Nie sądziłem, że Miki już wyjdzie z domu. Wczoraj przecież jeszcze nie było z nim najlepiej, a dzisiaj już sobie śmiga w jeziorze. Dobrze, że wziął dzisiaj ze sobą zwierzaki, najwidoczniej ostatnia nasza kłótnia dała mu do myślenia, chociaż tyle dobrego z niej wyniknęło. Miałem bardzo proste zasady, które związane były tylko i wyłącznie z jego bezpieczeństwem, które ostatnio było mocno nadszarpnięte. Tyle dobrego, że moja aura całkowicie przytłacza aurę jego i dzieciaków, dzięki czemu nikt nie szuka ich, a to skupiają się na mnie. Ja tam mogę przyjąć na siebie całe niebezpieczeństwo, byleby moja rodzina była bezpieczna.
- Szukałem pracy. I nawet znalazłem, wiesz? Tylko problem jest taki, że ona jest od dwudziestej trzeciej do siódmej – odpowiedziałem, uśmiechając się łagodnie mając nadzieję, że jako bardzo źle nie zareaguje. Jednak jego mina... nie był zachwycony.
- Czemu w takich godzinach? Co to za praca? – spytał, opierając policzek o moje udo.
- Będę... ochroniarzem w barze. Chyba tak to można nazwać. Jak ktoś będzie sprawiał kłopoty, będę go łagodnie wypraszał. Albo mniej łagodnie, wszystko zależeć będzie od zachowania – odparłem, uśmiechając się łagodnie, by go troszkę uspokoić.
- Brzmi to jak miejsce pełne nieprzyjemnych ludzi. Dasz sobie radę? – pytał dalej, chyba ciągle nieprzekonany.
- Dam. Najwyżej wyładuję złość, dając komuś po mordzie. I jeszcze za to zarobię – wyszczerzyłem się u ucałowałem go w czoło.
- Tylko te godziny... nie umiem spać sam – wyznał, zmartwiony tym faktem.
- Właściwie, to i tak śpisz sam. Czekam, aż twój sen będzie głęboki, no i znajduję sobie jakieś zajęcie. Czasem zdarzało mi się być z tobą całą noc, kiedy czułeś się gorzej, ale z reguły ten czas jakoś sobie zapełniałem. Jakbyś chodził spać tak o dwudziestej drugiej, albo wcześniej, to mógłbym przy tobie być, dopóki nie zaśniesz – zaproponowałem, poprawiając jego włosy. – Nie będę tam pracował długo. Miesiąc, może dwa, i pieniędzy powinno nam wystarczyć na wiele miesięcy – dodałem, chcąc go odrobinkę uspokoić. Jak będzie wystarczający, to i tak szybko będzie zasypiać. Wcale mnie do tego nie potrzebuje, a jak się trochę ode mnie odzwyczai, to też dobrze. – Właściwie, to niesamowite, że dalej masz to moje piórko – dodałem, zmieniając temat nie chcąc, by Mikleo był taki smutny, dlatego postanowiłem skupić jego myśli na czymś innym.
- A co miałbym z nim zrobić? Wyrzucić? – spytał, odruchowo sięgając do kolczyka z białym piórkiem, które to pochodziło z mojego skrzydła dawno temu, jak jeszcze byłem aniołem. I patrząc na te wszystkie lata, świetnie się ono trzyma.
- Czemu nie? Jest strasznie stare. I już nie ma nic wspólnego z jego stworzycielem – odpowiedziałem, delikatnie gładząc kciukiem jego wargę. – Powinienem to odświeżyć, by się zgadzało. Mogę je zabrać?
- Nie, podoba mi się bardzo. I nie chcę się go pozbywać.
- Czemu? Przecież zaraz bym ci go oddał, tylko z czarnym piórem. Nie chcesz mieć mojej demonicznej części przy sobie? – spytałem, marszcząc brwi. Chociaż, jak tak to powiedziałem na głos to w sumie logiczne, że woli zostawić ten anielski pierwiastek mój przypominający mu czasy, kiedy to byłem dla niego dobry i jego warty. – Cóż, skoro taka twoja wola, to ją uszanuję, wracamy do domu? – dodałem, uśmiechając się łagodnie.
<Owieczko? c:>