Leżałem na trawie, wpatrując się tępo w niebo, poruszając leniwie nogami zamoczonymi w wodzie. Zapominając o bożym świecie, analizując wszystko to, co się wydarzyło, w okresie tych kilkunastu lat, które przeżyłem, były chwilę dobre i te złe chwile, które zapadły w pamięć i te, których chciałbym się pozbyć już na zawsze, aby nie czuć już więcej bólu. To straszne, gdy bliska osoba twojemu sercu robi ci taką krzywdę. Wiem, nie był sobą, a i ja nie byłem do końca fer, lecz czy to powód, aby mi to robić? Czy u ludzi jest to normalne? Nie dasz mi ty, da mi ktoś inny. Ta myśl mnie przeraża, nie chciałbym widzieć w nim dupka, który jest przy mnie, dopóki mu się oddaje. Czy to może się powtórzyć? Nie zniósłbym tego ten ból rozchodzący się po sercu karze mi odejść i zapomnieć umysł jednak zawzięcie walczy, próbując przekonać serce do drugiej szansy, dlaczego więc czuje strach i niepewność? Wciąż nie wiem, dlaczego to zrobił czy aż tak bardzo nie potrafił wytrzymać? Chciałem tylko szacunku czegoś w zamian, miałem dość spełniania jego zachcianek, robiłem co chciał, a i tak byłem traktowany, jak rzecz. Straszne czasy, w których Sorey był zły to najgorsze wspomnienia, jakie zostały mi w pamięci, wciąż mam wrażenie, że zrobił mi to wszystko na złość. Byłem mu potrzebny do zabawy i wykonywania jego poleceń, nic więcej wtedy go nie obchodziło, teraz jest już sobą i nie powinienem łączyć go z tamtym gościem, który był zupełnym przeciwieństwem mojego przyjaciela. Co więc mam robić? Chce mu wybaczyć, ale boje się kolejnego ciosu jestem aniołem, jestem istotą, która wybacza wiele, ale nie jestem zabawką, którą można krzywdzić, bo przecież i tak wybaczę, bo muszę. Nie wcale nie muszę chcieć a móc to dwie inne sprawy.
Skupiony na przemyśleniach nie zwracałem uwagi na czas, zauważając jedynie wznoszący się ku górze księżyc, zdając sobie powoli sprawę, jak późno musiało być.
Westchnąłem cicho, podnosząc się do siadu, wiedząc doskonale, że czas już wracać, wciąż miałem mętlik w głowie, nie wiedziałem co zrobić, ta sytuacja była trudna, zdrada ukochanej osoby naprawdę była bolesnym ciosem prosto w serce. Jak bardzo zaczynam nienawidzić swojej niewidzialność, gdyby ten frajer mógł mnie zobaczyć. Powiedziałbym, co o nim myślę, oj nie zostawiłbym na nim suchej nitki, wykorzystał głupiego dzieciaka, który beze mnie nie poradziłbym sobie. Nie mam zamiaru podbudowywać w taki sposób swojego ego absolutnie patrze jednak na to wszystko z perspektywy anioła i człowieka mają prawo popełniać błędy, bo to ludzkie, ale zdrady drugi raz już mu nie wybaczę. Wybaczyć mogę wszystko, ale zdrady, jeśli kiedyś dopuści się jej drugi raz już nie.
Postanowiłem wrócić do zamku, było już późno. Sorey, jak i inni na pewno już spali, co znacznie ułatwiało mi powrót, chciałem z nim porozmawiać, chciałem mu powiedzieć, jak wielkim dupkiem był, ale czy musiałem robić to od razu? Nie i na to przyjdzie czas, gdy nastanie dzień, nie będę podły, chociaż on w tamtych czasach był i to strasznie.
Powoli skierowałem się do zamku, nic mnie nie goniło, nic nie zmuszało do powrotu, czułem się dziwnie, z jednej strony już wcześniej podejrzewałem, że mnie zdradził, lecz teraz gdy to już było pewne zabolało z podwójną siłą. Rany ile ludzkie szczenie potrafi nauczyć anioła.
Znajdując się już w zamku, spotkałem naszego kota, który widząc mnie, miauknął cicho, biegnąc w stronę pokoju, najwidoczniej Sorey nie słyszał miauczenia kota, który usilnie chciał wejść do środka. Wpuściłem go, bo czemu by nie samemu po cichu wchodząc do pokoju, zauważając przyjaciela siedzącego, a raczej śpiącego w fotelu. Ciche westchnięcie od razu wydobyło się z moich ust przecież to nie zdrowe dla jego organizmu. Potem będzie narzekał, że coś go boli.
Postanowiłem wrócić do zamku, było już późno. Sorey, jak i inni na pewno już spali, co znacznie ułatwiało mi powrót, chciałem z nim porozmawiać, chciałem mu powiedzieć, jak wielkim dupkiem był, ale czy musiałem robić to od razu? Nie i na to przyjdzie czas, gdy nastanie dzień, nie będę podły, chociaż on w tamtych czasach był i to strasznie.
Powoli skierowałem się do zamku, nic mnie nie goniło, nic nie zmuszało do powrotu, czułem się dziwnie, z jednej strony już wcześniej podejrzewałem, że mnie zdradził, lecz teraz gdy to już było pewne zabolało z podwójną siłą. Rany ile ludzkie szczenie potrafi nauczyć anioła.
Znajdując się już w zamku, spotkałem naszego kota, który widząc mnie, miauknął cicho, biegnąc w stronę pokoju, najwidoczniej Sorey nie słyszał miauczenia kota, który usilnie chciał wejść do środka. Wpuściłem go, bo czemu by nie samemu po cichu wchodząc do pokoju, zauważając przyjaciela siedzącego, a raczej śpiącego w fotelu. Ciche westchnięcie od razu wydobyło się z moich ust przecież to nie zdrowe dla jego organizmu. Potem będzie narzekał, że coś go boli.
- Sorey połóż się na łóżku - Zwróciłem się do chłopaka, potrząsając nim delikatnie, wybudzając go ze snu.
- Mikleo wróciłeś - Usłyszałem jego głos, brzmiał niepewnie, czułem od niego niepewność, strach jednocześnie czując ulgę, bał się najgorszego, kiedy ja nie miałem zamiaru poruszać tematu jego zdrady, nie teraz czas spać tamtym zajmiemy się później, wybaczę mu, ale najpierw dam mu lekcje, musi poczuć, że źle zrobił, a moje milczenie będzie najlepszą terapią szokową, nie będę się mścił na nim, jeśli jest świadom tego, jak bardzo mnie skrzywdził, nie będzie naciskał, dając mi przetrawić te wielką gulę.
- Chodź do łóżka - Rzuciłem dwa krótkie słowa, idąc do łóżka spanie z nim, nawet gdy jestem na niego zły, nie będzie mi przeszkadzało, za dziecka zdarzało nam się kłócić, a mimo to zawsze wszystko dobrze się układało, tym razem wina była znacznie większa, ale i z tym sobie poradzimy prędzej czy później, skoro już wróciłem, powinien być świadomy mojego powolnego procesu wybaczenia.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz