotu. Nie mogłem tak dać się głupocie Zaveida. Przeczesałem nerwowo przydługie włosy i westchnąłem ciężko. Tylko spokojnie, pokonamy złego pana i wreszcie będę mógł odetchnąć z ulgą.
- To nie jest zwierzę – wycedziłem, powstrzymując się od wybuchnięcia złością. – To jest ciągle Mikleo. Nie będziesz go ani tresował, ani tym bardziej bił.
- Ależ przyjacielu, robię ci przysługę – powiedział, kładąc mi dłoń na ramieniu, którą natychmiast zrzuciłem. – A co, jeżeli gryzienie mu zostanie? Chyba, że lubisz takie rzeczy…
- Nie ciebie powinno interesować, co lubię – warknąłem, przerywając jego wypowiedź. – A jeżeli tak bardzo chcesz coś tresować, możesz się zająć sobą, tobie by się do przydało. Do środka.
Widziałem, jak zirytowany serafin wywraca oczami, co tylko bardziej mnie zezłościło, ale przynajmniej posłusznie wypełnił rozkaz. Kiedy tylko zniknął, nawet Edna przyznała, że „przesadził w stosunku do fretki”, co ani trochę nie uspokoiło mojego przyjaciela. Na słowo „fretka” wyszczerzył wściekle ząbki, na co dziewczyna jedynie pokazała mu lekko język. Niezupełnie rozumiałem jego reakcję. Edna wzięła jego stronę, a to, że rzuciła lekką złośliwość w jego stronę, to było całkowicie normalne.
Postanowiłem, że tym razem blondynka nie będzie musiała wchodzić do środka, ostatnio jest troszeczkę mniej wkurzająca. Mimo tego Mikleo nie chciał z nią jechać na jednym koniu, więc jechałem z Lailah, a Yuki siedział w siodle z dziewczyną. Nie widziałem w tym problemu, jedynie chłopiec siedział cicho i chyba był lekko przerażony. Z tego co zauważyłem, Yuki niespecjalnie przepadał za Edną, a to uczucie było odwzajemnione.
Podczas tej drogi dopytywałem Ednę, czy aby na nie było żadnego sposobu, aby pomóc mojemu przyjacielowi. Nie lubiłem określenia czasu jako „kilka dni”. Mikleo równie dobrze może wrócić do siebie jutro, albo za tydzień. Niestety, Lailah twierdziła, że najlepiej będzie poczekać. Starałem się także dowiedzieć, czy będą tego jakieś skutki uboczne; nie chciałem, żeby Mikleo niekontrolowanie mnie gryzł, czy coś w tym stylu. Albo żeby chociaż nie tak mocno, delikatne podgryzanie mogły być przyjemne, ale nie mocne dziabnięcia w dłoń. Na moje nieszczęście, Lailah i na to pytanie nie znała odpowiedzi. Wszystko okaże się w swoim czasie.
W końcu zaczęło się ściemniać i postanowiliśmy zatrzymać się na noc. Z zadowoleniem zauważyłem, że jeżeli utrzymamy takie tempo, jutro wieczorem powinniśmy znaleźć się w zamku. Najwyższy czas. Kiedy się zatrzymaliśmy, Mikleo od razu zeskoczył z mojego ramienia i poczłapał w stronę wody. Szczeniak od razu ruszył za nim, nie reagując na moje nawoływania. Przynajmniej odpuścił i nie wskoczył za nim do jeziora.
Tak być nie może. Mikleo nie ma ani chwili spokoju, a to durne pomysły Zaveida, a to ucieczka przed męczącym szczeniakiem. Jednego ustawiłem do pionu, a tak przynajmniej wnioskuję z tego, że mężczyzna siedzi cicho i od wypuszczenia go nie rzucił jeszcze żadnym złośliwym komentarzem; miałem nadzieję, że właśnie nie szykuje kolejnego genialnego pomysłu. Teraz najwyższy czas, by coś zrobić ze szczeniakiem.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz