niedziela, 7 czerwca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Mikleo był zły, ukazywał to swoim sposobem mówienia. Doskonale to rozumiałem, chłopak miał do tego pełne prawo, skrzywdziłem go w najgorszy możliwy sposób. Wolałem jednak, gdyby na mnie krzyczał i wygarnął wszystko, co o mnie myśli. To było o wiele lepsze od milczenia. Mimo wszystko cieszyłem się, że Mikleo wrócił. Milczący i zły do granic możliwości, ale jest tutaj, a nie na zimnym dworze.
Zagryzłem wargę nie będąc pewien, czy aby na pewno powinienem iść do łóżka. Może powinienem dać mu nie tylko czas, ale i przestrzeń? Zauważając jednak jego zniecierpliwione i chłodne spojrzenie, niepewnie podniosłem się z fotela. Położyłem się na drugiej stronie łóżka, starając się zająć jak najmniejszy kawałek materaca. Mikleo leżał odwrócony do mnie plecami, więc i ja uczyniłem podobnie.
Nie potrafiłem zasnąć. Wcześniej miałem z tym problem, ponieważ martwiłem się o chłopaka, teraz nie potrafiłem odpocząć przez wyrzuty sumienia. Przez resztę nocy nie zmrużyłem oka, wsłuchiwałem się jedynie w spokojny i miarowy oddech mojego anioła oraz gładziłem sierść Lucjusza, który położył się przy mojej klatce piersiowej. Zauważyłem, że pobyt w zamku dobrze mu zrobił. Jego bura sierść była przyjemnie miękka i nie był już taki chudy, ale mimo większej wagi ani trochę nie stracił na gracji.
Mikleo podniósł się z łóżka dopiero późnym rankiem. Leżałem jeszcze przez kilka minut nie będąc przekonany, czy również powinienem to zrobić. Nie czułem się ani trochę lepiej, szczerze miałem wrażenie, że jest ze mną jeszcze gorzej niż wcześniej. Pozostała mi jedynie wiara w to, że z chłopakiem jest już dobrze.
Niepewnie podniosłem się z łóżka i zacząłem szukać przyjaciela spojrzeniem. Siedział na tym samym fotelu, co ja kilka godzin temu, i czytał książkę. Zauważywszy jego obojętny wyraz twarzy zrozumiałem, że i dzisiaj Mikleo nie będzie się do mnie odzywał. Poczułem nieprzyjemny ucisk w żołądku, naprawdę wolałbym, żeby zaczął na mnie krzyczeć. Spuściłem wzrok i niepewnie skierowałem się w stronę łazienki, by trochę się ogarnąć.
Wyglądałem okropnie, a czułem się jeszcze gorzej zarówno psychicznie jak i fizycznie. Przemyłem twarz zimną wodą licząc, że chociaż troszkę mi ona pomoże. Nie chciałem także wracać do pokoju, czułem, że nie wytrzymam długo w jednym pomieszczeniu z milczącym aniołem, już teraz wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka.
- Dzień dobry, Mikleo – usłyszałem głos Alishy. Miałem nadzieję, że księżniczka po prostu chciała nam złożyć krótką wizytę, a nie przyszła ze złymi wieściami. To było ostatnie, czego było mi trzeba. – Gdzie jest Sorey?
- W łazience – na ton głosu Mikleo poczułem mocne ukłucie w sercu.
- Nie obrazisz się, jeżeli go na chwilę ukradnę? – spytała. Nie usłyszałem odpowiedzi przyjaciela, domyśliłem się, że pewnie odpowiedział jej gestem. – Jak się czujesz? Mało cię wczoraj widziałam.
- Świetnie – burknął jedynie krótko w odpowiedzi, a ja poczułem, że muszę się pospieszyć, nim ta sytuacja stanie się jeszcze bardziej niezręczna.
Doprowadziłem się do jak najlepszego porządku, chociaż nadal wyglądałem jak z psu gardła wyjęty. Na widok promiennej Alishy uśmiechnąłem się do niej lekko. Niespecjalnie ją przekonałem, ponieważ zaraz zauważyłem, jak w jej zielonych tęczówkach pojawiło się zaniepokojenie. Blondynka poprosiła mnie o chwilę rozmowy, na co się zgodziłem. Wychodząc z pokoju rzuciłem niepewne spojrzenie Mikleo, ale ten nawet nie podniósł wzroku znad książki.
- Wyglądasz okropnie – usłyszałem, kiedy tylko znaleźliśmy się w jej gabinecie. Westchnąłem ciężko, słysząc jej słowa. Jakbym o tym nie wiedział. – Bardzo się kłóciliście?
- Nic nie mówił – odparłem cicho, siadając na wolnym krześle. – Odkąd wrócił, niewiele się do mnie odzywał. Praktycznie w ogóle. To dobrze?
- To naturalne, że jest zły – powiedziała łagodnie, siadając przede mną i chwytając moją dłoń w pocieszającym geście. – Daj mu czas i bądź cierpliwy. I spróbuj coś zjeść, naprawdę wyglądasz okropnie – dodała, podsuwając w moją talerz ze słodkimi bułeczkami.
- Nie mam ochoty – burknąłem, rzucając jedynie szybkie spojrzenie na jedzenie. Byłem trochę głodny, ale czułem, że nie byłbym w stanie przełknąć ani kęsa.
Kobieta westchnęła ciężko na moje słowa, niebyt zadowolona z mojej odmowy. Mimo tego nie namawiała mnie do jedzenia, za co byłem jej bardzo wdzięczny. Dziewczyna porzuciła temat mojego niedożywienia i podjęła inny, błahy temat, jakby chciała abym przez chwilę przestał się dołować. W ten sposób przegadaliśmy trochę czasu. Znaczy, głównie ona mówiła, ja słuchałem i czasem coś odpowiadałem, naprawdę starając się choć na chwilę zapomnieć o zżerającym mnie poczuciu winy. Bardzo średnio mi to wychodziło.
W końcu dziewczyna zaproponowała mi spacer po ogrodzie, na co niepewnie się zgodziłem. Pomyślałem, że to może być dobry pomysł, świeże powietrze mogło być dla mnie zbawienne. Cóż, myliłem się, ponieważ na zewnątrz znajdowały się wszystkie Serafiny, włącznie z moim aniołem. Mikleo siedział pod drzewem z przymkniętymi oczami, a na jego kolanach siedział dumnie Lucjusz. Jakieś dwa metry od nich kręcił się Codi, który bał się podejść bliżej i jednocześnie nie chciał odpuścić. Lailah i Edna siedzieli na brzegu małego stawu, a Zaveid i Yuki bawili się w wodzie. Na szczęście nikt nie zwracał na mnie i księżniczkę większej uwagi.
Nagle, ku mojemu zaskoczeniu, Alisha zagwizdała cicho i uklękła. Szczeniak zareagował od razu i już zaczął biec w stronę blondynki. Nie on jeden zwrócił na to uwagę, już kątem oka widziałem odwracające się w naszą stronę głowy serafinów oraz palący wzrok Mikleo na sobie.
- Sądzę, że wasz mały towarzysz potrzebuje małego treningu – powiedziała do mnie Alisha, biorąc małą kulkę na ręce. – Mogłabym ci w tym pomóc.
- Znasz się na takich rzeczach? – spytałem zaskoczony, odwracając głowę w jej stronę.
- Znam podstawy, mogę ci pokazać – odparła z promiennym uśmiechem. Naprawdę starała się w jakikolwiek sposób odgonić ode mnie negatywne myśli.
Zgodziłem się na jej słowa i już po chwili siedzieliśmy na ziemi, próbując nauczyć niesfornego szczeniaka prostych komend. Serafiny już wróciły do swoich zajęć, a mimo tego nadal czułem na sobie wzrok mojego anioła, co lekko mnie dekoncentrowało i wzmagało poczucie winy, przez co to głównie księżniczka zajmowała się szczeniakiem, a ja jedynie biernie się przyglądałem.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz