czwartek, 11 czerwca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Drapałem kociaka pod bródką, zastanawiając się jeszcze nad sytuacją, która miała miejsce kilka minut temu. Poczułem, jak wielki ciężar spada z mojego serca, ustępując tym samym miejsca przyjemnej, dawno nieodczuwalnej przeze mnie uldze. Więc naprawdę się nie zmuszał, wybaczył mi tę zdradę, więc i ja, chociaż czułem się okropnie, też powinienem sobie odpuścić. Skoro on był w stanie puścić tą straszną rzecz w niepamięć, ja też wreszcie muszę ruszyć naprzód. Jak nie dla siebie, to dla niego, mojemu przyjacielowi bardzo zależało na tym, bym w końcu przestał się zadręczać.
Teraz był inny problem. Mikleo dzisiaj już trzy razy próbował zainicjować zbliżenie i za każdym tym razem się od niego odsuwałem. Nawet jeżeli twierdził, że wszystko w porządku, poczułem się troszeczkę źle. Czułem, jak jego ciało drżało z podniecenia i oczekiwania, a ja musiałem to zniszczyć. Chociaż chłopak wydawał się spokojny miałem wrażenie, że sprawiłem mu zawód. A przecież zasługiwał na wszystko co najlepsze.
Zdjąłem kota z łóżka chcąc tym samym pokazać zwierzakowi, że nie jest mile na nim widziany. Futrzak posłał mi oburzone spojrzenie, ale znalazł sobie miejsce na fotelu.
Zbliżyłem się do mojego przyjaciela i złączyłem się nasze usta w namiętnym pocałunku. Chłopak z chęcią odwzajemnił pocałunek, chociaż wyczułem w nim zaskoczenie. Rozumiałem jego zdezorientowanie, w końcu jeszcze kilka minut temu go od siebie odsuwałem a teraz sam się do niego przymilam.
- Sorey, co ty robisz? – wymamrotał Mikleo, kiedy ściągnąłem z niego koszulkę.
- Nie widać? – spytałem, marszcząc brwi. – Chcę sprawić ci przyjemność. Nie podoba ci się?
- Podoba, ale nie musisz się zmu… - uciszyłem go pocałunkiem, nie chcąc słuchać jego głupich wymówek.
- Więc bądź cicho i się ciesz – wymruczałem, uśmiechając się do niego delikatnie. Jego policzki już były przyjemnie różowe, a oddech był przyspieszony.
Chłopak westchnął ciężko bijąc się z własnymi myślami. Kiedy otworzył usta miałem nieprzyjemne wrażenie, że będzie chciał się wymigać tylko i ze względu na mnie, więc powróciłem wargami do jego klatki piersiowej. Poczułem, jak ciało chłopaka drży pod wpływem mojego dotyku, a z jego gardła wydobył się cichy jęk. Zamruczałem cicho z aprobatą czując, jak ten wplata palce w moje włosy. Już więcej tego wieczora nie oponował.

***

Obudziłem się kiedy tylko poczułem, że mojego anioła nie ma obok. Otworzyłem leniwie oczy i rozejrzałem się po pokoju; był naprawdę wczesny ranek, słońce powoli wychylało się zza horyzontu, a w pomieszczeniu panował półmrok. Mikleo właśnie zamykał drzwi: zauważywszy, że się obudziłem, posłał mi ciepły uśmiech i podszedł do łóżka.
- Idź spać, jest jeszcze wcześnie. Po prostu Lucjusz chciał wyjść, więc go wypuściłem – wymruczał, kładąc się na materacu obok mnie.
- Czy to moja koszula? – spytałem niemrawo, przecierając oczy. Wcześniej tylko mi się wydawało, ale teraz byłem tego pewny: chłopak miał na sobie moją niebieską koszulę.
- Już ją zdejmuję, ja tylko… - wymamrotał, jakby zakłopotany. W tym półmroku udało mi się dostrzec rumieńce wstydu, które tylko dodawały mu uroku.
- Nie musisz, wyglądasz cudownie – posłałem mu szeroki uśmiech, a następnie przysunąłem się bliżej niego i mocno wtuliłem się w jego drobne ciało. Zauważyłem, że miał na sobie tylko i wyłącznie moją koszulę, ale nie przeszkadzało mi to za bardzo. Zdecydowanie powinien częściej ją nosić. – Jak dla mnie nie musisz jej w ogóle zdejmować – dodałem, delikatnie wsuwając swoje dłonie pod jego ubranie, ciesząc się ciepłem oraz bliskością jego ciała.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz