Uważałem, że Sorey przesadza, nie jestem głupi, nie jestem słaby, nie musi mnie kontrolować ani się o mnie tak przesadnie martwić przecież nigdzie już nie pójdę i co to w ogóle ma znaczyć, że nigdzie beż niego nie mam wychodzić? Przecież nie jestem więźniem tego domu, on naprawdę zapomina, czasem kim jestem i jak szybko potrafię się nudzić siedzeniem w domu. Dla tego tak ważne jest dla mnie, zająć się czymś, co nie wynudzi mnie jeszcze bardziej. Szkoda, że on o tym nie pamięta.
- Nie chce - Odpowiedziałem, odwracając się do niego plecami, nie mając ochoty na czytanie, słuchanie, czy leżenie, zdecydowanie mógłbym zrobić coś znacznie ciekawszego od leżenia, a zamiast tego jestem zmuszony do nudnego leżenia w łóżku, w którym tak naprawdę leżeć nie mam ochoty.
Sorey nie specjalnie przejął się, moim zachowaniem zajmując się czytaniem, które nie pozwalało mu zasnąć a ja, cóż leżałem spokojnie, przytulając do siebie kotkę, która wskoczyła na łóżko, wchodząc mi pod kołdrę, mrucząc przyjemnie czym uspała mnie mimo tego, że spać nie chciałem.
Dnia następnego obudziłem się późno rankiem wtulony w ciało śpiącego męża, który w końcu zasnął, chyba wiedząc, że i ja to uczyniłem.
Rozciągając się leniwie, wstałem z łóżka, wychodząc z naszej sypialni, mając ochotę na przygotowanie śniadania dla mnie i męża, nakarmienia zwierzaków i wpuszczenie do domu naszego psa. A właśnie, jeśli o to chodzi. Cosmo chyba ma już dość przebywania na dworze drapiąc pazurami o drzwi.
- Chodź, zimno jest - Odezwałem się, otwierając drzwi, za których wszedł nasz pies, kierując swoje kroki w stronę kuchni. No tak mądrala wie, że czeka tam jedzenie, nie mogąc wiec kazać mu czekać, przygotowałem im od razu jedzenie, stawiając jedną miska na ziemi, a druga na blacie dobrze wiedząc jak Cosmo lubi wyjadać karmę Coco.
- Nie bój się jedz - Pogłaskałem Coco po łebku, nim zająłem się przygotowaniem posiłku dla nas, mając ochotę dziś na jajka, z których zrobiłem jajecznicę z lekko podpieczonym chlebem z każdej strony.
Nakładając na talerz odpowiednią ilość jedzenia dla niego i dla siebie stawiając talerz na stole, nie zapominając o kawie, bez której mój mąż nie potrafiłby żyć.
- Miki jesteś tu? - Słysząc głos męża, wyszedłem z kuchni, pokazując mu się, nie chcąc, aby się niepotrzebnie martwił.
- Tutaj - Odezwałem się, zwracając tym samym uwagę męża.
- Dlaczego mnie nie obudziłeś? - Na to pytanie westchnąłem cicho, nie rozumiejąc, dlaczego miałbym go budzić, co przepraszam, bardzo mu to da? Będzie tylko niewyspany i nerwowy, a nie o to przecież chodzi prawda.
- A dlaczego bym miał cię budzić? - Zapytałem, gdy tylko mój mąż podszedł do mnie, całując mnie w czoło.
- Po to, abym zrobił ci śniadanie - Po jego słowach uśmiechnąłem się delikatnie, zapraszając go do kuchni.
- Nie musisz, ja zrobiłem to za ciebie - Pokazałem mu, zapraszając do stołu gdzie czekało na nas śniadanie.
- Miałeś odpoczywać, a to ja miałem dla ciebie przygotowywać posiłki - Jego słowa mnie rozbawiły.
- Jesteś kochany i najlepszy na świecie ale ja mogę sam przygotować jedzenie, a ty zawsze możesz mi się odwdzięczyć w inny sposób - Odparłem, uśmiechając się do męża, oczywiście chcąc tylko atencji mężczyzny, którego bardzo kochałem, musząc korzystać z ostatnich chwil, nim dzieci znów wrócą do domu, zabierając ze sobą ciszę i spokój, za którym jeszcze nie raz zatęsknimy.
<Pasterzyku? C:>