Nie podobało mi się to ani trochę, ten gość mógłby sobie odpuścić, to mój człowiek i łapy precz od niego. Co za głupie stworzenie dopiero co pozbierałem się po tym wszystkim, starając się wrócić do normalności, a tu znów pojawia się ten gość. A co jeśli on mi go zabierze? Co, jeśli Sorey gdzieś tam w głębi duszy coś do niego czuje? A ja, ja w tym wszystkim jestem tylko odskocznią od rzeczywistości? Może naprawdę powinienem sobie odpuścić, ludzie powinni być z ludźmi, gdzie ja się tu w ogóle pcham. Znów czuję to straszne uczucie zwątpienia, kocham go, kocham nad życie i nie widzę świata poza nim, ale boje się, boję się, że ten człowiek mi go odbierze.
Momentalnie zrobiło mi się niedobrze, poczułem się okropnie, a przecież miało być tak dobrze, dzień zapowiadał się naprawdę przyjemnie, po wczorajszej nocy wszystkie wątpliwości odeszły jednak teraz. Teraz znów zacząłem je odczuwać, to straszne uczucie strachu opanowało moje ciało.
Odczuwałem w tej chwili strach i nienawiść, strach przed zniknięciem przyjaciela i nienawiść do człowieka, który chce mi go zabrać.
- Nie chce - Szepnąłem, wciąż nie dowierzając temu wszystkiemu, co to za gość? Czy on nie rozumie, że to była tylko jedna noc? Przynajmniej taką mam nadzieję, wierzę swojemu przyjacielowi, nie zrobił tego więcej niż ten jeden raz wtedy prawda?
- Proszę Miki, chodź tam zemną - Wyszeptał, mocno mnie do siebie przytulając, jego zapach uspokajał moje biedne serce, które zaczęło powątpiewać w to, czy w ogóle nam się uda, byłem zmęczony tym wszystkim, chciałem mieć na własność Soreya, z nikim się nim nie dzieląc, gdyby ten człowiek mógłby mnie zobaczyć, szybko pokazałbym mu gdzie jego miejsce.
- On mi cię zabierze - Wyszeptałem, czując szybsze bicie serca, boże jak bardzo ta myśl mnie przerażała, jeśli on odejdzie, pogrążę się w mroku, nie mając już siły znosić samotnej walki ze złem.
- Proszę Miki, chodź tam zemną - Wyszeptał, mocno mnie do siebie przytulając, jego zapach uspokajał moje biedne serce, które zaczęło powątpiewać w to, czy w ogóle nam się uda, byłem zmęczony tym wszystkim, chciałem mieć na własność Soreya, z nikim się nim nie dzieląc, gdyby ten człowiek mógłby mnie zobaczyć, szybko pokazałbym mu gdzie jego miejsce.
- On mi cię zabierze - Wyszeptałem, czując szybsze bicie serca, boże jak bardzo ta myśl mnie przerażała, jeśli on odejdzie, pogrążę się w mroku, nie mając już siły znosić samotnej walki ze złem.
Poczułem dłonie na moich policzkach, czując miękkie usta na tych należących do mnie. Jego pocałunek odsunął nagle wszystkie zmartwienia, gdy był przy mnie, zapominałem o wszystkim, potrafiąc wybaczyć mu każdy nawet największy grzech.
- Nikt mnie nie zabierze, już ci mówiłem, kocham tylko ciebie - Odrywając się od moich ust, wypowiedział słowa, które przynajmniej na chwilę mnie uspokoiły, wierzyłem mu przecież i jeśli mówi, że nie muszę czuć się zagrożony, na pewno tak jest więc dlaczego w żołądku aż mnie skręca? Wciąż robi mi się nie dobrze, gdy myślę o tamtym facecie, muszę tam juto być, aby w razie czego odrobinkę nastraszyć tę ludzką istotę, chcąc odebrać mi mojego pasterza.
Wtuliłem się w jego ciało, przymykając oczy, na chwilę wsłuchując się w cichy stukot jego serca, które uspokajało moje zszargane zmysły.
- Pójdę jutro z tobą, ktoś musi cię pilnować - Burknąłem, unosząc głowę, aby spojrzeć na twarz przyjaciela, który uśmiechał się do mnie ciepło, składając na czole delikatny pocałunek. - Będę miał okazję go postraszyć - Dodałem, uśmiechając się złośliwie, za co poczułem jego palce wbijające się w moje żebra, wygiąłem się niezadowolony, oddając mu. Co znów zapoczątkowało nasze siłowanie się. I znów wylądowałem na ziemi, tym razem nie mogłem na nic zwalić, to było po prostu niesprawiedliwe, był znacznie silniejszy i to wykorzystał, jak potrafił.
- A więc tak trenujemy? - Rozbawiona La ilah przyszła do nas trzymając na rękach drzemiącego chłopca. Właśnie przypomnieliśmy sobie o treningu, za co gorąco przeprosiliśmy panią jeziora. Kobieta nie miała nam tego za złe. Dodając, że na dziś już wystarczy, treningu najwidoczniej chciała odpocząć. To również był doskonały moment, abyśmy i my mogli sobie odpocząć. Nie zastanawiając się długo, uciekliśmy do naszego małego bezpiecznego gniazdka, gdzie byliśmy sami, mogąc cieszyć się każdą chwilą ze sobą.
- A więc skoro już jesteśmy sami - Zaczął, podchodząc do mnie z szerokim uśmiechem. - Może zaprezentujesz mi się w mojej koszuli? Wyglądasz w niej zniewalająco - Wymruczał, kładąc dłonie na moich biodrach, co lekko mnie rozbawiło, kiedyś ubrałem dla niego strój służącej ubranie koszuli to nic.
Zgodziłem się, aby sprawić mu odrobinę przyjemności, wykorzystując swój urok, aby pokazać mu, co ma i co może stracić, gdy wybierze tego durnego człowieka.
Ubierając jego koszulę, która cudownie pachniała nim samym, rozpuściłem swoje długie włosy, które ślicznie pasowały do niebieskiego koloru jego przydługawej dla mnie koszuli.
- Wyglądasz Uro..- Przerwał nagle, przyglądając mi się uważnie. Wiedząc, jak reaguję na te słowa.
- Uroczo? - Spytałem, podchodząc do niego z zadziornym uśmiechem. - No już powiedz to. Wiem, że tego chcesz. Ten jeden jedyny raz nie obrażę się ani nie odegram - Przyznałem, uśmiechając się delikatnie, chcąc zrobić wszystko, abyśmy oboje nie myśleli o jutrzejszym spotkaniu z.. Nawet nie wiem, jak ma na imię ten człowiek, co nie do końca w tej chwili mnie interesowało.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz