piątek, 26 czerwca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Obudziłem się sam i kiedy tylko w pełni zdałem sobie z tego sprawę, od razu zerwałem się z łóżka. Rozejrzałem się nerwowo po pokoju mając nadzieję, że zobaczę Mikleo na łóżku czy fotelu, gdzie spokojnie czyta jedną z ksiąg, ale wcale tak nie było. Zauważyłem za to moją niebieską koszulę, która leżała porzucona na fotelu. Ubrania chłopaka również zniknęły.
- Mikleo? – rzuciłem mając nadzieję, że może jest w łazience, ale odpowiedziała mi jedynie głucha cisza.
Jeszcze raz uważnie rozejrzałem się po pomieszczeniu i dopiero wtedy dostrzegłem leżącą na stoliku karteczkę. Przeczytawszy zdanie westchnąłem ciężko, czując lekkie zdenerwowanie. Zwykle udawał się nad wodę, aby się wyciszyć i uspokoić. Co takiego się musiało stać, że potrzebował spokoju?
Koszmar. Kolejny koszmar. Chłopak przeżywał to straszne uczucie w samotności, podczas kiedy ja spałem sobie w najlepsze. Jestem naprawdę beznadziejnym partnerem, powinienem się zorientować, że coś jest nie tak, nawet, jeżeli śpię. Przecież byłem w niego wtulony, musiałem poczuć, jak jego oddech staje się płytszy i nieregularny, a ciało paraliżuje strach.
Zacząłem pospiesznie ubierać czarny podkoszulek, na szczęście dół ubrałem wcześniej. Na szybko zacząłem ścielać łóżko, chcąc jak najszybciej wyruszyć na poszukiwania chłopaka. Nie powinien być w tej chwili sam, nie po tym, czego dowiedzieliśmy się o pasterzu ciemności. Podczas poprawiania pościeli znalazłem zaginioną gumkę, którą natychmiast naciągnąłem na nadgarstek. Biorąc pod uwagę to, jak szybko się one gubią, zawsze należało mieć jakąś przy sobie.
W chwili, w której skończyłem ścielać łóżko, rozległo się ciche pukanie do drzwi. Zamarłem na moment, przez chwilę mając nadzieję, że to Mikleo – ale przecież on wchodziłby normalnie, bez pukania. Już po kilku sekundach do pokoju nieśmiało weszła Alisha. Uśmiechnąłem się do niej lekko, odruchowo poprawiając swoje włosy, chociaż pewnie zaowocowało tylko większym bałaganem na mojej głowie.
- Wszystko w porządku? Nie byłeś na obiedzie – spytała ze zmartwieniem, siadając na krześle przy niewielkim stoliku.
- Nie byłem głodny, zresztą teraz też nie jestem, muszę iść poszukać Mikleo – powiedziałem przepraszająco podejrzewając, że chce mnie zabrać na kolację.
Już kierowałem się w stronę drzwi, ale w tym samym momencie do pokoju weszła służąca, niosąc, jak mniemałem, kolację. Młoda dziewczyna położyła tacę z jedzeniem na niewielkim stole, a następnie ukłoniła się w stronę księżniczki oraz moją, a następnie wyszła. Alisha musiała przewidzieć moją odpowiedź i poprosiła o przyniesienie kolacji prosto do mojego pokoju. Spojrzałem na blondynkę z niedowierzaniem, a ona uśmiechnęła się do mnie ciepło i wskazała na krzesło naprzeciwko niej. Westchnąłem ciężko wiedząc, że już się nie wymigam od posiłku i wysłałem przyjacielowi telepatyczna wiadomość z zapytaniem, czy wszystko w porządku.
- Nie martw się o Mikleo, nic mu się nie stanie – powiedziała uspokajająco, nakładając sobie trochę jedzenia na talerz.
- Nie byłbym co do tego taki pewien – burknąłem cicho, martwiąc się nie na żarty. Mikleo mi nie odpowiedział, co ponownie podsuwało mi najgorsze scenariusze. W dodatku podejrzewałem, że chłopak nie wybrał sobie małego jeziorka w strzeżonych, królewskich ogrodach, a leniwie płynącą rzekę za murami miasta. Rzekę, nad którą każdy mógł przyjść, i gdzie zdecydowanie nie jest bezpiecznie dla niego.
- Mikleo jest silnym aniołem, da sobie radę w każdej sytuacji – kontynuowała, ale wcale nie czułem się uspokojony. Nie wątpiłem w jej słowa, Mikleo był naprawdę potężny, ale postać pasterza ciemności przerażała go. Widziałem to, nie musiał mi się do tego przyznawać. Poza tym wiedziałem, jak strach wpływa na ciało; albo działasz, albo jesteś sparaliżowany. – Poza tym, kazał mi cię pilnować, jeżeli chodzi o jedzenie. Słusznie się o ciebie martwi, mam wrażenie, że schudłeś.
Westchnąłem cicho, czemu ta dwójka musiała się dogadać akurat w tej sprawie? Przecież Mikleo za nią nie przepadał, czemu musiał za poprosić ją o taką prośbę?
Powoli zaczęliśmy jeść kolację, rozmawiając o błahych sprawach. Dzięki tej rozmowie trochę się uspokoiłem, chociaż nadal bardzo się martwiłem o mojego anioła. Miałem także cichą nadzieję, że chłopak wróci tak jak obiecał, po kolacji. Ale tak się nie stało.
Po skończeniu posiłku od razu ruszyłem na poszukiwania Mikleo. Kiedy szedłem ciemnymi ulicami miasta kierując się w stronę bramy wyjściowej miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Wtedy uważnie rozejrzałem się dookoła, ale nie zauważyłem nikogo wokół, więc po prostu uznałem to za głupie wyobrażenie mojego umysłu. Było ciemno, a historie o pasterzu wcale mnie nie uspokajały.
Znalazłem Mikleo tam, gdzie spodziewałem się go znaleźć. Całe szczęście, że nie zdecydował się wybrać nad inny zbiornik wodny. Podejrzewałem, że chłopak wyczuje natychmiast moją obecność, ale tak się nie stało, co tylko bardziej mnie zaniepokoiło. Przecież zawsze był czujny, a teraz, z dłońmi zanurzonymi w wodzie i z przymkniętymi oczami wydawał się nieobecny. I jeszcze te sińce pod jego oczami… naprawdę musiał go znowu dręczyć koszmar. Dopiero kiedy znalazłem się bardzo blisko niego, chłopak uniósł powieki i już po chwili moje nogi były przykute do ziemi za pomocą lodu. Jednak nie stracił całkowicie czujności, to bardzo dobrze.
- O Boże, Sorey, przepraszam… - usłyszałem i zaraz lód okalający moje nogi zniknął. Uśmiechnąłem się do niego ciepło i przysiadłem obok niego, przytulając go do siebie. Chłopak nie oponował i położył głowę na mojej klatce piersiowej, cicho wzdychając.
- Nic się nie stało – wyszeptałem, całując go lekko w skroń. Co prawda, nadal czułem przeraźliwy chłód rozchodzący się po całym moim ciele, ale nic się przecież nie stało.
- Zjadłeś kolację? – spytał, na co wywróciłem oczami.
- To jest twój najmniejszy problem, ale tak, zjadłem – burknąłem, zaczynając kreślić na wierzchu jego dłoni małe kółeczka. – Próbowałem się z tobą kontaktować telepatycznie, ale mi nie odpowiadałeś. Wszystko w porządku? – spytałem, zaniepokojony jego stanem. Wyglądał okropnie, nie był czujny, nie odpowiadał na moje wiadomości. Jeżeli zaraz mi powie, że wszystko jest w porządku przysięgam, że go walnę w ten pusty łeb. Nic nie jest w porządku i doskonale to widzę. A najgorsze było to, że nie mogłem mu pomóc, a bardzo chciałem zrobić coś, co pomogłoby mu zapomnieć o tych koszmarach i przyniosło spokój jego duchowi.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz