Wciąż zaskoczony tym wydarzeniem kiwnąłem lekko głową, wstając z miękkiego materaca, aby skierować swoje kroki w stronę łazienki, znajdowało się tam bowiem duże lustro, w którym mogłem się dokładnie przejrzeć.
Cóż mogłem powiedzieć, jak zawsze Sorey pięknie ułożył moje włosy, które nie będą mi przeszkadzały, co ostatnimi czasy nawet się zdarzało, a jeśli chodzi o piórka to naprawdę ładny dodatek na tle moich włosów i bladej skóry dodawało mi uroku.
Z uśmiechem na ustach wyszedłem z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.
- Wygląda świetnie - Przyznałem, wiedząc jak bardzo, mój przyjaciel lubi pochwały, nie tylko zresztą on, mały Yuki też je uwielbi. Oboje są tak uroczo dziecinni, oddałbym wszystko, aby mieć ich już na zawsze przy sobie, przynajmniej dopóki mój ukochany człowiek będzie żył, a Yuki nie odnajdzie własnego człowieka, za którym może kto wie, pójdzie. Jako jego „rodzic” będę tym faktem wstrząśnięty, jednak na razie nie muszę się o to martwić, nie mam umrzeć przyjacielowi, chyba że ze starości wtedy i ja nic na to nie poradzę i nie oddam mojego małego chłopca nikomu, dopóki sam nie zdecyduje, że tego właśnie chce.
Zamyślony złapałem się na tym, że może tak odrobinkę przesadzam, wybiegam za bardzo w przyszłość, a przecież muszę myśleć o tym, co dzieje się teraz i tu.
Sorey uśmiechnął się zadowolony z dobrze wykonanego zadania, wstając z łóżka, powoli krocząc w moją stronę, aby odrobinę się podroczyć, czego nigdy w życiu nie bylem mu dłużny. Dokuczanie sobie nawzajem lub wspólne wygłupy były czymś, czego nigdy nie mogliśmy sobie darować, nawet jeśli byliśmy już dorośli.
- Idziemy już? - Chłopiec wbiegł do pokoju w odpowiednim momencie, właśnie przegrałbym w naszym siłowaniu się, to nie fer nie mam tyle siły, aby z nim wygrać, od dziecka mnie pokonuje co za żenada przegrać z człowiekiem.
Spojrzałem na chłopca, kilka sekund później lądując na ziemi, delikatnie pusząc policzki z niezadowolenia, to było oszustwo, zdekoncentrował mnie, dlatego wygrał, nie może być inaczej to nie tak, że już od początku byłem na przegranej pozycji oj nie.
- Oszust - Burknąłem, wstając z ziemi, otrzepując się z niewidzialnych pyłków, udając obrażonego, Sorey natomiast śmiał się, co udzieliło się również chłopcu, co za dwie podłe małpki po prostu obrazić się na obu trzeba, bo innej opcji nie widzę. - Idziemy czy długo jeszcze będziecie się śmiać? - Dodałem po chwili niezadowolony z wyników tej zabawy i ich wyśmiania mnie.
Yuki będąc dobrym chłopcem, pokiwał energicznie głową, wybiegając z pokoju, aby zapewne pójść po szczeniaka, bądź co bądź i mu przyda się spacer.
- Oj Miki nie gniewaj się - Usłyszałem, przyjemny dla ucha szept czując dłonie na moich biodrach, oczywiście ten oszust umiał, wygrać zemną nie tylko podczas wygłupów, moje ciało oszalało, a rozum kazał mi słuchać go bez względu na to, jakie głupoty mówi, a przyznać szczerze muszę, czasem jest to naprawdę trudne.
Odwróciłem się w jego stronę, patrząc na niego z powagą.
- Gdyby nie Yuki wygrałbym jeszcze tę rundę - Odparłem, pusząc policzki, co musiało nieźle rozbawić Soreya, który z ledwością powstrzymał się od śmiechu. Że niby mi nie wierzy? Przecież wiadomo, że bym wygrał, jak on może uważać, że tak by nie było, chyba chce sobie nagrabić. - Śpisz dziś na ziemi - Rzuciłem, widząc ten nieznikający z jego ust uśmieszek.
- Słucham? Nie rób mi tego, jeszcze wynagrodzę ci to - Wymruczał, całując mój kark, krążąc dłońmi po moim ciele, doskonale wiedząc jak mnie podejść, to jest dopiero oszust, który wie jak wykorzystać moje oddanie.
Westchnąłem cicho, pstrykając go w nos, chwytając jego dłoń, aby wreszcie skierować się na ten „upragniony” trening. Sorey miał dziś ćwiczyć, miał pokazać na ile go stać, walka złem nie będzie bułką z masłem i wszyscy o tym wiemy, a on chcąc być naszym naczyniem, musi być silny, aby utrzymać na barkach nasz ciężar.
A więc trening zaczął się, Sorey ciężko ćwiczył, Yuki ku mojemu zaskoczeniu również, jak sam stwierdził, chce mi dorównać, a jeśli się da stać się jeszcze lepszym, aby stać się przydatny pasterzowi, to było naprawdę słodkie, jeśli tego chciał, musiał ciężko trenować. Tylko dzięki ciężkim treningom i wytrwałości może coś zmienić.
Lailah, która przez cały czas była przy nas zaproponowała przerwę. Widząc, że oboje jej potrzebują, intensywne treningi mogą naprawdę wymęczyć, dlatego przerwa jest ta ważna w czasie jego trwania. Podszedłem więc do przyjaciela, który przecierał ręką pot z czoła, ciężko dusząc.
- Ale mi gorąco - Odparł, gdy tylko do niego podszedłem, cóż nie myśląc za dużo, uśmiechnąłem się słodko, przysuwając do niego, aby złączyć nasze usta w pocałunku, wpychając chłopaka do wody. Mówiłem, gdyby nie Yuki nie przegrałbym z nim.
Oczywiście musiałem udać zaskoczonego, przecież nic nie zrobiłem.
- Ale z ciebie niezdara - Westchnąłem teatralnie, świetnie grając przed nim grzecznego i słodkiego anioła, który w życiu nie zrobiłby mu na złość.
<Sorey? C:>
Cóż mogłem powiedzieć, jak zawsze Sorey pięknie ułożył moje włosy, które nie będą mi przeszkadzały, co ostatnimi czasy nawet się zdarzało, a jeśli chodzi o piórka to naprawdę ładny dodatek na tle moich włosów i bladej skóry dodawało mi uroku.
Z uśmiechem na ustach wyszedłem z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.
- Wygląda świetnie - Przyznałem, wiedząc jak bardzo, mój przyjaciel lubi pochwały, nie tylko zresztą on, mały Yuki też je uwielbi. Oboje są tak uroczo dziecinni, oddałbym wszystko, aby mieć ich już na zawsze przy sobie, przynajmniej dopóki mój ukochany człowiek będzie żył, a Yuki nie odnajdzie własnego człowieka, za którym może kto wie, pójdzie. Jako jego „rodzic” będę tym faktem wstrząśnięty, jednak na razie nie muszę się o to martwić, nie mam umrzeć przyjacielowi, chyba że ze starości wtedy i ja nic na to nie poradzę i nie oddam mojego małego chłopca nikomu, dopóki sam nie zdecyduje, że tego właśnie chce.
Zamyślony złapałem się na tym, że może tak odrobinkę przesadzam, wybiegam za bardzo w przyszłość, a przecież muszę myśleć o tym, co dzieje się teraz i tu.
Sorey uśmiechnął się zadowolony z dobrze wykonanego zadania, wstając z łóżka, powoli krocząc w moją stronę, aby odrobinę się podroczyć, czego nigdy w życiu nie bylem mu dłużny. Dokuczanie sobie nawzajem lub wspólne wygłupy były czymś, czego nigdy nie mogliśmy sobie darować, nawet jeśli byliśmy już dorośli.
- Idziemy już? - Chłopiec wbiegł do pokoju w odpowiednim momencie, właśnie przegrałbym w naszym siłowaniu się, to nie fer nie mam tyle siły, aby z nim wygrać, od dziecka mnie pokonuje co za żenada przegrać z człowiekiem.
Spojrzałem na chłopca, kilka sekund później lądując na ziemi, delikatnie pusząc policzki z niezadowolenia, to było oszustwo, zdekoncentrował mnie, dlatego wygrał, nie może być inaczej to nie tak, że już od początku byłem na przegranej pozycji oj nie.
- Oszust - Burknąłem, wstając z ziemi, otrzepując się z niewidzialnych pyłków, udając obrażonego, Sorey natomiast śmiał się, co udzieliło się również chłopcu, co za dwie podłe małpki po prostu obrazić się na obu trzeba, bo innej opcji nie widzę. - Idziemy czy długo jeszcze będziecie się śmiać? - Dodałem po chwili niezadowolony z wyników tej zabawy i ich wyśmiania mnie.
Yuki będąc dobrym chłopcem, pokiwał energicznie głową, wybiegając z pokoju, aby zapewne pójść po szczeniaka, bądź co bądź i mu przyda się spacer.
- Oj Miki nie gniewaj się - Usłyszałem, przyjemny dla ucha szept czując dłonie na moich biodrach, oczywiście ten oszust umiał, wygrać zemną nie tylko podczas wygłupów, moje ciało oszalało, a rozum kazał mi słuchać go bez względu na to, jakie głupoty mówi, a przyznać szczerze muszę, czasem jest to naprawdę trudne.
Odwróciłem się w jego stronę, patrząc na niego z powagą.
- Gdyby nie Yuki wygrałbym jeszcze tę rundę - Odparłem, pusząc policzki, co musiało nieźle rozbawić Soreya, który z ledwością powstrzymał się od śmiechu. Że niby mi nie wierzy? Przecież wiadomo, że bym wygrał, jak on może uważać, że tak by nie było, chyba chce sobie nagrabić. - Śpisz dziś na ziemi - Rzuciłem, widząc ten nieznikający z jego ust uśmieszek.
- Słucham? Nie rób mi tego, jeszcze wynagrodzę ci to - Wymruczał, całując mój kark, krążąc dłońmi po moim ciele, doskonale wiedząc jak mnie podejść, to jest dopiero oszust, który wie jak wykorzystać moje oddanie.
Westchnąłem cicho, pstrykając go w nos, chwytając jego dłoń, aby wreszcie skierować się na ten „upragniony” trening. Sorey miał dziś ćwiczyć, miał pokazać na ile go stać, walka złem nie będzie bułką z masłem i wszyscy o tym wiemy, a on chcąc być naszym naczyniem, musi być silny, aby utrzymać na barkach nasz ciężar.
A więc trening zaczął się, Sorey ciężko ćwiczył, Yuki ku mojemu zaskoczeniu również, jak sam stwierdził, chce mi dorównać, a jeśli się da stać się jeszcze lepszym, aby stać się przydatny pasterzowi, to było naprawdę słodkie, jeśli tego chciał, musiał ciężko trenować. Tylko dzięki ciężkim treningom i wytrwałości może coś zmienić.
Lailah, która przez cały czas była przy nas zaproponowała przerwę. Widząc, że oboje jej potrzebują, intensywne treningi mogą naprawdę wymęczyć, dlatego przerwa jest ta ważna w czasie jego trwania. Podszedłem więc do przyjaciela, który przecierał ręką pot z czoła, ciężko dusząc.
- Ale mi gorąco - Odparł, gdy tylko do niego podszedłem, cóż nie myśląc za dużo, uśmiechnąłem się słodko, przysuwając do niego, aby złączyć nasze usta w pocałunku, wpychając chłopaka do wody. Mówiłem, gdyby nie Yuki nie przegrałbym z nim.
Oczywiście musiałem udać zaskoczonego, przecież nic nie zrobiłem.
- Ale z ciebie niezdara - Westchnąłem teatralnie, świetnie grając przed nim grzecznego i słodkiego anioła, który w życiu nie zrobiłby mu na złość.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz