niedziela, 14 czerwca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Wywróciłem rozbawiony oczami na jego słowa. Czemu on zawsze musi być tak negatywnie do wszystkiego nastawiony? Ten sprzedawca chciał być po prostu dla mnie miły, a nie od razu mojej śmierci. To, że raz faktycznie jego obawy się sprawdziły i eliksir, który miał zapewnić „wieczne szczęście” zmienił go wydrę, niczego nie oznaczało. Jestem przekonany, że to był po prostu jeden przypadek na tysiąc, nie każdy człowiek musiał być zły.
Gdyby tak pomyśleć, nie zawsze miałem tak wielką wiarę w ludzi. Nadal pamiętałem tę pogardę, jaką odczuwałem wobec innych osób, oraz radość i dumę, kiedy zamiast oczyszczać zabijałem heliony. Ilu ludzi zabiłem, kiedy poddałem się złu? Poczułem, jak po moim ciele przebiega dreszcz obrzydzenia do samego siebie.
Mikleo wyczuł natychmiast zmianę w moim nastroju. Chłopak poprawił swoją głowę na mojej klatce piersiowej tak, by mógł na mnie spojrzeć. Wolną dłoń położył na moim policzku, patrząc na mnie z wyraźnym zmartwieniem. Znów poczułem wyrzuty sumienia, wcześniej go krzywdziłem, a jeszcze teraz niepotrzebnie go martwiłem.
- Wszystko w porządku? – spytał, a ja posłałem mu jak najcieplejszy uśmiech, na jaki było mnie stać.
- Pewnie, nie przejmuj się mną – odparłem, po czym lekko pocałowałem go w czoło. – Myślałem o twojej propozycji – wytłumaczyłem się szybko, zaczynając na powrót bawić się jego włosami. Całkowicie wyrzuciłem z głowy ponure myśli, nie powinienem skupiać się na przeszłości, miałem ciekawsze rzeczy, którymi mógłbym zająć myśli.
- Czyżby? – spytał, niedowierzająco unosząc jedną brew. Wyraźnie wątpił w moje słowa, jakby wiedział, że nie jestem do końca z nim szczery. Cóż, miał rację, ale nie zamierzałem go utwierdzać w tym przekonaniu.
- Oczywiście – wymruczałem cicho, wbijając mu palce w żebra. Czując, jak ciało mojego przyjaciela wygina się lekko, szczery uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. – I to nienajgorszy pomysł. Spędzimy trochę czasu z Yukim, dzięki czemu Lailah mogłaby trochę odpocząć. Może uda nam się znaleźć coś, co pomogłoby nam w walce ze złym panem…
Mój anioł westchnął ciężko, ale już nie próbował mnie dopytywać, za co byłem mu wdzięczny. Nie chciałem mu się tłumaczyć z tak trywialnych rzeczy, po tym czułbym się jeszcze gorzej.
Chłopak podniósł się na chwilę i usiadł na mnie okrakiem, uśmiechając się ciepło. Przeniosłem swoje dłonie na jego biodra, zaczynając kreślić małe kółeczka na materiale. Mikleo wyglądał w mojej koszuli cudownie, nie mogłem się wręcz na niego napatrzeć. Naprawdę powinienem mu ją oddać.
- Więc teraz ładnie się ubierzesz, udasz się do Alishi i wszystko jej wytłumaczysz oraz poprosisz o konie. Chyba, że wolisz iść na piechotę – powiedział, nachylając się nade mną i składając na czubku mojego nosa delikatny pocałunek.
Westchnąłem cicho, niespecjalnie ciesząc się z jego słów. Najchętniej resztę dnia spędziłbym w łóżku i nie ruszał się stąd aż do rana, ale doskonale wiedziałem, że Mikleo miał rację. Nie mogliśmy od tak wyjść sobie z zamku, nikogo nie informując, i jeszcze brać ze sobą nieswoje wierzchowce. Takim nagłym zniknięciem moglibyśmy zmartwić Lailah i Alishę. W końcu pokiwałem głową, a chłopak ze mnie zszedł.
- Ale po tym nie wychodzimy z łóżka – powiedziałem, przytulając się do jego pleców. Przecież nic się nie stanie, jak jeszcze troszkę się do niego poprzytulam.
- Jeszcze musisz zjeść obiad… - wtrącił lekko rozbawionym tonem.
- To po obiedzie – poprawiłem się, nie przestając się do niego tulić. Usłyszałem, jak chłopak wzdycha ciężko, czego kompletnie nie rozumiałem. Powiedziałem coś nie tak? Przecież to idealny plan na resztę dnia.
- Jeszcze ci mało? – spytał, a ja napuszyłem policzki. Ciągle myśli tylko o jednym, a to mnie posądza o najgorsze.
- Po pierwsze, ciebie nigdy nie jest za dużo – wymruczałem, po czym podniosłem się do siadu i pocałowałem go w kark. – A po drugie… chciałem po prostu poleżeć sobie grzecznie w łóżeczku, to ty masz jakieś grzeszne myśli.
- Oczywiście, oczywiście – wyburczał, jakby lekko obrażony. – Idź się ubrać.
Westchnąłem ciężko i niechętnie podniosłem się z łóżka. Już po kilkunastu minutach byłem ubrany i ogarnięty. Kiedy wyszedłem z łazienki, Mikleo nadal leżał na łóżku, w mojej koszuli, ale w jego dłoniach była jedna z ksiąg, którą dostałem dzisiaj rano. Uśmiechnąłem się delikatnie na ten widok, chłopak wydawał się być bardzo pochłonięty treścią. Co prawda wolałbym, abyśmy razem wspólnie ją przestudiowali, ale nie będę mu przecież zakazywał czytać. Jak wrócę, będę musiał nadrobić te zaległości.
Nim wyszedłem z pokoju, na pożegnanie lekko pocałowałem go w policzek i powiedziałem, że niedługo wrócę. Ku mojemu rozbawieniu, chłopak jedynie mruknął coś cicho pod nosem, ale nie wydawał się zwracać specjalnej uwagi na moje czyny: najwidoczniej księga bardzo go wciągnęła.

***

Wróciłem po znacznie dłuższym czasie, niż podejrzewałem. Troszeczkę sobie porozmawiałem z księżniczką, i jeszcze zjadłem wraz z nią obiad. Alisha zgodziła na pożyczenie nam dwóch koni, i stwierdziła, że taka wyprawa to dobry pomysł. Dowiedziałem się także, że po wojnie domowej i ataku smoka w mieście dzieje się coraz lepiej, z czego byłem bardzo zadowolony. Kolejne informacje już nie były takie dobre: strażnicy powstrzymali dzisiaj Aleksandra przed wtargnięciem do zamku. Kompletnie nie rozumiałem, dlaczego chłopak miałby to zrobić. Co by tym osiągnął? Mimo wszystko trochę mnie zaniepokoiła ta wiadomość, i zacząłem się trochę bać o reakcję Mikleo. Postanowiłem mu tego nie mówić: nie chciałem go niepotrzebnie martwić, przecież finalnie nic się nie stało.
Kiedy wróciłem do pokoju od razu zauważyłem, że nic się nie zmieniło. Mikleo nadal leżał na łóżku ubrany w moją koszulę i czytał księgę. Nie zareagował nawet na moje powitanie, co mnie niezadowoliło. Położyłem się na łóżku i przytuliłem się do przyjaciela, ale ten nadal nie zwracał na mnie uwagi.
- Miki… - wymamrotałem, przenosząc dłonie na jego żebra. Naprawdę nie lubiłem, kiedy mnie tak perfidnie zlewał. Czy dla niego jakaś książka była ważniejsza ode mnie? Przecież ja nigdy tak nie robiłem i zawsze mu poświęcałem tyle uwagi, ile tylko chciał.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz