niedziela, 14 czerwca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Zaraz odłożyłem na bok wszelkie myśli o ruinach i czarnowłosym chłopaku, teraz liczyło się dla mnie tylko, aby wyjść z tej walki zwycięsko. W końcu, czekała na mnie tak wspaniała nagroda i nie zamierzałem dać jej przejść koło nosa. Może i troszeczkę przesadzałem, w końcu w ostatnich dniach czułości miałem aż nadto, ale czułem, że póki mamy okazje na zbliżenia, należało czerpać z nich garściami. Później będę musiał ograniczać się jedynie do krótkich pocałunków i przytulanie, a nawet to nie przejdzie bez echa przy takich dwóch złośliwcach, jakimi są Edna oraz Zaveid.
Z lekkim uśmiechem przyjąłem od niego lodowy miecz; odkąd znajdujemy się w zamku, nie noszę przy sobie broni. Co prawda, odkąd zaczęły się treningi, brałem ją ze sobą, ale dzisiaj bardzo się spieszyłem i najzwyczajniej jej zapomniałem… ale przecież nic się nie stało. Miałem miecz, który nie topił się dzięki mocy Mikleo, a rękawiczki zapewniały mi ochronę od nieprzyjemnego, wręcz bolesnego zimna, w końcu trzymanie lodu w gołych rękach nie jest najprzyjemniejszym uczuciem. Podejrzewałem, że Mikleo znalazłby na to sposób, ale na szczęście nie musiał się z tym kłopotać.
Przyznaję, że początek zawaliłem; nie podejrzewałem, że mój przyjaciel jest aż tak dobrym szermierzem. W końcu, jego główną bronią był łuk. Przypuszczałem jedynie, że może mieć jakieś tam pojęcie o walce na miecze, bo przecież inaczej nie planowałby takiego treningu.
Szybko poprawiłem swój błąd i przestałem traktować go lekceważąco i faktycznie się przyłożyć. Miałem naprawdę dobrą motywację: kusząca nagroda oraz chęć wygranej sprawiły, że wkrótce to Mikleo był na przegranej pozycji. Dosłownie jeden manewr i już mógłbym triumfować. I już właśnie miałem wytrącić mu broń z ręki kiedy nagle poczułem, że przyjemnie twarda ziemia pod moimi nogami zmienia się w coś śliskiego co sprawiło, że omal się nie przewróciłem. Kiedy tylko odzyskałem równowagę, napuszyłem policzki. Ta mała wredota pokryła ziemię lodem, tak nagle i bez ostrzeżenia.
- To jest niesprawiedliwe – burknąłem, ale zaraz musiałem odeprzeć serię ataków ze strony Mikleo, który od razu perfidnie wykorzystał sytuację.
Udało mi się obronić przed nim, gorzej z utrzymaniem. Nagle poczułem, że tracę grunt pod nogami i już po chwili zaliczyłem bliskie spotkanie z ziemią… a raczej z lodem. Jęknąłem cicho z bólu, zaczynając rozmasowywać sobie bolący tył głowy, a twardy i nieprzyjemny lód pod nami zniknął.
- Musisz umieć poradzić sobie w każdej sytuacji – mój anioł uśmiechnął się do mnie niewinnie, a ja jedynie bardziej napuszyłem policzki. To było naprawdę niesprawiedliwe, już dawno bym wygrał, gdyby nie ten głupi lód. To było naprawdę drażniące i odczuwałem coraz większą frustrację.
Odetchnąłem głęboko, próbując uspokoić szalejące myśli. Przecież nie mogłem się dać głupiemu lodowi. To mnie nie powstrzyma przez odbiorem mojej nagrody.
Przyznaję, trochę mi zajęło, zanim udało mi się nauczyć poruszać zwinnie i płynnie po śliskiej powierzchni. Musiałem także się przyzwyczaić do tego, że lód nagle znikał i jak równie nieoczekiwanie pojawiał się pod moimi nogami. Wkrótce jednak i to przestało być dla mnie przeszkodą, i znów zaczynałem być wygrywać. Może i Mikleo był dobrym szermierzem, ale wszystko wskazywało na, że byłem lepszy. Albo to wszystko dzięki motywacji, w końcu nagroda brzmi bardzo kusząco.
W końcu udało mi się wytrącić miecz z dłoni przyjaciela. W chwili, w której jego oczy podążyły za upadającym ostrzem, przybliżyłem się do niego i objąłem go wolną ręką w pasie, po czym przybliżyłem go do siebie. Kiedy chłopak na mnie spojrzał, na mojej twarzy pojawił się zwycięski uśmiech. Byłem z siebie bardzo dumny, ale jednocześnie zmęczony. Trening był długi i nie tyle co męczący, ale frustrujący; nie zliczę, ile razy byłem bliski zwycięstwa, ale lód pod moimi stopami skutecznie mnie od niego odciągał. W dodatku na moim ciele na pewno pojawiła się spora liczba siniaków, w końcu zanim udało mi się nauczyć poruszać się na ludzie, moich bliskich spotkań z ziemią trochę było.
- Wygrałem – wymruczałem zadowolony, a po chwili złożyłem na jego czole delikatny pocałunek. – Czy teraz mogę odebrać moją nagrodę? – spytałem, posyłając mu szeroki uśmiech. Może i byłem nieco obolały i zmęczony, ale to mnie nie powstrzyma. Mikleo postawił mi warunek, który spełniłem i już nie mogłem się doczekać obiecanej mi nagrody.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz