Nie byłem ani spokojny, ani nawet zadowolony w nocy pojawiły się w mojej głowie, najczarniejsze myśli ja naprawdę nie chciałem go stracić i choć zarzekał się, że jest tylko mój, wciąż czułem palący ucisk w gardle. Oczywiście wierzyłem mu i ufałem, przecieżby mnie nie oszukał mimo to boje się spotkania z „jednorazowym wypadkiem". Już raz namieszał mu w głowie a co jeśli zrobi to ponownie?
Nie, to niemożliwe Sorey nie zrobiłby mi takiego świństwa prawda? Mimo wszystko to wciąż człowiek oni naprawdę potrafią namieszać, mową i czynami. Na szczęście będę tam, w razie czego utnę temu przybłędzie łapy. Ach jak piękne by to było, gdybym właśnie to zrobić mógł, niestety jako anioł nie mogę krzywdzić ludzi, bez względu na to, co mi zrobili, mam im wybaczyć, przełknąć palącą kulę nienawiści w gardle i żyć tak jakby nigdy nic się nigdy nie stało.
Westchnąłem cicho, przyglądając się przyjacielowi, przygotowywał się do spotkania, kiedy ja nie miałem na to nawet ochoty, siedząc na łóżku, bawiąc się włosami, krzywiąc się na samą myśl o czarnowłosym, szczerze mówiąc. Chciałbym mieć to wszystko już za sobą, jak mogę być spokojny, jeśli ten człowiek nie chce sobie odpuścić? Czuję rosnącą nienawiść i zazdrość, gdy tylko o nim pomyślę.
Nienawidzę go jak psów, choć nienawiść jest zupełnie inna, żaden pies nie odbierze mi przyjaciela, człowiek może to zrobić i to właśnie najbardziej mnie przeraża.
- Możemy już iść? - Głos Soreya na chwilę spowodował zepchnięcie wszystkich moich niepewności na bok. - Nie martw się, nikogo nie kocham tak jak ciebie - Dodał, widząc niepewność wypisaną na mojej twarzy.
Kiwnąłem lekko głową, wierzyłem w jego słowa, dlatego starałem się, chociażby dla niego nie okazywać niepokoju, już za chwilę się to wszystko skończy prawda?
Wstałem spokojnie z łóżka, ukrywając swoje niezadowolenie. Niech mi ktoś przypomni, dlaczego ja tam idę? A no tak, bo mnie o to proszono. A dlaczego on tam idzie? No tego to ja nie wiem, na jego miejscu raczej bym sobie odpuścił, nie przejmując się jakimś kolesiem, który chce, się zemną spotkać. Chyba że coś do niego bym czół, oczywiście ludzie to dziwne istoty więc nigdy nie wiadomo, dlaczego coś robią lub też nie robią. Ja naprawdę czasem zastanawiam się jak, to się stało, że zacząłem czuć coś do własnego przyjaciela. Wcześniej odrzucałem tę myśl, że mógłbym coś do niego czuć, teraz nie potrafiłbym bez niego żyć, to dlatego wybaczyłem mu tę zdradę, bo bez niego życie byłoby jeszcze gorsze.
Przez całą drogę byłem naprawdę milczący, czułem się nieswojo z myślą spotkania się z człowiekiem, który stał się przyczyna naszych problemów. Co gorsze wcale a wcale nie uspokoiłem się, gdy oboje stanęli przed sobą. Alexander jak się dowiedziałem, cieszył się ze spotkaniem z moim przyjacielem, nie przejmując się nawet wrogością, którą był odtrącany przez Soreya.
Nie, to niemożliwe Sorey nie zrobiłby mi takiego świństwa prawda? Mimo wszystko to wciąż człowiek oni naprawdę potrafią namieszać, mową i czynami. Na szczęście będę tam, w razie czego utnę temu przybłędzie łapy. Ach jak piękne by to było, gdybym właśnie to zrobić mógł, niestety jako anioł nie mogę krzywdzić ludzi, bez względu na to, co mi zrobili, mam im wybaczyć, przełknąć palącą kulę nienawiści w gardle i żyć tak jakby nigdy nic się nigdy nie stało.
Westchnąłem cicho, przyglądając się przyjacielowi, przygotowywał się do spotkania, kiedy ja nie miałem na to nawet ochoty, siedząc na łóżku, bawiąc się włosami, krzywiąc się na samą myśl o czarnowłosym, szczerze mówiąc. Chciałbym mieć to wszystko już za sobą, jak mogę być spokojny, jeśli ten człowiek nie chce sobie odpuścić? Czuję rosnącą nienawiść i zazdrość, gdy tylko o nim pomyślę.
Nienawidzę go jak psów, choć nienawiść jest zupełnie inna, żaden pies nie odbierze mi przyjaciela, człowiek może to zrobić i to właśnie najbardziej mnie przeraża.
- Możemy już iść? - Głos Soreya na chwilę spowodował zepchnięcie wszystkich moich niepewności na bok. - Nie martw się, nikogo nie kocham tak jak ciebie - Dodał, widząc niepewność wypisaną na mojej twarzy.
Kiwnąłem lekko głową, wierzyłem w jego słowa, dlatego starałem się, chociażby dla niego nie okazywać niepokoju, już za chwilę się to wszystko skończy prawda?
Wstałem spokojnie z łóżka, ukrywając swoje niezadowolenie. Niech mi ktoś przypomni, dlaczego ja tam idę? A no tak, bo mnie o to proszono. A dlaczego on tam idzie? No tego to ja nie wiem, na jego miejscu raczej bym sobie odpuścił, nie przejmując się jakimś kolesiem, który chce, się zemną spotkać. Chyba że coś do niego bym czół, oczywiście ludzie to dziwne istoty więc nigdy nie wiadomo, dlaczego coś robią lub też nie robią. Ja naprawdę czasem zastanawiam się jak, to się stało, że zacząłem czuć coś do własnego przyjaciela. Wcześniej odrzucałem tę myśl, że mógłbym coś do niego czuć, teraz nie potrafiłbym bez niego żyć, to dlatego wybaczyłem mu tę zdradę, bo bez niego życie byłoby jeszcze gorsze.
Przez całą drogę byłem naprawdę milczący, czułem się nieswojo z myślą spotkania się z człowiekiem, który stał się przyczyna naszych problemów. Co gorsze wcale a wcale nie uspokoiłem się, gdy oboje stanęli przed sobą. Alexander jak się dowiedziałem, cieszył się ze spotkaniem z moim przyjacielem, nie przejmując się nawet wrogością, którą był odtrącany przez Soreya.
Im bardziej g odtrącał, tym bardziej ten próbował go do siebie przekonać. Wkurzał mnie i to bardzo najchętniej dałbym mu w twarz, gdyby tylko był w stanie to zrobić. Nie słuchał, nawet gdy Sorey mówił do niego prosto i wyraźnie dając mu do zrozumienia, że nie jest nim zainteresowany. Widząc jednak zachowanie chłopaka, który to wszystko lekceważył, stawałem się jeszcze bardziej poirytowany.
- Skoro już raz zdradziłeś, zemną swojego „anioła” drugi raz też nic się nie stanie, przecież nie musi wiedzieć - Po słowach Alexandra przebiegł mnie dreszcz obrzydzenia, ten gnój sugeruje, że można mnie tak bezczelnie zdradzać? Nie jestem zabawką, ja też czuję. Zauważyłem złość na twarzy pasterza, który najwidoczniej był tym już coraz bardziej poirytowany, mnie jednak bardzo zaskoczyło, słowo „anioła” powiedział to tak, jakbym nie istniał, sugeruje chłopakowi, że go okłamuje i tak naprawdę nikogo nie ma. Cóż, gdyby spojrzeć na to oczami człowieka dla nich jest sam, bo mnie tu nie ma, jestem tylko niewidzialnym aniołem, który nie może nic zrobić.
- Dosyć tego, nie życzę sobie takich słów, niech to wreszcie dotrze do ciebie, to była jedna noc nic więcej, kończymy tę znajomość - Sorey się troszeczkę zdenerwował, przynajmniej to zapewniło mnie w przekonaniu, że drugi raz mi tego ne zrobi.
- Nie zostawię tego tak, ta noc coś dla nas obu znaczyła. Chyba że sypiasz z każdym pierwszym lepszym facetem - Ten gość był podły, ale miał trochę racji, ludzie to nie psy spuszczone ze smyczy, jeśli cię zdradzą, coś było z tobą nie tak, wybaczyłem mu, bo wiem, że jestem winien tej zdrady, zaniedbałem go, choć za to, co w tamtym czasie mi robił i tak byłem dla niego miły. Nie robiąc niczego wbrew sobie, czując lęk przed jego gniewem, teraz czułem lęk przed utratą. Ten koleś nie odczepi się tak łatwo, jeszcze będzie próbował mi odebrać Soreya i choć chce mu wierzyć. Czuje, że odejdzie, gdy tylko znów go zaniedbam, muszę się starać i dbać o to, aby czułe, że go kocham, strach przed utratą jest silniejszy od zazdrości, już raz go straciłem na kilka długich lat. Nigdy się nie przyznałem do tego, lecz ciężko było mi znieść tę rozłąkę, ciężko jest być samotnym aniołem, nie muszę lubić ludzi, ale chciałbym czasem być zauważalny. Jestem tu, lecz nikt nie widzi mnie, wiara ludzka upada a wraz z nią anioły, bezsilne stworzenia niemogące nawrócić człowieka, jeśli sam nie zechce, tego zrobi.
<Sorey? C:>
- Nie zostawię tego tak, ta noc coś dla nas obu znaczyła. Chyba że sypiasz z każdym pierwszym lepszym facetem - Ten gość był podły, ale miał trochę racji, ludzie to nie psy spuszczone ze smyczy, jeśli cię zdradzą, coś było z tobą nie tak, wybaczyłem mu, bo wiem, że jestem winien tej zdrady, zaniedbałem go, choć za to, co w tamtym czasie mi robił i tak byłem dla niego miły. Nie robiąc niczego wbrew sobie, czując lęk przed jego gniewem, teraz czułem lęk przed utratą. Ten koleś nie odczepi się tak łatwo, jeszcze będzie próbował mi odebrać Soreya i choć chce mu wierzyć. Czuje, że odejdzie, gdy tylko znów go zaniedbam, muszę się starać i dbać o to, aby czułe, że go kocham, strach przed utratą jest silniejszy od zazdrości, już raz go straciłem na kilka długich lat. Nigdy się nie przyznałem do tego, lecz ciężko było mi znieść tę rozłąkę, ciężko jest być samotnym aniołem, nie muszę lubić ludzi, ale chciałbym czasem być zauważalny. Jestem tu, lecz nikt nie widzi mnie, wiara ludzka upada a wraz z nią anioły, bezsilne stworzenia niemogące nawrócić człowieka, jeśli sam nie zechce, tego zrobi.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz