Po tych słowach od razu znalazłem się obok niego na materacu, wsuwając się pod kołdrę i tuląc go o siebie, chowając go nie tyle w swoich ramionach, a i w kruczoczarnych skrzydłach, ukrywając go całkowicie przed światem. Żadne światło do niego nie docierało, dlatego Mikleo mógł spokojnie spać, nie denerwując się słonecznymi promieniami, ani żadną, boską interwencją. Byliśmy ukryci w demonicznym kokonie, a coś czułem, że tego jego bóg brzydziłby się dotknąć.
- Jeżeli bóg by nas rozdzielił, zrobiłbym wszystko, by pożałował. I skoro zabrałby moją miłość, ja zabrałbym jego. Spaliłbym cały świat dla ciebie, bez mrugnięcia okiem i bez żadnych wyrzutów – wyznałem, gładząc uspokajająco jego plecy i miejsca, w których były jego skrzydła. Czułem wielką potrzebę, by się za to zemścić. Zrobić coś, co sprawiłoby, że ten staruch by pożałował tego, co zrobił. Obawiałem się jednak, że gdybym ja coś zrobił, to Mikleo by znów ucierpiał, za bóg wie co, i to dosłownie.
- Wolałbym, byś tego nie robił. Jest tu mnóstwo niewinnych ludzi, którzy nie zasługują na twój gniew – wyznał Miki doskonale wiedząc, że nie żartuję. Jeżeli zostanę sprowokowany, nie będę się wahał.
- Tak jak ty nie zasługiwałeś na gniew boga, i co? Wszystko zależeć będzie od niego. Najchętniej już teraz bym mu pokazał, ale boję się o ciebie. Dalej ma nad tobą władzę i to mnie niepokoi – wyznałem, przerażony tym faktem. Tyle mu oddał, a on dalej będzie od niego wymagał coraz to więcej, i więcej... martwi mnie to.
- Nie martw się, teraz nie ma podstaw, by coś mi zrobił. Jedyne, co gorszego mogę uczynić, to zabicie człowieka. Albo zmuszenie kogoś chociażby podstępem do tego. To się nigdy nie zdarzy – wyznał, zamykając swoje oczy. Nie wierzyłem w to zbytnio. Ten stary dziad bardzo lubi nam uprzykrzać życie, więc najpewniej w przyszłości o nim usłyszymy. Wątpiłem szczerze, by nam tak szybko to odpuścił.
Ale teraz były ważniejsze rzeczy niż to.
- Śpij, Owieczko. Będę przy tobie tak długo, jak tylko moja nieczysta obecność będzie ci sprawiać przyjemność – wyznałem, bardzo chcąc, by już poszedł spać.
Mikleo coś wymamrotał, ale powiedział to na tyle cicho i niezrozumiale, że nie rozumiałem, co powiedział. To nie szkodzi. Najważniejsze, by w końcu wypoczął po tym, co tam przeżył. Ja tam nie do końca wiem, co się stało, ale sądząc po tym, jak się teraz zachowywał, i jaki bez sił był, musieli go mocno wymęczyć, może też uniesiona była na niego ręka.
Cierpliwie leżałem przy Mikim, dalej ukrywając go przed całym światem. Przez cały czas gładziłem jego plecy, nasłuchując otoczenia. Zwierzaki dalej przy nas trwały, dzieciaki były w domu, a Mikleo oddychał spokojnie i miarowo. Dopiero późnym wieczorem poruszył się i otworzył oczy, posyłając mi zamglone spojrzenie. Oj, wyspał się, zdecydowanie, a to bardzo dobrze, potrzebował tego, chociaż dla mnie, to dalej za mało. Jeszcze coś bym chciał dla niego zrobić.
- Dzień dobry, Owieczko. Lepiej? Przynieść ci coś? Coś słodkiego, kąpiel? – zaproponowałem, nie wypuszczając go ze swoich ramion, ani nie chowając skrzydeł. Nie odsunę się od niego, dopóki nie da mi sygnału, że mam to zrobić.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz