wtorek, 2 czerwca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Nie miałem nic przeciwko, zdecydowanie wolałem iść z przyjacielem do miasta niż spędzać czas, z co poniektórymi istotami znajdującymi się tu z nami.
Kiwnąłem spokojnie głową, wstając z ziemi, otrzepując spodnia z wszelakiego brudu, który się do nich przykleił gotowy do drogi. Przed odejściem rzucając Lailah porozumiewawcze spojrzenie, oboje wiedzieliśmy bez słów, co staram się sobie przekazać, cała reszta nie musiała, w końcu o to nam chodziło.
Idąc w stronę miasta z rozbawieniem, wspominaliśmy dzisiejszy lament Serafina, nie czułem się winien wręcz przeciwnie, gdybym musiał zrobić to jeszcze raz, zrobiłbym bez zawahania. Nie tylko oni potrafią być wredni.
- Stanowczo przesadził - Mruknąłem, niezadowolony z jego zachowania, byliśmy dorośli, nie powinniśmy się zachowywać w taki sposób, to naprawdę było żałosne. Zaveid był zdecydowanie starszy, od nas a mimo to zachowywał się jak gdyby miał zaledwie dwanaście lat, małe głupie dziecko nie rozumieją, że co poniektórych spraw nie porusza się publicznie.
- Zdecydowanie - To ostatnie słowa, które mógł wypowiedzieć do mnie na głos bez wzbudzania podejrzeń, teraz gdy weszliśmy do miasta, wypadało zachować ostrożność, to znaczy ja zachowałem ostrożność, a Sorey jak to Sorey ruszył na targ, rozmawiając z ludźmi, który zaczepiali go, aby dowiedzieć się czegoś o wspaniałym pasterzu. Jak dobrze być człowiekiem, którego wszyscy doceniają i szanują. No może nie wszyscy są i tacy, którzy go nienawidzą, za to, kim jest i co osiągną w tak młodym wieku, nie biorąc pod uwagę tego, jak niebezpieczna jest jego praca, tu nie ma żartów, można zginąć, a tego nikt nie bierze pod uwagę.
- Drogi panie - Do pasterza podszedł starszy pan, uśmiechając się ciepło, już mu nie ufałem, to dziwne zachowanie wzbudziło moje podejrzenia, oczywiście, gdy powiedziałem o tym przyjacielowi, usłyszałem w głowie lekceważące słowa.
~ Co niby złego jest w jego uśmiechu? - Westchnąłem głośno jakie to stworzenie ludzkie jest głupie naprawdę. Nieznajomy podarował mu mały flakonik, wmawiając wieczne szczęście. O ja nie mogę co za idiota, jak ja mogę coś czuć do zagubionego chłopca. Nie chce nic mówić, ale jest naiwny tyle na temat.
- No chyba nie chcesz tego wypić? - Burknąłem, gdy uważnie oglądał flakonik. Mężczyzna zdążył już odejść, pozostawiając prezent w dłoniach chłopaka.
~ Czemu nie? - Wzruszył ramionami, chowając flakonik do kieszeni, wracając do zakupów, całkowicie zlewając moje ostrzeżenia, no po prostu uduszę go, kiedyś jak można być takim gamoniem? 
Westchnąłem głośno, przewracając oczami, nie poruszając już tego tematu, skupiając się na obserwacji, nie wiadomo kto jeszcze może mu zagrozić. Ludziom nie można ufać bez względu na to, jacy są i jako anioł wiem to najlepiej, po latach obserwacji ludzkich zachowań doskonale wiem, jacy potrafią być a na jakich się kreują. 
- Możemy wracać? - Spytałem, lekko już poirytowany zakupy zrobione a on wciąż tylko gada i gada z młodą dziewczyną, nie jestem zazdrosny, jestem poirytowany, już dawno mogliśmy wracać. Musiałem mu o tym przypomnieć wszyscy na nas czekają.
Poskutkowało, dzięki bogu oboje mogliśmy już wracać do obozu, nie wytrzymałbym ani chwili dłużej z tą dziewczyną, co ona sobie w ogóle wyobraża?
- Nie musisz być zazdrosny - Usłyszałem rozbawiony głos pasterza.
- Nie mam o kogo - Burknąłem, sprzedając mu pstryczka w nos, oczywiście nie mogło się obejść bez zaczepek, oboje lubiliśmy sobie dokuczać i tego nie ukrywaliśmy.
- No nareszcie jesteście, ile można na was czekać - Zaveid oburzył się, mimo to nic już nie dopowiedział, niech tylko spróbuje, a tego pożałuje.
Na szczęście mieliśmy spokój, każdy zajął się sobą i bardzo dobrze, osobiście miałem ważniejszą sprawę do załatwienia niż wkurzanie się na tę bandę kretynów.
- Daj mi ten flakonik - Widząc jak, bawi się tą małą miksturą, musiałem sprawdzić, co jest w środku, w razie czego mój organizm lepiej sobie poradzi z trucizną niż te jego.
Mój przyjaciel nie był specjalnie zadowolony z tego powodu, koniec końców oddał mi flakonik, który otworzyłem, aby powąchać miksturę, nie miała żadnego zapachu. Dlatego wypiłem połowę, czując nieprzyjemne palenie w gardle, skrzywiłem się lekko, zamykając miksturę, oddając mu flakonik.
- Nie pij tego - Skrzywiony usiadłem na kocu.
- Wszystko okej? - Usłyszałem po chwili głos przyjaciela, który usiadł obok mnie.
- Tak, nic mi nie jest - Przyznałem, kręciło mi się trochę w głowie, ale to nic, skutki uboczne jakoś przeżyję, co mnie nie zabije to mnie wzmocni. - Muszę się położyć - To ostatnie co pamiętam...

Obudziłem się wypoczęty i zrelaksowany, rozciągając leniwie swoje małe łapki... Chwila łapki? Wystraszony podskoczyłem, kręcąc się w koło, aby zobaczyć swoje ciało, boże jestem zwierzakiem, to naprawdę się stało, jestem okropnym futrem.
To wszystko wina tej cholernej mikstury. Wiedziałem, że ten facet coś kombinuje, ale nie przecież to ja przesadzam. Poirytowany wskoczyłem na klatkę śpiącego przyjaciela, wybudzając go ze snu.
Jakie było jego zaskoczenie, gdy mnie takiego zobaczył, nie mniejsze niż moje.
~ Wiedziałem, że ten facet jest podejrzany ty głupi człowieku - Burknąłem w myślach, gryząc jego palec, gdy tylko chciał mnie dotknąć, byłem wściekły jak osa, dopiero niedawno byłem smokiem, teraz jestem wydrą, małym stworzeniem z ostrymi pazurami, świetnie jeszcze tego brakowało mi do szczęścia przed wojną.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz