piątek, 26 czerwca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Zmienił temat świetnie, bo czemu by nie skończyć tej rozmowy, kogo to obchodzi, że się martwię, no nic najwidoczniej to nie jest takie istotne jego zdaniem.
Podnosząc się do siadu, rozciągnąłem leniwie swoje ciało, wyciągając za koszuli włosy, których było pełno i na niej i za nią nic nowego. Chwyciłem drugą ręką dłoń przyjaciela, z której zdjąłem gumkę, związując włosy w prowizoryczny kok, aby tylko przestały mi przeszkadzać, dopóki leżymy w łóżku.
- Sam zobacz tu i tu można się o nim trochę dowiedzieć - Pokazałem mu strony, na których znajdowały się stare opowieści dotyczące pasterza.
- Nie rozumiem tego języka - Burknął, całkowicie zapominałem, w końcu z jakiegoś powodu co druga strona zawierająca jakąkolwiek informacje o pasterzu pisana była w starożytnym języku i sam nie wiem, dlaczego tak było. Opierając rękę na ramieniu chłopaka, patrzyłem na strony, czytając na głos, co było w nich zawarte. Znajdowała się tam bowiem historia pasterza schodzącego na złą ścieżkę, opowiadając o jego złych czynach i marzeniach, ten człowiek, nie, nie, ten powrót chcąc żyć wiecznie, nie tylko zabijał anioły dla ich krwi, torturował i bawił się nimi. Twierdząc, że przez ból krew anioła staje się lepszą, ponadto sądził, iż anioł musi być dojrzały emocjonalnie, aby posiąść jego ciało, krew i moc. Teraz gdy czytałem to na głos, wydawało się znacznie gorszej, już wcześniej nienawidziłem tego człowieka, ale teraz pragnę jego śmieci.- Napisali tu jeszcze, że to jego rodzinne miasto, a więc tak naprawdę może ukrywać się właśnie tutaj - Dodałem, po przeczytaniu mu kilku stron książki.
Sorey zamknął księgę, myśląc nad czymś kilka chwil, nie chcąc mu przeszkadzać, położyłem się na poduszce, przymykając na kilka chwil oczy, gdy już przeczytałem tę księgę, mogłem spokojne odpocząć, po naszej zabawie w końcu nic innego już nam dziś nie pozostało.
- To znaczy, że może chodzić i obserwować nas, nie da się go wyczuć? - Pokiwałem przecząco głową, nie chcąc otwierać nawet oczu.
- Krew anioła maskuje jego złą energię, poza tym czytałem ci o jego przebiegłości, mogliśmy już go spotkać na drodze i nawet o tym nie wiedzieć, mógł bowiem udawać, że mnie nie widzi albo nawet to on mógłby dać ci tę miksturę „Wiecznego szczęścia” - Objaśniłem, aby rozwiać wszelaką niepewność, chowając twarz w poduszkę, słuchając przyjaciela, który mówił do mnie trochę zmartwiony trochę niepewny, najwidoczniej bardzo przejął się mordercą. Myśl, że może być tak blisko i mnie troszeczkę niepokoiła, choć w żaden sposób tego nie okazywałem.
Chłopak coś jeszcze do mnie mówił, ale szczerze nie słuchałem, wtulony w poduszkę miałem ochotę na krótką drzemkę, poczułem jedynie owijające się ręce wokół moich bioder i przyjemny pocałunek złożony na moich ustach nim spokojnie zasnąłem.

***


Wybudzony z nieprzyjemnego snu otworzyłem oczy, nie mogą się poruszyć, miałem wrażenie, że sen się nie skończył, a ja wciąż jestem w tym strasznym koszmarze. Potrzebowałem kilku chwil, nim moje ciało pozwoliło mi na powrót się ruszać, a mózg doszedł do wniosku, że nic się nie dzieje.
Przestraszony podniosłem się do siadu, przykładając dłoń do klatki, serce waliło mi jak szalone, spojrzałem kątem oka na twarz śpiącego Soreya, ciesząc się z braku krzyku z mojej strony, nie chciałem go obudzić, po treningu i naszej wspólnej zabawie na pewno i tak był już wykończony. Po cuchu wstałem więc z łóżka, nie budząc przy tym przyjaciela, przebierając się w swoje ubrania, nie mogłem w końcu wyjść w jego koszuli, to zostałoby od razu zauważone przez dwa głupie serafiny, ostatnio mieliśmy szanse unikać „moich przyjaciół”, z czego bardzo się cieszyłem, nie chcąc nawet za bardzo spędzać z nimi czasu, oni z resztą nie potrafili przebywać w zamku, co chwilę gdzie znikali, pojawiając się jedynie na wezwanie i to nam w zupełności wystarczało.
Odkładając koszulę chłopaka na fotelu, napisałem mu krótki liścik z informacją „Jestem nad wodą, wrócę po kolacji” Odkładając liścik na szafce nocnej, poprawiłem swoje włosy, aby jakoś się prezentowały, gorzej było z moją twarzą i oczami wyglądałem fatalnie. Westchnąłem zrezygnowany, po czym wyszedłem z pokoju, idąc nad spokojnie płynącą rzeczkę za wodą, oczywiście po tym, co się dowiedziałem o pasterzu, nie powinienem chodzić sam, jednakże mam wrażenie, że nie zaatakuje, nie teraz pewnie nawet nie wie o moim istnieniu, a ja jak niczego innego potrzebowałem teraz wody, musząc pozbyć się przerażających obrazów męczących mnie kolejny raz, musiałem oczyścić umysł, co nie było wcale takie proste. Oczyścić pomóc komuś a sobie to wielka różnica, to zdecydowanie trudniejsze gdy chcesz oczyścić sam, siebie z koszmarów lub innych strasznych myśli.
Myśląc nad sensem mojego snu, nawet nie wiem, kiedy znalazłem się nad wodą, jak zawsze panowała tu cisza i spokój, nie rozumiałem tylko dlaczego teraz mój mózg zaczyna się tego bać, lubię ciszę i spokój, ta jednak panująca tutaj jest znacznie gorsza, przyprawiała mnie o nieprzyjemne dreszcze.
- Spokojnie Mikleo, spokojnie nic się nie dzieje - Uspokajałem samego siebie, siadając nad wodą, zanurzając w niej swoje dłonie, chociaż na kilka chwil zapominając o koszmarach i innych meczących mnie myślach, całkowicie oddając się wodzie, którą tak kochałem.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz