Miałem wrażenie, że mój mąż był kompletnie innym aniołkiem niż wczoraj, czy przedwczoraj, a przecież aż tak dużo czasu nie minęło od tamtych chwil. Trochę nie to zmartwiło, ponieważ co, jeżeli następnym razem nie będę miał wielkiej ochoty na zbliżenie, a mój Miki bardzo będzie chciał? A ostatnio znowu mam bardziej ochotę na takie zwyczajne przytulanie niż na właśnie seks, a Mikleo go potrzebował, by normalnie funkcjonować, o czym się właśnie przekonałem. No nic, na razie jakoś żyjemy i normalnie funkcjonujemy, więc na tym powinienem się skupić. I na ugotowaniu makaronu oraz pokrojeniu warzyw, by były idealne, bo właśnie tego chciałem, by moja rodzina zjadła idealny obiad.
- Makaron z sosem pomidorowym – wyjaśniłem, siekając cebulkę, którą po chwili wrzuciłem na patelnię, by trochę ją zeszklić, czy jak to się tam to nazywało. Niedaleko obok siebie miałem spisany przepis na kartce, a ten przepis miałem od Sebastiana. O tym jednak Mikeo mówić nie będę, bo mimo, że Miki obiecał, że już więcej nie będzie zazdrosny, ale w tej sprawie mu troszkę nie ufałem.
- A ten makaron nie jest przypadkiem za długi? – dopytał, najwidoczniej troszkę zainteresowany tym prosto brzmiącym pomysłem, bo w wykonaniu aż taki prosty nie był, przynajmniej nie, kiedy próbuje się to przygotować pierwszy raz i nie ma się absolutnie żadnych zdolności kulinarnych.
- W innej części świata właśnie taki długi makaron przygotowują i ponoć bardzo pasuje on do tego sosu – wyjaśniłem spokojnie, dodając do garnka, gdzie miał się robić sos.
- A skąd takie rzeczy wiesz? – dopytał, tym razem przyglądając się jeszcze niegotowemu sosowi. Muszę przyznać, troszkę mnie stresował, kiedy tak wszystkiemu się przyglądał, a jeszcze niewiele było zrobione. Miałem wrażenie, że zaraz popełnię jakiś błąd, coś przypalę, coś rozgotuję... inaczej, kiedy gotujemy razem, bo każde z nas jest skupione na swoich zadaniach.
- Różnych ludzi się w pracy spotyka, to i różne rzeczy się słyszy. A teraz bardzo cię proszę, abyś się odsunął i daj mi spokojnie pracować – poprosiłem, mieszając cebulkę, aby się ładnie i równomiernie podrumieniła.
- A nie mogę ci pomóc? – dopytał, ewidentnie nie chcąc za bardzo współpracować, albo wręcz przeciwnie, wszystko zależy od tego, jak się na to spojrzy.
- Po prostu siadaj i daj mi się rozpieścić. Zasługujesz na to po ostatnich wydarzeniach – powiedziałem, zdejmując makaron z ognia, ponieważ był już gotowy. Jeszcze tylko go odcedzę i po kilku minutach będę mógł go dodać do sosu... – Albo możesz uspokoić dzieci – dodałem, słysząc nerwowe głosy z salonu. Oddałbym za nie życie i to bez wahania, ale czasami mam ich po prostu dość, zarówno Merlina, jak i Misaki.
- Oczywiście, najgorsza praca zawsze przypada mnie... – westchnął, niby to zrezygnowany.
- Gdybyś tyle się w łóżku nie wylegiwał, pewnie to mnie by przypadł ten zaszczyt – odparłem, całkowicie nieprzejęty jego zrezygnowaniem. Zazwyczaj to ja miałem na głowie kłócące się dzieci, miło jest w końcu zrobić coś innego.
- Nie wylegiwałem się. Szyłem poduszkę – obronił się, oburzony moim oskarżeniem.
- Którą sam zniszczyłeś – przypomniałem mu.
- Dobra, nie czepiaj się tak, to tylko drobne szczególiki – machnął ręką, a ja w odpowiedzi jedynie pokiwałem głową, bardziej starając się skupić na przygotowaniu idealnego posiłku niż na takim zwyczajnym przekomarzaniu się.
Mikleo poszedł zająć się naszymi krzykaczami, a ja dokończyłem obiad; do gotującego się sosu dodałem makaron, a po tym dodałem jeszcze trochę masła, by sos zgęstniał. W międzyczasie, jak tam się wszystko się ze sobą łączyło, zacząłem rozkładać talerze i sztućce, by już po kilku minutach każdemu nałożyć porcję; Merlinowi jedynie pokroiłem ten makaron coś podejrzewając, że jak go zostawię z takimi długimi nitkami, to ubrudzi nie dość, że siebie samego, to jeszcze wszystkich wokół i całą kuchnię. Przed zawołaniem Mikleo i dzieci posypałem jeszcze dania startym serem i schowałem przepis, by Miki przypadkiem nie zrobił mi kolejnego pokazu zazdrości. Porozmawiam z nim o tym po obiedzie, i to bardzo ostrożnie, naprawdę nie mając ochoty na kolejne kłótnie.
- Obiad podany – powiedziałem, wchodząc do salonu.
- Pachnie przepięknie – odparł Mikleo podchodząc do mnie, kiedy dzieci już pobiegły do kuchni.
- Zanim mnie pochwalisz, najpierw spróbuj, bo może pięknie pachnieć, a smakować źle – wyjaśniłem, niespecjalnie przekonany do jego pochwał. Dopiero kiedy Miki spróbuje i powie mi, że mu smakuje, to wtedy będę spokojny, chociaż i tak nie do końca, bo przecież może mi mówić, że coś smakuje dobrze, mimo, że nie smakuje, by nie było mi przykro. Na szczęście dzieci są bezpośrednie i szczere, więc zaraz zostanie zweryfikowane to, jak mi poszło.
<Owieczko? c:>