poniedziałek, 30 września 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nie sądziłem, że Miki już wyjdzie z domu. Wczoraj przecież jeszcze nie było z nim najlepiej, a dzisiaj już sobie śmiga w jeziorze. Dobrze, że wziął dzisiaj ze sobą zwierzaki, najwidoczniej ostatnia nasza kłótnia dała mu do myślenia, chociaż tyle dobrego z niej wyniknęło. Miałem bardzo proste zasady, które związane były tylko i wyłącznie z jego bezpieczeństwem, które ostatnio było mocno nadszarpnięte. Tyle dobrego, że moja aura całkowicie przytłacza aurę jego i dzieciaków, dzięki czemu nikt nie szuka ich, a to skupiają się na mnie. Ja tam mogę przyjąć na siebie całe niebezpieczeństwo, byleby moja rodzina była bezpieczna. 
- Szukałem pracy. I nawet znalazłem, wiesz? Tylko problem jest taki, że ona jest od dwudziestej trzeciej do siódmej – odpowiedziałem, uśmiechając się łagodnie mając nadzieję, że jako bardzo źle nie zareaguje. Jednak jego mina... nie był zachwycony. 
- Czemu w takich godzinach? Co to za praca? – spytał, opierając policzek o moje udo. 
- Będę... ochroniarzem w barze. Chyba tak to można nazwać. Jak ktoś będzie sprawiał kłopoty, będę go łagodnie wypraszał. Albo mniej łagodnie, wszystko zależeć będzie od zachowania – odparłem, uśmiechając się łagodnie, by go troszkę uspokoić. 
- Brzmi to jak miejsce pełne nieprzyjemnych ludzi. Dasz sobie radę? – pytał dalej, chyba ciągle nieprzekonany. 
- Dam. Najwyżej wyładuję złość, dając komuś po mordzie. I jeszcze za to zarobię – wyszczerzyłem się u ucałowałem go w czoło. 
- Tylko te godziny... nie umiem spać sam – wyznał, zmartwiony tym faktem. 
- Właściwie, to i tak śpisz sam. Czekam, aż twój sen będzie głęboki, no i znajduję sobie jakieś zajęcie. Czasem zdarzało mi się być z tobą całą noc, kiedy czułeś się gorzej, ale z reguły ten czas jakoś sobie zapełniałem. Jakbyś chodził spać tak o dwudziestej drugiej, albo wcześniej, to mógłbym przy tobie być, dopóki nie zaśniesz – zaproponowałem, poprawiając jego włosy. – Nie będę tam pracował długo. Miesiąc, może dwa, i pieniędzy powinno nam wystarczyć na wiele miesięcy – dodałem, chcąc go odrobinkę uspokoić. Jak będzie wystarczający, to i tak szybko będzie zasypiać. Wcale mnie do tego nie potrzebuje, a jak się trochę ode mnie odzwyczai, to też dobrze. – Właściwie, to niesamowite, że dalej masz to moje piórko – dodałem, zmieniając temat nie chcąc, by Mikleo był taki smutny, dlatego postanowiłem skupić jego myśli na czymś innym. 
- A co miałbym z nim zrobić? Wyrzucić? – spytał, odruchowo sięgając do kolczyka z białym piórkiem, które to pochodziło z mojego skrzydła dawno temu, jak jeszcze byłem aniołem. I patrząc na te wszystkie lata, świetnie się ono trzyma. 
- Czemu nie? Jest strasznie stare. I już nie ma nic wspólnego z jego stworzycielem – odpowiedziałem, delikatnie gładząc kciukiem jego wargę. – Powinienem to odświeżyć, by się zgadzało. Mogę je zabrać? 
- Nie, podoba mi się bardzo. I nie chcę się go pozbywać.
- Czemu? Przecież zaraz bym ci go oddał, tylko z czarnym piórem. Nie chcesz mieć mojej demonicznej części przy sobie? – spytałem, marszcząc brwi. Chociaż, jak tak to powiedziałem na głos to w sumie logiczne, że woli zostawić ten anielski pierwiastek mój przypominający mu czasy, kiedy to byłem dla niego dobry i jego warty. – Cóż, skoro taka twoja wola, to ją uszanuję, wracamy do domu? – dodałem, uśmiechając się łagodnie. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Odkrycie, kto był właścicielem interesującego mnie magazynu nie było jakoś specjalnie trudne. Też odkryłem przy okazji bardzo ciekawą rzecz; odkąd został tam postawiony, był on przekazywany z ojca na syna, aż do aktualnego właściciela, który go wykupił za niemałą sumkę, i to bardzo niedawno, raptem półtorej miesiąca temu. Skąd u jakiegoś randomowego człowieka taka suma pieniędzy? Nazwiska w ogóle nie kojarzyłem, więc nie jest on związany z handlem czy moim światem. 
Natomiast znalezienie jego miejsca zamieszkania to był koszmar. Mimo, że moje oczy są doskonale przyzwyczajone do takich rzeczy, dzisiaj trochę miały już dosyć. Czy to mnie powstrzymywało? Ani trochę. Dowiem się, gdzie on mieszka i z nim sobie porozmawiam, oczywiście jak przedsiębiorca z przedsiębiorcą. 
- Tutaj jesteś – głos mojego męża doszedł do mnie jak przez grubą ścianę. Będąc pewien, że się przesłyszałem, oderwałem wzrok od tekstu i podniosłem głowę, i jednak dostrzegłem mojego ukochanego, idącego w moją stronę. Co tu robi? Coś się stało? Dałem mu jasne wytyczne, które powinien zrozumieć nawet on po wielogodzinnej pracy.
- Haru? Co ty tu robisz? – spytałem, marszcząc brwi. 
- No jak to co? Przyszedłem ci pomóc. To nasza sprawa i rozwiązujemy ją wspólnie. Znalazłeś już tego właściciela? – odpowiedział, siadając obok mnie.
- Przepraszam, że to powiem, ale wyglądasz na bardzo zmęczonego. I chyba nawet jesteś zmęczony. Powinieneś wrócić, odpocząć, musisz być w formie – wyznałem, jak zawsze martwiąc się o niego. Dopiero drugi dzień jest w pracy, mógł się jeszcze nie przyzwyczaić do szybkiego tempa pracy. Ja nie mam tego luksusu, ponieważ nie mam czasu, ale jak tak dalej pójdzie, w tej pracy posiedzę nieco dłużej. 
- Tobie też by się przydał relaks i odpoczynek – odbił piłeczkę i mimo, że dał mi łagodnie znać, że nie wyglądam najlepiej, nie obrażałem się na niego. Minęło dwanaście godzin, odkąd się przebudziłem, miałem prawo wyglądać trochę słabo. 
- O mnie się nie martw, jak wrócę, już sobie relaks zafunduję, ale teraz muszę znaleźć jego adres – odpowiedziałem, wracając do dokumentów. 
- Jakiego nazwiska szukać? – spytał, nie chcąc odpuścić. I co ja z nim miałem... 
- Malcom Rowe. 
W ciszy szukaliśmy odpowiedniego adresu i już po niecałych trzydziestu minutach udało nam się coś znaleźć. Zadowolony spisałem go do mojego notatnika i po uporządkowaniu bałaganu, jaki narobiliśmy, mogliśmy opuścić ratusz i skierować się do domu. 
- To co, idziemy teraz do niego? – spytał Haru, rozciągając się leniwie. 
- Nie. Nie chcę, by nabrał podejrzeń. Wyślę mu listem propozycję spotkania, udam zainteresowanego wykupem miejsca w magazynie, umówię się na neutralnym gruncie. Też dobrze, gdybyś był gdzieś obok, byś wyczuł kłamstwo. Jeszcze nie wiem, jak cię przemycić, o tym pomyślę. Jak tam Hoshino? – spytałem, zdając sobie sprawę, że jeszcze go o to nie pytałem. 
- Zgodził się, ale mam u niego dług – odpowiedział, na co zmarszczyłem brwi. Nie podobało mi się to. Przez słowo dług można rozumieć wiele rzeczy. Może będzie chciał pomocy Haru w jakiejś sprawie, a może będzie chcieć z nim spędzać więcej czasu. 
- Fantastycznie – mruknąłem, nie do końca zadowolony z takiego rozwiązania. 
- Brzmisz troszkę, jakbyś był zazdrosny – zaczął niepewnie, jakby trochę się bał w ogóle tego tematu poruszyć. 
- A jak ty byś się czuł, gdybym to ja miał długu faceta, któremu się podobam, albo jeszcze do niedawna podobałem? Na pewno też byś był zachwycony – mruknąłem, chcąc trochę mu nakreślić mój punkt widzenia. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Niczego tak bardzo nie pragnąłem, jak jego obecności, potrzebowałam jej, aby poczuć bezpieczeństwo, bez którego nie byłem w stanie spokojnie spać mimo tego, że przecież tu nic mi nie grozi, za bardzo przywiązałem się do Soreya i teraz nie potrafię spać bez niego, a to niedobrze, bo prędzej czy później będę musiał przespać noc lub dwie bez niego i jak je wtedy sobie z tym poradzę?…
– Chciałbym, abyś tu ze mną został, byłbym naprawdę bardzo szczęśliwy, gdybyś to uczynił – Odpowiedziałem, tym swoim zachrypiałym głosem.
– Oczywiście Miki, że to zrobię dla ciebie wszystko – Stwierdził, uśmiechając się do mnie ciepło.
– Wszystko? Tak wszystko, wszystko? – O to pytałem troszeczkę się z nim, drażniąc, mimo tego, że byłem osłabiony, tak zawsze miałem ochotę, aby się drażnić.
– No już nie przesadzaj, nie tak od razu wszystko, znam rzeczy, na które bym się nie zgodził – Stwierdził, bawiąc się moimi włosami.
– Chciałem coś na to odpowiedzieć i pewnie bym to zrobił, gdybym nie był tak strasznie zmęczony, ziewnąłem cicho, przecierając dłonią swoje oczy, dopiero co wstałem, a już chciało mi się znów spać, jestem naprawdę słaby, a wszystko dlatego, że każe mi się kłaść, wiadomo, że z nudów zasnę, nie mając niczego innego do robienia.
Sorey siedział przy mnie przez cały czas, nim ciężkie oczy zamknęły się, a ja znów odpłynąłem do krainy snów.

Kilka następnych dni Sorey kazał mi leżeć w łóżku, nie dając nawet z niego wstać, nie do końca mi się to podobało, chciałem trochę spędzić z nim czasu, a nie tylko ciągle leżeć w łóżku nawet nie mogą za bardzo się na nim obrócić.
Mając już dość leżenia, z powodu którego już wszystko mnie bolało.
Wstałem z łóżka, czując się znacznie lepiej, to znaczy czułem się na tyle dobrze, abym mógł siedzieć na tyłku, który jeszcze bolał, ale już nie aż, tak jak dzień popełni.
Oczywiście w domu byłem sam, dzieciaki były w szkole, a Sorey z tego, co zdążyłem się dowiedzieć, między ciągłym zasypianiem szukał pracy, jestem ciekawy, czy udało mu się coś znaleźć.
Zapewne, jeśli wróci już do domu, wszystkiego się dowiem.
Po wstaniu z łóżka odruchowo rozciągnąłem swoje mięśnie, szybko tego żałując, moje ciało jeszcze nie było w stanie pozwolić sobie na aż takie ruchy, muszę chyba pójść nad jezioro, aby trochę się odprężyć i zregenerować swoje ciało.
Nie mając niczyjego towarzystwa, powoli doprowadziłem się do porządku, zabierając ze sobą psy, aby Sorey nie gniewał się na mnie, że idę nad jezioro bez nich.
Banshee i Psotka siedziały na brzegu jeziora, gdy ja pływałem w zimnej wodzie, czując ulga, która przychodziła podczas pływania.
Relaksując się z kilka no może kilkanaście minut, a może i nie minut, odczuwając odprężenie, które bardzo się przydało.
– Sorey – Widząc męża stojącego na moście, dopłynąłem do niego, uśmiechając się łagodnie. – Dzień dobry – Przywitałem, opierając się na mość.
– Dzień dobry owieczko. Widzę, że czujesz się już znacznie lepiej – Zadowolony usiadł na moście, kładąc dłoń na moim policzku.
– Czuję się zdecydowanie lepiej – Przyznałem, nie przestając cieszyć się na jego widok. – Gdzie byłeś? – Dopytałem, chcą wiedzieć, dlaczego dziś z rana nie było go przy mnie.

<Pasterzyku? C;> 

Od Haru CD Daisuke

On chyba sobie ze mnie żartował, pójdzie do ratusza, gdy ja mam siedzieć w domu i odpoczywać? Nie tak to działa ci nie powinno i obaj dobrze to wiemy.
– Poczekaj co? Chcesz pójść do ratusza sam, a ja mam po z Ryo i wracać do domu na obiad, a ty będziesz dalej pracował? Tak nie może być – Mruknąłem, naprawdę niezadowolony jego pomysłu powinniśmy pójść do ratusza razem, nawet jeśli za bardzo nie mam na to ochoty, muszę mu pomagać, bo w końcu to nasza sprawa, a nie jego sprawa, dlatego nie powinien pójść tam sam.
– Spokojnie Haru zrobię, co mam zrobić i do ciebie wrócę najszybciej, jak się da – Uśmiechnął się do mnie promiennie, nim ruszył w stronę ratusza, nawet nie zwracając uwagi na moje słowa, które do niego kierowałem, no po prostu fantastycznie.
Widząc, że i tak mnie ignoruje, postanowiłem po rozmowie z moim dobrym kumplem pójść do ratusza, aby pomóc mojemu mężowi, nawet jeśli on wszystko ułożył sobie inaczej, musi się w końcu nauczyć, że nie wszystko będzie tak, jak sobie tego zażyczył, a już na pewno nie przy mnie.
Obaj dobrze wiemy, że robię to, co uważam za słuszne, a nie to, co trzeba, a więc to logiczne, że nie pozwolę, aby wszystko robił sam.
Z tak pozytywną myślą ruszyłem do Ryo, aby poważnie z nim porozmawiać o dość istotnej sprawie związanej z morderstwem jednego z szefów gangu i kradzieżami, które również się z tym wszystkim łączą, ta sprawa będzie trudniejsza, niż na początku obaj przypuszczaliśmy.
– Haru a ciebie co tu sprowadza? Planujesz wracać do królewskiej straży? – Po wejściu do straży spotkałem kilku moich dawnych kumpli, z którymi zdarzało mi się mieć zmianę.
– Cześć, nie, ja tylko chcę porozmawiać z Ryo – Odpowiedziałem, wzrokiem, poszukując mężczyzny, z którym chciałem porozmawiać.
– Skończył już zmianę, pewnie jest w domu – Bo i słowach kiwnąłem głową niestety, musząc się z nimi szybko pożegnać, nie mając czasu na rozmowę o dawnych czasach.
Na szczęście Ryo znajdował się w domu, a to pozwoliło mi trochę przyspieszyć cały proces.
– Haru? A ciebie co tu sprowadza i czemu jesteś sam, Daisuke nie będzie się na ciebie za to złościł? – Takiego pytania Mogłem się spodziewać od razu, no cóż, oni zdecydowanie się nie polubili i raczej nigdy nie polubią.
– Jestem u ciebie z pewną sprawą – Wyjaśniłem, dostrzegając jego niezadowolony wyraz twarzy.
– Tego można było się spodziewać, wejdź i mów, o co chodzi – Zaprosił mnie do środka, a ja od razu wyłożyłem kartę na stół.
– Pamiętasz Granta Jones? – Zapytałem, pamiętając, że tą sprawą zajmowałem się właśnie z nim.
– Coś mi to mówi i? – Patrzył na mnie z uwagą, czekając na rozwinięcie całej sprawy.
– On nie żyje, na magazynach odnaleźliśmy jego ciało, prawdopodobnie może to być wojna gangów… – Wszystko wytłumaczyłem mu od a do z, wspominając o chłopaku, którego chciałbym, aby obserwował, mężczyzna zgodził się, przypominając sobie, jak trudna była tamta sprawa.
A więc go załatwionego już miałem, podziękowałem, obiecując mu, że będę mu coś winien, musząc już znikać, aby pomóc Daisuke w ratuszu, nie mogąc pozostawić go samego.

<Paniczu? C:> 

niedziela, 29 września 2024

Od Soreya CD Mikleo

 On naprawdę myśli, że puszczę go do pracy? Jego, takiego pięknego, delikatnego i łatwowiernego? Po moim trupie, oczywiście. Moja pamięć jest beznadziejna, ale pamiętałem doskonale, jak go potraktowali w pierwszej pracy. A ta druga? Oj, zdecydowanie nie ma mowy, bym go puścił do pracy. Nie lubiłem ludzi, owszem, ale ja nie będę z nimi wiecznie pracował. I przez cały czas. Tylko dopóki nie zarobię wystarczająco dużej ilości pieniędzy, która by nam starczyła na kolejne kilka miesięcy. Nie wydajemy aż tak dużo, jak przeciętna rodzina naszej wielkości. Głównie na jedzenie dla zwierzaków i dla zaspokojenia zachcianek moich najbliższych. No i też czasem na jakieś ubrania, i te bardziej użytkowe, i te takie na zabawę. Raz na jakiś czas dochodzą też do tego przedmioty szkolne dla dzieciaków, i... no, ogólnie jakieś takie nagłe przypadki, jakby się coś popsuło. A to naprawdę mało. 
- Nie ma mowy, że cię puszczę do tych brzydkich ludzi, którzy w głowie mają jedno. Nie dość, że wariowałbym tu bez ciebie, to jeszcze nie byłoby to bezpieczne – stwierdziłem, nie przestając gładzić jego pleców. Bardzo przy tym uważałem, by nie sprawić mu bólu. Jako prawowity demon, jego plecy są całe w śladach po moich zębach, i to takich trochę głębokich. Cóż mogę rzec, jego krew smakowała jak ambrozja, nektar bogów, chociaż im mniej ma wspólnego z bogiem, tym lepiej. Miki tyle mu poświęcił, a jemu dalej było za mało. I to ponoć szatan jest tym okrutnym panem. 
- Potrafię o siebie zadbać – stwierdził, na co uniosłem jedną brew w powątpieniu. 
- Tak? I dlatego tak dawałeś się wykorzystywać do upadłego w szpitalu? I mam ci przypomnieć, co się stało w tej drugiej pracy? Nie puszczę cię do ludzi samego, już ci coś o tym raz mówiłem. Ja jakoś sobie poradzę z ludźmi. I tak, postaram się to zrobić wpierw w pokojowy sposób. Ograniczę swoją chęć agresji do tych najgorszych przypadków, i to niepowiązanych z moją pracą – obiecałem, jeszcze nie mając pewności, czy tej obietnicy dotrzymam. Bo jak natrafię w swojej pracy na wyjątkowego zwyrodnialca? Albo jak ktoś z pracy mnie przyłapie na pożywianiu się duszą? Oczywiście, będę uważać, zawsze uważam, ale różnie się zdarzyć może. 
- No nie wiem... jesteś pewien, że dasz sobie radę? – dopytał, dalej nie będąc przekonany, chyba martwiąc się o tych ludzi. Tylko dlaczego? Nie wszyscy z nich są warci jego martwienia się. 
- Cóż, jeżeli chcesz jeść ten swój przepyszny krem czekoladowy, nie będę miał wyjścia – powiedziałem, nachylając się, by ucałować go w skroń. 
- Będę go więc jadał mniej – obiecał, chyba trochę zawstydzony tym, jak wiele go wczoraj zjadł. 
- Jeżeli to daje ci szczęście, to jedz i się ciesz, Owieczko, chociaż tyle mogę ci dać – wyznałem, nie mając z tym żadnego problemu. Jako demon wiele zabieram od niego, więc dobrze by było, aby czerpał z takiej drobnostki szczęcie. – Zanim pójdę, podać ci coś? Przygotować? A może posiedzieć z tobą, dopóki nie zaśniesz? – spytałem, poprawiając jego włoski, które tak ładnie opadały na poduszki. Troszkę spuszone były, owszem, ale dalej były cudowne, mięciutkie i wspaniałe. Mi się one nigdy nie znudzą. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Jeden z wysoko postawionych szefów zbrodniarzy, tak...? Pytanie, czemu go zabili? Pozbywają się konkurencji? Nie chciał współpracować? Nie wiem też, czy odpowiedzi na te pytania coś nam dadzą. Naszym zadaniem jest dotarcie do przywódcy, czy też przywódców, i rozbicie szajki. Byłem pewien, że wszystkich jej członków nie wyłapiemy, to byłoby zbyt piękne, żeby było prawdziwe, ale pozbycie się głowy tej organizacji powinno wystarczyć, płotki nie będą otrzymywać rozkazów, informacji, i jak będą działać w sposób chaotyczny, łatwiej będą wpadać. 
- Przynajmniej go nie szkoda – mruknąłem, zabierając papierek sprzed jego nosa. – Tylko to nam absolutnie nic nie daje. 
- Czy ja wiem, czy takie nic? Mamy teraz świadomość, że najprawdopodobniej mamy tu konflikt dwóch grup, i jeżeli śmierć Jonesa wyjdzie na jaw możliwe, że jego grupa będzie się chciała zemścić, a to wiązać się będzie z kolejnymi trupami. Musimy zgłosić to szefowi, i coś mi się wydaje, że znów będziemy współpracować z gwardią. To jest zbyt poważne tylko na naszą dwójkę – powiedział coś, co i ja podejrzewałem, ale nie chciałem tego głośno przyznać. Czemu gwardia? To już lepiej byłoby wynająć jakichś najemników. 
 - Nie podoba mi się to, że możesz mieć rację – bąknąłem, nerwowo stukając palcami o blat. 
- Nie przejmuj się, będą się zachowywać. I też zawsze będę obok, więc żaden z nich cię nawet nie tknie – obiecał, podchodząc do mnie i kładąc dłonie na mojej talii. 
- Nawet się im dotknąć nie dam – mruknąłem, czując obrzydzenie na samo wspomnienie o tamtym gwardziście, który wtedy mnie skuł i zaprowadził do lochu. Gdyby nie Haru, nie skończyłbym dobrze. – Chodźmy. Załatwmy to szybko i miejmy to za sobą. Jeszcze musisz z Hoshino pogadać – mruknąłem, niezbyt zadowolony z faktu, że najprawdopodobniej już od jutra będę musiał widzieć te wszystkie parszywe twarze. No i Hoshino. Może się już opamiętał i zrozumiał, że nigdy nie będzie z Haru, ale też istnieje prawdopodobieństwo, że to uczucie dalej w nim jest. 
Przedstawiliśmy szefowi wszystko to, co nam się udało znaleźć, i dołożyliśmy do tego nasze przypuszczenia oraz spekulacje. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że skontaktuje się on z przełożonym gwardii, i że na tę chwilę powinniśmy wrócić do domu i odpocząć, ja jednak wiedziałem, że jeszcze sobie nie odpocznę. Muszę dotrzeć do właściciela magazynu. 
- Nie mogę się doczekać, aż w końcu wrócę do domu – odpowiedział Haru po opuszczeniu koszar. Zauważyłem też, że zaczął masować swoją skroń, by pewnie trochę złagodzić ból głowy. Poczułem się głupio. Wpierw powinienem się zapytać, czy chce pracować dalej, a nie tak na niego naciskać. Przecież on może być zmęczony, albo po prostu nie mieć ochoty, trochę za bardzo zaślepiła mnie chęć jak najszybszego zakończenia sprawy. 
- Mam do ciebie jeszcze tylko jedną prośbę. Porozmawiaj z Hoshino o tym śledzeniu. I potem możesz wracać odpocząć – poprosiłem, siląc się na delikatny uśmiech. 
- Oczywiście, załatwię to prędko, by jak najszybciej do ciebie wrócić – odpowiedział, chyba zakładając, że teraz zmierzam do rezydencji. 
- To ja będę wracał do ciebie. Chcę jeszcze pójść do ratusza odkryć, kto jest właścicielem magazynu. I jak szybko to zrobię, to jeszcze może z nim pogadać. Postaram się wrócić przed zachodem – obiecałem, chwytając jego koszulę i ciągnąc go w dół, by go pocałować. Co prawda w tych butach wystarczyłoby, gdybym trochę uniósł głowę do góry, no ale to nie byłoby w moim stylu. – A ty zjedz obiad i odpocznij. A jakby głowa cię nie przestała boleć, poproś służbę o zioła, coś takiego zawsze mam w rezydencji – dodałem, poprawiając jego koszulę oraz włosy. Chociaż, patrząc na to, gdzie teraz idzie, nie powinien wyglądać za dobrze. A może właśnie powinien, by Hoshino był świadom, co takiego stracił...? I by może łatwiej się zgodził na jego prośbę. Myślę, że tak jak jest teraz, jest dobrze. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Tak właściwie nie chciało mi się już spać, dopiero co wstałam, a więc leżeć też nie za bardzo mi się chciało. Zdecydowanie wolę spędzić czas z moim mężem bylebym nie musiał siadać na niczym twardym, bo moja kość ogonowa naprawdę daje mi o sobie znać.
– Nie chcę iść do łóżka, dopiero wstałem, wyspałem się, straciłem cały jeden dzień z życia, a więc chciałbym go nadrobić i spędzić czas z moim mężem – Odpowiedziałem, mówiąc bardzo poważnie i przede wszystkim szczerze, nie chcąc, aby wysyłał mnie do łóżka, w którym nie chcę tak naprawdę już być.
– I chcesz mi powiedzieć, że dasz radę tu ze mną być mimo odczuwalnego przez ciebie bólu? – Dopytał, kładąc dłoń na moim policzku.
– Na ten ból pisałem się sam, a więc nie mam zamiaru narzekać ani się nad sobą użalać – Stwierdziłem, uśmiechając się do niego najładniej, jak tylko potrafiłam.
Sorey patrzył na mnie w milczeniu, ciężko wzdychając, a dlaczego? Sam nie wiem, przecież nie powiedziałem niczego złego, chcę tylko spędzić czas z mężem, bo, jak widać, straciłem cały jeden dzień z życia.
– Jesteś bardzo kochany, ale powinieneś się położyć i odpocząć, twoje ciało, a przede wszystkim twoja pupa może nie znieść ciągłego siedzenia – Miał rację, tak może być, natomiast nie powstrzyma mnie to od przebywania tutaj z nim tym bardziej że on sam nie będzie chciał położyć się do łóżka, aby leżeć tam ze mną.
– Nie chce się kłaść – Powtórzyłem, kończąc swój gorący napój, mając nadzieję, że już nie będzie powtarzał jednego i tego samego zdania, uważając, że powinienem się położyć.
– Bez dyskusji i tak nie jesteś w stanie nic zrobić, dlatego powinieneś leżeć – Zarządził, wstając od stołu, chwytając moją dłoń, pomagając mi powoli wstać z krzesła, prowadząc powoli do sypialni, pomagając mi położyć się na łóżku, co również było bardzo bolesne i kto by pomyślał, że leżenie w łóżku może tak boleć.
– A co ty będziesz teraz robił? – Zapytałem, leżąc na brzuchu, zerkając na Soraya, które usiadł obok mnie, kładąc dłoń na moich plecach, zaczynając je delikatnie głaskać.
– Najprawdopodobniej coś pomajstruje, pobuduje, pomaluję. Lub zacznę szukać pracy, bo i to by się przydało – To drugie zdanie trochę mnie zaskoczyło, zacznie szukać pracy? Cóż, trochę zaczyna nam brakować pieniędzy na codzienne zakupy, tylko czy to on powinien pójść do pracy? Jest demonem, nie jestem pewien, czy da sobie radę, nie chcę, aby zrobił komuś krzywdę lub aby ktoś dowiedział się, kim jest.
– Jesteś pewien? Nie boisz się, że ktoś odkryje, kim jesteś? – Dopytałem, zerkając na niego kątem oka, starając się za bardzo nie poruszać ciałem.
– Nie boję się, wszystko będzie dobrze, a nawet jeśli coś by poszło nie tak, zawsze można uciszyć swój problem – To uciszenie bardzo mi się nie spodobało, mam nadzieję, że nikogo nie uciszy i nie skrzywdzi, bo tego bardzo bym nie chciał.
– Sorey nie mów tak, nie chciałbym, abyś kogoś krzywdził, dlatego nie jestem pewien, czy powinieneś pójść pracować z ludźmi, może ja to zrobię, nikogo przy tym nie krzyczą – Zaproponowałem, dobrze, wiedząc, jak każda moja poprzednia praca się zakończyła, natomiast jestem w stanie pójść do pracy, bo tak jak stwierdził, sam może być w stanie przypadkiem kogoś skrzywdzić, a tego bardzo bym nie chciał.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

I tyle by było z odpoczynku, na który tak bardzo liczyłem, odczuwając zmęczenie, ból głowy i narastającą irytację całą tą sprawom i tym dniem, najwyższa pora wracać do domu, a nie pracować, rany mam już tak po prostu dość tego dnia.
Nie mogłem jednak zostawić go samego, on tego tak łatwo sobie nie odpuści, a ja nie chcę zostawiać wszystkiego na jego głowie, pracujemy razem i razem rozwiążemy tę sprawę.
– Mówisz tak tylko dlatego, że ich nie lubisz, ale dobrze zrobimy to sami, no może z drobną pomocą Ryo – Jeśli tego chciał tak właśnie będzie, co prawda uważam, że straż królewska mogłaby nam się tu bardzo przydać, mając spore doświadczenie w takich sprawach, natomiast jeśli on uważa inaczej, nie będę z nim na ten temat dyskutować.
– Bez nich też sobie poradzimy – burknął, idąc przed siebie.
Na jego słowa pozostało mi jedynie ciężko westchnąć, pozostawiając ten temat na późniejszą chwilę.
Kierując się także dobrze znaną drogą do koszar, Daisuke zastanawiał się nad męczącymi go sprawami, oczywiście i ja męczyłem się tą sprawom, tym bardziej że, teraz gdy znaleźliśmy martwe ciało, sprawa staje się jeszcze bardziej niebezpieczna, niż mogliśmy przypuszczać.
Daisuke w czasie, gdy ja myślałem nad całymi tymi drobnymi kłopotami, mój mąż analizował całą sprawę, będąc bardziej tym wszystkim zaintrygowany niż ja sam, to znaczy jestem bardzo zainteresowany śmiercią człowieka, jednocześnie bardzo zmęczony całym tym długim dniem.
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Mój mąż zwrócił moją uwagę, sprowadzając mnie na ziemię.
– Co? Tak nie do końca skupiłem się na tym trupie i chyba, a raczej na pewno cię nie słuchałem – Przyznałem, mając nadzieję, że nie będzie się na mnie za to gniewał, ja wiem, że to niegrzeczne, ale nic na to nie poradzę, po prostu skupiłem się na czymś innym dla mnie może nawet ważniejszego, śmierć człowieka jest dla mnie bardzo istotna, tylko nie wiem, czy to z powodu głodu, czy może raczej z powodu odczuwania silnego współczucia wobec mężczyzny i rodziny, która na pewno, zanim tęskni.
Daisuke ciężko westchnął, kładąc przede mną dokumenty, na które odruchowo spojrzałem.
– Co to? – Dopytałem, nim zdążyłem nawet przeczytać, a gdy tylko to zrobiłem, już nie potrzebowałem odpowiedzi. – Szukali go… – Mruknąłem, bardziej do siebie niż do niego wyczytując jego dane osobowe. – Pan Grant Jones – Mruknąłem, skądś, kojarząc to imię, i to nazwisko, w sumie i wygląd tego faceta wydawał się mi trochę znany, jednak to, w jakim stanie było jego ciało, nie do końca pozwalało mi wywnioskować, czy w stu procentach może to być ta osoba.
– Nic mi to nie mówi – Mój mąż usiadł na swoim miejscu, stukając palcami o stół trochę podirytowany tym brakiem możliwości szybkiego rozwiązania sprawy.
– Znałem go – Stwierdziłem, czym zaskoczyłem mężczyznę.
– Skąd go znasz? – Podpytał, bardzo zainteresowany moją odpowiedzią.
– Ten człowiek kiedyś był jednym z wysoko postawionych szefów zbrodniarzy, miałem z nim starcie, po którym trafił do lochów, miał trafić nawet na stryczek, ale ktoś go przed tym uchronił i takim oto sposobem został bezkarny – Wyjaśniłem, po które opowiadając mu całą tę sytuację.

<Paniczu? C:> 

sobota, 28 września 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Jego zapytanie trochę mnie rozbawiło. Oj, komuś tu chyba uciekł cały dzień, i nawet chyba nie zdawał sobie z tego sprawy. Jak wczoraj tę herbatę wypił i wysuszył suknię i po tym poszedł spać, tak dopiero teraz wstał. Aż się trochę o niego martwić zacząłem, bo jeszcze nigdy tak długo nie spał, nawet po naszym feralnym pakcie, który nie dość, że sam w sobie był wymęczający, to jeszcze nasz powrót trochę potrwał. No nic, najważniejsze, że wstał i czuje się w miarę dobrze, chociaż najwidoczniej minie trochę czasu, nim zacznie normalnie chodzić i siadać. Teraz będzie musiał sypiać na brzuchu, by nie było boleśnie. I moja wczorajsza obietnica w ogóle go nie skłoniła do przemyśleń, dalej mu mało, dalej chce zostać sponiewierany... przedziwna sprawa. Niby wiedziałem o jego upodobaniach od dawna, ale za każdym razem mnie to zaskakiwało. Po prostu ciężko mi uwierzyć w to, że taki piękny anioł o takiej cudnej, niewinnej twarzy i drobniutkim, smukłym ciele ma takie ostre upodobania. Aż mnie zaczęło zastanawiać, czy kiedy uprawialiśmy w poprzednich moich życiach spokojniejszy seks, to czy było mu dobrze, czy udawał, by mi przykro nie było. Wierzę, że ktoś o tak złotym sercu, jak on, byłby skłonny do tego. 
- Niedawno je odprowadziłem do szkoły – odparłem zgodnie z prawdą, jednocześnie przygotowując mu herbatę, o którą mnie wcześniej prosił. 
- Ale... co? Przecież miały wrócić od znajomych, tak? No i jest niedziela, co one robią w szkole? – spytał, odrobinkę chyba zagubiony w tym wszystkim. 
- Moja Owieczko najsłodsza, niedziela była wczoraj. I dzieci wczoraj wróciły, w stanie bardzo dobrym i z czystymi sercami. Tak, skarbie, przespałeś cały dzień – uświadomiłem go, stawiając mu przed nosem kubek z gorącą herbatą, do której dodałem trochę soku malinowego. – Proszę, pij i dochodź do siebie. 
- Nie czuję się, jakbym spał aż tyle godzin – wyznał zszokowany, biorąc pierwszy łyk. 
- Ale czujesz się lepiej? Poza tym bólem? – zapytałem, przyglądając się mu ze zmartwieniem. Mimo wszystko zawsze będę się o tę moją malutką Owieczkę martwić, niezależnie od jego słów potwierdzających, że wszystko niby jest w porządku. On może też mi tak mówić, bym nie poczuł się źle. 
- Nie martw się, ten ból był tego wart – odpowiedział, uśmiechając się łagodnie. Oj, ta moja niesforna Owieczka... 
- Dobrze, że cię za bardzo nie uszkodziłem – przyznałem, cicho wdychając. – Pij herbatę i wracaj do łóżka, teraz musisz dużo wypoczywać, by być gotów na następną pełnię – dodałem, zasiadając obok niego. Chyba wszystko na tę chwilę było ogarnięte. W  domu było czysto jak na to, że mamy tyle zwierzaków, pranie zrobione, zwierzaki nakarmiona, a nawet ja zdążyłem się ogarnąć; na moim ciele nie było żadnego niepożądanego włoska, a dodatkowo natarłem skórę balsamem, co by pachniała przyjemniej niż jakaś siarka. Naprawdę ogarnięte było wszystko, co można było ogarnąć. A to niedobrze. Co ja będę robił, kiedy Miki znów zaśnie? Powinienem sobie znaleźć jakąś pracę. Albo taką, by zarabiać pieniądze, które przez ciągłe zakupy kremu czekoladowego trochę nam tu szybko ubywały, albo może jakąś tutaj przy domu. Coś bym może pomajsterkował, pobudował, pomalował... może płot nowy bym zrobił? Sam nie wiem, po prostu potrzebuję czegoś do robienia, jak mój mąż nie jest w stanie poświęcić mi uwagi.

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Zdecydowanie mieliśmy coś więcej, w tym magazynie trzymali wszelkie zrabowane rzeczy, które niełatwo było spieniężyć w mieście, z którego zniknęły. Pod plandekami kryły się obrazy, w skrzyniach różnorakie błyskotki; złote naszyjniki, bransolety, pierścienie, a nawet i świeczniki oraz sztućce. Do tej pory sądziłem, że mamy do czynienia z kieszonkowcami, drobnymi, ale częstymi i bardzo zyskownymi kradzieżami mieszków, biżuterii, no ale sądząc po innych ich karbach, interesują się także bardzo włamaniami. Powinienem wcześniej połączyć kradzieże uliczne z włamaniami, było to logiczne, a jednak nie wpadłem na to... i pomyśleć, że ochrzaniałem Haru za to, że nie myśli, a sam nie jestem lepszy. 
- Musimy wracać do koszar – odpowiedziałem, chcąc oczywiście kuć żelazo, póki gorące. Mieliśmy sporo dowodów, teraz tylko musieliśmy coś z nimi zrobić, zwłaszcza, że nie wiadomo, jak długo te dowody tam pobędą. Ciała na pewno pozbędą się dosyć szybko, nie było ono w końcu w najlepszym stanie i wydaje mi się, że wolą uniknąć smrodu trupa w swoim magazynie. No i też zastanawiałem się, jak długo będą trzymać tam te fanty. Na ich miejscu spróbowałbym się dogadać z jakimś kupcem spoza miasta, najlepiej takim, który porusza się łodzią po tutejszej rzece. Z dobrymi znajomościami, albo umiejętnościami, złoto mogliby przetopić, i stworzyć fałszywe monety. No, ale to jest coś, co ja bym zrobił. A czy oni to zrobią, nie mam na to żadnych dowodów.
- Teraz? Skończyliśmy pracę na dziś – zauważył, z czym nie mogłem się nie zgodzić. 
- Skończyliśmy zmianę, ale praca strażnika tak właściwie nigdy się nie kończy. Znaleźliśmy ciało, fanty pochodzące najprawdopodobniej z włamań i kradzieży, mamy osobę, która to może wiedzieć coś więcej oraz należy sprawdzić właściciela magazynu. Ciało najprawdopodobniej pozbędą się tej lub kolejnej nocy, co i tak jest zadziwiające, bo ten rozkład jest w stanie naprawdę zaawansowanym. Też tych fantów mogą się pozbyć, o ile już teraz nie robią tego regularnie. Nie mamy czasu, musimy działać – powiedziałem, będąc gotów się tym wszystkim zająć sam. No, może jest jedna sprawa, z którą nie podołam. Z Hoshino chwilowo zakopałem topór wojenny na rzecz Haru, ale nie oznacza to od razu, że go polubię i będę traktować jak starego znajomego. Dalej mu nie ufam. Nie jestem pewien, czy to jego śmieszne uczucie do Haru wygasło, czy jeszcze coś tam się tli, ale głośno tego nie przyznam, że dalej jestem o niego zazdrosny. 
- I co chcesz z tym faktem zrobić? – spytał, patrząc na mnie z uwagą. Chyba a dzisiaj miał dosyć, ja też, ale zanim tych tropów nie zabezpieczę, to mnie chyba nerwica rozsadzi od środka. 
- Dopytać się o zaginionych, by chociaż spróbować zidentyfikować zmarłego, i zobaczyć, co nam to może dać. Poinformować szefa, że znaleźliśmy to miejsce, by jacyś strażnicy w nieoficjalnych strojach obserwowali to miejsce i... – zacząłem, ale szybko zostało mi przerwane przez Haru.
- A jak jedna z tych osób to będzie nasza wtyka? – zadał mi bardzo logiczne pytanie. 
- O tym... trochę zapomniałem. Ale ktoś musi obserwować to miejsce – mruknąłem cicho, intensywnie myśląc nad rozwiązaniem tego problemu. Nawet gdyby nie było problemu z kretem, to czy byłyby odpowiednie środki na takie przedsięwzięcia? Po dłuższym przemyśleniu, szczerze wątpiłem. 
- Jak będę rozmawiał z Ryo, mogę się spytać, czy gwardia by nie mogła użyczyć zasobów ludzkich. Skoro to wygląda poważnie, powinni się tym zainteresować – zaproponował, na co się skrzywiłem. Ci ludzie nie kojarzyli mi się z niczym dobrym. Ostatnia nasza interakcja polegała na tym, że oskarżyli mnie o współudział w handlu ludźmi i gwałt, wtrącili do lochu i następnie jeden z nich próbował wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę. Domyślam się, że nie wszyscy są tacy, jak ten delikwent, ale na pewno większość z nich ego ma większe od chuja. 
- Nie ma mowy, że oddam im tę sprawę. To już sam wolę tu zostać i ich obserwować – burknąłem, niezbyt zachwycony na tę myśl. Znów się zaczną panoszyć, i chełpić, i wszystkie zasługi sobie przypiszą... po moim trupie. – Chodźmy już, zwracamy na siebie uwagę, pomyślę po drodze – dodałem, mając trochę już dosyć przebywania w tym rynsztoku. Kiedy w końcu wrócimy do domu, trzeba będzie wziąć porządną kąpiel, i te ubrania natychmiast dać do prania, bo może i nie mam wyostrzonego węchu, ale czuję, że śmierdzimy. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

To było całkiem logiczne, pewnie suszy się na widoku, a więc nie powinniśmy pozostawiać sukienki na widoku pytanie tylko, czy w tej chwili miałem na to siłę, chyba tak, jestem co prawda zmęczony i chętnie poszedłbym jeszcze spać i w sumie to zrobię, gdy tylko wypije swój gorący napój.
– W takim razie zrobię to, nim znów położę się spać. Możesz, jeśli chcesz ją wyprać – Musiałem zebrać wszystkie swoje siły, by to zrobić, natomiast wiem, że jestem w stanie to zrobić, to chyba jedyna rzecz, którą będę w stanie zrobić.
– Jesteś pewien? – Dopytał zapewne znów za bardzo się o mnie, martwiąc, mimo że jak sam widzi, nic mi nie jest.
– Oczywiście, że jestem – Zapewniłem, uśmiechając się do męża łagodnie.
Sorey kiwnął głową, składając na moim czole delikatny pocałunek, podnosząc się z łóżka, kierując swoje kroki w stronę łazienki, pozostawiając mnie samego z gorącą herbatą, ogrzewając moje biedne gardło.
Wypiłem napój, rozgrzewając gardło, wracając do pozycji leżącej, czekając na Soreya, który prał sukienkę, mój mąż ma naprawdę dziwny fetysz, ale i ja wcale nie jestem lepszy, on lubi sukienki, które dla niego zakładam, a ja lubię bawić się z nim w sposób naprawdę ostry, nie przejmując się właśnie takimi konsekwencjami.
Wtulony w poduszkę czułem narastające zmęczenie i chęć snu, który przerwał mi mój mąż.
– Miki zaraz pozwolę ci spać, tylko najpierw wysusz, proszę tę sukienkę – Na jego słowa podniosłem się znów do siadu, czując kolejny raz ból, do którego musiałem się przyzwyczaić, na własne zawołanie to mam, dlatego nie narzekam.
Jednym ruchem ręki wysuszyłem ubranie, które można było od razu schować do szafy, co uczynił Sorey, dając mi wrócić do spania.
– Potrzebujesz jeszcze czego? – Zapytał, podchodząc do łóżka, kładąc dłoń na moim czole.
– Chciałbym móc się do ciebie przytulić – Wyszeptałem, nie mając szans mówić głośniej, nawet gdybym bardzo tego chciał.
Sorey spojrzał na mnie, uśmiechając się łagodnie.
– Oczywiście jak mógłbym ci odmówić – Zgodził się, kładąc do łóżka, przytulając mnie do siebie.
Zadowolony zamknąłem swoje oczy, chowając się w jego ramionach, odczuwając bezpieczeństwo, które pozwoliło mi spokojnie pójść spać.

Przespałem całą noc, nie wybudzając się ani ranu, mając wszystko, co jest mi potrzebne.
Obudziłem się wczesnym rankiem wyspany i gotowy do rozpoczęcia nowego dnia.
Oczywiście mojego męża nie było obok mnie, co w żadnym wypadku mnie nie zaskakiwało, odkąd nie sypiał, na pewno bardzo się nudził, gdy ja spałem, dlatego nie miałem do niego o to pretensji, bo i w sumie, dlaczego bym miał mieć.
Z trudem podniosłem się z łóżka, kładąc dłoń odruchowo na kości ogonowej, która trochę mnie pobolewała.
Starając się tym, jednak nie przejmować opuściłem sypialnię powoli, poszukując męża, nie mogąc zbyt szybko chodzić.
– Miki dzień dobry już nie śpisz? – Sorey pojawił się znikąd, przytulając mnie od tyłu.
– Dzień dobry wyspałem się – Odpowiedziałem, na tyle głośno, na ile moje biedne gardło mi na to pozwalało. – Przygotować ci może coś? Herbatę, kakao? – Zaproponował, od razu, chcąc się mną zaopiekować.
– Herbatę – Wyszeptałem, od razu, czując usta na moim policzku.
– Zaraz ci ją zrobię – Odparł, od razu, zabierając się za przygotowanie mi herbaty.
Czekając na herbatę, usiadłem na krześle od razu, czując ból uderzający w mój kręgosłup, cicho jęcząc z jego powodu.
Sorey od razu opuścił kuchnię, wracając do mnie po chwili z poduszką, którą mi podał, sprawiając mi sporą ulgę.
Od razu położyłem na krześle poduszkę, mogąc usiąść na czymś dużo miększym.
– Dziękuję – Uśmiechnąłem się łagodnie do męża. – Dzieci już wróciły? – Dopytałem, zerkając na męża.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Wracając na ziemię, zrobiłem to, co nakazał mój mąż uważnie, rozglądając się po magazynie, w poszukiwaniu tak naprawdę sam nie wiem, czego zapewne jakichś śladów pobytu przestępców w tym miejscu, a to chyba stało się już jasne po krwi, która znajdowała się w tym miejscu.
Uważnie obserwowałem kąt za kontem, Poszukując jakieś wskazówek, ciał, śladów, czegokolwiek co mogłoby nam ułatwić całą sprawę.
Głęboko, prawie że na końcu magazynu w ścianie znalazłem złoto, a tuż obok dobrze schowane przed ludzkim okiem martwe ciało. A więc jednak chłopak się nie mylił, to miejsce jest podejrzane, przyjrzymy się mu, ale nie teraz, teraz było na to za późno.
– Daisuke – Zawołałem, zastanawiając się, czy w ogóle powinienem go wołać, doskonale, wiedząc, jaką ma reakcję na takie widoki. – Tu jest martwe ciało – Ostrzegłem go, nie chcąc, aby później miał do mnie pretensje o to, że zobaczy martwego człowieka.
Mój mąż wziął kilka głębokich wdechów, podchodząc do mnie, zerkając na ciało, które nie było w najlepszej kondycji, widać było, że już trochę tu leżało, a i Wszelakie robactwo było nim bardzo zainteresowane.
– Musiał być naprawdę problematyczny, skoro go zabili – Słuszne wnioski, do których i ja sam też doszedłem.
– Prawdopodobnie właśnie tak jest, pytanie, tylko kim jest ten człowiek i co takiego zrobił, że zasłużył sobie właśnie na tak smutny koniec swojego życia – Byłem tym naprawdę szczerze zainteresowany, jeszcze bardziej chcąc rozwikłać całą tą sprawą.
– Musimy dowiedzieć się, czy ktoś nie zgłosił czyjegoś zaginięcia, dzięki czemu będziemy wiedzieli, kim prawdopodobnie jest ten mężczyzna, podejrzewam, że prawdopodobnie coś wiedział i kto wie, może chciał to gdzieś zgłosić, a w zamian za to musieli go uciszyć, aby nie sprawiał im problemu – Stworzył, z czym akurat również mogłam się zgodzić, ewidentnie ta sprawa jest bardziej skomplikowana, niż w ogóle mogłem podejrzewać, zaczęło się od zwykłych kradzieży, a kończy na morderstwie może to właśnie, to ukrywał przed nami chłopak? Z jakiegoś w końcu powodu nie chciał nam czegoś powiedzieć.
– Musimy jak najszybciej się ulotnić – Zwróciłam się do mojego męża, który coś uważnie obserwował.
– Co? Dlaczego mamy stąd iść? Jeszcze niczego więcej nie odkryliśmy, tu na pewno są jakieś wskazówki – Mój mąż nie był zadowolony z moich słów, nie mogąc nic więcej zobaczyć.
– Wracają tu, musimy stąd znikać, nim nas przyłapią – Wyjaśniłem, dostrzegając zmieniającą się mimikę jego twarzy.
Daisuke kiwnął głową, odkładając to, co miał w dłoniach na miejsce, puszczając wraz ze mną magazyn, zostawiając wszystko, tak jak zostać powinno.
Uniknęliśmy niepotrzebnego konfliktu i spotkania z ludźmi, z którymi na pewno nie skończyłoby się to zbyt dobrze, a obaj nie chcemy niepotrzebnych konfliktów, do tego wszystkiego, gdyby ci ludzie wiedzieli, że tu jesteśmy, mogliby wszystko zamknąć, schować i zniknąć, a to w niczym, by nam nie pomogło.
– Będziemy musieli jeszcze tu wrócić – Stwierdził, w czym mogłem, a nawet chciałem się oczywiście zgodzić, musimy dowiedzieć się, co ukrywają i dlaczego w tym miejscu znajdowało się martwe ciało.
Kiwnąłem głową, zgadzając się z moim mężem, nie musząc mówić nic więcej, bo i co moje słowa by zmieniły? Kompletnie nic obaj wiemy, że to miejsce będzie trzeba było jeszcze przejrzeć raz, i to zrobimy, ale już nie dziś, to pozostanie nam już na jutro.

<Paniczu? C;>

piątek, 27 września 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Na jego słowa pokręciłem głową, ponieważ kompletnie nie o to mi chodziło. Nie chciałem, by się bał. Nigdy tego nie chciałem Wiem, że kilka razy w moim nowy życiu były momenty, w których to moja osoba go przerażała. Niektóre były z jego winy, niektóre były z mojej, jednak niezależnie, czyja wina to była, nie chciałbym, by znów się mnie bał. Nie on. Cała reszta świata może, ale nie moi najbliżsi. 
- Nie traktuj tego jako groźbę, ale jako ostrzeżenie. Albo obietnicę, sądząc po twoich zboczonych upodobaniach – odpowiedziałem, gładząc kciukiem jego dolną, poranioną wargę. 
- Tylko sobie żartowałem, nigdy bym się ciebie nie bał, nie musisz być taki poważny – odpowiedział, w co mu nie do końca uwierzyłem. Mówił tak, bo chce mnie uspokoić. I może też naprawdę żartował, i wyparł tamte chwile, w przeciwieństwie do mnie. 
- Zawsze jestem poważny, kiedy składam poważne obietnice – odpowiedziałem, chcąc by wiedział, czego się spodziewać przy następnej pełni. Teraz traktowałem go nawet delikatnie mając na uwadze jego pełny brzuch, chociaż i tak mniej delikatnie w takich normalnych dniach. Skoro jednak mam od niego zielone światło na pełne szaleństwo...  i tak wolę trochę mimo wszystko się hamować i stopniowo sprawdzać, na ile sobie mogę pozwolić z każdą pełnią. Nie zmienia to jednak faktu, że swoją obietnicę spełnię. 
Ku mojemu zaskoczeniu, Mikleo po tych słowach delikatnie zadrżał, jakby w... nie wiem, podnieceniu? Na Piekła, on naprawdę jest przedziwny. To dopiero zapowiedź, jego ciało ledwo jest teraz w stanie funkcjonować, a on już nie może się doczekać na więcej, to jest dopiero przedziwne. Niby od zawsze wiedziałem, że Mikleo miał bardzo specyficzne upodobania seksualne, ale nie sądziłem, że aż tak.  
- Nie mogę się więc doczekać – wyszeptał, a w jego oczach zaświeciły dwa ogniki. 
- To sobie jeszcze trochę poczekasz. Teraz pij, i zraz ci przyniosę twoje naleśniki, trzeba je zjeść – przypomniałem mu, gładząc jego policzek, który taki trochę ciepły był. Pytanie tylko, czy było to z powodu tego, że po pełnym dniu oraz nocy rżnięcia się jego ciało nie było w najlepszej kondycji, czy też to od tych dziwnych myśli pełnych nadziei?
- No tak, naleśniki... ale nie jestem głodny. Może dzieciaki zjedzą, jak wrócą – zaproponował, na co westchnąłem cicho. 
- O ile to będzie jeszcze zdatne do jedzenia... – mruknąłem cicho, szczerze w to wątpiąc. Wychodzi na to, że trzeba będzie je wyrzucić. Nie wiem, o której wrócą dzieci, umówiłem się z nimi, że mają być w domu, zanim zajdzie słońce, a te naleśniki, przez tę czekoladę... cóż, no najlepiej byłoby je zjeść już teraz, że się tak wyrażę. – Jak się będziesz czuł troszkę lepiej, będę miał do ciebie prośbę – odezwałem się, a on już oczywiście był zainteresowany moimi słowami. 
- Już teraz dobrze się czuję, czego potrzebujesz? – zapytał cichutko tym swoim ochrypłym głosikiem. 
- W pozbyciu się nadmiernej wody z prania, a tak właściwie z twojej sukienki. Nie chciałbym, by dzieciaki ją dostrzegły, a pościel już z kolei może się normalnie suszyć – wyjaśniłem mu sprawę, nie narzucając mu z góry czasu, w którym ma to zrobić. I tak muszę ją jeszcze wyprać. Pościel się suszy, owszem, ale z sukienką postanowiłem poczekać, właśnie z tego względu. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Zachowanie mojego męża było trochę niecodzienne. Wzrok trochę mu biegał i coraz to chętniej zerkał w stronę magazynu, nozdrza ruszały mu się nerwowo, i chyba nieświadomie oblizywał wargi. Na własnej skórze przekonałem się, jak wielką słabość Haru miał do krwi. Sądziłem, że już nad tym zapanował, ale patrząc na niego w tej chwili trochę w to wątpiłem. 
- Hej, skup się – pomachałem mu dłonią przed twarzą chcąc, by przerzucił na mnie swoją uwagą. – Wszystko w porządku? Dasz radę nad sobą zapanować? – dopytałem, nie spuszczając z niego wzroku. 
- Co? Tak, pewnie, czemu w ogóle miałbym nie dać sobie rady? – spytał chyba myśląc, że nie zauważyłem. Nic nie odpowiedziałem, tylko uniosłem jedną brew, a on od razu zrozumiał, że zauważyłem jego drobne odstępstwa w zachowaniu. – Dam radę, trochę mnie po prostu irytuje ten zapach. 
- Irytuje? Czy jest raczej przyjemny i zachęca do skosztowania? – zapytałem, nie chcąc przestać drążyć musząc mieć pewność, że nagle mi tutaj nie zwariuje na punkcie krwi. 
- Trochę to przyjemne jest, ale potrafię nad sobą panować – stwierdził, ale jakoś w to nie wierzyłem za bardzo. Czy mam jednak jakieś wyjście? Jego zmysły są bardziej wyostrzone, więc musi wejść tam ze mną. 
- Po prostu powstrzymuj się od dziwnych odruchów – stwierdziłem, cicho wzdychając i podchodząc do drzwi. – Nie ma w środku nikogo? – dopytałem, nie wiedząc, czy gotować się do walki, czy móc wejść tam ze spokojem. 
- Nikogo nie wyczuwam, tylko krew – potwierdził, a ja spokojnie pchnąłem drzwi, które mi uległy. To było trochę dziwne... ktoś zapomniał zamknąć? Czy może specjalnie zostawiane są otwarte, bo przewija się tu wiele osób? W końcu, gdyby nie ten trop, w ogóle bym tu nie zaglądał, jak pewnie każda inna, normalna osoba. Szczerze wątpiłem, by był to właściwy magazyn, możliwe, że był on tylko z nazwy. Jego właściciel go wynajmuje i póki dostaje pieniądze nie interesuje go, co się tam dzieje, czy może sam jest w to zamieszany? Warto sprawdzić tego właściciela. 
Ale wpierw należy sprawdzić ten budynek. 
Wyglądał normalnie, jak przeciętny magazyn, pełno skrzyń, pudeł, z czego niektóre były przykryte plandekami. Faktycznie, czuć było lekką woń krwi w powietrzu, ale dla mnie nie była ona bardzo silna. Może dlatego, że było raptem kilka kropel na podłodze, i to bardzo zainteresowało Haru. Obserwowałem go przez chwilę, chcąc się upewnić, czy nie zacznie jej kosztować. Jeżeli aż tak bardzo kusi krew, może powinienem zaspokajać i to pragnienie? To byłoby dla jego dobra, by nie tracił głowy w takich chwilach, jak ta, chociaż teraz źle nie jest. A gdyby stracił głowę podczas walki? Będę musiał z nim później o tym porozmawiać. 
Zauważając, że coś się tak zbyt intensywnie wpatruje w tę krew, podszedłem do niego i położyłem dłoń na jego ramieniu, a on lekko podskoczył. 
- Jesteś ze mną? – spytałem, przyglądając się mu ze zmartwieniem. 
- Jestem, jestem – potwierdził, uśmiechając się do mnie głupkowato, jakby to miało mnie uspokoić. Średnio to podziałało, ale musiałem mu zaufać. 
- Rozejrzyjmy się po tym miejscu i wychodźmy stąd. Nie chciałbym tu zostać przyłapany – dodałem, mając przecież z tyłu to, że w każdej chwili ktoś tu może nas nakryć, i wtedy cały nasz progres może zostać zresetowany. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Byłem naprawdę zmęczony, dziś oddałem mu się w całości chyba jeszcze nigdy w pełnię, nie czując aż takiego zmęczenie i przyjemnego bólu, który odczuwałem.
– Cieszę się, że chociaż raz byłem w stanie cię całkowicie zaspokoić – Szepnąłem, naprawdę zmęczony.
Sorey ucałował mnie w czoło, pomagając do końca umyć moje klejące się ciało, doprowadzają mnie do porządku.
– No chodź, już jesteś czysty – Odezwał się po umyciu mojego ciała, pomagając mi nie tylko wstać, ale i ubrać, zanosząc do łóżka, widząc, że nawet tego nie jestem w stanie już uczynić.
Zmęczony wtuliłem twarz w poduszkę, powoli zasypiając.

Przebudziłem się gdzieś koło południa, rozglądając po sypialni, w której byłem sam, a więc mimo zmęczenia musiałem podnieść się z łóżka, co nie było wcale takie proste, już samo podniesienie się do siadu sprawiło mi spory ból rozchodzący się po całym moim ciele.
Cicho jęknąłem z bólu, niczego nie żałuję, było warto i zdanie zdecydowanie nie mam zamiaru zmienić, gdybym tylko był w stanie więcej znieść, na pewno dałbym mu więcej, coś tak czuję, że gdyby dzieci nie było, dziennie byśmy się bawili, a on, dzięki temu były całkowicie zaspokojony, niestety na takie przyjemności trzeba jeszcze trochę poczekać.
Podniosłem się powoli z łóżka, czując drżenie całego ciała, nad którym próbowałem zapanować, chociaż było to bardzo trudne.
– Miki a ty co robisz? Dlaczego od śpisz? – Sorey musiał wyczuć, że już nie śpię na szczęście, zjawiając się w naszej sypialni, bo coś czuję, że ja nie byłbym w stanie tam dotrzeć.
– Chce mi się pić – Wyszeptałem, nie będąc w stanie nawet za dużo mówić z wiadomych przyczyn.
Oczywiście, zaraz ci coś zrobię – Obiecał, podchodząc do mnie, pomagając tym samym wrócić do łóżka. – Co byś chciał? – Zapytał, przyglądając mi się uważnie, zdejmując włosy z mojej twarzy.
– Herbatę – Wydusiłem, mając nadzieję, że to chociaż trochę złagodzi ból.
– Oczywiście, odpoczywaj, a ja zaraz ci ją przygotuję – Ucałował mnie w usta, opuszczając sypialnie.
W takim momencie jak ten położyłem się ostrożnie na łóżku, uważając na swój ruch, znając już ból z nim się wiążący.
Nakryty kocem czułem ponownie nawracający sen, potrzebowałem jeszcze snu, który pewnie, by jeszcze trwał, gdyby nie suchość gardła i towarzyszący mu ból.
Sorey wrócił do mnie z gorącym napojem, który wręczył mi, przyglądając mi się uważnie.
– Bardzo cię boli? – Zapytał, zmartwiony tym, co mi zrobił, a to nie było potrzebne, przecież sam się na to godziłem, chętnie mu się oddając na każdy możliwy sposób z przyjemnością, dając mu robić ze mną, co tylko chciał.
– Nie tak bardzo, jakbyś tego chciał – Odpowiedziałem, uśmiechając się do niego złośliwie, biorąc łyk gorącego napoju.
Sorey spojrzał na mnie, unosząc jedną brew.
– Tak? A wiesz, co to oznacza? – Zapytał, siadając na łóżku, chwytając mój podbródek, gdy tylko odstawiłem kubek na bok.
– Nie wiem, chociaż zaraz pewnie mi powiesz – Odpowiedziałem bardzo cichutko.
– Następnym razem przelecę cię tak, że jeszcze będziesz błagał, abym przestał – Stwierdził, a jego wyraz twarzy był bardzo poważny.
– Oj uważaj, bo się jeszcze zaczyna bać – Wyszeptałem, patrząc prosto w jego oczy, uśmiechając się do niego złośliwie.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Kto byłby najlepszy? Sam nie wiem, każdy ma swoje dobre i źle strony i sprawdza się najlepiej w czymś innym.
Jednak przyznać musiałem, że Roy byłby do tego zadania najlepszy, tylko czy będzie chciał to zrobić, wrócił do straży krewskiej i wcale nie musi chcieć nam pomagać.
Westchnąłem ciężko, musząc zastanowić się, na kogo postawić, może najpierw porozmawiać z Roy, jeśli on się zgodzi pomóc nam, to sprawa będzie znacznie prostsza, w innym wypadku będziemy musieli wymyślić coś innego, jestem natomiast dobrej myśli i wierzę w dobre serce mojego kolegi, który zawsze mi pomagał tak jak i ja mu.
– Porozmawiam z Roy i zobaczę, co da się zrobić, jeśli się zgodzi, a taką, mam nadzieję, to sprawa będzie znacznie prostsza, pytanie tylko, czy będzie miał na to czas, w straży królewskiej mają ostatnio sporo sprawa na głowie – Wyjaśniłem, nie mając problemu z poruszeniem tego tematu i poproszeniu go o pomoc, co jak co, ale na niego zawsze mogłem liczyć.
Daisuke kiwnął głową, myśląc nad czymś bardzo intensywnie.
– Myślisz, że mógłby ci odmówić? – Zapytał, podążając dobrze znaną nam drogą powrotną do koszar.
– Myślę, że jeśli miałby ku temu powód to jak najbardziej, nie jest zobowiązany mi pomóc, może to zrobić, ale nie musi – Odpowiedziałem, wzruszając przy tym swoimi ramionami, doskonale wiedząc, jak może to wyglądać.
– W porządku poczekamy i zobaczymy, ty z nim porozmawiaj, a później zobaczymy – Zgodził się ze mną, otwierając drzwi do sali treningowej, gdzie wspólnie weszliśmy do środka, przygotowując się do treningu.
Trening był bardzo przyjemny, a wszystko to dlatego, że miło było potrenować z mężem, z którym już od bardzo dawna nie trenowałem.
Musiałem oczywiście uważać na swoją siłę, abym przypadkiem nie zrobić mu krzywdy, bo niestety, ale w moim wypadku było to możliwe.
Po treningu myślałem, że wrócimy do domu, zapominając trochę o naszej wyprawie na magazyn, na szczęście mój cudowny mąż o tym nie zapomniał i nie omieszkał mi o tym przypomnieć.
Trochę byłem niezadowolony naprawdę, chcąc już wrócić do domu.
Niepocieszony ruszyłem za moim mężem do magazynu, mając szczerą nadzieję, że nic złego się nie wydarzy.
Daisuke skupił się na poszukiwaniu śladów, przy pomocy wzroku jakkolwiekby to nie brzmiało, gdy ja skupiłam się na zapachu, poszukując jakiegoś tropu.
I o ile wzrokowo nic nie dało się dostrzec, tak zapachów czułem naprawdę wiele, ruszyłem sam przed siebie za zapachem, który mnie najbardziej interesował.
Czułem, że coś było nie tak, metaliczny odór przypominający zapach krwi trochę mnie niepokoił, a jednocześnie przyciągał do siebie, co jak co, ale płynie we mnie krew dzikiego zwierzęcia, a więc takie zapachy podobają mi się najbardziej.
– Haru, gdzie ty idziesz – Daisuke zatrzymał mnie w drodze do jednego z magazynów, z których właśnie dochodził najostrzejszy zapach krwi.
– Idę sprawdzić magazyny przecież po to tu przyszliśmy – Odpowiedziałem, nie rozumiejąc, skąd to pytanie…
– Tak i mieliśmy chodzić razem, czy ty coś poczułeś, znalazłeś? – Zapytał, przyglądając mi się z uwagą, dostrzegając moje zainteresowanie konkretnym magazynem.
– Nie znalazłem nic, ale czuję zapach krwi, którego nie czuję się bez powodu – Wyjaśniłem, odczuwając wielką chęć skosztowania tej krwi, co nie było rozsądne, natomiast w tej chwili mój mózg nie pracował zbyt rozsądnie, a to zdecydowanie niedobrze, byłabym, tylko nie zrobił niczego głupiego.

<Paniczu? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Zadowolony uśmiechnąłem się szeroko i następnie zakryłem jego oczy, a zaraz potem usta tym wyjątkowym kneblem. Do tego wszystkiego brakowało jakiejś ładnej sukienki... co prawda, sukienka ta skończyłaby cała w naszych płynach i trzeba będzie zrobić pranie. W sumie, i tak będę musiał. Ta pościel po tej nocy także będzie trochę, jakby to łagodnie określić, brudna. Cóż, na zakładanie sukienek już za późno, właśnie zapiąłem kajdanki na jego nadgarstkach. Zresztą, musiałbym teraz od niego odchodzić, wybrać sukienkę, kazać mu ją założyć, a ja aż tyle cierpliwości nie miałem. Nie, kiedy taka słodycz stoi przede mną, drżąca na samą myśl, co mogę mu zrobić. 
– Na kolana – rzuciłem, chcąc już wykorzystać jego cudowne usta. 
Mikleo nie oponował. Ładnie uklęknął, starając się opanować drżenie swojego ciała, co tak niezbyt mu wychodziło. Nie przyjmując się niczym chwyciłem jego włosy i narzuciłem sobie tempo takie, które mi najbardziej odpowiada, używając go tylko dla swojej przyjemności wiedząc jednocześnie, że mojemu nieczystemu, zboczonemu mężowi to także będzie sprawiać przyjemność. 
Tej nocy znów go wykorzystywałem tak, jak ja chciałem i w takich pozycjach, jakie mi najbardziej odpowiadały. A Mikleo? Mikleo pięknie krzyczał i jęczał, dopóki gardła to on sobie całkowicie nie zdarł. Coś tak przeczuwałem, że dnia następnego to on z łóżka nie wstanie, o chodzeniu czy mówieniu nie wspominając... Cóż, taka jest cena przyjemności. 
– Chodź, Miki. Trzeba cię umyć – odezwałem się, kiedy po wszystkim już odpiąłem jego kajdanki, obrożę oraz knebel. Mikleo ledwo żył i coś tam wymamrotał, ale wiedziałem, że nie mogę mu teraz odpuścić. Niedługo będzie świtać, nowy dzień się zacznie, więc należy tutaj wszystko do porządku doprowadzić, w tym mojego męża. – Umyjesz się, i pójdziesz spać – obiecałem, biorąc go na ręce i zanosząc go do łazienki. Wpierw musiałem usadzić go na krześle, następnie przygotowałem mu wodę i wtedy wsadziłem go do balii. 
W międzyczasie gdy on się tam ledwo obmywał, postanowiłem ogarnąć sypialnię. Trzeba było w końcu zmienić pościel, i to koniecznie, a także w pewnych miejscach ogarnąć podłogę. Wiedząc, że mój mąż będzie potrzebował pomocy z myciem się, starałem się jak najszybciej tutaj wszystko ogarnąć. Może jak Miki pójdzie spać, to zrobię pranie. Chociaż, do czego to doszło, bym ja, demon, pranie robił... powinienem niszczyć miasta, pożerać dusze, a nie prać. Co ten anioł ze mną robi? 
– Hej, hej, nie zasypiaj – odezwałem się, kiedy tylko wróciłem do łazienki. Położyłem w kącie brudną pościel i podszedłem do balii, by podtrzymać mojego męża. – Świetnie się dzisiaj spisałeś – pochwaliłem go, całując w policzek i zabierając się za mycie jego ciała, uważając na miejsca, w których go dosyć mocno ugryzłem. Mam nadzieję, że żadnych blizn mu nie zostawię.
– Jesteś usatysfakcjonowany? – spytał cichutko, patrząc na mnie swoim zamglonym, wykończonym spojrzeniem. 
– Oczywiście, nawet bardzo. Pierwszy raz przyjąłeś tyle mojego nasienia, w siebie i na siebie. Niesamowita sprawa – przyznałem szczerze, uśmiechając się łagodnie. Dzisiaj naprawdę przeszedł przez wszelkie moje oczekiwania, nie sądziłem, że jest w stanie aż tak długo ze mną wytrzymać. Szkoda, że ta pełnia jest tylko raz w miesiącu. Chociaż, dzisiaj mieliśmy mnóstwo szczęścia z tym, że dzieciaków nie było. W przeciwnym razie ta pełnia byłaby strasznie ciężka dla naszej dwójki. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

Na jego słowa westchnąłem cicho, oczywiście, że nie mógłby po prostu przyjąć mojego komplementu. Nie byłby przecież sobą, a przyznam, miło by mi było, gdyby raz zgodził się z moimi słowami i stwierdził, że jest mądry. Ja nie rzucam słów na wiatr, i jeżeli ja coś takiego uważam, to musi być to prawda. Nie rzucam pustych komplementów, by się komuś przypodobać. Zresztą, samoakceptacja to bardzo ważny krok w osiągnięciu szczęścia, i im szybciej zaakceptuje fakt, że jest mądry, tym lepiej dla niego. 
– Dla odmiany mógłbyś mi przyznać rację w tej kwestii, byłoby mi miło – westchnąłem cicho, zerkając na drzwi zakładu kuśnierskiego. Oby ten chłopak nie wplątał się w nic głupiego, bo drugi raz na moje dobre serce nie będzie miał co liczyć. Wiedziałem, że Roy miał rodzinę, więc może nie chciał nam powiedzieć więcej, bo się o nią bał. Jeżeli tak, to nawet tym bardziej powinien nam powiedzieć, byśmy mogli działać i wyciąć te chwasty, nim pochłoną całe miasto. 
– Ale wtedy bym skłamał, a kłamanie nie jest fajne – odpowiedział głupkowato, a ja już straciłem wszelką ochotę na kontynuowanie tej rozmowy. 
– Nieważne. Wracamy do koszar? – zaproponowałem, zerkając na słońce, które powoli chyliło się ku zachodowi. W sumie, to nasza zmiana na dzisiaj się już skończyła. I kiedy to zleciało...? Niewiele dzisiaj zrobiliśmy, a dzień się już kończył. Ponoć uciekający czas jest pierwszą oznaką starości. Ta myśl nie jest bardzo przyjemna. 
– A ten magazyn? Nie sprawdzamy go? – zapytał, na co pokręciłem głową. 
– Tam zajrzymy, jak będziemy wracać, i tak mamy po drodze. No i też nie masz swojej torby przy sobie, a do niej spakowałem ci ubrania, jakby się przypadkiem przydały – zasugerowałem, nie wykluczając tego, że jego inna forma się nam przydać. Oczywiście wolałbym jej unikać, im mniej rozprutych ciał, tym lepiej dla Haru oraz mojego żołądka, no ale z dwojga złego lepsze to niż śmierć. Skoro mamy możliwość korzystania z wilczych aspektów Haru, to przecież należy z nich korzystać. Bylibyśmy głupcami, gdybyśmy tego nie robili. 
– Pomyślałeś o wszystkim dzisiaj chyba – odpowiedział, będąc chyba pod wrażeniem, co mnie lekko zaskoczyło. Nie zrobiłem przecież nic takiego. 
– Z twoją przypadłością to normalne, że zawsze należy mieć pod ręką nowe rzeczy – przyznałem, wzruszając ramionami. 
– Ja tam o tym nie pomyślałem – przyznał, co mnie akurat nie dziwiło. Na szczęście od tego miał mnie. Swoją drogą, należało mu zrobić zakupy, ale po kilka takich samych rzeczy, by mieć do pracy te kilka kompletów. 
– Od takich trywialnych rzeczy masz mnie. W innych przypadkach musisz liczyć na siebie. Teraz się zastanawiam... Który z chłopaków będzie najlepszy do obserwowania Roya? – spytałem, zerkając na niego, w oczekiwaniu na jego zdanie. On jednak znał ich wszystkich znacznie dłużej ode mnie, więc zna lepiej ich umiejętności. Ja nawet nie miałem za specjalnie okazji, by z nimi popracować. Przez miesiąc miałem Kamei'a za partnera, bo Haru miał połamane żebra, no i odrobinę szkoliłem Ryu, no ale to bardzo mało. W tej kwestii lepiej zdać się na jego propozycję, albo też osąd szefa, on przecież też musi zgodzić się na odstąpienie jednego człowieka. 

<Piesku? c:> 

czwartek, 26 września 2024

Od Mikleo CD Soreya

Regenerujący sen naprawdę bardzo mi się przestał, gdy tylko otworzyłem oczy, znów czułem energię, jaką dawała mi pełnia.
– Dzień dobry moja mała owieczko – Przywitał się ze mną mój ukochany mąż, który przez cały czas przyglądał mi się z uśmiechem na ustach od razu, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
– Dzień dobry mój panie – Przywitałem się z moim mężem, uśmiechając się do niego pięknie.
Sorey zerknął na mnie, przyciągając bliżej siebie.
– Tak możesz mi mówić, lubię, gdy jesteś taki posłuszny – Wymruczał, podgryzając moją dolną wargę. – Jak się czujesz? Potrzebujesz może czegoś? – Jak zwykle zainteresował się mną, kładąc dłoń na moim policzku, całując mnie w czoło.
– Czuję się bardzo dobrze, nawet lepiej, niż powinien po tych doznaniach – Przyznałem, kładąc palec na jego dolnej wardze, delikatnie ją głaszcząc.
– A więc jesteś w stanie przyjąć drugą turę? – Od razu zauważyłem, jak jego oczy błyszczą, a on sam jest już gotowy na powtórkę z rozrywki.
– Hej spokojnie pozwól mi umyć ciało, strasznie się kleje – Stwierdziłem, z czym chyba się zgodzi.
– To fakt kąpiel by ci się przydała, pójdę w takim razie ją dla ciebie przygotować, abyś nie musiał za bardzo się przemęczać – Stwierdził, chwytając moją dłoń, którą ucałował.
– A może dla nas, a nie dla mnie co? Chciałbym wykąpać się w twoim towarzystwie. Wiesz, tam też mogę cię zadowolić – Uśmiechnąłem się do niego zadziornie od razu zauważające, że ten pomysł bardzo mu się podoba.
Od razu podniósł się z łóżka, ruszając do łazienki, bo gdzieżby indziej miał pójść?
Od razu podniosłem się do siadu, nawet nie odczuwając tak sporego bólu ciała, jaki odczuwać powinienem, na moje szczęście w innym wypadku mógłbym nie dać rady jeszcze raz go zaspokoić.
Nie chcąc czekać, podniosłem się z łóżka powoli, ruszając w stronę łazienki, czując nasienie, które spływało po moim ciele, no cóż, dziś Sorey pozostawił go na mnie dość sporo, no i ja sam trochę się ubrudziłem.
– A ty co tu robisz? Miałeś grzecznie poczekać – Od razu usłyszałem jego niezadowolony głos.
– Stęskniłem się za tobą – Przyznałem, przytulając się do niego, Sorey westchnął, ale nie skarcił mnie za moje nieposłuszeństwo, zapraszając do bali, co wykonałem wręcz od razu, czekając tylko na ukochanego.
Sorey dość szybko zajęło miejsce tuż za mną od razu, myjąc moje ciało, które tej kąpieli naprawdę potrzebowało.
Trochę to potrwało, ale gdy tylko mnie wykąpał, znów byłem śliczny i pachnący.
Zadowolony odwróciłem się w jego stronę, siadając na nim okrakiem.
– Dziękuję, twoje usługi są niezastąpione – Wymruczałem, od razu, czując jego dłonie na moich pośladkach.
– Mam nadzieję, że mi się za to ładnie odpłacisz – Zadowolony wymruczał mi do ucha. – Ale nie tu, nie chcę rozlewać wody. – Dodał, widząc moją gotowość do działania. Od razu, wychodząc ze mną z bali, porządnie, wycierając moje ciało, co uczynił również ze swoim, nie zapominając o bali którą szybko doprowadził do porządku, zabierając mnie do sypialni, gdzie znów założył mi smycz, obroże a do tego zapiął moje dłonie kajdankami z tyłu, tak abym nie mógł go dotknąć.
Sorey usiadł na łóżku, ciągnąc mnie za sobą, patrząc na mnie z wyższością.
– Czegoś tu brakuje – Wstał na chwilę, przynosząc ze sobą chustę i knebel, uważnie mi się przykładając. – Użyjesz swoich pięknych i mięciutkich ust, aby znów przywitać się ze swoim panem? – Zapytał, oczekując twierdzącej odpowiedzi.
– Co tylko zechcesz, jestem cały twój – Przyznałem, czując palące podniecenie wymieszane z energią, która narastała w moim ciele z powodu nadchodzącej coraz bardziej nocy, a wraz z nią całkowitą pełnią.

Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 W milczeniu przyglądałem się chłopakowi, czując, że jeszcze nie wszystko nam powiedział, jego zapach się zmienił, czułem, że był przestraszony naszą wizytą.
– Wiesz coś jeszcze prawda? – Zwróciłem się do młodzieńca, który spojrzał na mnie, nerwowo drapiąc się po karku.
– Ja? Nie powiedziałbym, że coś wiem, powiedziałem już wszystko – Kłamał, czułem to, nie czytałem w myślach, natomiast doskonale wyczuwałem zapach i zmieniający się ton głosu, który bardzo mnie interesował.
– Nie wiesz, czy nie chcesz powiedzieć? A może nie możesz? – Drążyłem dalej, chcąc wyciągnąć z niego to, co tak bardzo stara się przed nami ukryć.
Chłopak odwrócił głowę, nie mogąc znieść mojego spojrzenia, miałem rację, on wiedział coś, tylko bał się nam powiedzieć, no nic, trudno jakoś sobie będziemy musieli bez tego poradzić.
Westchnąłem ciężko, już wszystko wiedząc.
– Nie chcesz, nie będziemy cię zmuszać, nie mam więcej pytań – Zwróciłem się tym razem do męża, czując, że nic więcej niż nie usłyszę od tego chłopaka, będziemy musieli się mu przyjrzeć, jeśli on nie chce nam nic więcej powiedzieć, to my sami musimy to wyciągnąć z niego przy pomocy obserwacji, on wie więcej, niż mówi i tego jestem pewien.
Daisuke kiwnął głową, żegnając się z młodzieńcem i starszym panem, opuszczając ze mną kuźnię.
– Co miałeś na myśli, sądząc, że on coś więcej wie? Przestraszyłeś go – Mój mąż zwrócił się do mnie, gdy tylko zamknął drzwi wejściowe do kuźni.
– On wie więcej, czułem to po jego zapachu, zdenerwował się, zimny pot go oblał i do tego się bał, nie chce nam o czymś powiedzieć – Wyjaśniłem, ciesząc się w tej chwili z tak wyostrzonego węchu, który powiedział mi więcej, o tym chłopaku niż on sam tego chciał.
Daisuke przemyślał moje słowa, kiwając łagodnie głową, łącząc kropeczki, które w sumie dla kogoś, takiego jak on nie były trudne do połączenia.
– Czyli to oznacza, że powinniśmy się mu przyjrzeć – Jak zawsze bardzo mądry z niego człowiek, nie da się na nim zawieść.
– No właśnie, tylko teraz tak sobie myślę, czy na pewno powinniśmy być to my, nas rozpozna, a więc będzie bardziej uważny – Zauważyłem, zastanawiając się jakby to móc przeskoczyć, aby śledzić chłopaka, tak by o tym nie wiedział. – A może ktoś inny będzie go obserwował? Coś tak czuję, że może nam powiedzieć więcej, niż chcę – Dodałem, wpadając chyba na nie w całe takie głupi pomysł.
– No popatrz, popatrz niesamowite – Mój mąż mówił jakoś tak dziwnie, ciekawe, dlaczego tak, czyżby coś wywnioskował ze słów chłopaka? W całe bym się nie zdziwił, on przecież jest inteligentny, i to znacznie bardziej ode mnie.
– Co takiego, coś wyłapałeś? – Dopytałem, unosząc jedną brew ku górze ciekaw jego zdania, które zaraz zapewne wypowie.
Mój mąż pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem.
– Jak chcesz, to myśleć potrafisz, a ciągle powtarzasz mi, że głupi jesteś – Tego też nie rozumiałem, co ja znów zrobiłem?
Uniosłem jedną brew, a on, widząc moje spojrzenie, westchnął ciężko.
– Ktoś inny będzie obserwował tego chłopaka, masz rację, że nas może rozpoznać – No i teraz stało się wszystko jasne.
– Czasem mi się zdarza, nie przyzwyczajaj się, to nie zdarza się zbyt często – Uspokoiłem go, nie chcąc, aby przypadkiem się na coś napalał.

<Paniczu? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Ależ oczywiście, że chce mnie dotknąć, jego całe ciało wręcz drżało od chęci dotknięcia mnie, podobnie jak umysł, który wręcz krzyczał z przyjemności. Oj, ja już dopilnuję, by nie tylko jego umysł krzyczał, ale i ciało. Skoro czuje się dobrze i brzuch pełen jego naleśników i mojego nasienia mu nie przeszkadza, nie będę się hamować. Wykończę go całkowicie, dopóki nie będzie w stanie chodzić, ani nawet ustać na nogach. 
Oderwałem się od jego ramienia i przysunąłem usta do jego ucha. 
– Na to trzeba sobie zasłużyć – odparłem mu wprost do ucha i zaraz po tym ustami zszedłem niżej, na jego szyję, by zaraz wbić zęby w jego szyję. A mój piękny Mikleo zaraz cudownie jęknął. Jak tresowana suczka... 
Dzisiaj sobie nie żałowałem, tylko korzystałem z Mikleo ile tylko mogłem, i na każdy sposób, jaki tylko mogłem. On też nie wydawał się narzekać i brał, co mu dawałem, pięknie jęcząc, krzycząc, i dochodząc raz za razem. Przyznać mu musiałem, że dzisiaj wytrwał znacznie dłużej, niż w jakimkolwiek innym dniu; zdążyłem dostać lekkiej zadyszki, kiedy wyjęczał tym swoim słabym głosikiem, że ma dosyć. Nie był w stanie ustać na nogach, dlatego musiałem go wziąć na ręce i zanieść do łóżka, na którym go położyłem. Najchętniej to bym go umył, bo trochę by mu się go przydało, ale widziałem, że nie miał na to siły. Cóż, troszkę się prześpi i wtedy będę mógł obmyć go z tej krwi i spermy. Dzieciaków nie ma, i nie będzie aż do jutra, dlatego możemy sobie pozwolić na chwilę lenistwa i z niczym się nie spieszyć. 
– Dobrze się spisałeś – pochwaliłem go ładnie, kładąc go na poduszki i gładząc jego policzek. 
– Położysz się obok? – poprosił, ledwo utrzymując otwarte oczy. 
– Położę się, ale nie teraz, wiesz? Zrobiłeś niezły bałagan, ktoś go musi posprzątać. Ty nie jesteś w stanie ustać na nogach, dlatego ja się tym zajmę. Odpocznij, kiedy przyjdzie czas, liczę na drugą turę – odpowiedziałem, nie przestając się do niego łagodnie uśmiechać. Oj, jak znów się do niego dobiorę, także ponownie doprowadzając go do szaleństwa i wycieńczenia. 
Mikleo pokiwał głową i cos mi odpowiedział, ale zrobił to bardzo niewyraźnie, już zasypiając. Poczekałem jeszcze chwilę przy nim, dopóki nie miałem pewności, że zasnął, gładząc jego policzek. Dopiero po tym mogłem go zostawić samego i posprzątać podłogę w kuchni, na której było trochę dziwnych płynów, które znajdować się tam nie powinny. Wziąłem więc ścierkę i zaraz to wszystko wytarłem, a po tym to jeszcze umyłem. Następnie jeszcze zaopiekowałem się zwierzakami, musząc przecież zadbać o o nie i dopiero wtedy mogłem wrócić do męża, który dalej spał jak zabity. Zadowolony byłem, że doprowadziłem go do takiego stanu i całkowicie wykończyłem, chociaż miałem nadzieję, że jak już otworzy oczy, energia mu wróci. Dawno nie byłem zaspokojony tak, jak tego dnia. Zawsze musiałem się powstrzymywać, bo Mikleo już miał dosyć. Teraz też w końcu musiałem odstąpić, ale byłem znacznie bardziej usatysfakcjonowany. 
Zadowolony położyłem się ostrożnie na łóżku, a następnie przytuliłem go do siebie delikatnie i ucałowałem go w czoło. Moja Owieczka... nikomu nie dam jej skrzywdzić. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Nie do końca spodobało mi się to, że Haru zasugerował, bym poszedł tam sam. Jak to po co będzie mi potrzebny? Rozwiązujemy sprawę razem, więc to oczywiste, że Haru wejdzie tam że mną. On myślał w sposób inny, niż ja, a to w tej chwili było nam potrzebne, by rozwiązać tę paskudną sprawę. 
– Będziesz mi potrzebny do myślenia. Chodź – poleciłem, wchodząc do zakładu kuśnierskiego. 
Od razu w moje nozdrza uderzył przyjemny zapach świeżej, obrobionej skóry. Mi tam się ten zapach bardzo podobał, ale Haru delikatnie się skrzywił, najwidoczniej nie będąc fanem takich nut. Cóż, najważniejsze, by myślał, a nie cieszył się zapachem, od tego miał mnie przecież, chociaż dalej nie rozumiałem, jakim cudem czuje ode mnie owocowy zapach. W ogóle nie używałem takich nut zapachowych i przy pielęgnacji, i przy perfumach... jego węch jest naprawdę dziwny. 
– Dzień dobry. W czym mogę panom służyć? – odezwał się właściciel sklepu, starszy mężczyzna, który był mistrzem w swoim fachu. Wszelkie rękawiczki, płaszcze, futra zamawiałem tylko i wyłącznie tutaj, bo doskonale wiedziałem, że lepszej jakości w tym mieście próżno szukać. Oby po przejęciu zakładu przez młodzika to się nie zmieniło, bo gdzie ja wtedy zamawiać będę? 
– Chcieliśmy porozmawiać z twoim czeladnikiem – odezwałem się spokojnie, odrywając wzrok od pięknych, czarnych rękawiczek. Nie potrzebuję ich. Te, które mam, są jeszcze dobre i ciepłe. Nie skuszę się na nie. 
– Oczywiście, już go wołam, ale... nie wpadł w żadne tarapaty? – spytał, trochę przejęty. 
– Nie, chcieliśmy tylko z nim porozmawiać, na osobności. Proszę się nie martwić – uspokoiłem go, na co starszy mężczyzna pokiwał głową. 
– Oczywiście, Roy jest w pracowni – wyjaśnił, wskazując ręką kierunek. 
Kiwnąłem głową i udałem się do odosobnionego pomieszczenia, a Haru grzecznie podążył za mną. Wyczuwałem, że nie czuł się tu komfortowo, ewidentnie nie będąc przyzwyczajony do takich małych sklepików. Może dlatego nie chciał tu wejść...? Długo tutaj nie posiedzimy. 
– Dzień dobry, Roy. Możemy pogadać? – spytałem cicho, odrywając chłopaka od jego pracy. 
– C-co? Tak, pewnie, ale o czym? – odezwał się niepewnie młody chłopak, lekko podskakując na krześle. Zawsze był taki nerwowy? Nie pamiętam. 
– Przyszedłem odebrać dług. Na twoje szczęście, chcę tylko informacji – wyjaśniłem, obserwując jego zmieniającą się mimikę twarzy. On chyba coś wie, albo przeczuwa, po co tutaj jestem. 
– Chodzi o złodziei, prawda? – spytał wprost, co akurat mi się spodobało. Od razu do sedna, to coś, co lubię. 
– Kontaktowali się z tobą? – zapytałem, nie spuszczając z niego wzroku. 
– Tak. Kumpel chciał, bym wrócił do branży, a-ale odmówiłem. Nie chcę już kraść, teraz mam wszystko – odpowiedział szybko, jakby myślał, że założyłem, iż przyjął propozycję. Cóż, to nie była moja sprawa, gdyby przyjął, ale ja drugi raz bym go nie uratował.
– Jakaś podpowiedź, gdzie moglibyśmy znaleźć twojego kumpla i jego kumpli? 
– W jednym z magazynów nad rzeką. Ale nie wiem, który to – odpowiedział, na co pokiwałem głową. Magazyny... Dużo ich chyba nie jest, a węch Haru może się tu przydać. 
– Chcesz o coś jeszcze spytać? – zwróciłem się do męża, który może na coś wpadł, mi na razie ten magazyn wystarczy. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Posłusznie wykonałem polecenie mojego pana, schodząc na kolana powoli, zdejmując jego pasek, który położyłem obok na ziemi, skupiając się na rozporku i guziki, którego dość szybko się pozbyłem, zsuwając jego spodnie i bieliznę, mogąc dostać się do jego przyjaciela, który tylko czekał na mój dotyk.
Chwyciłem go w dłoń, poruszając dłonią, pomagając mu stanąć, a gdy tak się stało, wysunąłem bez pośpiechu język, liżąc boki jego przyjaciela, prawa potem lewa i znów to samo, zrobiłem tak kilka razy, w ogóle się nie spiesząc, bo i po co niech wszystko czuję tak, jak należy, zaspokajając swoje zmysły.
Gdy znudziłem się już taką zabawą, włożyłem go do ust, porządnie ślinią, nim znów wyjąłem go z usta, oblizując swoje wargi, patrząc z satysfakcją na męża, który już troszeczkę miał dość mojej zabawy, a ja doskonale to widziałem.
– Nie drażnij mnie tak, wiesz, jaka może cię czekać za to kara – Upomniał mnie wyjątkowo cierpliwy, a to akurat dobrze dziś mu się przyda.
Posłusznie kiwnąłem głową, wkładając jego przyjaciela do ust, poruszając spokojnie głową, pieszcząc go najlepiej, jak potrafiłem, tak jak zostałem kiedyś nauczony, dzięki czemu wiem, co Sorey najbardziej lubi w tej czynności, pracując ustami, dłonią chwyciłem jego jądra, które również zacząłem masować, czekając na jego spełnienie.
Sorey w pewnym momencie chwycił mocno moje włosy, dociskając moje usta do końca, tak aby jego przyrodzenie dostało się całe do mojego gardła, spuszczając mi się do ust, nie puszczając mnie, aż ostatnia kropla nie spłynęła po moim gardle.
Po wyjęciu go z ust musiałem odkasłać, przełykając ślinę.
– Grzeczna owieczka – Pochwalił mnie, ciągnąc za smycz, zmuszając mnie do wstania na równe nogi… – Jak się czujesz? – To pytanie mnie trochę zaskoczyło, od kiedy to po zrobieniu mi dobrze miałbym się czuć źle? Trochę tego nie rozumiałem.
– Dobrze, nawet bardzo dobrze jestem gotowy na każde twoje życzenie i każdy rozkaz – Zapewniłem, obliczając swoje wargi, na których czułem jego trochę, jego nasienia…
Sorey uśmiechnął się, popychając mnie na stół, odwrócił do siebie tyłem, chwycił moje włosy, dociskając moją głowę do stołu, unieruchamiając ją, zbliżając się do mojego ramienia, do którego po chwili wbił swoje zęby, wywołując u mnie jęk podniecenia, w tej chwili było mi bardzo dobrze, niby nic jeszcze nie zrobił, ale co ja poradzę, że robienie mu dobrze i gryzienie przez niego mojego ciała już doprowadza mnie do szaleństwa.
Mój mąż swoim przyrodzeniem ocierał się o moje pośladki, pobudzając swojego przyjaciela, który był gotowy do wejścia w moje wnętrze.
Nim zdążyłem się zorientować, wszedł we mnie do końca, jeszcze mocniej dociskając mnie do stołu, nie przestając pić mojej krwi, która aż za bardzo mu smakowała, jak dobrze, że chociaż ona wciąż potrafi leczyć, nie chciałbym jeszcze tego stracić.
Jęknąłem, wdrapując się w stół, na którym leżałem, czując, jak mocno zaczyna, poruszając się w moim wnętrzu, drugą wolną dłonią mocno chwytając moje dłonie, nie mając dla mnie w tej chwili litości, czyli tak jak lubiłem, ostro i brutalnie.
– Sorey chcę cię dotknąć – Wyszeptałem, nie mogąc tego zrobić z powodu jego silnego uchwytu, z którym nie byłem w stanie wygrać, nie z nim.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 No tak on i jego niedoskonałe ciało ja naprawdę nie pojmuję, dlaczego tak uważam, ma piękne ciało, ciało, które mnie kręci, a to chyba jest najważniejsze, chociaż nie, najważniejsze jest, aby czuł się dobrze we własnej skórze, a on, jak widać, jeszcze tak się nie czuje, no nic nie mogę na siłę przekonywać go, że jest inaczej, skoro on tego nie czuje najważniejsze, aby zrobił wszystko by zacząć się tak czuć.
– Jeśli chodzi o szefa i tego chłopaka oczywiście możemy już iść, a jeśli chodzi o trening, to wiedz potrenuje z tobą – Stwierdziłem, w sumie, uważając to za bardzo dobry pomysł, już dawno nie trenowaliśmy razem, a z tego, co pamiętam, było to całkiem miłe i nawet zabawne doświadczenie, za którym teraz tak nawet troszeczkę zacząłem tęsknić.
– Nie musisz ze mną trenować, przecież wiem, że do niczego cię nie będę zmuszał, masz prawo wrócić do domu, a ja sobie jeszcze tu po pracy potrenuje – Tego akurat można było się po nim spodziewać, przecież mówiłem, że nie chcę trenować, a więc on w tej chwili musli, że się do czegoś zmuszam, ale tak nie jest, sam zdenerwowałem, że tego chce, a jego zdanie niczego nie zmieni.
– Nie muszę to prawda i nikt narty nie próbuje mnie do tego zmuszać, pomyślałem jednak, że to będzie kiły powrót do czasów, gdy jeszcze trenowaliśmy razem – Wyjaśniłem, od razu, dostrzegając delikatny uśmiech na jego twarzy, wiedziałem doskonale, że mu się to spodoba, bo i dlaczego by nie miało, taki trening i mu bardzo się podobał, a ja doskonale to wiem.
– Jeśli taka jest twoja decyzja, nieprzymuszona to chętnie potrenuje z tobą, ale w tej chwili może zamiast na treningu skupimy się na pracy co? – Jego słowa trochę doprowadziły mnie na ziemię, miał świętą rację najpierw praca, a później przyjemności.
– Zgadzam się, chodźmy – Chwyciłem jego dłoń, kierując się do szefa, z którym mieliśmy trochę do pogadania.
Mężczyzna był trochę zdziwiony naszymi podejrzeniami i tak jak podejrzewałem, nie do końca w to wierzył, tyle, chociaż dobrze, że mimo to zgodził się na nasz pomysł, zaplanował nowy grafik, który był prawidłowy i ten, który był biedny, aby sprawdzić, czy ktoś, że straży nie jest w to zamieszany.
Sprawa z szefem została załatwiona, a teraz pora była na młodzieńca, któremu kiedyś pomógł mój mąż, nie wiem, czy to do końca dobry, aby kogoś innego w to angażować, to znaczy ufam mojemu mężowi i wiem, że on na pewno się nie mylił, mu mogę zaufać w każdej sprawie no może w większości sprawę, nie jesteśmy nieomylni i nawet on, mimo że uważa na pewno inaczej, jego zdaniem jest nieomylny, i to zauważyłem już dawno temu, ale czy mi to przeszkadzało? Oczywiście, że nie, kocham go mimo tej drobnej wady, zresztą nie tylko z nią ma ich trochę więcej i w ogóle mi to nie przeszkadza, to znaczy nie przeszkadza jakoś bardzo.
– Chcesz wejść do niego sam? Do czego ja będę ci potrzebny? – Zapytałem, wiedząc, że nic nie wniosę do tej sprawy, a tu przynajmniej się wszystkiemu przyjrzę, przydając się do czego.

<Paniczu? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Podszedłem do niego, chwytając jego dłoń i okręcając go wokół jego osi, oglądając go z uwagą. Od razu rzuciło mi się w oczy to, że mój mąż nie miał na sobie bielizny, niegrzeczna Owieczka. I do tego cała moja; każdy centymetr jego cudownego, chłodnego ciała, każda kropelka krwi płynąca w jego żyłach... kiedy sobie go obejrzałem z każdej ze stron, przyciągnąłem go do siebie, wbijając palce w jego biodra. To już sprawiło, że Mikleo jęknął cicho, a ciało zadrżało w oczekiwaniu na więcej. Ależ on był strasznie dzisiaj wrażliwy. Nie zrobiłem jeszcze nic wielkiego, a on już był gotów na więcej. Ja wiem, że jego ciało zawsze tak łatwo mi się poddawało, ale dzisiaj był jeszcze bardziej wrażliwszy, o ile to w ogóle było możliwe. 
– Brakuje tu czegoś – dodałem, oglądając go raz jeszcze od stóp do głowy. Niby wszystko ładnie, sukienka piękna, policzki ubrane, a na szyi obroża... I to właśnie obroża na tę chwilę przykuła moją największą uwagę. 
– Czego? Zaraz to nadrobię – obiecał ładnie, zachowując się jak grzeczna Owieczka. A to mi się podobało, kiedy był posłuszny, zwłaszcza w takich sprawach. Cóż poradzić, że taki mój fetysz, i to jeden z wielu. I chyba ono było ze mną od zawsze, tak więc miał szmat czasu, by się do mnie przyzwyczaił, tak więc żadnej wymówki na to nie miał, a przynajmniej ja żadnej nie akceptowałem. 
– Smycz. Jak ja mogę cię ładnie prowadzić, kiedy nie mam smyczy, głuptasie – wyjaśniłem, puszczając go. 
Mikleo zrozumiał, że to był czas, w którym naprawia swój błąd, i zniknął w sypialni tylko po to, by wrócić do mnie już z brakującym przedmiotem, to jeszcze przypiętym do obroży. Jak miło z jego strony. Na razie zachowywał się wręcz perfekcyjnie, co było trochę aż dziwne. Drobne rzeczy mogę mu odpuścić, drażnienie się to też było coś, co uwielbiałem, w stonowanych ilościach oczywiście, a skoro jeszcze nie zaczął tego robić, to niebawem zacznie. Za dobrze go znam. 
Mikleo podszedł do mnie, wręczając mi smycz. Od razu uśmiechnąłem się z wyższością i przyciągnąłem go do siebie, łącząc usta w namiętnym pocałunku, który zakończyłem, podgryzając jego dolną wargę do krwi. Dzisiejszego dnia nawet ona smakowała inaczej. Ciężko było mi jednak stwierdzić, czy była to kwestia pełni, a może utraconych przez niego mocy, czy też wydaje mi się to tylko, bo dawno jej nie piłem; to wszystko nie miało żadnego znaczenia, dopóki smakowała. A smakowała mi bardzo. W ogóle nie był dla mnie wyczuwalny charakterystyczny, metaliczny posmak, jaki towarzyszył krwi. Była ona cudownie słodka, jak czekolada, którą dzisiaj zjadł w ilościach wręcz zatrważających. Chyba wkrótce znów będę musiał zrobić mały zapas, bo przy nim schodzi to strasznie szybko. I dobrze. Niech je, ile chce, jeżeli sprawia mu to szczęście. 
Tylko pytanie, czy mogę sobie z nim na tę chwilę ostrzej zabawić. Tych naleśników zjadł bardzo dużo, a nie chciałbym, żeby się pochorował. Może wpierw zaczniemy powoli, i będę kontrolował, jak on tak właściwie się czuje. 
– Teraz na kolana i wykorzystaj swoje usta najlepiej, jak potrafisz – dodałem po pocałunku, ocierając z jego brody strużkę krwi wymieszanej z śliną. 

<Owieczko? c:>