Relaksowałem się pod drzewem, wpatrując się w Soreya, Alishe i szczeniaka. Dzięki kotu, który siedział na moich kolanach, Codi trzymał się od nas z daleka, bał się kota i to mi pasowało, Lucjusz był moją żywą tarczą, tak jak ja nie lubił tego futrzaka.
Pogłaskałem zwierzę po łebku, nie odrywając wzroku od szczeniaka, który był szkolony, a może raczej, którego Alisha próbowała wyszkolić, mówiąc coś do Soreya.
Ja sam jeszcze nie miałem ochoty z nim rozmawiać, nie tylko z resztą z nim, unikałem rozmów z kimkolwiek. Czując, że tak będzie lepiej, wciąż byłem zły i nie chciałem wybuchać, wypowiadając wiele niekontrolowanych słów, których później bym pożałował.
Musiałem wszystko sobie przemyśleć, aby na spokojnie w zgodzie z samym sobą zacząć rozmowę z przyjacielem, niektórzy na moim miejscu nazwaliby go zdrajcą, ja jednak wciąż nazywam go przyjacielem, starając się go usprawiedliwić taki już los aniołów, wybaczamy wszelakie błędy, nawet jeśli bardzo nas krzywdzą. Ludzie mają się za dobrze z nami, z tego powodu nas krzywdzą, bo przecież i tak im wszystko wybaczymy, niektórych przewinień nie da się niestety wybaczyć bez względu na wszystko, dlaczego więc już wiem, że to zrobię? Wybaczę mu każdy błąd, który popełnił. To chyba właśnie nazywa się miłością, bezgraniczną miłością do drugiej osoby, której nie chce się stracić, bez względu na to, co zrobi.
Westchnąłem cicho, odwracając wzrok, przyglądając się mruczącemu kotu, który tulił się do mojej dłoni, wpatrując się w szczeniaka, nie przepadał za zwierzakiem i nie ukrywał tego obrażony za uwagę, jaką poświęcano psu, a nie mu samemu.
Znałem to uczucie, też często je odczuwałem, kiedy to niewidzialny dla świata podążałem za przyjacielem, który zwracał uwagę na wszystkich, odczuwałem wtedy zazdrości, irytację i znudzenie jak ja nie znoszę tych ludzi, z tego też powodu zacząłem, nie znosić siebie samego byłem cholernym aniołem, w którego nikt nie wierzył, nie mogłem nic z tym zrobić, nawet gdybym bardzo chciał. Pierwszy raz z powodu zdrady zacząłem czuć złość z powodu niewidzialność, wcześniej mi to nie przeszkadzało, teraz gdy chciałbym walnąć tego dupka, z którym spał nie mogłem tego zrobić, nie widzi mnie więc i nie poczuje, jakie to frustrujące.
Lekki poirytowany tym wszystkim wstałem z trawy, mając już dość siedzenia w tym miejscu, rozmowy, śmiech, szczekanie psa, a nawet głośne mruczenie kota doprowadzało mnie do szału, musiałem kryć w sobie zbyt wiele. Czułem, że stoję znów na granicy, wrę od środka jak garniec z gorącą wodą, gdybym był inny, wybuch bym już dawno ja zamiast tego milczę, robiąc sobie większą krzywdę. Spójrzmy prawdziwe w twarz, jestem za słaby, aby wykrzyczeć wszystko, co czuję.
Wyszedłem z ogrodu, znów uciekałem kot, który nie chciał być blisko szczeniaka, podążał za mną, nie przeszkadzało mi to, nie gadał, więc nie musiałem się denerwować ani poruszać tematów, który poruszać po prostu nie chciałem.
***
Wróciłem po dwóch dniach, nie do końca planowałem tego, ale się stało, nie zrobiłem niczego głupiego ani sobie, ani nikomu innemu, przez ten cały czas towarzystwa dotrzymywał mi kot, to zabawne, gdy ten mały czworonożny zwierzaka pilnuje cię i tylko ty nie wiesz dlaczego.
- Gdzieś ty był? Myśleliśmy, że coś ci się stało - Usłyszałem zmartwiony głos przyjaciela.
~ Nie martw się, nie poszedłem się puszczać - Pomysłem, lecz nie powiedziałem tego na głos, nie przesłałem rónież tej myśli chłopakowi, nie mógłbym tego powiedzieć, to byłoby złe, a ja mam już dość złości, te dwa dni dużo mi dały, przemyślałem sobie wszystko i trochę się uspokoiłem.
- Nie ważne - Wreszcie z moich ust wydobyły się słowa, zamknąłem za sobą drzwi, wpuszczając kota, który od razu pobiegł do swojego pana. - To, co zrobiłeś, było czymś strasznym. Wiem, że nie powinienem ci wybaczyć, bo nie zasługujesz na wybaczenie, bez względu na to, kim byłeś, twoje uczucia byłby takie same czy mam zatem pewność, że znów tego nie zrobisz przy najbliższej okazji? - Spytałem, patrząc mu prosto w oczy. Moja twarz była spokojna, oczy wróciły do dawnego stanu, widniał w nich spokój, po tych dwóch dniach uspokoiłem się, a złość wyparowała, tak jakby nigdy jej nie było. - Wybaczę ci, bo wiem, że wina nigdy nie leży tylko po jednej strony, chcę jednak pewności, że nigdy więcej mi tego nie zrobisz, nie chcę czuć tego uczucia już nigdy więcej w życiu - Dodałem, dając mu drugą szansę, widziałem, że i ja mam w tym swoją winę, rozumiałem to, dlatego postąpiłem tak, a nie inaczej, dając mu ostatnią szansę, gdy znów mi to zrobi. Odejdę, nie mówiąc już nic, więcej szans już nie będzie.
<Sorey?C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz