sobota, 21 września 2024

Od Mikleo CD Soreya

Byłem naprawdę przewożony tą myślą, a co, jeśli pan naprawdę mnie ukarał, odbierając mi moce? Co mam robić? Przecież nie dam się zastraszyć, nie zostawię Soreya tylko dlatego, że Bóg tak chcę, już wolę utracić wszystkie moce, a nawet anielskie życie, wszystko, abym mógł z nim być.
Spokojnie ruszyłem za mężem, myśląc bardzo intensywnie o całej tej sprawie trochę, martwiąc się całą tą sytuacją, co jeśli mój pan będzie chciał zemści się i na nim? Przecież on nie zasługuje na karę, to moja decyzja to ja go ocaliłem i ja chciałem mieć przy sobie, mimo że on wiele razy uświadamiał mnie w biednym myśleniu, które może skończyć się różnymi konsekwencjami, a mimo to ja nie chciałem go słychać i teraz mam, mam za swoje.
– Śmiało wskakuj – Zachęcił mnie ciepło przy tym uśmiechając.
Posłusznie kiwnąłem głową, wchodząc do wody, którą wciąż tak dobrze słyszałem i rozumiałem, może faktycznie to brak bliskiego kontaktu z wodą, nie wiem to się dopiero okaże.
Woda przyniosła mi ukojenie, którego potrzebowałem w tej chwili bardziej niż powietrza…
– I jak czujesz się lepiej? – Sorey od razu skupił całą uwagę na mnie, gdy tylko do niego dopłynąłem, kładąc dłonie na jego nogach.
– Chyba tak, okaże się jak już będę próbował uleczyć twoją ranę – Stwierdziłem, od razu, dostrzegając jego spojrzenie.
– Wiesz, że nie musisz mnie leczyć? – Zapytał, jak zwykle, twierdząc, że nic mu nie jest i nie muszę się o niego martwić, no ale jak mam się o niego nie martwić jak kocham go i chce jak najlepiej.
– Na razie to nawet nie wiem, czy uwadze, kiedykolwiek będę mógł cię leczyć – Zauważyłem, siadając na most , mając dzieje, że uda mi się uleczyć jego ranę.
Z nadzieją pozostałem bardzo się zawodząc nie byłem w stanie mu pomóc, nie mogłem leczyć, a to oznacza, że dosięgła mnie jego kara.
– Nie mogę – Wyszeptałem, czując smutek i żal, ta moc była mi bardzo potrzebna, nie dla mnie, a dla ratowania innych, teraz już nawet tego nie będę w stanie zrobić, jestem do niczego.
– Nawet tak nie myśl, wciąż jesteś cudownym aniołem, który tylko utracił moc leczenia innych – Starał się mnie pocieszyć, kładąc dłoń na policzek, uśmiechając się do mnie łagodnie.
– Tylko? Sorey aż, nie tylko, ta moc ratowała innych, ratowała ciebie, teraz już nigdy nie będę w stanie cię uleczyć – To bardzo mnie martwiło, a co, jeśli znów będzie bardzo ranny? Jak mam mu wtedy pomóc?
– Masz rację, zrobię więc wszystko, aby oddał ci moce – To było naprawdę kochane z jego strony. Wiem, że chciał mi pomóc i jestem mu za to wdzięczny jednak nie może narażać swojego życia dla mnie, nie wybaczę sobie, jeśli coś, by mu się stało.
– Sorey bardzo cię proszę nie narażaj się na jego gniew, nie skończy się to dla ciebie dobrze – Poprosiłem, chwytając jego dłoń. – Sam tego chciałem, zasłużyłem sobie na taką karę, wybrałem ciebie i niczego nie żałuję, jestem w stanie oddać mu wszystko bylebyś był tu obok – Dodałem, mówiąc prawdziwie to to czułem, utrata mocy wstrząsnęła mną, jednak nie tak bardzo jak myśl związana z jego zniknięciem, jestem w stanie oddać naprawdę wszystko potrzebuję tylko przy sobie każdego dnia, każdego popołudnia i każdej nocy bez niego nie mogąc już żyć.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz