niedziela, 7 czerwca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Doskonale wiedziałem, jak to wyglądało, Alisha wszystko mi powiedziała, z jednej strony poczułem się z tym źle, gdybym dał mu znać, nie byłoby tego wszystko, z drugiej byłem nawet zadowolony z tego, absolutnie nie cieszyłem się, z tego, co mogłoby się z nim stać, gdyby wciąż nie jadł, raczej cieszyłem się z lekcji, jaką mu dałem, mnie jego zdrada również dotknęła, czułem się podle, teraz gdy już wybaczyłem mu ten jednorazowy wybryk, chciałem odpuścić temat, nie będę się dłużej gniewał, teraz najważniejsze, aby wrócił do pełni sił, jutro rano, gdy służące Alishy przyniosą jedzenie, będzie musiał zjeść, wszystko nie odpuszczę mu i jeśli będę, musiał sam też zjem, aby dotrzymać mu towarzystwa, wolałbym nie, w końcu nie przepadam za jedzeniem, które tutaj serwują, poza ciastem, ten jeden raz jednak mogę się poświęcić, korona z głowy mi nie spadnie, gdybym ją jeszcze miał.
- Nie ściemniaj, bo jeszcze oberwież - Ostrzegłem, klepiąc go lekko w plecy, takie jedzenie i spanie może sobie wsadzić sam dobrze się gdzie.
Sorey burknął cicho pod nosem niezadowolony, nic nie mówiąc, tak jak sądziłem, nie miał nic na swoje usprawiedliwienie i dobrze drążenie tematu naprawdę by mnie lekko podirytowało, a nie chcę się denerwować, ostatnimi czasy wystarczająco zaszedł mi za skórę, niech nawet nie zaczyna.
Mój przyjaciel wtulony w moje ciało znów zasnął, musiał odespać te ciężkie i dla niego dni, szkoda tylko, że na mnie, nie miałem ochoty na sen, a z powodu jego w pół leżenia na mnie trudno było się ruszyć, koniec końców musząc się poddać, aby leżeć nieruchomo, co nie było najwygodniejsze, czułem jednak, że tak trzeba, aby Sorey przespał spokojnie całą noc.

***

Rano, gdy słońce leniwie wstępowało na niebo, udało mi się zmrużyć oczy, dopiero teraz odczuwając zmęczenie, miałem jeszcze trochę czasu nim mój przyjaciel wybudził się ze snu...
- Wyspany? - Spytałem, gdy uniósł głowę z mojej klatki, dając mi swobodę ruchu, której tak mi brakowało.
- Jak najbardziej - Zadowolony rozciągnął się leniwie, przez chwilę patrząc na mnie przepraszająco.
- Skończ - Sprzedałem mu pstryczka w nos, z czego nie był zadowolony, lekko się na mnie obrażając tylko na chwilę. - Proszę - Dodałem, po chwili podając mu talerz z jedzeniem. - Masz to zjeść, nie wyjdziesz z łóżka, jeśli tego nie zrobisz - Ostrzegłem, mówiąc zupełnie serio, nie miał wyboru, musiał to zrobić czy tego chciał, czy nie.
Pasterz dość niepewnie zaczął jeść, nie mając innego wyjścia, od czasu do czasu dokarmiając i mnie, tym razem bez gadania przyjmowałem jedzenie, którym mnie częstował. Chcąc, aby przynajmniej coś zjadł.
- Dobry chłopczyk - Pogłaskałem go po głowie jak małe dziecko, odkładając talerz na bok, te słowa wywołały niewinną wymianę słów, która zakończyła się wygłupami z naszej strony, oboje czasem jesteśmy jak dzieci.
Zmęczeni tym małym sparingiem opadliśmy na łóżko lekko zdyszani.
Sorey zdecydowanie był bardziej zmęczony, może to przez ostatni dni, może przez brak formy, ktoś tu mówi wrócić do treningu.
- Zmęczyłem się - Usłyszałem, cicho śmiejąc się z jego słów.
- Ktoś tu straci formę, no, no jak tak dalej pójdzie, wspólne doznania będą coraz to krótsze - Rzuciłem lekko złośliwy tekst, aby się z nim troszeczkę podrażnić.
Prychnął obrażony, najwidoczniej ugodziłem jego męską dumę, jak bardzo mi przykro, odgarnąłem jego grzywkę z czoła, delikatnie do całując.
- No już dzieciaku nie dąsaj się, połóż się i odpocznij, a gdy poczujesz się lepiej, najpierw zrobimy coś z twoimi włosami, a potem potrenujemy, Lailah najwidoczniej daje ci za mały wycisk, zemną nie będziesz miał tak łatwo - Zapewniłem, na razie jednak powinien odpoczywać, aby wrócić do pełni sił, słaby nie wiele będzie w stanie zrobić złemu panu.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz