niedziela, 7 czerwca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Te dwa okropnie dłużące się dni milczenia ze strony Mikleo były dla mnie straszne. Tylko dzięki uspokajającemu słowu Alishy nie popadłem w obłęd i dawałem chłopakowi tyle czasu, ile tylko potrzebował, przy okazji umierając dręczony wyrzutami sumienia oraz ze strachu, czy aby na wszystko z nim porządku. Gdyby tylko dał mi znać, że potrzebuje jeszcze więcej czasu, byłbym choć odrobinkę spokojny. A ponieważ, że nic mi nie mówił, ciągle zastanawiałem się, czy nic mu się nie stało. Gdyby stała mu się krzywda, nie wybaczyłbym sobie tego… ba, już teraz sobie nie wybaczam za tamtą zdradę.
A mimo tego strasznego czynu, Mikleo mi wybaczył. Nie zasługiwałem na to, oboje to wiedzieliśmy, a jednak chłopak daje mi drugą szansę. Podszedłem do niego powoli, po czym ostrożnie chwyciłem jego nadgarstki; poczułem się trochę lepiej, kiedy jednak nie wyrwał swoich dłoni z mojego lekkiego uścisku. Przeniosłem ręce na jego plecy i wtuliłem się w jego ciało. Po chwili Mikleo odwzajemnił gest i dopiero wtedy poczułem, jak wielki ciężar spada z mojej piersi. Wtuliłem nos w jego włosy i zamknąłem oczy czując, jak w ich kącikach wzbierają się łzy.
- Przepraszam – wyszeptałem drżącym głosem. – Nigdy więcej ci tego nie zrobię. Ja po prostu… nie wiem, co we mnie wstąpiło…
- Już, cicho – poczułem, jak chłopak zaczyna głaskać mnie po plecach w uspokajającym geście. – Wybaczyłem ci i nie schrzań tego.
- Nie schrzanię, wynagrodzę ci to, zrobię wszystko, co tylko będziesz chciał – mówiłem bez ładu i składu, coraz mocniej wtulając się w jego drobne ciało.
Usłyszałem, jak chłopak wzdycha ciężko, ale nic nie mówi. Tak wtuleni w siebie staliśmy na środku pokoju jeszcze przez kilka dobrych minut. Mikleo w końcu odsunął się ode mnie. Położył dłoń na moim policzku i delikatnie pogładził kciukiem skórę pod moim lewym okiem, która była nieprzyjemnie sina ze zmęczenia i małej ilości snu. Jego spokojne i opanowane spojrzenie niewiele zdradzało i nie miałem bladego pojęcia, jakie emocje nim targały.
- W takim razie chodźmy spać – powiedział w końcu Mikleo, chwytając moje dłonie i ciągnąc mnie w stronę łóżka.
Nie opierałem się z dwóch powodów; nie miałem na to siły oraz byłem bardzo zmęczony. Kiedy tylko oboje położyliśmy się na miękkim materacu, od razu położyłem głowę na jego klatce piersiowej i przytuliłem się mocno do niego. Z tyłu mojej głowy pojawiła się nieprzyjemna myśl, że jeżeli tylko go puszczę, zniknie na zawsze. Przymknąłem oczy i ostatnie, czego byłem świadom, to fakt, że Mikleo wsuwa palce w moje włosy i delikatnie się nimi bawi.

***

Leniwie otworzyłem oczy i od razu zauważyłem, że mojego przyjaciela nie ma obok. Serce od razu zabiło mi szybciej. Gwałtownie podniosłem się do pionu i spanikowanym wzrokiem rozejrzałem się po pokoju. Moją pierwszą myślą było to, że powrót Mikleo i wybaczenie z jego strony było jedynie przyjemnym snem. Odetchnąłem z ulgą, zauważywszy mojego przyjaciela siedzącego na krańcu łóżka i bawiącego się z kotem.
- W porządku? – na jego pytanie jedynie pokiwałem głową, patrząc na niego niepewnie.
Jeszcze przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem; ja byłem wyraźnie smutny i skruszony, a chłopak… cóż, trudno mi było określić, co czuł. W końcu chłopak westchnął ciężko i wyciągnął rękę w moją stronę, co od razu wykorzystałem. Przysunąłem się i przytuliłem się do niego, wtulając nos w jego zagłębienie szyi, a Mikleo objął mnie ramieniem. To nie jest żaden sen, anioł był tutaj, trwał nadal przy tak wielkim dupku i grzeszniku jak ja.
- Jak długo spałem? – spytałem po chwili milczenia. Kiedy kładliśmy się do łóżka, było wczesne popołudnie, a teraz słońce wyraźnie chyliło się ku zachodowi. Możliwości były dwie, albo przespałem parę godzin, albo ponad dwadzieścia cztery godziny.
- Zdecydowane za krótko – odparł chłopak, zaczynając kreślić na moich plecach nieregularne wzory. – Rozmawiałem z Alishą. Czy ty próbujesz się wykończyć przed walką ze złym panem?
Był zły, czułem to. Była to jednak zupełnie inna złość, niż ta, która nim targała w ostatnich dniach.
- Martwiłem się o ciebie – wymamrotałem, jedynie bardziej się w niego wtulając.
- To nie powód, aby nic nie jeść i nie spać.
- To nieprawda. Jadłem i spałem – wyburczałem tonem obrażonego dzieciaka. Jadłem praktycznie tyle, co nic; jedzenie z trudem przechodziło mi przez ściśnięte gardło i kiedy tylko Alisha wciskała we mnie więcej niż dwa kęsy, kilka minut później z nerwów wymiotowałem. Spać spałem, ale jedynie z konieczności, moje sny trwały krótko i były pełne koszmarów, dlatego jak szybko zasypiałem, tak szybko się wybudzałem.
Ale już jest dobrze, Mikleo był tutaj, chociaż kompletnie na niego nie zasługiwałem. Jakby się dłużej nad tym zastanowić, ta myśl pocieszała mnie tak samo bardzo, jak dołowała. Jestem obrzydliwym człowiekiem i nie mogłem uwierzyć w to, że tak idealny anioł jak on mi wybaczył.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz