Ciche westchnięcie wydobyło się z moich ust na dźwięk jego słów. Poważnie mówił? To nie było zabawne ani nawet mądre z jego strony. Chce sobie krzywdę zrobić? A może wina stoi po stronie zbyt długiego niejedzenia, nie jestem jakimś tam lekarzem, wiem natomiast, że każdy organizm jest inny, jeśli nie jadł, bo nie umiał to i teraz nagle nie zacznie jeść i tak zjadł śniadanie, nie powinienem go do niczego zmuszać, jest dorosły, zna swój organizm zdecydowanie lepiej ode mnie.
Stanąłem więc przed nim, przez chwilę nie mówiąc nic, Sorey przyglądał mi się niepewnie, nie rozumiejąc mojego zachowania nic dziwnego. Milcząc bez zbędnych słów, mierzyłem go spokojnym spojrzeniem, które nie mówiło nic dosłownie nic.
Uniosłem dłoń ku górze, cierpliwie czekając, znad tafli wody znajdującej się nieopodal nas wyłonił się smok, smok uformowany z wody, wzniósł się wysoko ku górze, aby z niewiarygodną prędkością zawrócić, lecąc w naszą stronę.
Sorey lekko zacisnął mięśnie, czując nie pokój, smok uderzył w niego, nie robiąc mu krzywdy, była to woda, nie miała na celu go skrzywdzić, moim celem było zmuszenie go do użycia większej ilości swojej mocy. Nie wyszło mu to, jego ciało było zbyt słabe, aby wygrać tak błahy pojedynek co więc będzie dalej? Wciąż nie wrócił do pełni sił, jest słaby i zmęczony ten trening czas zakończyć puki nie jest za późno.
- Wystarczy na dziś - Stwierdziłem, wiedząc, że tak trzeba bez względu na to, czy tego chciał, czy nie, mam nadzieje, że nie jest aż tak głupi, nie musi, katować się za to, co zrobił. Wybaczyłem mu, nie może zapomnieć? Jeśli ja zostałem skrzywdzony i chce żyć normalnie, zapominając o tym, co się stało, on tym bardziej powinien to uczynić.
- Nie, jeszcze nie - Do moich uszu dobiegło ciche burkniecie, ten uparty idiota chciał trenować, dalej bez względu na to, jak fatalnie właśnie się czuje, co zauważyłby nawet ślepy, chyba czas ustawić go do pionu, aby użył tego mózgu, od czegoś go ma a ni z nim nie robi. Tak więc musiałem mu troszeczkę pomóc.
Bez słowa podszedłem do niego, dając mu w łeb, najmocniej jak tylko potrafiłem, zazwyczaj nie zniżam się to tak radykalnych czynów, ale w tym wypadku inaczej się po prostu nie da, ktoś musi nabić mu tej oliwy do łba.
Sorey skrzywił się z bólu, masując swoją obolałą twarz, gdy ja masowałem swoją dłoń, dobra trochę a mocno mu przywaliłem, boli jak cholera, jeszcze sobie krzywdę zrobię z powodu głupka, który przestał myśleć głową.
- Za co to? - Bąknął, czując się dotknięty moim czynem, w sumie to dobrze miał się tak czuć, zasłużył sobie na to i nie mam powodu, aby to ukrywać.
- Za bycie głupkiem, koniec treningu nie masz się katować, masz trenować, twoje ciało jest osłabione, musisz najpierw dojść do siebie, aby nadal ćwiczyć, w innym wypadku przestanę pomagać ci przy treningach i Lailah też - Ostrzegłem, robiąc to tylko i wyłącznie dla jego dobra, musiał być świadom tego, co robi.
Chłopak odwrócił wzrok, zagryzając zęby, był zły na samego siebie za to wszystko, pewnie już się obwiniał o wszystko, co złe. Czasem naprawdę go nie rozumiałem, a jednocześnie właśnie za to pokochałem.
Podszedłem do niego, kładąc mu dłoń na policzku, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, który niepewnie oddał, nie będąc pewien czy w ogóle może.
- Wiem, jak się czujesz - Wyszeptałem, gdy nasze usta oderwały się od siebie. - Po wojnie trenowałem bardzo dużo, chcąc stać się silniejszym, aby pokonać mordercę moich rodziców, koniec końców straciłem siły, tracąc kontrolę nad własną mocą, potrzebowałem sporo czasu, aby moje ciało znów wróciło do pełnej sprawności, nie popełniaj tego samego błędu, to kosztuje zbyt wiele i nie jest tego warte. Pamiętaj, dopóki nie poznasz limitu swoich możliwości, będziesz przegrywał nie z wrogami a ze sobą samym - Mówiłem spokojnie, patrząc mu w oczy, chcą, aby zrozumiał, co może się stać, jego ciało może w pewnym momencie nie wytrzymać tego wysiłku, a wtedy na pewno nie uratuje już nikogo. - Zaufaj mi, chce dla ciebie jak najlepiej, jestem tu przy tobie i kocham cię - Wyszeptałem, wtulając się w jego ciało, naprawdę ciężko było mi okazywać uczucia, wciąż nie do końca rozumiałem je, mimo to wiedziałem jedno, gdybym go nie kochał, już dawno bym od niego odszedł. Zamknąłem na chwilę oczy, ciesząc si jego bliskością, przez te dwa dni mimo gniewu, jaki odczuwałem, brakowało mi jego ciepłego ciała, które jak ogień grzało mnie w zimną noc, teraz wszystko jest już dobrze, wróciłem i jedynego czego pragnę to, aby mój przyjaciel był znów sobą, potrzebuje tego bardziej niż myśli.
<Soret? C:>
Stanąłem więc przed nim, przez chwilę nie mówiąc nic, Sorey przyglądał mi się niepewnie, nie rozumiejąc mojego zachowania nic dziwnego. Milcząc bez zbędnych słów, mierzyłem go spokojnym spojrzeniem, które nie mówiło nic dosłownie nic.
Uniosłem dłoń ku górze, cierpliwie czekając, znad tafli wody znajdującej się nieopodal nas wyłonił się smok, smok uformowany z wody, wzniósł się wysoko ku górze, aby z niewiarygodną prędkością zawrócić, lecąc w naszą stronę.
Sorey lekko zacisnął mięśnie, czując nie pokój, smok uderzył w niego, nie robiąc mu krzywdy, była to woda, nie miała na celu go skrzywdzić, moim celem było zmuszenie go do użycia większej ilości swojej mocy. Nie wyszło mu to, jego ciało było zbyt słabe, aby wygrać tak błahy pojedynek co więc będzie dalej? Wciąż nie wrócił do pełni sił, jest słaby i zmęczony ten trening czas zakończyć puki nie jest za późno.
- Wystarczy na dziś - Stwierdziłem, wiedząc, że tak trzeba bez względu na to, czy tego chciał, czy nie, mam nadzieje, że nie jest aż tak głupi, nie musi, katować się za to, co zrobił. Wybaczyłem mu, nie może zapomnieć? Jeśli ja zostałem skrzywdzony i chce żyć normalnie, zapominając o tym, co się stało, on tym bardziej powinien to uczynić.
- Nie, jeszcze nie - Do moich uszu dobiegło ciche burkniecie, ten uparty idiota chciał trenować, dalej bez względu na to, jak fatalnie właśnie się czuje, co zauważyłby nawet ślepy, chyba czas ustawić go do pionu, aby użył tego mózgu, od czegoś go ma a ni z nim nie robi. Tak więc musiałem mu troszeczkę pomóc.
Bez słowa podszedłem do niego, dając mu w łeb, najmocniej jak tylko potrafiłem, zazwyczaj nie zniżam się to tak radykalnych czynów, ale w tym wypadku inaczej się po prostu nie da, ktoś musi nabić mu tej oliwy do łba.
Sorey skrzywił się z bólu, masując swoją obolałą twarz, gdy ja masowałem swoją dłoń, dobra trochę a mocno mu przywaliłem, boli jak cholera, jeszcze sobie krzywdę zrobię z powodu głupka, który przestał myśleć głową.
- Za co to? - Bąknął, czując się dotknięty moim czynem, w sumie to dobrze miał się tak czuć, zasłużył sobie na to i nie mam powodu, aby to ukrywać.
- Za bycie głupkiem, koniec treningu nie masz się katować, masz trenować, twoje ciało jest osłabione, musisz najpierw dojść do siebie, aby nadal ćwiczyć, w innym wypadku przestanę pomagać ci przy treningach i Lailah też - Ostrzegłem, robiąc to tylko i wyłącznie dla jego dobra, musiał być świadom tego, co robi.
Chłopak odwrócił wzrok, zagryzając zęby, był zły na samego siebie za to wszystko, pewnie już się obwiniał o wszystko, co złe. Czasem naprawdę go nie rozumiałem, a jednocześnie właśnie za to pokochałem.
Podszedłem do niego, kładąc mu dłoń na policzku, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, który niepewnie oddał, nie będąc pewien czy w ogóle może.
- Wiem, jak się czujesz - Wyszeptałem, gdy nasze usta oderwały się od siebie. - Po wojnie trenowałem bardzo dużo, chcąc stać się silniejszym, aby pokonać mordercę moich rodziców, koniec końców straciłem siły, tracąc kontrolę nad własną mocą, potrzebowałem sporo czasu, aby moje ciało znów wróciło do pełnej sprawności, nie popełniaj tego samego błędu, to kosztuje zbyt wiele i nie jest tego warte. Pamiętaj, dopóki nie poznasz limitu swoich możliwości, będziesz przegrywał nie z wrogami a ze sobą samym - Mówiłem spokojnie, patrząc mu w oczy, chcą, aby zrozumiał, co może się stać, jego ciało może w pewnym momencie nie wytrzymać tego wysiłku, a wtedy na pewno nie uratuje już nikogo. - Zaufaj mi, chce dla ciebie jak najlepiej, jestem tu przy tobie i kocham cię - Wyszeptałem, wtulając się w jego ciało, naprawdę ciężko było mi okazywać uczucia, wciąż nie do końca rozumiałem je, mimo to wiedziałem jedno, gdybym go nie kochał, już dawno bym od niego odszedł. Zamknąłem na chwilę oczy, ciesząc si jego bliskością, przez te dwa dni mimo gniewu, jaki odczuwałem, brakowało mi jego ciepłego ciała, które jak ogień grzało mnie w zimną noc, teraz wszystko jest już dobrze, wróciłem i jedynego czego pragnę to, aby mój przyjaciel był znów sobą, potrzebuje tego bardziej niż myśli.
<Soret? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz