poniedziałek, 15 czerwca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Kątem oka zauważyłem, jak mój anioł zaczyna stopniowo dawać się pochłaniać książce i już wiedziałem, że długo nie dam się mu nią nacieszyć. Wcześniej postanowiłem sobie, że porozmawiam z nim wieczorem, ale teraz też była idealna pora, w końcu Yuki zasnął. Tylko najpierw przygotuję sobie samemu coś do jedzenia oraz temu małemu czworonożnemu głodomorowi.
Codi kiedy tylko zobaczył, że wyciągam jedzenie, nie odpuszczał mnie na krok i dreptał pomiędzy moimi nogami, przez co omal się nie przewróciłem. Najgorzej było, kiedy usiadłem: psiak po prostu zajął miejsce obok mnie i od czasu do czasu lekko trącał swoją łapką moją dłoń, a kiedy tylko na niego patrzyłem, posyłał mi najbardziej smutne spojrzenie, na jakie było go stać. To było naprawdę rozpraszające, zwłaszcza, że ciągle czułem na sobie intensywny wzrok szczeniaka.
W końcu zwierzak dostał swoją upragnioną miskę z jedzeniem. Natychmiast zaczął pochłaniać swoją porcję, a ja podszedłem do mojego przyjaciela. Usiadłem obok niego, oparłem się o drzewo i zacząłem jeść, od czas do czasu dokarmiając czytającego anioła. Miałem wrażenie, że znów się bardzo wciągnął się w treść księgi i odruchowo brał do ust jedzenie, które podtykałem mu pod sam nos. Rozumiałem go jak najbardziej, doskonale znałem to uczucie, ale nie oznaczało to, że popierałem. Nawet kiedy czytałem książkę, nie ignorowałem go.
- Mikleo, możesz odłożyć książkę? – poprosiłem cicho, kiedy skończyłem jeść.
Chłopak w żaden sposób nie dał po sobie znać, że moje słowa do niego dotarły. Westchnąłem cicho i zabrałem mu książkę z rąk, na co anioł od razu posłał mi oburzone spojrzenie. Uśmiechnąłem się niewinnie i pocałowałem go w czoło, odkładając wolumin na bok. Jeszcze zdąży się naczytać, a rozmowa, według mnie, była ważniejsza.
- Musimy porozmawiać – powiedziałem łagodnie, uśmiechając się do niego ciepło.
Chłopak zmarszczył brwi na moje słowa i pokiwał niepewnie głową, a ja od razu zauważyłem w jego lawendowych tęczówkach iskierkę niepokoju. Czy naprawdę zabrzmiałem aż tak poważnie? Nie chciałem go przestraszyć. Chciałem mu pomóc, takie kumulowanie emocji w sobie nie było zdrowe.
- Spokojnie – dodałem szybko, próbując go uspokoić. – Po prostu chodzi mi o twoje emocje.
- Co jest z nimi nie tak? – spytał, a w jego głosie usłyszałem nutkę zdenerwowania. Jestem idiotą i jedyne, co potrafię, to tylko dobierać słowa tak, by miały jak najgorszy wydźwięk.
- Niepokoi mnie twoja zazdrość wobec Alishi – wytłumaczyłem spokojnie, starając utrzymać się z nim kontakt wzrokowy. Było to trudne, ponieważ chłopak co chwila spuszczał wzrok. Miałem nieodparte wrażenie, jakby chciał coś powiedzieć, ale wycofywał się w ostatniej chwili.
– Nie ufam jej – powiedział w końcu, a mnie lekko zatkało.
Nie tego się spodziewałem. Prędzej miałem na uwadze wymówki typu „to nie zazdrość, po prostu za nią nie przepadam” bądź „jest człowiekiem, a już raz odszedłeś do człowieka”. Wiedziałem, że nie darzy jej wielką sympatią, ale nie podejrzewałem, że jest wobec niej nieufny, zwłaszcza po tym wszystkim, co dla nas robi i co do tej pory zrobiła. Westchnąłem ciężko i nerwowo zagryzłem wargę, zastanawiając się, jak powinienem ugryźć ten temat. Było gorzej niż podejrzewałem.
W międzyczasie wyrośnięty szczeniak skończył jeść i przyszedł do mnie, po czym zwinął się w kłębek u moich stóp. Jeszcze tego mi brakowało, nie dość, że Mikleo już wydaje się być zestresowany tematem naszej rozmowy, to jeszcze przyszedł pies, którego obecność mocno dekoncentrowała mojego anioła.
– Nie masz do tego powodu – uśmiechnąłem się do niego lekko, kładąc mu na policzku jedną z dłoni. I tak cieszyłem się, że chłopak był wobec mnie aż taki szczery, naprawdę to doceniałem. – Wielokrotnie udowodniła, że możemy jej zaufać. Pomagała nam jak mogła, kiedy poddałem się złu. Zapewniła, że nie byłeś ścigany przez tuzin nadętych rycerzy, jak byłeś pod postacią smoka. I nawet teraz zapewnia nam dach nad głową. Nie masz żadnego powodu, aby jej nie ufać. Oraz czuć się zazdrosnym.
Mikleo przyglądał mi się w milczeniu kilka chwil, a potem pokiwał lekko głową i spuścił wzrok. Czekałem jeszcze kilka minut, może po prostu chce zebrać myśli. Czas jednak mijał, a mój anioł nie wydusił z siebie ani słowa. Westchnąłem ciężko, zaczynając trochę martwić się o chłopaka.
– Miki – wyszeptałem, chwytając go za podbródek i zmuszając go do spojrzenia na mnie. – Porozmawiaj ze mną, powiedz mi wszystkie swoje obawy, nawet, jeżeli są głupie. Chcę ci pomóc ale nie mogę, kiedy się na mnie zamykasz – podczas, kiedy to mówiłem, delikatnie chwyciłem jego dłoń. Naprawdę chciałem, aby powiedział mi cokolwiek, nawet, jeżeli to nie są do końca miłe rzeczy. Liczyło się dla mnie to, aby zaczął wreszcie mówić to, co faktycznie czuje.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz