sobota, 20 czerwca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Dzięki szybkiej interwencji Mikleo nie czułem się tak źle. Ciepły kocyk oraz ognisko robiło swoje, w dodatku mój anioł przygotował mi gorący napój, który skutecznie rozgrzał mnie od środka. Teraz po prostu leżałem opatulony kocem, nie mając ochoty na nic innego i po prostu się dogrzewając, jeszcze trochę było mi zimno, ale tylko trochę. Poza tym, trochę bałem się chociażby drgnąć; chciałem oprzeć się o drzewo, by móc spokojnie wszystkich obserwować, ale Mikleo źle na to reagował. Według niego, powinienem leżeć w bezruchu i odpoczywać.
- Nie chcę jeść – bąknąłem, patrząc na mojego przyjaciela. Wyglądał okropnie. Na jego bladej twarzy malowało się zmęczenie przeplatane ze zmartwieniem. On też na pewno był wymęczony całą tą małą „przygodą”, tak jak każdy. Powinien odpocząć, najbardziej na to zasługuje, w końcu to tylko dzięki niemu jeszcze żyję. – Chodź do mnie – powiedziałem, wyciągając w jego stronę ramiona.
- Sorey, nie powinienem. Ktoś musi pilnować… - zaczął, już na samym wstępie mnie irytując. Właśnie powinien, zwłaszcza on.
Podniosłem się do pionu i złapałem go za nadgarstek, przyciągając go do siebie. Na szczęście nie stawiał większego oporu, ponieważ nie miałem siły na małe siłowanie się z nim. Kiedy już jego twarz znalazła się na mojej klatce piersiowej, ponownie się położyłem, zamykając go w szczelnym i silnym ucisku, tym samym przykrywając go kocem.
- Zgubiłeś gumkę – wymamrotałem, wtulając nos w jego włosy. Nie, żebym narzekał tak bardzo, w końcu w rozpuszczonych włosach wyglądał równie pięknie, co w związanych, ale chwilowo skończy się robienie mu najróżniejszych fryzur. Przynajmniej do czasu, do którego nie znajdzie nowej gumki.
- Tym się teraz przyjmujesz? – westchnął troszkę bardziej wtulając się w moje ciało. Mimowolnie zacząłem się bawić końcówkami jego włosów, by chociaż troszkę się odprężyć.
- Niekoniecznie – mruknąłem, będąc już na granicy snu. Wcześniej próbowałem zasnąć, choć na trochę, ale bez drobnego, smukłego ciała mojego anioła u boku okazało się to niemożliwe. – Sprawdzałeś stan książki? Pewnie przez tę wodę jest okropny.
- To nie jest najważniejsze. Przestań o tym myśleć i prześpij się trochę. Musisz odpocząć – usłyszałem, chociaż jego głos brzmiał tak, jakby mój przyjaciel znajdował się daleko ode mnie. A przecież się to nie była prawda, Mikleo był tuż obok.
-- Ty także, jesteś najlepszy – wyszeptałem, mocniej się do niego przytulając. Chłopak chyba coś do mnie powiedział, ale sens jego słów do mnie nie dotarł. Przestałem już walczyć ze zmęczeniem i całkowicie poddałem się snu.
***
Kiedy otworzyłem oczy, zdałem sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze, niebo było ciemne oraz pełne gwiazd, a po drugie mojego anioła już przy mnie nie było. Podniosłem się do pionu, zsuwając ze swojego ciała koc. Od razu poprawiłem okrycie, czując nieprzyjemny chłód. Nadal było mi zimno, ale wcześniejszy ból płuc mi minął, co wziąłem za dobry znak.
- Jak się czujesz? – usłyszałem bardzo zmartwiony głos Yuki’ego.
Moje dwa anioły siedziały przy wesoło palącym się ognisku, popijając gorące napoje. Mikleo wyglądał już o niebo lepiej, zresztą, on zawsze wyglądał cudownie, po prostu zmęczenie zniknęło z jego twarzy, w przeciwieństwie do zmartwienia. Kiedy tylko na mnie spojrzał, zmarszczył niepewnie brwi, a w jego lawendowych mogłem dostrzec iskierkę zmartwienia.
Szczeniak widząc, że się obudziłem, podbiegł do mnie radośnie szczekając. Wyciągnąłem jedną rękę i zacząłem go zaczepiać, z kolei drugą dłonią trzymałem koc, aby nie zsunął się z moich ramion.
- Świetnie – odparłem z chrypką w głosie, którą ja sam byłem zaskoczony, a co dopiero Yuki i Mikleo. Odchrząknąłem z nadzieją, że po tym mój głos będzie brzmiał normalnie, co niezbyt udało mi się osiągnąć. – Jak długo spałem?
- O to nie powinieneś się martwić – odpowiedział mi Mikleo, poprawiając swoje włosy. Brak gumki bardzo mu przeszkadzał i nie za bardzo się z tym krył. – Musisz wyzdrowieć.
- Nie muszę, nie jestem chory – burknąłem, pokazując mu język. Oprócz lekkiej chrypki i faktu, że trochę było mi zimno, byłem zdrowy.
Chłopak wywrócił oczami i miałem wrażenie, że moja odpowiedź nieco go zirytowała. Chłopak zaraz się do mnie przybliżył i położył mi przyjemnie chłodną dłoń do czoła. Zmarszczyłem brwi na jego gest, fakt, pewnie miałem podwyższoną temperaturę, ale nie umierałem ani nie majaczyłem. Jutro rano będę w pełni sił.
- Właśnie widzę – burknął, zabierając swoją dłoń. – Przygotuję ci coś do jedzenia.
Westchnąłem cicho, ale nie oponowałem – to nie miałoby najmniejszego sensu, bo chłopak i tak zrobiłby co chciał. Poza tym, byłem trochę głodny, w końcu nie jadłem przez cały dzień. Podczas, kiedy mój anioł przygotowywał posiłek, ja uspokajałem Yuki’ego, który był dręczony wyrzutami sumienia. Nie widziałem w tym nic złego, przecież był jedynie dzieckiem, a przecież ja sam często wpadałem w pułapki, kiedy byłem bardzo podekscytowany. Żyję tylko i wyłącznie dzięki szczęściu. I Mikleo.
- Wznawiamy jutro zwiedzanie? – spytałem, kiedy przyjaciel podał mi miskę z jedzeniem. Zwiedziliśmy małą ich część, a nie dowiedzieliśmy się za dużo. Przecież Mikleo chciał dowiedzieć się czegoś więcej o serafinach wody, nie mogliśmy odejść stąd z pustymi rękami czy głowami, co w naszym przypadku bardziej sprawdza się to drugie. A jeżeli chodzi o pułapki… cóż, teraz będziemy po prostu bardziej uważać i tyle.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz