Byłem naprawdę zmęczony tym całym wydarzeniem, które mnie spotkało mój pan, naprawdę potraktował mnie bardzo podle odebrał mi jedną z moich mocy chyba tą, na której najbardziej mi zależało i skrzydła, które nie miały dla mnie większego znaczenia, mało kiedy latałem, woląc pływać jak każdy wodny serafin.
Zmęczony wsłuchiwałem się w myśli mojego męża, które błądziły wokół całej tej związanej ze mną sprawy.
– Nie musisz się tak martwić, wciąż jestem serafinem wody, wciąż jestem nieśmiertelny i posiadam każdą inną moc, a odejść przecież by mi nie dał, bo moje zachowanie nie zasługiwało, aż na taką karę popełniłem błąd i zostałem ukarany, ale nie zamordowałem ani nie sprowadzałem nikogo na złą drogę, aby odebrać mi wszystko, co jeszcze mi pozostało – Zwróciłem się do niego, gdy tylko znaleźliśmy się w sypialni, a on położył mnie na miękkim łóżku.
Sorey przyjrzał mi się uważnie, analizując po kolei moje słowa.
– Czyli wciąż jesteś nieśmiertelnym aniołem, a jedyne, czego nie masz to skrzydeł i mocy leczenia? – Zapytał, a ja ci kiwnąłem twierdząco głową, oczywiście przejmowałem się tym, że nie mam moich mocy, ale jeśli mam wybierać między miłością a mocą to chcę, aby on był przy mnie całe moje życie, nieważne co zrobi, jak bardzo będzie chciał mnie odtrącić, ja nie zmienię zdania, kocham go i nie mogę tego zmienić. A jeśli on odejdzie, będę już na zawsze samotne i nic mnie już nie uszczęśliwi moje moce ani skrzydła nie będą miały najmniejszego znaczenia, jeśli będę sam na tym świecie, a tak się stanie, kiedy dzieci odejdą, a on mnie zostawi, myśląc, że tak będzie najlepiej.
Sorey westchnął ciężko, przykrywając mnie cieniutkim kocem.
– Powinieneś był mimo to zrezygnować ze mnie, tak byłoby najlepiej dla ciebie, miałbyś swoje moce i skrzydła, mógłbyś leczyć ludzi i każdego, kto tego leczenia by potrzebował, a tak utraciłeś to, co dla ciebie najważniejsze – Bardzo się mylił moje moce były dla mnie ważne to prawda, ale nie były najważniejsze, bo najważniejsze to było dla mnie kochanie moich dzieci i męża, bez którego nie wyobrażałem sobie życia.
– Bardzo się mylisz Sorey, moc nie ma dla mnie znaczenia, jeśli nie mam przy sobie najukochańszych mi osób, co mi po tym, że będę miał moce i skrzydła, jeśli już na zawsze pozostanę samotny? – Zadałem mu bardzo proste pytanie, na które obaj znamy odpowiedź, nigdy już nie będę szczęśliwy, jeśli on mnie opuści, a jeśli uważa inaczej i mimo wszystko będzie chciał mnie zostawić, ja nie będę go przed tym powstrzymywał, bo każdy ma prawo robić to, co uważa za słuszne jednak, mimo to będę cierpiał i nic nie złagodzi mojego cierpienia, nawet tak głupia moc i skrzydła, których w ogóle nie potrzebowałem.
Sorey patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu, zbliżając się do mojej twarzy, składając pocałunek na moim czole.
– Kocham cię aniele mój, ale pora już odpocząć zamknij oczy i odetchnij, porozmawiamy, kiedy ponownie się już obudzisz – Obiecał, głaszcząc mnie po policzku.
– A możesz położyć się obok? Nie chcę zostać sam – Poprosiłem, potrzebując go przy sobie nawet podczas snu.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz