sobota, 27 czerwca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Westchnąłem cicho, potrzebując kilku chwil, aby przemyśle sobie moją wypowiedź mając nieprzyjemne wrażenie, że zwykłe „Wszystko okej” Tu nie pomoże. Wypada rozwinąć temat i powiedzieć co mi leży na sercu, gdyby to jeszcze było takie łatwe.
- Zwykle nic mi nie jest, nie usatysfakcjonuje cię prawda? - Spytałem, dostając po chwili w łeb, nie było to zbyt przyjemne uczucie, ale zasłużyłem sobie na to, zadając to absurdalne pytanie. - Czyli nie - Pomasowałem obolałą głowę, prostując się.
- Oczywiście, że nie - Burknął, gdy zbyt długo nie mówiłem ani słowa.
- Miałem znów koszmar, tym razem był bardziej realny, otworzyłem oczy i widziałem go nad sobą, byłem przekonany, że tam był. Dałbym sobie rękę uciąć, gdy jednak podniosłem się, uwalniając ciało z koszmaru, go nie było, to musiało mi się przyśnić, za dużo czytałem o nim, sny pokazują mi ukryte lekki, sam sobie na to zapracowałem - Mówiłem spokojnie, tak jakbym już pogodził się z tym koszmarem, moim większym problemem było oczyszczenie, nie potrafiąc poddać się oczyszczeniu, z jakiegoś powodu nie potrafiłem tego zrobić, strach przejął zbyt dużą kontrolę nade mną? Sam już nie wiedziałem co o tym myśleć, staje się bezużyteczny, a nie tak miało przecież być. Miałem być jeszcze silniejszy, miałem pokonać każde zło a teraz? Teraz boje się, że nie będę w stanie mu pomóc, stając się ciężarem, moje ciało źle reaguje na władne nieszczęścia i na pasterza ja więc mam do cholery walczyć z nimi? To takie frustrujące.
- Oj Miki każdy się czegoś boi tak jesteśmy już stworzeni - Wyszeptał, głaszcząc moją głowę, nie uspokoiło mnie to jednak. Wręcz przeciwnie nie to chciałem usłyszeć. 
- Nie, Sorey. Tak stworzeni są ludzie, anioł nie powinien się bać, nie powinienem mieć koszmarów, jak mam ci pomagać, kiedy paraliżuje mnie strach, gdy tylko myślę o tym człowieku, nie jestem użyteczny, a właśnie taki powinienem być. Pakt każe mi cię chronić za cenę własnego życia, a moje chore lęki w głupi sposób mi to uniemożliwiają - Wyrzuciłem wszystko z siebie, unosząc głowę ku niebu, zauważając nadchodzące ciemne chmury, zbliżała się burza, czego nie dało się nie zaważyć.
- Nie masz się czym przejmować, jeśli zabraknie ci sił, masz mnie, ja będę twoim oparcie i ochronię cię przed każdym złem - Wyszeptał, kładąc dłonie na moich policzkach, odwracając mnie w swoją stronę, aby nasze oczy się spotkały. W duchu poczułem radość. Wiedząc, że mają go przy sobie, mogę mieć wszystko, a jednak mimo to bardzo się martwiłem, w końcu to ja mam chronić go nie on mnie.
- To ja powinienem - Zacząłem kiedy to uciszył mnie pocałunkiem. Poskutkowało, na chwilę nie wiedziałem co miałem mówić, co miałem myśleć oddając się całkowicie chwili. - No wiesz - Rozbawiony pokręciłem głową, patrząc w jego oczy, ten zwyczajny człowiek ma mnie w garści, a ja nawet nie próbuję się uwolnić, pragnąc go jeszcze bardziej. O ile bardziej w ogóle się da.
- Musiałem cię jakoś uciszyć - Stwierdził rozbawiony, uśmiechając się do mnie czule. Kręcąc delikatnie głową, przytuliłem się do niego mocno, na chwilę zamykając oczy, ciesząc się jego wspaniałą bliskością.
- Kocham cię - Szepnąłem, rzadko to mówię i doskonale o tym wiem, wciąż mam problemy ze zrozumieniem uczuć dlatego potrzebuję czasu, aby zrobić lub powiedzieć coś, co siedzi mi na sercu.
- I ja ciebie kocham - Wymruczał zadowolony, głaszcząc mnie po plecach.
Trwaliśmy tak kilka długich chwil, ciesząc się sobą i pewnie trwałoby to jeszcze dłużej, gdyby nie pierwsze błyskawice pojawiające się na froncie, to był znak, byśmy wracali do zamku, co uczyniliśmy, nie chcąc, aby dopadła nas burza co i tak nie do końca się udało. Mokrzy, ale i rozbawieni wróciliśmy do naszej sypialni. Nie czekając zbyt długo, osuszyłem nas z wody, nie chcąc, aby Sorey był chory, to nigdy nie może skończyć się za dobrze.
- To, co idziemy spać? - Stojąc przed lustrem, rozwiązałem włosy, które chciałem poprawić, co uniemożliwiało mi ciało chłopaka przylegające do mojego.
- Jeśli chcesz możemy - Zabrał mi gumkę z dłoni, aby zapewne delikatnie mnie podenerwować, odwróciłem się więc w jego stronę, kładąc mu dłonie na ramionach, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, jedną ręką chcąc zabrać mu gumę, co w żadnym wypadku nie było możliwe. Postanawiając zagrać inaczej, włożyłem mu rękę pod koszulkę, chcąc odwrócić jego uwagę. - A więc mój aniołek ma ochotę na więcej - Wymruczał mi do ucha, z tego powodu zrobiłem się czerwony, nie to miałem na myśli, chciałem odwrócić jego uwagę i zabrać gumkę.
- Nie, nie prawda - W burczałem, gdy oboje wylądowaliśmy w łóżku.
- Jeśli tylko chcesz, mieć mnie więcej powiedź, ja chętnie spełnię twoje życzenie - Ucałował moją dłoń, uśmiechając się zadziornie, kiwnąłem na to wszystko jedynie głową, zbyt się wstydząc, aby prosić, mój przyjaciel nie był jednak głupi, czuł drżenie mojego ciała i już wiedział, czego chcę, po darowując mi wspaniałe wspólne chwile.

***

Rano jak nigdy obudziłem się bardzo późno, rozciągając się leniwie, Sorey już nie spał, bawiąc się z kociakiem, no proszę, wrócił nasz mały poszukiwacz.
- Dzień dobry - Wesoły jak zawsze podszedł do mnie, składając na moich ustach delikatny pocałunek. - Wyspany? - Siadając obok, zaczął głaskać mój policzek, co muszę przyznać, było bardzo przyjemne. 
- Dzień dobry, wiesz jak nigdy - Przyznałem, po tak przyjemnej nocy i wcześniejszej rozmowie z chłopakiem wszystkie moje obawy zniknęły, uspokoiłem się, przestając martwić na zapas. To w żaden sposób mi nie pomaga, a jedynie szkodzi. 
- W takim razie może muszę cię bardziej męczyć - Oboje cicho zaśmialiśmy się z jego słów, oj ten Sorey on zawsze wie co zrobić, aby mnie uspokoić, nic się nie zmieniło, od dziecka tylko przy nim potrafiłem ukazywać jakiekolwiek emocje, chowając je przed światem, teraz gdy powoli zaczynam, znów na powrót się z nimi zaznaj omywać, czuję się naprawdę dobrze, nawet jeśli niektóre z nich są przerażające.
- Zobaczymy, co da się zrobić - Ucałowałem jego usta, poprawiając koszulę, którą jak zwykle miałem założoną, gdy byliśmy sami. - Zjadłeś śniadanie? - Spytałem, co spotkało się z delikatnym oburzeniem na jego twarzy.
- Miki naprawdę? Teraz? - Burknął, niezadowolony kręcąc nosem, w który go ucałowałem. 
- Teraz, teraz mam również ochotę coś zjeść dlatego pytam, nie wszystko kręci się wokół ciebie mój panie - Stwierdziłem, uśmiechając się złośliwie do niego, siadając na jego kolanach, patrząc mu w oczy. - Poza tym dziś znów trenujesz zemną, przegnamy się jak wiele nauczyłeś się od ostatniego razu. - Pan nieszczęścia nadchodzi, nie mamy już za wiele czasu - Dodałem, nie chcąc go straszyć, absolutnie chciałem tylko przypomnieć mu, co już niedługo na nas czeka, boją się tego chyba bardziej niż on sam.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz