piątek, 26 czerwca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Udałem, że zacząłem się zastanawiać nad jego propozycją, chociaż doskonale znałem swoją odpowiedź. Kompletnie nie rozumiałem, czemu tak bardzo udaje, że wcale nie ma ochoty na chwilę zbliżenia? Także nie wiedziałem, czemu nalega na to, abym poszedł do jadalni na obiad. Po pierwsze, nie byłem głodny, a po drugie nic się nie stanie, jeżeli pójdę coś zjeść trochę później. Aktualnie mam w planach bardziej przyjemne i ważniejsze rzeczy, niż jakiś tam posiłek.
- Ale ja nie chcę jeść, ja chcę ciebie – wymruczałem, szczerząc się w jego stronę i chowając jednocześnie książkę za plecy.
- Na deser jest pora dopiero po obiedzie – odparł chłopak, krzyżując ręce na piersi. Może i wydawał się nieugięty, ale doskonale widziałem, jak kąciki jego ust delikatnie zadrżały. Ewidentnie powstrzymywał się od uśmieszku.
- Ale ja chcę zacząć od deseru – chwyciłem go za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie, sadzając go na swoich kolanach. Chłopak nie oponował, a wręcz przeciwnie. Położył mi dłonie na karku i patrzył na mnie wyczekująco. – I nie będziesz żałował.
- Czyżby? Już raz się zawiodłem – przypomniał mi, zaczynając się bawić moimi włosami.
- Przepraszam, ale wynagrodzę ci to – wyszeptałem, po czym zacząłem obdarowywać jego szyję delikatnymi pocałunkami. Z piersi chłopaka wydostało się głębokie westchnięcie, a jego ciało delikatnie zadrżało. Dzięki temu już wiedziałem, że jest mój.
Zacząłem schodzić pocałunkami coraz to niżej i już po chwili Mikleo popchnął mnie na poduszki. Jęknąłem cicho z bólu, w końcu trafiłem plecami na księgę i nie należało to do najprzyjemniejszych uczuć. Jedną ręką wyjąłem książkę spod swojego ciała i odłożyłem ją na bok, a drugą zacząłem pospiesznie odpinać guziki jego koszuli. Usłyszałem, jak chłopak cicho się śmieje z mojego pośpiech i przez jeden straszny moment naszło mnie poczucie, że zaraz chwyci książkę i się ode mnie odsunie. Na szczęście tak się nie stało, mój anioł postanowił korzystać w pełni z tej chwili przyjemności, którą go obdarowywałem.

***

Po tym wszystkim nie za bardzo miałem ochoty na ruszanie się z łóżka, więc po prostu leżałem przytulony do mojego anioła i bawiłem się końcówkami jego włosów. Mikleo, ubrany w moją niebieską koszulę, wykorzystał chwilę mojego zmęczenia i kontynuował swoją lekturę. Z tego co widziałem, chłopak już powoli kończył księgę, zostało mu raptem kilka stron, które namiętnie teraz czytał. Co prawda wcześniej przypominał mi, że mam iść na obiad, ale odpowiedziałem mu, że najpierw trochę odpocznę. W rzeczywistości nawet nie chciałem się stąd ruszać przez resztę dnia.
- Miałeś chyba iść na obiad – zaczął po dłuższej chwili, odkładając przeczytaną książkę na bok.
Uśmiechnąłem się niewinnie na jego słowa i ukryłem twarz w jego włosach. Kucyk, w który upiął kosmyki podczas przerwy w moim treningu, już dawno przestał egzystować, a gumka leżała gdzieś w pościeli. Jak dobrze, że miałem jeszcze zapasową na nadgarstku.
- Nie jestem głodny, deser w zupełności mi wystarczył – wymruczałem, wsuwając dłonie pod koszulę, którą miał na sobie.
Usłyszałem, jak chłopak wzdycha cicho, niespecjalnie zadowolony z mojej wypowiedzi. Mikleo odwrócił się w moją stronę, patrząc mi tym samym prosto w oczy. Uśmiechnąłem się do niego niewinnie i delikatnie ucałowałem jego usta, chcąc go choć troszkę udobruchać.
- Musisz jeść, by nabrać siły i pokonać złego pana – wypowiedział to zdanie spokojnie i dosadnie, jakby mówił do małego dziecka. Napuszyłem policzki, przecież doskonale o tym wiedziałem, po prostu nie byłem głodny i tyle.
- Pora obiadowa już minęła – uśmiechnąłem się chytrze. – Ale pójdę na kolację.
Widziałem, jak chłopak wywraca zirytowany oczami. Kompletnie nie rozumiałem, czemu tak bardzo przejmuje kwestią przyjmowania przeze mnie posiłków. Nie dość, że to moja sprawa, to przecież ja sam doskonale wiedziałem, czy byłem głodny czy nie. Wtuliłem twarz w zagłębienie jego szyi i mocniej przytuliłem się do jego drobnego ciałka.
- Nie gniewaj się, po prostu nie jestem głodny – wymamrotałem, przymykając oczy. Nie mogliśmy po prostu nacieszyć się swoją bliskością bez zbędnych komentarzy na temat ilości posiłków zjadanych przeze mnie. Nie umrę przecież, jak odpuszczę sobie ten jeden posiłek.
- Martwię się o ciebie, ostatnio mało jesz – powiedział cicho, zaczynając bawić się od niechcenia moimi włosami.
- Tylko dzisiaj sobie odpuściłem, przecież nic się nie stało – mruknąłem, odsuwając się od niego i chwytając księgę, którą przeczytał kilka minut temu. – Dowiedziałeś się czegoś więcej o tym pasterzu? – spytałem, zaczynając kartkować strony. Chciałem jak najszybciej zmienić temat, miałem trochę dość mówienia o jednym i tym samym. Mamy ważniejsze rzeczy na głowie, na przykład oczyszczenie złego pana. Oraz pokonanie pasterza ciemności.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz