środa, 24 czerwca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Nie odpowiedziałem, kiwając jedynie delikatnie głową, pusząc przy tym policzki, ukazując swoje niezadowolenie.
Przewróciłem oczami, poprawiając swoje włosy, sprawiały mi mnóstwo problemów, a ten głupek jeszcze na złość mi poczochrał je, co spowodowało jeszcze większy nie łat na głowie, odwracając moją uwagę, chociaż na chwilę od całej reszty świata, musiałem skupić się na włosach, aby mi nie przeszkadzały, dopiero później zwracając uwagę na przyjaciela, dziecko i psa. W czasie gdy siłowałem się z tymi długimi włosami, Sorey zdążył wszystko spakować, czyżbym aż tak długo je układał? A miałem nadzieję, że nie jest zemną, aż tak źle, najwidoczniej te koszmary robiły swoje, czułem się lekko nieobecny i przestraszony, kiedyś już poczułem jak smakuje strach. Gdy Sorey stał się zły, bałem się go nie na żarty choć i wtedy nie na tyle, abym miał z nim koszmary, mimo wszystko wiem, że to mój człowiek, mój przyjaciel dobry czy zły nigdy nie pozbawi mnie życia, nawet jeśli skrzywdzi.
- Możemy ruszać - Sorey uśmiechał się delikatnie, tak jakby chciał poprawić mi nastrój, nie musiał, czułem się w miarę dobrze, wciąż z tyłu głowy pamiętałem o pasterzu, nie koniecznie mogąc o nim zapomnieć, ale to przecież nie powód, aby się litować, lub użalać nad sobą musiałem się wziąć w garść, jakoś radząc sobie z nocnymi koszmarami.
Kiwnąłem głową, ciesząc się w duchu nawet z opuszczenia tego miejsca, wejście do ruin strasznie mnie przerażało, wciąż miałem dziwne wrażenie, że gdy tylko dłużej na nie popatrzę, ten potwór wyjdzie stamtąd, chcąc splamić swoje dłonie krwią.
Spokojnie bez większego pośpiechu podszedłem do konia, sadzając chłopca, aby następnie samemu zrobić to samo. Wszystko spakowane i gotowe do podróży na nic więcej nie musieliśmy czekać, wyruszając w drogę powrotną.

Podczas powrotu do królestwa Yuki ciągle mówił, dziś to on gadał i gadał, tak jak robił to zazwyczaj Sorey, nie żeby był on w tym gorszy, absolutnie tym razem jednak zmęczony przez moje koszmary był znacznie mniej obecny, oczywiście odpowiadał chłopcy, gdy ten zadawał jakieś pytania lub sam zaczynał jakoś temat, mimo to widać po nim było, że najlepiej uciąłby sobie króciutką drzemkę.
Westchnąłem cicho, kątem oka uważnie mu się przyglądając, czułem się troszeczkę winien jego zmęczenia, gdyby nie ja przespałby całą noc, a tak będzie się męczył aż do wieczora, co gorsza nie chcąc zrobić żadnej przerwy dla siebie samego, powinien coś zjeść i chociaż na chwilę odpocząć nic się nie stanie jak wrócimy kilka godzin później. Nie miałem jednak siły na dyskusję, na ten temat większość czasu milcząc, czułem się w miarę dobrze, ale nie specjalnie byłem skłonny do rozmów, jedynie uważnie się przyglądając otoczeniu, znów tak jak kiedyś poświęcałem mu uwagę, odcinając się od problemów, zauważając jeden malutki szczegół, jadąc w stronę ruin, zajęło nam to więcej czasu niż teraz gdy z nich wracamy, znalezienie krótszej drogi na mapie pomogło nam poświęcić tylko jeden dzień na powrót, liczyło się to jednak z brakiem postojów, nie licząc momentów, gdy było to wręcz konieczne.
- Jesteśmy - Słysząc radosny głos przyjaciela, spojrzałem na zamek, cicho wzdychając. Co było w nim ekscytującego? Pojęcia nie miałem, budził we mnie lekki, niesmak i złość, to tu znajdował się człowiek, który był całym moim problemem, związanym ze zdradzą mojego przyjaciela, to, że wybaczyłem, nie znaczy, że zapomniałem o tym, co mi zrobił.
Yuki ucieszył się na powrót do zamku, było już późno, a chłopiec nie miał swojej południowej drzemki, więc robił się markotny, co w żadnym wypadku mnie nie zaskakiwało, na jego miejscu też pewnie bym taki był.
- Wróciliście jak dobrze cali i zdrowi - Lailah przywitała nas przed wejściem do zamku, podejrzewałem, że wszyscy już śpią, było w końcu bardzo późno, ona jednak wytrwale czekała na nasz powrót wiedząc o nim przez kontaktowanie się z pasterzem, telepatia dobra sprawa, dopóki ktoś zna umiar przesyłanych wiadomości.
Z Lailah zamieniliśmy kilka zdań, zanosząc chłopca i zmęczonego pieska do jej pokoju gdzie oboje spali ostatnimi czasy.
- Nareszcie - Zadowolony Sorey położył się na łóżku, wtulając twarz w poduszkę, teraz mógł spokojnie pójść spać, a ja nie miałem zamiaru mu w tym przeszkadzać, zasłużył sobie na długi i spokojny sen.
Kręcąc rozbawiony głową, usiadłem na łóżku, przyglądając mu się uważnie.
- No chodź, połóż się obok, idziemy spać - Pociągnął mnie za rękę, zmuszając do położenia się obok niego.
- Nie chcę spać - Burknąłem, kręcąc nosem. - Nie jestem zmęczony - Dodałem, widząc jego minę.
- W takim razie może zrobimy coś, co obu nas może zmeczyć - Uśmiechając się zadziornie, położył dłoń na moim udzie, wywołując u mnie poczucie wstydu.
To nie pierwszy raz, gdy składa mi takie propozycje słownie lub gestem, a jednak zawsze delikatnie mnie to wstydzi, a jednocześnie podnieca.
- Nie poświęcaj się tak, bo na złe ci to wyjście - Rozbawiony jego zachowaniem pocałowałem go w czoło, przewracając się na drugi bok. - I bez tego się obejście, idź spać, musisz być wypoczęty, jutro czeka cię ciężki trening - Mruknąłem cicho, wtulając twarz w poduszkę, starając się zasnąć, nie takie proste jak się wydaje, strach robił swoje, wolałem poleżeć i pomyśleć niż spać budząc się z krzykiem, zdecydowanie muszę się wewnętrznie uspokoić, aby znów wszystko wróciło do normy.

<Sorey?C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz