Westchnąłem cicho, obserwując zbierającego się szybko anioła. Był naburmuszony, a ja nie byłem do końca przekonany, o co mu chodziło: zazdrość czy też zwykły brak sympatii do niej? Wiedziałem, że chłopak nie przepadał za Alishą, chociaż nie dawał jej tego za bardzo znać i raczej starał się ją akceptować. Chociaż ostatnio zauważyłem, że coraz gorzej idzie mu z ukrywaniem swojej niechęci.
Mikleo zaczął kierować się w stronę drzwi i powstrzymałem go w ostatniej chwili przed wyjściem, przytulając go od tyłu. Musiałem najpierw dowiedzieć się, co jest nie tak. Przecież nic się nie stanie, jak poświęcę trochę minut na emocje mojego małego anioła.
- Nic się nie stało? – powtórzyłem jego wcześniejsze słowa, kładąc podbródek na jego ramieniu. – Więc skąd to naburmuszenie? I napuszone policzki? – spytałem, obserwując powoli pojawiające się na jego bladej skórze rumieńce.
- Tak po prostu – burknął, wyrywając się z mojego uścisku. – Musimy iść, jeżeli chcemy dojechać przed zmrokiem.
I tyle by było z rozmowy o jego uczuciach. A przecież rozmowy w związkach są bardzo ważne. Nie może tak po prostu tego unikać i udawać, że nic się nie dzieje. Doskonale pamiętałem jego wybuch tych wszystkich negatywnych emocji, które nagromadziły się w nim po kilku godzinach dokuczania ze strony Zavieda i Edny. Wolałem tego uniknąć i chciałem z nim porozmawiać, ale sam niewiele zdziałam.
Zabrałem ze sobą plecak, w którym znajdował się prowiant na tę dwu bądź trzydniową wyprawę, po czym ruszyłem za przyjacielem. Może teraz nie udało mi się z nim porozmawiać, ale nie odpuszczę tak łatwo. Jak nie teraz to wieczorem, kiedy Yuki będzie spał, lepiej, żeby dziecko nie było świadkiem takiej rozmowy.
Chłopczyk był bardzo zadowolony z faktu, że i on wyrusza za nim. Jego radość udzieliła się także czworonożnemu towarzyszowi, który szczekał wesoło i biegał pomiędzy naszymi nogami. Widziałem, jak Mikleo patrzy z niepewnością na małego szczeniaczka… no, może nie tak bardzo małego. Psiak rósł każdego dnia i wcale nie zapowiadało się na to, aby szybko przestał. Cóż, kiedy tylko Yuki znalazł Codi’ego i mi go pokazał, wiedziałem, że w przyszłości wyrośnie na wielkie, kochane psisko. Pytanie, czy Mikleo miał tego świadomość, bo niepewność wymalowana na jego twarzy wcale na to nie wskazywała.
- A może Codi pobiegnie za końmi? – zaproponowałem, kiedy chłopczyk już brał pieska na ręce. To już nie była drobna kluseczka, którą znaleźliśmy dwa tygodnie temu.
- Ale nie będzie nadążał. I później jeszcze będą go łapki boleć – wyburczał Yuki, poprawiając psa na swoich rękach.
- Będziemy jechać powoli – powiedziałem z lekkim uśmiechem. Nie mogłem pozwolić na to, aby psiak mi się rozleniwił. Póki był małą, dreptającą beczułką, nie widziałem w tym żadnego problemu, a teraz był wystarczająco duży, aby mógł spokojnie truchtać obok wierzchowców. – Poza tym, szczeniaki mają dużo energii i potrzebuje mu trochę ruchu. A jeżeli się zmęczy, pojedzie ze mną.
Twarz chłopczyka przybrała wyraz zastanowienia. Po dwóch minutach Yuki postawił psa na ziemi, a ja poczułem dumę. Posłałem chłopczykowi uśmiech i już po chwili byliśmy w drodze. Przyznam, że kiedy przejeżdżaliśmy przez miasto, czułem lekki niepokój i miałem nieprzyjemne wrażenie, że w tłumie twarzy rozpoznam Aleksandra; podejrzewam, że Mikleo również podzielał moje obawy, bo nerwowo rozglądał się dookoła. Na szczęście obyło się bez spotkania mojego byłego kochanka.
Kiedy tylko znaleźliśmy się poza murami miasta, mój anioł podał mi mapę, On sam zatrzymał książkę, z którą wczoraj tak bardzo walczyłem o uwagę Mikleo. Aktualnie z zapałem czytał ją Yuki, a ja poczułem lekkie oburzenie: byłem jedynym w tym towarzystwie, który jeszcze nie zaczął czytać tego dzieła i najwidoczniej jeszcze sporo czasu minie, zanim nadejdzie moja kolej. Napuszyłem policzki i lekko niezadowolony rozwinąłem mapę.
Po tym, jak dowiedziałem się w którą stronę jechać, już chciałem zwinąć pergamin i ruszyć dalej, ale zauważyłem w rogu mapy pewien symbol. Zmarszczyłem brwi i uważniej przyjrzałem się niewielkiej rycinie, która wydawała mi się bardzo znajoma. Olśniło mnie dopiero po kilku minutach.
- Miki, spójrz na róg – poleciłem przyjacielowi podając mu mapę i nie kryjąc ekscytacji w głosie. – Czy to nie jest ten sam symbol z książki, który ci wczoraj pokazywałem?
Mikleo zmarszczył brwi i po chwili poprosił Yuki’ego, aby na chwilę oddał mu książkę i potrzymał rozwiniętą mapę. Chłopczyk zgodził się bez wahania, a w jego niebieskich ślepkach można było dostrzec iskierki podekscytowania. Kiedy mój anioł otworzył księgę na odpowiedniej stronie, zaciekawiony przybliżyłem swojego wierzchowca do jego. Chciałem się upewnić, że się nie myliłem, przecież nie zawsze byłem nieomylny.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz