Słysząc jego słowa, od razu przecząco pokręciłem głową. Zostanie w pokoju i odpoczynek były ostatnimi rzeczami, jakich pragnąłem. Chłopak uniósł jedną brew w geście oczekiwania, a ja natychmiast odrzuciłem kołdrę na bok i podążyłem do łazienki. Mikleo postawił sprawę jasno: jak ogarnę się i trochę zjem, pójdziemy trenować.
Po szybkiej kąpieli i przebraniu się, wyszedłem z łazienki. Chyba nie było ze mną aż tak źle. Nie miałem już tak bardzo podkrążonych oczu, chociaż moja skóra nadal była blada, a policzki lekko zapadnięte. Pomijam swoje włosy, które jak zwykle żyły własnym życiem, ale przynajmniej grzywka już nie wpadała mi do oczu.
- Już – powiedziałem radośnie, po zjedzeniu jednej piątej jajecznicy, połowy kromki z masłem i wypiciu trzech łyków herbaty.
Chłopak spojrzałem na mnie z niedowierzaniem, a ja napuszyłem policzki. Tak jak mi kazał, zjadłem, nie powiedział, ile mam zjeść. I tak zjadłem więcej niż musiałem, i to specjalnie dla niego.
- Masz zjeść wszystko – powiedział łagodnie Mikleo, czochrając moje włosy.
- Nie mówiłeś, ile mam zjeść – burknąłem, ostentacyjnie odwracając się od niego. – Poza tym, to jest duża porcja.
- Nie przesadzaj, to porcja dla pięcioletniego dziecka – powiedział rozbawiony. – Albo zjesz wszystko, albo będziemy siedzieć i odpoczywać w pokoju. Na trening musisz mieć siłę.
Prychnąłem cicho pod nosem. To było niesprawiedliwe. Ma nade mną przewagę i perfidnie to wykorzystuje. Wziąłem ponownie widelec do ręki i zacząłem bez większego przekonania grzebać w jajecznicy. Okrutnik. Zjadłem wystarczająco dużo, a ten i tak we mnie wciska jeszcze więcej. Już na własnej skórze przekonałem się, do czego potrafi to doprowadzić.
Po godzinie w końcu zjadłem całą jajecznicę, chociaż, nie ukrywam, zrobiłem to z ledwością. Teraz siedziałem obrażony na mojego przyjaciela i sączyłem powoli herbatę. To było naprawdę okropne zagranie. Po tym wciśnięciu w siebie tyle jedzenia pozostała mi tylko nadzieja, że podczas treningu nie poczuję się gorzej i nie zwymiotuję.
- Dobry chłopiec – usłyszałem zadowolony głos Mikleo i poczułem, jak gładzi mnie po głowie. Zignorowałem jego słowa i kontynuowałem picie herbaty.
- Możemy iść – burknąłem, odkładając już pusty kubek na szafkę nocną. Czułem się oszukany.
Chłopak wyczuł, że jestem na niego obrażony, bo przytulił się do moich pleców i złożył na moim karku delikatny pocałunek. Jak zorientował się, że tym gestem nie za bardzo mnie udobruchał, delikatnie wsunął swoje ręce pod moją koszulkę. Poczułem przyjemny dreszcz przebiegający po moim ciele, kiedy powoli zaczął przesuwać swoimi dłońmi po moim brzuchu. Uśmiechnąłem się pod nosem i już chciałem odwrócić głowę w jego stronę oraz złączyć nasze usta w pocałunku, ale zaraz w mojej głowie pojawiła się nieprzyjemna myśl: możliwie, że podczas zdradzania go czułem się tak samo przyjemnie. Przez to poczułem obrzydzenie do samego siebie i natychmiast wstałem z łóżka. Nie zasługiwałem na niego i na jego dobroć.
- Lailah pewnie na nas czeka – powiedziałem lekko zakłopotany, odwracając od niego wzrok. Kątem oka udało mi się zauważyć wyraźnie zaskoczenie. Miałem nadzieję, że chłopak zignoruje moje dziwne zachowanie i nie zacznie się nagle obwiniać. Wina absolutnie nie leży w nim, ale we mnie.
- Masz rację – chłopak kiwnął głową, na szczęście nie pytając o moje zachowanie.
Kiedy znaleźliśmy się w ogrodzie już w oddali udało nam się dostrzec Yuki’ego przytulającego się do pani jeziora. Od razu przypomniałem sobie słowa Mikleo o głupim gadaniu Zaveida i poczułem złość na serafina powietrza. Jeżeli znów opowiedział chłopcu równie duże bzdury, nie ręczę za siebie.
- Co się stało? – spytałem, kiedy znaleźliśmy się wystarczająco blisko. Dopiero teraz dostrzegłem, że chłopiec płakał i ani trochę mi się to nie podobało.
- Zaveid powiedział, że to przeze mnie jesteś chory, i że cię irytuję, i że będziesz się mnie przez to chciał pozbyć, i-i… - załkał Yuki, nadal wtulony w ramię Lailah.
Słysząc słowa chłopca, westchnąłem ciężko i usiadłem na ziemi. Zawsze sądziłem, że Zaveid i Yuki mają ze sobą całkiem dobrą relację; Yuki go podziwiał i uwielbiał się z nim bawić, a mężczyzna wydawał się być z tego zadowolony. Co w takim razie wstąpiło w serafina powietrza, że zaczął nagle gadać mu takie bzdury.
- Chodź tutaj – powiedziałem łagodnie do chłopca, wyciągając rękę w jego stronę. Kiedy poczułem, jak dziecko wtuliło zapłakaną twarzyczkę w moją koszulkę, przytuliłem i pocałowałem go w czubek głowy. – Nie jestem chory. I nie irytujesz mnie. Kocham cię i nigdy nie będę chciał się ciebie pozbyć. Nie słuchaj Zaveida, jest głupkiem i mówi głupie rzeczy, a ty jesteś przecież mądrym chłopcem.
Poczułem, jak chłopczyk kiwa lekko głową i pociąga nosem. Pogładziłem Yuki’ego delikatnie po plecach rzucając Lailah i Mikleo zrezygnowane spojrzenie. Już wcześniej nie miałem siły do Zaveida, a co dopiero teraz. Trzeba było ogarnąć serafina powietrza, zanim posunie się za daleko i wmówi dziecku jeszcze większą bzdurę.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz