Byłem nieco zmieszany jego czynem. Psychicznie, nadal byłem na niego obrażony za nieokazywanie mi uwagi, kiedy już wróciłem, oraz późniejsze nazywanie mnie dzieckiem oraz „głupiutkim chłopczykiem”. Fizycznie… było kompletnie inaczej. Moje ciało nie słuchało mojego umysłu nawet w najmniejszym stopniu i pomimo moich najlepszych starań, perfidnie mnie zdradzało. Głupie ciało. Czemu nie mogło słuchać się umysłu? Wtedy wszystko byłoby prostsze.
Byłem także zaskoczony zachowaniem Mikleo. Ostatnio zwykle to ja byłem prowodyrem, jeżeli chodzi o zbliżenia: nie liczę tego jednego dnia, w którym próbował zainicjować coś więcej aż trzy razy, ale za każdym takim razem odsuwałem się od niego z powodu poczucia obrzydzenia do własnego ciała. Nie spodziewałem się takiego ruchu z jego strony, a przynajmniej nie w takiej sytuacji. A jeszcze wcale nie tak dawno narzekał na mnie i na moje niewyżycie. W dodatku miałem nieodparte wrażenie, że chłopak był niezwykle zadowolony oraz dumny ze swojego czynu.
Oddychałem głęboko i nierówno, czułem także jak moje policzki były zdradliwie zarumienione. Podobało mi się, owszem, moje ciało dało o tym bardzo wyraźnie znać, ale przecież nie mogłem tak po prostu powiedzieć: „Już mi przeszło”. Gdybym tak zrobił odsłoniłbym swój najsłabszy punkt, który potem chłopak na pewno wielokrotnie by używał. Dlatego napuszyłem policzki, prychnąłem cicho pod nosem i odwróciłem od niego wzrok.
- Tak – burknąłem, trochę mocniej zaciskając palce na wciąż trzymanej przeze mnie książce, starając się unormować oddech.
- Oj, Sorey… - usłyszałem rozbawiony głos przyjaciela i po chwili poczułem jego usta przy kąciku moich ust. – Co mam zrobić, abyś mi wybaczył? – wymruczał, przekręcając swoją głowę tak, bym patrzył wprost na niego.
Jeszcze przez chwilę stanowczo unikałem złapania z nim kontaktu wzrokowego. Kiedy w końcu spojrzałem na jego twarz, zauważyłem w jednym z kącików jego uśmiechających się ust białą plamkę. Po chwili wytarłem ją kciukiem i zaraz przyłapałem się na tym, że się uśmiecham. Zaraz spoważniałem, musiałem przecież pozostać nieugięty i oburzony jego postawą wobec mnie.
- Przeprosiny może wystarczą – bąknąłem, starając się zachować jak największą powagę. Mikleo z kolei nawet nie próbował ukryć rozbawienia, przez co powodował u mnie lekkie drganie kącików ust. Dobry humor powoli zaczynał wracać i coś podejrzewałem, że to wszystko dzięki pieszczocie, którą mi nie tak dawno sprawił.
- Zatem bardzo cię przepraszam, wybacz mi – wymruczał, delikatnie odgarniając mi grzywkę czoła.
- Wszystkie grzechy zostały ci wybaczone – powiedziałem, w końcu pozwalając sobie na szeroki uśmiech.
Mikleo odwzajemnił gest i już po chwili poczułem jego usta na swoich. Już nie byłem na niego obrażony, dlatego bez zbędnych ceregieli odwzajemniłem pocałunek. Chłopak, nie odrywając się ode mnie, ponownie na mnie usiadł. Jedna z jego dłoni zaczęła krążyć po moim ciele a druga, jak się po chwili zorientowałem, powoli kierowała się po książkę. Od razu przycisnąłem księgę do piersi i przerwałem pocałunek. Co za cwana bestia, uśpił moją czujność, aby odzyskać własność.
- To nie tak, jak myślisz – powiedział, zauważając moje wymowne spojrzenie. – Chciałem ją tylko odłożyć na bok, aby nie przeszkadzała.
- Oczywiście, oczywiście – prychnąłem, mocniej przyciskając książkę do piersi. Już raz pokazał, że bardziej interesuje go ona niż ja, nie dam się drugi raz głupiej książce. – W ogóle o czym ona jest?
- Teraz chcesz rozmawiać o książce? – spytał z niedowierzaniem patrząc na mnie jak na idiotę, podczas kiedy ja zacząłem kartkować księgę.
- Miki, czyżby było ci mało? – powiedziałem złośliwie, przytaczając jego wcześniejsze słowa, tyle że skierowane do mnie.
Chłopak zaczerwienił się nieco na moje słowa i zaraz pokazał mi język. Uśmiechnąłem się do niego niewinnie, po czym powróciłem do szybkiego przeglądania, w końcu musiałem się dowiedzieć, co tak bardzo zaciekawiło mojego przyjaciela, że ten kompletnie mnie olewał. W pewnym momencie zwróciłem uwagę na jeden z symboli: byłem pewien, że już go gdzieś widziałem. Zmarszczyłem brwi i zacząłem czytać tekst obok niego, ale i on niewiele mi mówił, nigdy nie słyszałem o świątyni wody. Coś takiego w ogóle istnieje?
- Miki, widziałeś kiedyś ten symbol? – spytałem, podsuwając mu książkę pod nos i wskazując na interesującą mnie rycinę. Może mieliśmy z tym styczność w dzieciństwie, tylko nawet nie byliśmy świadomi tego, co tak właściwie zwiedzaliśmy? Wcale bym się nie zdziwił, gdyby tak się okazało.
Chłopak od razu pokręcił głową, najwidoczniej moje myślenie było błędne. Cóż, może po prostu mi się wydawało.
- Zostaw tę książkę – poprosił, kładąc głowę na mojej klatce piersiowej. Westchnąłem ciężko, w końcu odkładając wolumin na bok.
- I co, miłe uczucie? – spytałem, wsuwając wolne już dłonie pod moją koszulę, którą nadal miał na sobie. Niby mogłem jeszcze trochę go podrażnić, ale nie byłem zdolny tak długo go ignorować, kiedy tak bardzo daje o sobie znać.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz