Spiąłem się lekko czując, jak chłopak wtula się w moje ciało. Po kilku długich sekundach niepewnie odwzajemniłem ten gest, nie czując abym zasługiwał na jego miłość. Niezależnie od mojego strasznego czynu, Mikleo kochał i potrzebował mnie, czego kompletnie nie rozumiałem. Jednak skoro potrzebował mnie, będę przy nim. Zasługiwał na wszystko, co najlepsze, chociaż ja zdecydowanie kwalifikuję się do tej kategorii.
Trwaliśmy tak wtuleni w siebie przez dobre kilka minut, najwyraźniej mój przyjaciel potrzebował tego, a ja nie zamierzałem go odsuwać. Jego bliskość także mnie uspokajała, naprawdę się za nim stęskniłem. Pomimo jego słów nadal chciałem trenować dalej, wkrótce ostateczna walka i musiałem stać się silniejszy, jeżeli chcę go oczyścić, jednak nic nie mogłem zrobić. Odpoczynek był dla mnie stratą czasu, ale póki trochę nie odpocznę, z treningu nici. Mikleo nie zgodzi się na to i na pewno przekona resztę serafinów, aby i oni ze mną nie ćwiczyli. W takim wypadku pozostało mi czekać, aż Mikleo stwierdzi, że wreszcie czas na wznowienie treningu,
- Chcesz wrócić do pokoju? – spytał Mikleo, w końcu się ode mnie odsuwając.
Od razu pokręciłem przecząco głową. Wystarczająco dużo czasu spędziłem w zamkniętej przestrzeni, a pogoda była ładna i chciałem to wykorzystać. Anioł posłał mi delikatny i zarazem piękny uśmiech, po czym pokiwał głową. Usiedliśmy w cieniu drzewa nad brzegiem niedużego stawu. Przez dłuższy czas siedzieliśmy w ciszy i po prostu cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Przez to milczenie i nic nierobienie oczy zaczęły mi się same zamykać. Nie chciałem spać, przecież niedawno się obudziłem, nie mogłem tyle czasu poświęcać na sen. By nie zasnąć, zacząłem bawić się włosami mojego anioła.
Czułem się okropnie, siedząc w takim bezruchu. Rozumiem, że odpoczynek był ważny, ale nie mieliśmy na to czasu. Gdybym tylko był silniejszy, nigdy nie poddałbym się złu i nie skrzywdziłbym Mikleo w żaden sposób. A teraz, kiedy chcę się poprawić, by naprawić wszystkie swoje błędy i już więcej nie zranić mojego anioła, ten każe mi odpoczywać. Znałem swoje limity i wiedziałem, że jeszcze stać mnie na chwilę intensywniejszego niż dotychczas treningu.
- Może spróbujesz coś zjeść? – zaproponował Mikleo, kiedy słońce powoli zachodziło, a niebo miało przyjemnie pomarańczowo-złocisty kolor. Zamiast kucyka jego włosy były splecione w piękny, gruby warkocz.
- Nie jestem głodny – wymamrotałem, oplatając swoje ręce wokół jego talii i opierając swoje czoło o jego kark. Usłyszałem, jak chłopak wzdycha ciężko i ponownie poczułem się źle. Miałem wrażenie, że swoim upartym postępowaniem niepotrzebnie go martwię.
- Nie musisz jeść wiele, chociaż trochę. Musisz powoli wracać do normalnych posiłków – przekonywał mnie chłopak, delikatnie gładząc moje dłonie. Westchnąłem cicho. Nie czułem głodu, ale nie chciałem zamartwiać go jeszcze bardziej. Trochę mogę w siebie wcisnąć, ale tylko dlatego, żeby go uspokoić.
- Ale troszeczkę – burknąłem cicho, zgadzając się na propozycję Mikleo.
Kiedy wróciliśmy do zamku chłopak poprosił, bym skierował się do naszego pokoju, a on uda się po kolację dla mnie. Po zamknięciu za sobą drzwi od razu rzuciłem się na łóżko, czując się naprawdę beznadziejnie. Dzisiejszy trening tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że jako pasterz kompletnie się do niczego nie nadaję, nawet do prezentacji.
Zdałem sobie sprawę, że właśnie mija trzeci dzień, w którym nie widziałem żadnego z serafinów, nie licząc oczywiście Mikleo. Nie, żebym zatęsknił za docinkami Zaveida, ale uważałem to za trochę dziwne. Przez te trzy dni nawet Lailah się nie odzywała. Może nie powinienem aż tak bardzo narzekać, czułem się i wyglądałem okropnie, a przecież pasterz powinien kojarzyć się z kimś silnym i wzbudzać w innych nadzieję.
Nagle usłyszałem, jak ktoś otwiera i zamyka za sobą drzwi. Podniosłem się do siadu i zauważywszy ilość jedzenia na tacy trzymanej przez Mikleo, jęknąłem w duchu z rozpaczy.
- To za dużo – burknąłem tonem obrażonego dziecka.
- Śniadanie było większe – odparł Mikleo, stawiając tacę na stoliku. – Poza tym, nie musisz jeść wszystkiego.
Zwlokłem się z łóżka niespecjalnie przekonany do tego pomysłu. Od razu poczułem jeszcze mniejszą chęć na jedzenie, a wcześniej w ogóle jej nie miałem. Mogłem trwać przy swoim zdaniu, a teraz się wkopałem i nie mogłem się wycofać. Kiedy usiadłem na krześle, Mikleo od razu zajął miejsce naprzeciwko mnie, patrząc na mnie badawczo. Zdecydowałem się na owsiankę, wydawała się dla mnie najbardziej apetyczna, chociaż i tak po dwóch pierwszych niewielkich łyżkach zacząłem w niej grzebać. Najchętniej już bym ją od siebie odsunął, ale powstrzymało mnie od tego intensywne spojrzenie mojego przyjaciela.
- Będziemy jutro trenować? – spytałem, w końcu odkładając łyżkę i odsuwając od siebie miskę. Nie miałem już na to ochoty i chciałem zacząć jakiś temat, by już więcej nie zachęcał mnie do jedzenia. Przyznam, że nawet ja trochę siebie nie poznawałem. Kiedyś pewnie pochłonąłbym całą tę kolację w kilka minut i pewnie prosiłbym o dokładkę, a teraz ledwo wcisnąłem w siebie dwa kęsy.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz